PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Wakacje Stypendystów Fahrenheita

Wakacje Stypendystów Fahrenheita
Wypoczynek w domu, praktyki zagraniczne, wizyty przyjaciół z uczelni, a może wojaże po świecie? Co ciekawego robili Stypendyści Fahrenheita w te wakacje? Opowiedzą nam Julia, Natalia, Asia i Adam.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Żaden widok w Gdańsku nie zachwyca tak, jak panorama z wieży Kościoła Mariackiego
Żaden widok w Gdańsku nie zachwyca tak, jak panorama z wieży Kościoła Mariackiego
zdj. Adam Małagowski

Adam Małagowski: Pokazać to, co najlepsze - zagraniczni goście w Polsce.

W te wakacje stanąłem przed wielkim dylematem. Na kilka dni miał po raz pierwszy przyjechać mój przyjaciel z Finlandii. Co pokazać? Gdzie pojechać, gdy tak wiele można zobaczyć? Słyszał już wiele o Warszawie i Krakowie, Gdańsk był jednak dla niego białą plamą na mapie Europy. Po zwiedzeniu gdańskiej starówki wybraliśmy się do Europejskiego Centrum Solidarności. Mój dziadek pracował w Gdańskiej Stoczni przez ponad 20 lat, więc historia tego miejsca jest w jakiś sposób bliska całej naszej rodzinie. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak dobrze przygotowana jest sama wystawa. Informacje są zaprezentowane w bardzo przystępnej formie dla osoby, która z Solidarnością spotyka się po raz pierwszy. Audioprzewodnik przeprowadził nas przez ponad 20 lat historii naszego kraju pozostawiając kolegę pod dużym wrażeniem.

Bieszczadzkie połoniny zyskują uznanie również w oczach zagranicznych gości
Bieszczadzkie połoniny zyskują uznanie również w oczach zagranicznych gości
zdj. Adam Małagowski


Chcąc pokazać, że oprócz bogatej historii mamy również piękne krajobrazy, pojechaliśmy w Bieszczady. Zamierzałem pokazać koledze jedno z najbardziej odległych od cywilizacji miejsc, lecz uzyskałem odwrotny efekt. Finlandia jest w większości bardzo słabo zaludnionym krajem. Nie jest więc niczym dziwnym wyjść na wycieczkę do lasu i nie spotkać nikogo przez kilka dni. Spanie pod chmurką czy w szałasie również nikogo nie dziwi. Gdy mówiłem o schroniskach górskich, kolega wyobrażał sobie takie właśnie szałasy bądź małe chatki. Wchodząc do schronisk PTTK w Bieszczadach czuł niemal luksus; i choć pogoda nie zawsze dopisywała, to sytuację ratowały naleśniki z jagodami albo porządna miska żurku.

Joanna Wolska: Wojaże z plecakiem po Azji Południowo-Wschodniej

Ja natomiast odważyłam się na odwrotny scenariusz wakacji – odwiedziłam po raz pierwszy moich przyjaciół ze studiów i ich rodziny w odległych krajach Azji Południowo-Wschodniej. Pięciotygodniowa wyprawa po zupełnie nieznanych mi dotąd regionach z ciężkim plecakiem i jedynie biletem powrotnym okazała się niesamowitą przygodą życia i… szkołą przetrwania! Plan był prosty – Singapur, Kuala Lumpur, Tajlandia, Kambodża, Wietnam i Hong Kong. Jednak już po pierwszych kilku dniach zrozumieliśmy, że nie wszystko da się zaplanować. Im bardziej jechaliśmy na północ, tym trudniej było z komunikacją, transportem, zakwaterowaniem czy nawet standardami higieny…

Świątynia Ta Keo w Siem Reap w Kambodży
Świątynia Ta Keo w Siem Reap w Kambodży
zdj. Joanna Wolska


Zderzyliśmy się z wielkimi kontrastami, niezrozumiałymi obyczajami i kontrowersyjnymi stereotypami. Jednak to było w Azji najpiękniejsze – ta inność, egzotyczność oraz zagadkowość miejscowych kultur. Nigdy nie zapomnę pierwszego dania zjedzonego samymi pałeczkami w Singapurze, pierwszego w moim życiu monsunu na szczycie Victoria Peak w Hong Kongu, zapierającego dech w piersiach nocnego widoku na Victoria Harbour z 63. piętra, pierwszego selfie z Malezyjczykami w Batu Caves pod Kuala Lumpur (na ich życzenie!), wschodu słońca w ruinach świątyni Angkor Wat w Kambodży i najpiękniejszego zachodu słońca na Starfish Beach na wietnamskiej wyspie Phu Quoc, oraz najostrzejszej zupy jakiej próbowałam w życiu w miejscowości Ayutthaya w Tajlandii (chociaż rodzice mojego przyjaciela zapewniali mnie, że jest łagodna – powiem tak, mieli niezły ze mnie ubaw). Natomiast mottem tego wyjazdu stał się „Halo Tuk Tuk” i każdy turysta, który odwiedził te regiony Azji, wie o czym mówię.

