Święta Dorota - gdańszczanie chcieli ją spalić, a ona wraca
Procesja na cześć św. Doroty wyjdzie z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku w niedzielę, 26 czerwca, około godz. 13. Będzie już po mszy świętej zaplanowanej w południe. Uczestnicy przejdą ulicami: Mariacką (niemal do końca), następnie Dzianą (skręt w prawo), Chlebnicką (znowu skręt w prawo) i ul. Piwną, pod gmach Bazyliki.
- To nasza jedyna święta w regionie, przez 30 lat mieszkanka Gdańska - tłumaczy ks. Ireneusz Bradtke, proboszcz Bazyliki Mariackiej. - Musiała uciekać z Gdańska, bo mieszczanie chcieli ją spalić, ich zdaniem była heretyczką, a w najlepszym razie wariatką. Dorota jednak nie zrezygnowała ze swojej mistycznej misji, a jej kult nie zgasł po dziś dzień. Myślę, że w naszym gdańskim interesie jest by ten kult na nowo rozniecić.
Jest patronką Pomorza, kobiet, matek, hutników-odlewników, latarni i różańca
Na Pomorzu istnieje grupa ponad 100 osób, które upodobały sobie św. Dorotę jako duchową opiekunkę. Chodzą na pielgrzymki do kościoła w Mątowach Wielkich (60 kilometrów). W Gdańsku kilka razy odbyły się też procesje wokół Bazyliki Mariackiej - pandemia uniemożliwiła kolejne. Teraz zwyczaj organizowania procesji ma powrócić.
Poniżej przedstawiamy tekst biograficzny Natalii i Waldemara Borzestowskich o Świętej Dorocie, który pierwotnie opublikowany był w gdańskim miesięczniku "30 Dni"
Dorota z Mątów: między Gdańskiem, Kwidzynem i Rzymem
Szukała szczęścia, którego niewiele zaznała w życiu. Być może religia była dla niej ucieczką przed okropną rzeczywistością, która ją otaczała. Jej kult przekroczył wszelkie narodowościowe animozje. Dorota była z pochodzenia Holenderką. Żyła w należącym do Krzyżaków Gdańsku i dokonała żywota w państwie krzyżackim, choć - precyzyjnie mówiąc - pod opieką biskupa pomezańskiego, ponieważ to do niego należała zarówno katedra, jak i przylegający do niej zamek w Kwidzynie (ówczesnym Marienwerder). To wielki mistrz zakonu, Konrad von Jungingen - ten sam, który poległ pod Grunwaldem - kazał przygotowywać dokumenty na jej proces beatyfikacyjny. Do grobu Doroty pielgrzymował pogromca Jungingena, polski król Władysław Jagiełło a jej żywot nakazał uwiecznić Zygmunt III Waza. Błogosławioną i później świętą została ostatecznie dzięki staraniom polskiego Kościoła Katolickiego, chociaż wydatnie pomagał w tym dziele kardynał Joseph Ratzinger, późniejszy Benedykt XVI.
Odważna, krytyczna i samodzielna
Podejrzewana o herezję, odważnie w gdańskich kościołach obwieszczała prawdy, które sam Chrystus miał jej przekazywać w mistycznych wizjach. Nie oszczędzała kleru, wytykając mu grzechy, które od wieków stanowią jego chleb codzienny: zachłanność, próżniactwo i tępotę. Urzędnik zakonny, któremu zlecono zbadanie działalności „nawiedzonej” kobiety, po głębokim namyśle uznał jednak, że korzystniej będzie dla Zgromadzenia Rycerzy Najświętszej Marii Panny, jeśli Dorota, zamiast trafić na stos, szybko odejdzie z tego świata i... zagości na ołtarzach. Przygotowujący się do wojny z Polską i Litwą Krzyżacy, pilnie poszukiwali własnej świętej.
Córka holenderskiego osadnika na Żuławach Malborskich
Wioska Mątowy Wielkie położona jest na żyznych nizinach zwanych Żuławami Malborskimi, w rozwidleniu Wisły i Nogatu, tuż obok wału wiślanego przy drodze do Malborka. To miejsce szczególne. W pobliżu, na wyspie Zantyr, osiedlił się w 1214 roku cysters Chrystian. Wzniósł tutaj świątynię chrześcijańską, z której głoszono Ewangelię pogańskim Prusom, zanim jeszcze Krzyżacy przystąpili do ich nawracania metodami daleko bardziej drastycznymi. Obok wioski położone są nieco starsze Mątowy Małe, lokowane w 1321 roku, a także wioska – nomen omen – o nazwie Piekło. W krajobrazie okolic, chyba jednym z najbardziej charakterystycznych dla żuławskich nizin, wyróżnia się wieża starego gotyckiego kościoła z interesującym drewnianym hełmem. To ona, widoczna z dużej odległości, pozwala szybko odnaleźć drogę do Mątów Wielkich. Tutejsza dwunawowa świątynia, zbudowana z czerwonej cegły w 1340 roku, od tamtego czasu uległa niewielkim jedynie zmianom.
