Tygiel kultur
Z jednej strony ciepły tropikalny klimat, a z drugiej chęć poznania kultury Azji Południowo-Wschodniej skłoniła mnie do wyjazdu w tak odległe miejsce. Moje wrażenia podzieliłem na kilka tematycznych wpisów. W pierwszym w nich o tym, co zaskoczyło mnie kulturowo w ciągu tych 4,5 miesiąca spędzonych w mieście ponad 10 000 kilometrów od domu.
Nie można chyba znaleźć w tej części świata miejsca bardziej różnorodnego kulturowo od Singapuru. Chociaż większość jego populacji, bo prawie 75% jest pochodzenia chińskiego, to mieszają się tutaj wpływy chińskie, europejskie, malezyjskie oraz indyjskie. Świadczy o tym chociażby kalendarz dni wolnych od pracy, w którym uwzględniono każdą z 4 głównych religii w Singapurze. Zajęcia na uczelni odwołane są więc na przykład w Boże Narodzenie i Wielki Piątek, „zwykły” i Chiński Nowy Rok, hinduistyczne święto światła Deepavali, muzułmańskie Hari Raja Haji (Święto Ofiar), jak i w Dzień Niepodległości.
Jacy więc są sami Singapurczycy? Według mnie, są z jednej strony pogodni, sympatyczni i otwarci na drugiego człowieka, ale z drugiej strony, jako studenci, bardzo nastawieni na sukces w odróżnieniu od rozwoju własnych pasji. W pracy liczy się bardziej włożony czas niż serce, bardziej cel, niż droga, która do niego prowadzi. Są ponad to ciekawi świata, chętnie nawiązują kontakty ze studentami z wymiany, uczą się języków obcych, podróżują po świecie – często do Europy. Wszystko to sprawia, że choć kulturowo jesteśmy często zupełnie odmienni, udaje mi się odnaleźć wspólny język z lokalnymi kolegami i koleżankami.
Czym są hawker centers?
Wilgotny równikowy klimat, w którym temperatura nigdy nie spada poniżej 25 stopni, sprawia, że styl życia Singapurczyków jest zupełnie odmienny od tego znanego w Europie. Dużo czasu spędzają oni poza domem, rzadko również zapraszają gości do swoich mieszkań, w zasadzie nie gotują, a stołują się na mieście. Można powiedzieć, że jedzenie jest wręcz elementem kultury tego kraju, a z pewnością wizytówką jego różnorodności. W sercu każdego z osiedli znajduje się tzw. „hawker center” – zadaszone centrum gastronomiczne na świeżym powietrzu. Kilkanaście (bądź nawet kilkadziesiąt) punktów gastronomicznych otoczonych jest dziesiątkami stolików. Każdy z punktów prowadzony jest z reguły przez 2-3 osoby, do wszystkich ich pracowników – kucharzy, sprzedawców oraz osób sprzątających obiekt – mówi się „wujku” lub „ciociu”, co jest uznawane za zwrot grzecznościowy.
Każda z tych gastronomicznych budek sprowadza się zwykle do jednej kuchenki z kilkoma palnikami, małego grilla bądź gorącej płyty do smażenia indyjskich naleśników, w związku z czym każda budka jest wysoce wyspecjalizowana w kwestii serwowanych potraw, a pracujący w nich czasem przez dziesięciolecia „wujkowie” potrafią z prostej potrawy zrobić prawdziwe cudo za niewielkie pieniądze. Ich duża ilość sprawia, że wybór mamy w zasadzie nieograniczony. W weekendy oraz wieczorami rodziny chodzą do takich „hawker centers” na wspólny obiad. Zamawia się wtedy często wiele potraw z różnych budek, a potem dzieli się nimi przy jednym stole. Kilka lat temu dwie z takich budek otrzymały nawet słynne gwiazdki Michelina za wysoką jakość serwowanych tam potraw. Od tego momentu kolejki do nich są zwykle niesłychanie długie, a najwięksi ich fani ustawiają się jeszcze długo przed otwarciem stoiska.
Miasto-państwo
Singapur imponuje tym, jak wiele może zmieścić się na tak niewielkiej powierzchni. Jedno z największych lotnisk na świecie, drugi na świecie port przeładunkowy, 5,5 miliona mieszkańców zmieszczone zaledwie na powierzchni równej powierzchni Warszawy wraz z Gdańskiem. Nie dziwi więc w tej wielkiej metropolii widok czterdziestopiętrowych bloków mieszkalnych oraz ciasno upakowanych dwustumetrowych drapaczy chmur w dzielnicy finansowej.
