W dawnych czasach, gdy nie było kolei żelaznych i wygodnych dróg, spław rzeczny miał jeszcze większe, niż dziś znaczenie. Już o św. Wojciechu wiemy, że na nawracanie Prusaków płynie Wisłą ku morzu.
W r. 1408 wybuchnął na Litwie głód. Na prośby Witolda wysyła Jagiełło, ze swych spichrzów na Kujawach, zboże na dwudziestu wielkich statkach Wisłą i brzegiem morza do Ragnety, a stamtąd Niemnem na Litwę. Nie chciał jednak pozwolić na to wielki mistrz Ulryk von Jungingen, chcąc zmusić Litwinów do kupowania zboża u Krzyżaków za drogie pieniądze. Rozkazał więc w Ragnecie schwytać statki pod pozorem, jakoby na Litwę wiozły broń. To niesłychane bezprawie było jednym z powodów wojny z Krzyżakami, zakończonej pogromem grunwaldzkim.
Jagiełło posyłał Dniestrem zboże dla Carogrodu do przystani w Kuczubeju.
Uporządkowaniem spławu na rzekach zajmowali się królowie polscy już od Kazimierza Wielkiego. Kazimierz Wielki uznał wielkie rzeki za wolne dla żeglugi dla wszystkich, nie wolno było na nich stawiać tam i jazów.
Jak ożywiony był spław rzeczny, świadczy wielka ilość flisów, na których prawa polskie w XVI i XVII wieku nakładają podatek, dwadzieścia groszy od osoby. Wolni byli od tego podatku flisacy poddani szlachcica, na jego własnych statkach płynący.
Haur w swej „Ekonomice ziemiańskiej”, daje rady, jak należy wysyłać statki do Gdańska, wylicza rodzaje statków, narzędzia potrzebne dla statków i żywność, którą ze sobą brać należy. Radzi aby: „gdy o mil kilka statki pod Gdańsk przypłyną, upatrzywszy dzień pogodny i kiedy wiatr powiewa, wtenczas przeszuflować dobrze zboże. Żaglów pod zboże nie słać dla zbutwienia. Pod Gdańskiem żadnego nie godzi się mieć ognia, gdy cię Pan Bóg na Motławę przyprowadzi, jednak na lądach jeść gotować wolno”. W końcu udziela rady, jak w zimie statki przechować.
Spust do Gdańska był największy. Szły tu statki Wisłą i jej dopływami, zwłaszcza Bugiem i Narwą. Mniejszy był spust Wartą, Notecią i Odrą z Wielkopolski, a z Litwy Niemnem do Królewca i Dźwiną do Rygi.
Obyczaje flisów, Wisłą do Gdańska płynących, ich mowę i ubiór opisuje pięknie Sebastyan Klonowicz, w swym poemacie „Flis”, wydanym w r. 1595. Pisze tu we wstępie: „Iż mi się trafiło niedawnych czasów do Gdańska Wisłą płynąć, a iż przed tumultem i krzykiem flisowskim nie mogłem czego poważniejszego czytać, albo pisać, przetom wziął przed się tę materyę, która mi na ten czas przed oczyma i przed rękoma byłaś”. W dalszym ciągu mówi do czytelnika:
„Ukażęć drogę do Motławy prostą
Będę u ciebie wodzem i starostą
Od Warszawskiego aż do zielonego
Mostu Gdańskiego”.
O ubraniu flisów tak mówi we wstępie swego poematu Klonowicz: „Powróci flis od żeglugi gdańskiej w sukmanie nowej, w szerokiej krajce, z nowym przysiekiem”. „Przysiek” była to niewielka siekierka, używana także za laskę. Czerwoną krajkę włóczkową, do niedawna wyrabiano dla nich w Gdańsku. Na głowie nosili czapkę „magierkę”.
