Głównym dokumentem, którym musiał legitymować się obywatel gdański przy przekraczaniu granicy Wolnego Miasta był paszport wydawany przez Prezydium Policji. W razie konieczności wyrobienia sobie nowego dokumentu podczas pobytu za granicą trzeba było udać się do przedstawicielstwa konsularnego Rzeczpospolitej, która – w myśl postanowień „konwencji paryskiej” – wzięła „na siebie prowadzenie spraw zagranicznych Wolnego Miasta Gdańska, również jak i opiekę nad obywatelami gdańskimi za granicą. Opieka ta będzie użyczoną na tych samych warunkach, jak obywatelom polskim”.
Paszport ten uprawniał gdańszczan do swobodnego wjazdu na teren Polski. Z czasem jednak (w drugiej połowie lat trzydziestych) wprowadzono obowiązek posiadania polskiej wizy. Jednak obywatelom gdańskim „wizy te wydaje się bez specjalnych formalności z terminem 2-letnim za opłatą 8.70 złotych, czyli guldenów” – jak mówiła instrukcja z czerwca 1937 roku dla „urzędnika dyżurującego” w Komisariacie Generalnym RP w Gdańsku. W ruchu przygranicznym ciągle jeszcze wystarczały jedynie dowody osobiste, by można było oficjalnie i swobodnie przekroczyć granice z obu stron.
Obywatele polscy mieszkający na terenie Wolnego Miasta Gdańska (a była ich, szczególnie w latach trzydziestych, spora grupa) nie mieli większych problemów z przekraczaniem granicy gdańsko-polskiej. Wystarczył im jedynie dowód osobisty wydany przez Komisarza Generalnego RP w Gdańsku i poświadczony przez właściwy rewir Policji Gdańskiej. Dowód osobisty stwierdzał obywatelstwo polskie jego posiadacza, fakt zamieszkiwania na terytorium gdańskim (był automatycznie również gdańską „wiza pobytową”) oraz zezwalał na swobodne podróże do Polski.
Dla gdańskich wycieczek, grup sportowych, uczestników zjazdów, koncertów i pielgrzymek jadących do Polski przygotowano ułatwienie w postaci „Zbiorowej przepustki granicznej dla obywateli Gdańskich”. Organizator wyjazdu obowiązany był do przedstawienia władzom gdańskim listy uczestników, podania czasu i celu wyjazdu. Dokumenty, opatrzone odpowiednimi potwierdzeniami urzędowymi, trafiały do Komisariatu Generalnego, który opatrywał je pieczęcią: „…proszę polskie władze graniczne, aby na zasadzie niniejszego zbiorowego dokumentu osobom na nim wymienionym zezwoliły na przekroczenie granicy polsko-gdańskiej”.
Obywatele obcych państw musieli bezwarunkowo posiadać polską wizę nie tylko na wjazd do Polski, ale również na wjazd do Gdańska. Można ją było uzyskać w każdej placówce konsularnej Rzeczypospolitej na świecie. W każdej, a więc również w Komisariacie Generalnym RP w Gdańsku. Tak więc turyści, handlowcy, sportowcy, dziennikarze i wszyscy inni wędrowcy, którzy przekroczyli granicę Wolnego Miasta Gdańska drogą morską, lotniczą lub bezpośrednio z terytorium Niemiec, a nie posiadali ważnej wizy polskiej mogli (i musieli) wystąpić o nią do Komisariatu Generalnego. Nie dotyczyło to jedynie obywateli sowieckich i przez pewien czas litewskich, których obowiązywały specjalne przepisy wizowe; im polską wizę otrzymać było dużo trudniej.
Nie wszyscy jednak poddawali się rygorowi posiadania polskiej wizy, szczególnie mieszkańcy Prus Wschodnich. „Od dłuższego czasu Konsulat zauważył, iż obywatele niemieccy powiatu sztumskiego i malborskiego nie starają się o wizy na wjazd do Polski, do północnych powiatów Województwa Pomorskiego, co przedtem bardzo licznie czynili. Obecnie dochodzą do Konsulatu wiadomości, iż wyjeżdżają oni do Polski bez wiz konsularnych. Mianowicie na teren gdański udają się na podstawie paszportu, względnie wykazu osobistego, tam spotykają się z swoimi krewnymi, którzy przywożą dla nich obce polskie wykazy osobiste, na podstawie których przez dowolny punkt graniczny wjeżdża dana osoba, obywatel niemiecki, do Polski. Naturalnie przekracza granicę w tym punkcie, gdzie osoba, na którą jest wystawiony wykaz osobisty, jest nieznaną” – jak informował tajnym pismem wysłanym do MSZ „kurjerem” polski konsul z Olsztyna.
Na wszystkich przejściach granicznych obsadzonych przez polską Straż Graniczną każdy posiadacz paszportu otrzymywał stempel kontroli granicznej. Do dziś możemy je zobaczyć w zachowanych dokumentach, jak np. w amerykańskich paszportach wybitnego pisarza żydowskiego, Szaloma Asza, który w latach dwudziestych i trzydziestych kilkakrotnie odwiedzał Sopot, wjeżdżając na teren Wolnego Miasta w Tczewie.
Inne stemple kontroli granicznej i granicznej kontroli skarbowej (ze Szczodrowa i Miłobądza) możemy znaleźć w dzienniku podróży druha Czesława Michalaka z XVII drużyny harcerskiej z Poznania (ojca pana Jerzego Michalaka, badacza gdańskich dziejów), który 2 lutego 1925 roku wyruszył w pieszą wędrówkę po Polsce. Przez Toruń, Bydgoszcz, Grudziądz, Starogard, Gniew i Skarszewy dotarł 24 lutego do gdańskiej granicy, co potwierdziła placówka granicznej kontroli skarbowej w Szczodrowie. Po dwóch dniach spędzonych w Gdańsku druh Michalak ruszył w dalszą drogę. 26 lutego o godz. 14.45 przekroczył granicę gdańsko-polską w Miłobądzu. Do Poznania wrócił (między innymi przez Warszawę, Białystok, Wilno, Nowogródek, Stanisławów, Lwów, Zakopane, Kraków, Lublin, Łódź – ciągle na własnych nogach!) 4 października 1925 roku o godz. 17. Jego dziennik pełen jest stempli, pieczątek i wpisów potwierdzających pokonanie kolejnego etapu wędrówki.
Po zaanektowaniu 1 września 1939 roku Wolnego Miasta Gdańska przez Niemcy punkty kontroli granicznej były stopniowo likwidowane. Jednak polskie i gdańskie dokumenty osobiste (dowody, paszporty, książeczki żeglarskie) pełniły swą funkcję jeszcze przez kilka lat pod okupacją hitlerowską. Dziś można je znaleźć na straganach pchlich targów i giełdach staroci. Te małe książeczki, które często są zapisem losów ludzkich stały się obiektem handlu i eksponatami w kolekcjach zbieraczy „starożytności”. Zwykły koniec burzliwej gdańskiej historii.
Mieczysław Abramowicz
Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 3(6)/1998