Szokujący może za to zdawać się fakt, że Singapur od kilkudziesięciu lat stara się o przydomek „miasta-ogrodu”, niejako „upychając” zieleń miejską w każde możliwe miejsce (na przykład sadząc ogromne drzewa w pasach zieleni między jezdniami oraz klomby kwiatów na kładkach dla pieszych) oraz chroniąc ostatnie skrawki lasów oraz terenów podmokłych. Tym samym miasto jest zgrabnym połączeniem nowoczesnych „magnesów na turystów”, jak Marina Bay Sands, tych bardziej kameralnych miejsc znanych tylko „lokalsom” oraz rozległych parków rozsianych po różnych częściach miasta.
W każdej kategorii mam oczywiście swoje ulubione miejsca. Wśród turystycznych atrakcji górują u mnie na razie sztuczne drzewa, tzw. „supertrees” w parku Gardens by the Bay oraz nowoczesny kompleks mieszkalny „Interlace”1 wyglądający jak poukładane jedne na drugim klocki Jenga. Moje ulubione lokalne perełki to Holland Village z lokalnym „hawker center” oraz uliczką pełną barów i knajp, a także Little India – dzielnica indyjska z bardzo specyficznym klimatem, starą kolonialną architekturą oraz domami towarowymi, w których można kupić wszystko i zgubić się na długie godziny.
Jeżeli chodzi o parki i tereny zielone, to uwielbiam je wszystkie, lecz każdy za co innego. Ogrody botaniczne za ich piękno i koncerty pod chmurką, parki nadmorskie za miejsca do grillowania, które można wynająć, las wokół jeziora MacRitchie Reservoir za niezwykle malownicze zakątki oraz spacer w koronach drzew, no i w końcu wyspę Pulau Ubin, za sielski klimat ostatniego terenu wiejskiego w tym kraju oraz za wycieczki rowerowe po tamtejszych lasach.
Singapur jako wielkie miasto na malutkiej wyspie radzi sobie z różnymi problemami środowiskowymi oraz społecznymi w bardzo ciekawy sposób. Kraj może na przykład poszczycić się tym, że woda ze ścieków jest w 100% poddawana recyklingowi oraz trafia z powrotem do wodociągów. Część terenów została również przekształcona w zbiorniki retencyjne, do których woda spływa z terenów miejskich, po czym jest poddawana utylizacji i również zasila sieć wodociągową. Pomimo dużego zaludnienia wyspy, Singapur stanął przed problemem małej liczby urodzeń oraz starzenia się społeczeństwa. Aby temu zapobiec, w latach osiemdziesiątych utworzono specjalną rządową instytucję do spraw matrymonialnych, która to organizowała wieczorki towarzyskie, sponsorowała randki oraz wyjazdy zagraniczne dla nowych par. Projekt nie cieszył się zbytnim powodzeniem, więc kraj musiał otworzyć się na przypływ imigrantów zarobkowych z innych krajów regionu.
Dziś w Singapurze normą jest, że pracownicy na budowie pochodzą z Indii czy Bangladeszu, wiele rodzin ma swoją pomoc domową, często z Filipin bądź Indonezji. Rząd udziela również stypendiów na studia w Singapurze, z czego korzysta wielu młodych ludzi z Chin oraz Indii. Mają oni później obowiązek spłaty stypendium w formie kilkuletniej pracy w Singapurze. Napływ ludności z różnych krajów sprawia, że podziały oraz rozwarstwienie społeczne w Singapurze zaczęły rosnąć, a metropolia coraz bardziej się przeludnia. Zgiełk miasta nie jest zresztą tak uciążliwy, jak tutejszy klimat. Zarówno dni, jak i noce są bardzo wilgotne, w związku z czym temperatura odczuwana jest z reguły znacznie wyższa od tej na termometrach. Maksymalne temperatury dzienne i tak oscylują w granicach 29-32 stopni, a brak deszczu przez kilka dni z rzędu może spowodować, że wzrosną nawet do 36 stopni w cieniu. To może brzmieć zabawnie, ale uznaje się, że wynalazkiem, który umożliwił rozwój ekonomiczny Singapuru był… klimatyzator.
Dziś Singapur jest jednym z największych światowych centrów finansjery i handlu, a dla podróżników dogodnym miastem przesiadkowym w drodze do odkrywania skarbów Azji Południowo-Wschodniej. A o podróżach i życiu studenckim opowiem w kolejnych wpisach…
1Więcej informacji o tej niezwykłej budowli można znaleźć tutaj: http://viva.pl/styl-zycia/design/the-interlace-wygral-world-building-of-the-year-oto-najlepszy-budynek-na-swiecie-2015-20283-r3/
Adam Małagowski