Szlachta osiadła, a nawet nieraz i możni panowie, jak Wiktoryn Kuczyński, kasztelan podlaski, sami nieraz jeździli ze zbożem do Gdańska. Do Gdańska spławiano zboże albo za umową uprzednią z kupcami, albo bez umowy uprzedniej wystawiano je na sprzedaż.
Jan Chryzostom Pasek w pamiętnikach swych niejeden nam ciekawy szczegół przytacza. W r. 1670 pisze: „Ja też w Smogorzewie mieszkając, najpierwszy raz puściłem się na flis. Będąc frycem, trzymałem się starszych szyprów, którzy mi grozili, że mię tam miano podgolić na mieszku jako fryca, aleć z łaski Bożej przedałem drożej od nich, 40 złotych wyżej, a to tym sposobem: Starosta ujski Piegłowski i cześnik warszawski Opacki, pogniewali się na kupców, którzy obesłali się, żeby na złość nie kupować, mnie zaś, com był w ich kolei, zapłacili pszenicę po 150 złotych, onym na złość”. „Kupił u mnie pan Jarlach; a oni aż prosili, żeby od nich kupiono; zapłacono im tedy po 110, i tak co mnie grozili podgoleniem, to onych samych podgolono”.
Roku 1671 pisze: „W Skrzypiowie dobrze mi się powodziło i byłem kontent z tej dzierżawy. I w tym roku chodziłem do Gdańska; przedałem zboże Panu Wandernemu, poczciwemu bardzo kupcowi”. R. 1675: „Do Gdańska też chodziłem w tym roku; przedałem panu Wilhelmowi Braunowi”. R. 1677: „Do Gdańska tego roku odłożyłem do 7. lipca; stanąłem w Gdańsku 16. sierpnia”. R. 1680: „Do Gdańska chodziłem dwiema szkutami; stanąłem we Gdańsku dziewiątego dnia, bo woda była donośna i cicha; przedałem Imości panu Tynfowi pszenicę po złotych 160. Ja powróciłem lądem, a statki u pala w niedziel kilka na dół”. R. 1681: „W sierpniu chodziłem do Gdańska; z łaski Bożej przedałem i wróciłem szczęśliwie”.
W roku 1683, t. j. w roku wyprawy pod Wiedeń, był też Pasek w Gdańsku. Opisuje tu zajścia, które miał z luteranami, sprzyjającymi Turkom i cieszącymi się z początkowych tureckich zwycięstw i wspomina o Nowych Ogrodach, przedmieściu ciągnącem się w stronę Oliwy.
W r. 1685 pisze: „Powróciwszy z Warszawy, począłem się gotować do Gdańska i bardzo tęskniłem za zbożem, które mi się w spichlerzach bardzo grzało i ustawicznie było trzeba koło przeróbki pracować; ale że wody nie było, musiałem czekać i wszyscy do września”. Nie wyruszył jednak wczas, gdyż zachorował ze zanadto wesołej kompanii. Po ustaniu choroby musiał się bardzo śpieszyć, bo miał do rzeki siedem mil drogi. Pisze dalej: „naładowałem wnet dwie szkuty, tratwy zaś kazałem powoli już bez siebie ładować. W dzień tedy Najświętszej Panny raniusieńko pojechałem do Franciszkanów, nająłem mszę przed św. Antonim i słuchałem jej. Stanęliśmy tedy w Leniwce aż 23. września, bo nam wiatry częste przeszkadzały; a tratwy szły za mną przyszły dnia czternastego”. W r. 1686 pisze: „naładowałem pszenicą czworo statków i poszedłem do Gdańska; przedawszy powróciłem z łaski Bożej szczęśliwie lądem 17 września”.
Chociaż pamiętniki Paska niejedno o samym spławie mówią, to jednak niezmierna szkoda, że o Gdańsku Pasek bliżej nic nam nie wspomina.
Tadeusz Kruszyński
Przypomniane: „30 Dni” 6/2002