Mimo mocnego zachwiania się potęgi krzyżackiej po bitwie grunwaldzkiej w 1410 roku, komtur zamczyska w zakolu Motławy ani myślał opuszczać warowni, z której od 1308 roku Państwo Zakonne nieprzerwanie sprawowało władzę nad ujściem Wisty oraz Gdańskiem i jego portem. Czuł się tam tak swobodnie, że w przytoczonym 1410 roku zlekceważył protesty głównomiejskiej Rady i prawem kaduka rozbudował zamek, stawiając na gruntach podlegających jurysdykcji Głównego Miasta warowną Basztę Rybacką, znaną później jako Baszta Łabędź. 7 sierpnia tegoż roku, mimo obecności komtura na zamku, ignorujący jego urząd glównomiejscy gdańszczanie wylewnie witali pierwszego polskiego starostę Janusza z Tuliszkowa, inaugurującego krótkotrwale – jak się wkrótce przekonano – zwierzchnictwo króla polskiego nad nadmotławskim grodem. Zniechęceni nieudanym oblężeniem Malborka, Polacy już około grudnia opuścili Gdańsk. Niespełna czteromiesięczna niezależność mieszczan Głównego Miasta od władzy Zakonu wystarczyła im jednak dla uświadomienia sobie zysków, jakie mogliby osiągać pod berłem polskiego monarchy, uwolnieni spod dyktatu Zakonu, który ograniczał ich suwerenność i niszczył ogromnymi cłami tutejszy handel.
Brama sukcesu
W przeciwieństwie do prokrzyżackich gdańszczan ze Starego i Młodego Miasta, głównomiejscy gdańszczanie nabierali ducha w dochodzeniu własnej niezależności. W czasie wojen polsko-krzyżackich, w latach 1414-1435, jako poddani państwa krzyżackiego uczestniczyli w pertraktacjach pokojowych, wymuszając na Zakonie ustępstwa względem miast pruskich oraz króla polskiego. W rokowaniach tych uczestniczył między innymi burmistrz Głównego Miasta, Henryk Vorrath, który na malborskim zjeździe miast pruskich w 1442 roku ostro zaprotestował przeciwko dozbrajaniu nadmotławskiego zamczyska oraz rozbudowie jego umocnień przy głównomiejskich murach. W odwecie Zakon sprzeciwił się finalizowanej przez głównomiejskich gdańszczan budowie warownej bramy wodnej u wylotu ulicy Szerokiej, przewidzianej jako baza wielkiego dźwigu portowego. Krzyżaków zaniepokoiło, że z podpierającej dźwig warowni mieszczanie mogliby kontrolować port oraz bronić północno-wschodnich rubieży miasta przed atakiem z zamku.
Mimo orzeczenia komisji, która postulowała zmniejszenie spornej bramy, Rada Głównego Miasta, podburzana przez nienawistne Krzyżakom pospólstwo, przeforsowała własną koncepcję. I tak, wzniesiona wedle zamysłu burmistrza Yorratha brama, nosząca polską nazwę Wielkiego Żurawia (niem. das Krantor), aż po rok 1945 stała się rozpoznawalnym w świecie symbolem Gdańska i jego portu.
Port z Żurawiem na dębowej bramie
Tradycje portu gdańskiego sięgają dalekich wieków średnich, lat panowania u ujścia Wisły książąt słowiańskich. Również Krzyżacy utrzymywali tu przystań portową, skrytą w otwartej na Motławę szerokiej południowej fosie zamkowej oraz przy zabudowanej zakonnymi spichrzami wyspie motławskiej Ołowiance. Pierwszy przekaz o przystani portowej Głównego Miasta znajdujemy w przywileju Zakonu z 1341 roku. Zezwalał on głównomiejskiej Radzie na pobieranie opłaty palowego od spławianych Wisłą towarów. Wpływy miały służyć Radzie wyłącznie do konserwacji urządzeń portowych oraz utrzymania toru wodnego Motławy i Wisły.
Przyjmuje się, iż życie głównomiejskiego portu koncentrowało się początkowo na lewym brzegu Motławy między bramami wodnymi: Kogi (później stanęła w jej miejscu Zielona Brama) i Szeroką, jakkolwiek powiada się też, że pierwotny port obejmował obszar od Bramy Kogi po dzisiejszy Targ Rybny. Pierwotne nabrzeża portowe stanowiły nieduże drewniane pomosty zbudowane u wylotów bram: Kogi, Chlebnickiej i Szerokiej, na tyle wysokie, że mogły przyjmować największe ówczesne żaglowce. Zróżnicowane były natomiast wysokości nabrzeży prawobrzeżnej łachy motławskiej, nazywanej dzisiaj Wyspą Spichrzów, na której już około 1330 roku stanęły pierwsze magazyny portowe.