Rowerem po polach ryżowych w Tam Coc w wietnamskiej prowincji Ninh Binh
Rowerem po polach ryżowych w Tam Coc w wietnamskiej prowincji Ninh Binh
zdj. Joanna Wolska


W podróży bardzo pomagali nam moi przyjaciele ze studiów – dzielili się swoją wiedzą, opowiadali o historii czy miejscowych zabytkach, radzili, co robić w różnych sytuacjach i zachęcali do dalszej podróży. Stanowili nasze małe „przystanie” w Bangkoku, Sajgonie oraz w Hong Kongu. Pomagali zrozumieć to, co niezrozumiałe. Namawiali by zjeść to, co wyglądało na niejadalne.

Te pięć tygodni były wielkim wyzwaniem, ale też jedyną w swoim rodzaju przygodą. Zdumiewające cuda natury, chaotyczne milionowe aglomeracje miejskie czy bezinteresowne uśmiechy lokalsów na zawsze pozostaną w mojej pamięci jako jedne z najbardziej niepowtarzalnych wspomnień z czasów studenckich.

Julia Stankiewicz: Praca, konkurs, kurs oraz podróże - udana próba zmieszczenia wszystkiego w niecałe 3 miesiące!

Skończyły się chyba najbardziej pracowite, a zarazem satysfakcjonujące wakacje jakie dotychczas miałam. Jeden dzień po zakończeniu egzaminów, tj. w pierwszy dzień wakacji, wyleciałam wraz z innymi studentami na konkurs CanSat Competition do Stanów. Nasze urządzenie, nad którym pracowaliśmy cały rok zostało wystrzelone w rakiecie na 700 metrów, aby potem podczas opadania dokonać różnych operacji takich nagranie filmu z lotu i wykonanie pomiarów ciśnienia. Udało nam się zająć pierwsze miejsce, więc zdeprawowana ze snu, ale w pełni usatysfakcjonowana wróciłam do Wielkiej Brytanii.

Space4Water - zespół stworzony podczas tygodniowego kursu Airbusa. Każdy z nas pochodził z innego kraju, co pomogło nam w lepszym zrozumieniu problemów w różnych częściach świata
Space4Water - zespół stworzony podczas tygodniowego kursu Airbusa. Każdy z nas pochodził z innego kraju, co pomogło nam w lepszym zrozumieniu problemów w różnych częściach świata
zdj. Julia Stankiewicz


Dzień później siedziałam już w samolocie do Kopenhagi, gdzie przez kilka dni miałam okazję poznać to rowerowe miasto. Do Gdańska wróciłam tylko na kilka dni ze względu na to, że pod koniec czerwca zaczynałam roczne praktyki w Rolls-Roycie. Nowa praca, miasto oraz ludzie i nauka nowych rzeczy na każdym możliwym kroku. Bardzo intensywny tydzień, po którym musiałam poprosić o 5 dni wolnego... Żartowaliśmy ze znajomymi, że jest tak ciężko, że wakacje trzeba brać już po pierwszym tygodniu!

Lake District - raj na Ziemi!
Lake District - raj na Ziemi!
zdj. Julia Stankiewicz


Zamiast jednak do ciepłych krajów pojechałam kilkadziesiąt kilometrów na południe Anglii, gdzie odbywał się Airbus Airnovation Summer Academy. Był to kurs zorganizowany przez firmę Airbus dla 40 studentów z uczelni partnerskich z całego świata. Ponad 5 dni pracy nad projektem, który miał na celu zaradzić głodowi oraz braku wody na świecie zaowocował w poznaniu wielu inspirujących ludzi i dowiedzeniu się o możliwych ścieżkach kariery w Airbusie. Po pięciu tygodniach przemieszczania się po świecie z jedną, małą walizką wróciłam do Derby, miejsca gdzie obecnie odbywam swój staż. Miałam już wtedy okazję poznać lepiej zakres swoich obowiązków oraz zespół, w którym pracuję.

Do Tuluzy zostałam zaproszona przez koleżankę, którą poznałam podczas kursu w Airbusie. Miasto jest ważnym ośrodkiem przemysłu kosmicznego i dzięki uprzejmości taty Chloe zostałyśmy oprowadzone po CNES - francuskiej agencji kosmicznej. Powyższe zdjęcie przedstawia rakietę Ariane 5 w Cité de l’espace oraz mnie w mojej kosmicznej bluzie!
Do Tuluzy zostałam zaproszona przez koleżankę, którą poznałam podczas kursu w Airbusie. Miasto jest ważnym ośrodkiem przemysłu kosmicznego i dzięki uprzejmości taty Chloe zostałyśmy oprowadzone po CNES - francuskiej agencji kosmicznej. Powyższe zdjęcie przedstawia rakietę Ariane 5 w Cité de l’espace oraz mnie w mojej kosmicznej bluzie!
zdj. Julia Stankiewicz


Niestudiowanie ma jedną, wielką zaletę - wolne weekendy! Te wykorzystałam na podróże do takich miejsc jak Nottingham, Tuluza oraz Kraina Jezior (Lake District). A dziś, w ostatni dzień wakacji, przejeżdzam przez granicę angielsko-walijską jednocześnie orientując się jak produktywnie można wykorzystać 3 miesiące, a przy okazji trochę odpocząć!