W pracach przeładunkowych, co najmniej do połowy XIV wieku, korzystano przede wszystkim z silnych ramion tragarzy, natomiast do przemieszczania ładunków cięższych, takich jak beczki z popiołem i smołą czy większe paki, posługiwano się równią pochyłą.
Wiadomo, iż pierwszy dźwig portowy Głównego Miasta stanął nad Motławą już przed rokiem 1363. Posadowiono go na wzniesionej z dębowych bali bramie wodnej ulicy Szerokiej, dobudowanej do istniejących wcześniej baszt miejskich. Ponieważ służył przeładunkowi najcięższych towarów, w 1379 roku z polecenia Rady wzmocniono go u fundamentów kamieniem gotlandzkim.
Można przypuszczać, że Żuraw celowo stanął w najkorzystniejszym miejscu, gdzie tor wodny Motławy w naturalny sposób poszerzało ujście Bersiny, rzeki, która w 1576 roku oddała swoje koryto utworzonej sztucznie Nowej Motławie. Największy ruch statków panował bowiem przy pomoście tego dźwigu.
Żuraw i drewniana brama padały kilkakrotnie pastwą płomieni, np. w pierwszej połowie XIV wieku. Dlatego Rada postanowiła, za namową burmistrza Vorratha, wznieść nową, warowną bramę dźwigową z odpornej na ogień cegły. Opinię Zakonu w tej sprawie już poznaliśmy. Zwyciężyła na szczęście nieustępliwość Vorratha i wspomagającej go dzielnie głównomiejskiej Rady.
Na całość
Nową bramę dźwignięto w latach 1442-1444 wysiłkiem wszystkich mieszkańców Głównego Miasta. Stosownym podatkiem obciążono nawet dzieci z domu sierot po marynarzach. Aby brama mogła pełnić również funkcje obronne, musiała mieć odpowiednie wymiary. Miasto przekazało pod jej zabudowę kilka przyległych parcel, co pozwoliło wznieść budynek długi na 28 i szeroki na 10 metrów.
Nawiązujący do budownictwa flamandzkiego Wielki Żuraw stał się największą bramą wodną Głównego Miasta i najbardziej wyróżniającą się budowlą nad głównomiejskim brzegiem Motławy. Utworzyły go dwie półokrągłe baszty połączone bramnym sklepieniem, obydwie podpiwniczone, czterokondygnacyjne, sięgające imponującej wysokości około 30 metrów. Grubość murów dochodziła do 4 metrów. W przyziemiach baszt urządzono tzw. działobitnie, tj. pomieszczenia przystosowane do prowadzenia ostrzału armatniego. Na wyższych piętrach znalazły się strzelnice do ręcznej broni palnej. Najeżona armatami i muszkietami brama stanowiła budzącą respekt mini-twierdzę o sile rażenia wystarczającej do sprawowania kontroli nad głównomiejskim portem. Od ulicy Szerokiej obie baszty połączone zostały płaską ścianą ceglaną, udekorowaną ostrołucznymi wnękami. W 1448 roku dodatkowo poprowadzono od Wielkiego Żurawia mur w kierunku krzyżackiej fosy, który zamykał wschodnią linię obrony miasta, najbardziej narażoną na atak zamkowych rycerzy.
Trunki, kamienie młyńskie i maszty
Drewniany mechanizm dźwigowy, dzisiaj oszalowany deskami i zamknięty naczółkowym dachem, pierwotnie uruchamiało bodaj tylko jedno koło napędowe. Po przeróbkach w wieku XVI i XVII Wielki Żuraw dysponował dwoma dźwigami pracującymi niezależnie na dwóch poziomach: dolnym i górnym.
Dolny dźwig, którego lina opadała nad Motławę z wysokości około jedenastu metrów, wykorzystywano do przeładunku najcięższych towarów, jak: beczki z winem i piwem albo kamienie młyńskie. Opadająca z wysokości około dwudziestu pięciu metrów lina dźwigu górnego służyła do stawiania masztów. Była to na Motławie usługa dość częsta, bowiem odwiedzające tutejszy port statki rzeczne, jak galary czy szkuty, wypełnione po brzegi złocistym zbożem lub innym cennym towarem, płynęły w dół Wisły z jej nurtem, pozbawiano je zatem zbędnych obciążeń w postaci żagli i masztów. Powrót – co zrozumiale – mógł odbywać się tylko pod żaglami. Urządzenia Wielkiego Żurawia wykorzystywano też do osadzania masztów na statkach opuszczających warsztaty Łasztowni, tj. stoczni Starego Przedmieścia.
Ciepła posada
Wielki Żuraw stanowił własność miejską i zarządzał nim wyznaczony przez Radę urzędnik – mistrz dźwigowy. W gdańskim Archiwum Państwowym zachowały się XVII-wieczne instrukcje wydane przez Radę dla mistrza żurawianego oraz teksty składanej przez niego przysięgi. Znajdujemy tam także zarządzenia dotyczące win, których przeładunek dopuszczano tylko przy nabrzeżu Wielkiego Żurawia. I tak, dochód z przeładunku wina dokonanego bezpośrednio z okrętu morskiego na statek wiślany trafiał w całości do mistrza dźwigowego. Jeśli trunek ładowano z lądu, trzy piąte dochodu dostawały się kasie miejskiej, jedna piąta piwniczemu i miejskim pachołkom, ale i mistrz dźwigowy zadowalał się wcale niemałą resztą. Jak wszystkie w tamtym czasie urzędy gdańskie, również i urząd mistrza żurawianego najpewniej pełniony był dożywotnio. Badacze nie podają, według jakich zasad opłacano żurawników.
Zmienne wiatry historii
Znienawidzeni przez gdańskie pospólstwo a zarazem słabnący w sile Krzyżacy opuścili miasto 11 lutego 1454 roku, po zbrojnym wypowiedzeniu przez Gdańsk i inne miasta pruskie posłuszeństwa Zakonowi. Odejście obyło się bez rozlewu krwi. Starym i niedołężnym braciom zakonnym Rada zapewniła nawet miejsce w gdańskich szpitalach. Uwolnieni spod krzyżackiego knuta, gdańszczanie złożyli przysięgę wierności królowi polskiemu. Przywilej Kazimierza Jagiellończyka z czerwca 1454 roku przyznał dzielnym obywatelom Głównego Miasta pokrzyżackie dobra znajdujące się na obszarze Starego i Młodego Miasta. Następny przywilej z maja 1457 roku podporządkował Głównemu Miastu niegdyś samodzielne organizmy miejskie – Stare i Młode Miasto. Nadań królewskich przybywało. Fortuna uśmiechała się. Wysypywał się róg obfitości.
Król polski zainteresowany był obsadzeniem pokrzyżackiego zamku swoimi urzędnikami – a może nawet i wojskiem. Być może dlatego właśnie gdańszczanie, radzi z dopiero co odzyskanej wolności, w marcu i kwietniu rozebrali pospiesznie jego mury, przeznaczając zamkowe cegły i kamienie fundamentowe pod wznoszone w mieście budowle. Granitowe bazy, na których wsparto drewniane słupy podtrzymujące rozbudowane już w „polskich czasach” urządzenia dźwigowe Żurawia, przypuszczalnie sprowadzono z krzyżackiej twierdzy. Niewykluczone, że również stamtąd pozyskano materiał do budowy kamiennego nabrzeża wzniesionego pod Żurawiem w 1483 roku w miejsce drewnianego pomostu.
Przed rokiem 1617 gdańszczanie umieścili na kalenicy dźwigu mosiężnego ptaka-żurawia, który nie tylko olśniewał odwiedzających tutejszy port przybyszy grubym złoceniem, ale też wskazywał żeglarzom, armatorom i kupcom, skąd wieją najlepsze wiatry. Widzimy to dumne ptaszysko na sztychu A. Dickmanna z 1617 roku. W1682 roku D. G. Sattor sporządził projekt modernizacji maszynerii Żurawia, który – choć niezrealizowany – zachował się do naszych czasów. Bodaj sto lat później liny konopne zastąpiono łańcuchem.
Nieunikniona kolej rzeczy
Lata świetności Wielkiego Żurawia kończą się z chwilą zaprzestania budowy żaglowców i wpłynięciem na Wisłę i Motławę parostatków i stalowych barek, na których nie trzeba było osadzać masztów. Wykorzystywano go odtąd tylko sporadycznie, np. do unoszenia ruf mniejszych parowców dla dokonania przeglądu ich części podwodnych czy np. wymiany śrub.
Ostatni mistrz dźwigowy Wielkiego Żurawia zmarł w 1858 roku. Jego zgon kończy niejako i służbę portową zawiadywanego przezeń dźwigu, który odtąd staje się szacownym zabytkiem techniki, ale też – to warto pamiętać – pomnikiem niepodległościowych ambicji głównomiejskich gdańszczan. Po zmianie funkcji Wielkiego Żurawia część dawnych działobitni dostała się w arendę drobnym sklepikarzom, część pomieszczeń oddano na mieszkania miejskiej biedocie, w części podjęła działalność wytwórnia tanich kamaszy.
Chociaż po 1945 roku port na Motławie w zasadzie przestał istnieć, tutejszy największy w swoim czasie dźwig portowy południowego Bałtyku z pietyzmem odbudowano ze zniszczeń. Zamiast jednak, jak niegdyś, przeładowywać spływające do gdańskiego portu najcenniejsze i najcięższe towary, Wielki Żuraw dźwiga dzisiaj inne skarby: całe wieki morskiej historii Gdańska, które od dobrych czterdziestu lat są udostępniane w jego wnętrzach przez gospodarujące tutaj Centralne Muzeum Morskie.
Tadeusz T. Głuszko
Pierwodruk: „30 Dni” 3/2001