Natalia Egielman: Złamać nogę, czyli zamiast do Włoch polecieć do Wielkiej Brytanii

W maju tego roku zaplanowaliśmy rodzinny wyjazd na wakacje. Tym razem padło na Włochy. Postanowiliśmy polecieć do Pizy 6 lipca, a do Polski wrócić z Mediolanu zwiedzając po drodze Florencję i Bolonię. Wszystkie hotele i loty zostały zarezerwowane i opłacone, bo "Co się może stać? Przecież nikt się nie rozmyśli...". Niespodziewanie zmuszeni byliśmy do małej zmiany planów - 30 czerwca złamałam nogę. "Ale jak to? Przecież jak coś człowiekowi dolega, to bierze leki i pomagają, a tu trzeba czekać 6 tygodni?", czysta abstrakcja!

Tamiza i London Eye - widok z Westminster Bridge
Tamiza i London Eye - widok z Westminster Bridge
zdj. Natalia Egielman


Nie było sensu odwoływać całego wyjazdu, tak więc rodzina poleciała, a ja zostałam w domu. "Nie szkodzi, mogło stać się coś gorszego", pomyślałam. "Może w końcu uda mi się nadrobić straty w śnie, którego całkiem spory deficyt zdążył nagromadzić się podczas okresu egzaminów końcowych". Minął jeden dzień, dwa dni, pięć, a mnie przerażała myśl siedzenia w domu przez połowę wakacji. Stwierdziłam, że trzeba sprawdzić, jak jest w Londynie.

Chyba nie ma osoby, która będąc w Londynie nie zrobiła sobie zdjęcia w budce telefonicznej…
Chyba nie ma osoby, która będąc w Londynie nie zrobiła sobie zdjęcia w budce telefonicznej…
zdj. Natalia Egielman


Niewiele się zastanawiając w jednej chwili kupiłam bilety i zaczęłam planować wyjazd.16 sierpnia w chłodny deszczowy poranek postawiłam trampka i buta ortopedycznego na brytyjskiej ziemii. Postanowiłam nie tracić czasu i od razu zacząć zwiedzać. Prosto z lotniska udałam się do The National Gallery, gdzie spędziłam blisko 5 godzin. Zobaczyć na żywo najsławniejsze dzieła Klimta, Renoira, Rembrandta, Moneta, oglądane od lat w podręcznikach szkolnych – niesamowite uczucie. Najzabawniejszym wspomnieniem było to, że aby zrobić zdjęcie "Słoniecznikom" Van Gogha musiałam ustawić się w kolejce…

The National Gallery - kolejka do Słoneczników
The National Gallery - kolejka do "Słoneczników"
zdj. Natalia Egielman


Kolejnym punktem z listy "to do" był spektakl "Exit the King" w reżyserii Patricka Marbera w National Theatre z Rhysem Ifansem w roli tytułowego króla. Jako teatralny amator postanowiłam udać się na jeden spektakl, aby zobaczyć, jak teatr "stoi" na Wyspach. Nie zawiodłam się. Zarówno gra aktorska, jak i scenariusz oraz scenografia znalazły się na najwyższym poziomie zadowalając nawet najbardziej krytyczną publiczność.

National Theatre - jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie
National Theatre - jedno z moich ulubionych miejsc w Londynie
zdj. Natalia Egielman


Nie starczyłoby ani czasu ani papieru na opisanie tych pięciu krótkich, ale bardzo intensywnych dni, dlatego z miłośnikami zwiedzania podzielę się trzema Krótkimi radami:

1. Jeśli nie chcecie stać w kilometrowej kolejce do Churchill War Rooms – bądźcie na miejscu 45 minut przed otwarciem.
2. Zamierzając odwiedzić Westminster Abbey nie musicie zaopatrywać się w hektolitry wody, które starczą na 2h stania w kolejce do kasy – na trawniku obok ustawiony jest stół z wodą butelkowaną, której zapasy są regularnie uzupełniane (chapeau bas, wspaniały pomysł!).
3. Jeśli planujecie wizytę w jakiejkolwiek galerii lub muzeum weźcie pod uwagę to, że możecie spędzić tam cały dzień i nie bądźcie rozczarowani, jeżeli nie zdążycie wszystkiego zobaczyć – liczba znajdujących się tam eksponatów przerasta ludzkie pojęcie…

Westmister Abbey
Westmister Abbey
zdj. Natalia Egielman