Na pobliskim cmentarzu znaleźć można pomnikowe drzewa, zwłaszcza lipy, jednak żadne z nich nie może pamiętać mroźnego południa 6 lutego 1347 roku, kiedy pod wygiętym w kształt beczki stropem miejscowej świątyni stanął mały orszak odświętnie ubranych wiernych. Przyniesiono do chrztu malutką, dopiero co urodzoną dziewczynkę, której nadano imię patronki tego dnia - św. Doroty męczennicy. Niemowlę było siódmym z dziewięciorga dzieci Wilhelma Schwartza, zamożnego holenderskiego kolonisty, budowniczego grobli, który przed laty skorzystał z zachęty Krzyżaków i, opuściwszy rodzinny kraj, przybył na Żuławy. Zamieszkał w rozrastającej się osadzie, która w 1383 roku miała odebrać prawa lokacyjne jako Mątowy Wielkie.
Majętni i skromni
W 1330 roku Wilhelm ożenił się z córką innego kolonisty, Agatą. Pracowita i religijna rodzina Schwartzów cieszyła się w okolicy wielkim szacunkiem. Dzieci wychowywane były w „bojaźni Bożej”, od najmłodszych lat zaprawiane do modlitwy i postów. Pani Schwartz służyła im przykładem, różaniec odmawiała tak żarliwie, że raniła sobie palce. Od czasu do czasu cała familia wybierała się na pielgrzymki do pobliskich miejsc odpustowych.
Schwartzowie należeli do grona majętnych osadników. Stać ich było na kształcenie synów w okolicznych szkołach. Wiadomo, że jeden z braci Doroty w 1348 roku został wysłany do Kwidzyna, aby w szkole (tzw. trivium – gramatyka, retoryka i dialektyka) poznać podstawy łaciny i pogłębić znajomość języka niemieckiego. Dziewczęta pozostawały w domu, korzystając z nauk matki, która wywierała na nie ogromny wpływ. Dorota – wrażliwa, jasnowłosa panienka – chłonęła słowa Agaty nadzwyczaj chętnie, starała się w możliwie najdoskonalszy sposób wprowadzać je w życie i przyjmowała na siebie drobne i większe umartwienia. Późniejszy hagiograf powiada, że potrafiła przez tydzień, a nawet dwa powstrzymywać się od snu, a mimo to w ciągu dnia miała „policzki różane i wyspane oblicze”.
W opisach dzieciństwa pojawiają się też wydarzenia cudowne. Kiedy miała sześć lat, jedna ze służących przez nieuwagę upuściła gar z gotującą się wodą. Wrzątek nie wyrządził dziewczynce większej krzywdy, choć służąca miała mocno poparzone nogi. Wówczas Dorota usłyszała słowa, które miały stać się dla niej drogowskazem – „Uczynię z ciebie nowego człowieka”. Podobno miewała już wizje Ukrzyżowanego i marzyła, by wstąpić do zakonu i ofiarować swoje życie za nawrócenie grzeszników.
Za mąż za dużo starszego
W 1357 roku zmarł ojciec Doroty, który otaczał ją czułością i opieką. Najstarszy brat, który został głową rodziny, nie zamierzał liczyć się z marzeniami egzaltowanej siostry. Miał inne plany. Dziewczyna była ładna i można ją było dobrze wydać za mąż. W domu Szwartzów zaczęli pojawiać się kawalerowie. Dorota miała szesnaście lat, gdy posłuszna woli brata i matki, w październiku 1363 roku, poślubiła starszego od siebie o prawie dwadzieścia lat płatnerza i kupca Adalberta (Wojciecha), który miał w Gdańsku dom, a w nim dobrze prosperujący warsztat. Młoda, rozmodlona dziewczyna w tajemnicy składająca niewprawnym pismem religijne wierszyki, została „sprzedana” do miasta.
Agata Schwartz pozostała na Żuławach. Jako wdowa przeżyła jeszcze czterdzieści cztery lata i dochowała się około pięćdziesięciu wnuków.
Adalbert, zamożny płatnerz z Gdańska
Gdańsk był w tym czasie najprężniej rozwijającym się ośrodkiem miejskim w Państwie Krzyżackim. W 1342 roku, na mocy przywileju uzyskanego od mistrza Ludolfa Königa, rozpoczęto wznoszenie największego w mieście kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Niebawem obdarowano go niezwykłymi relikwiami, które miały przyciągać do Gdańska tysiące pielgrzymów. Były to „cząstki” św. Barbary i Św. Krzyża oraz laska, którą Mojżesz rozdzielił wody Morza Czerwonego. Dorota zamieszkała niemal w cieniu budującej się ogromnej świątyni, przy ulicy Długiej pod numerem 64.
Adalbert przejął schedę po ojcu, który był jednym z przodujących płatnerzy w cechu i dostarczał oręż do zamku gdańskiego. W warsztacie przygotowywano zbroje dla mających wyruszyć ku Litwie krzyżowców, którzy w Gdańsku schodzili na ląd i spędzali tu kilka dni przed wyruszeniem w dalszą drogę. Państwo zakonne niemal bezustannie toczyło wojny, dzięki czemu Adalbert nie musiał się lękać o byt swojej rodziny. Rodzaj zajęcia, jakim się parał, wywoływał w Dorocie głęboki sprzeciw, bo choć wiedziała, że zbroje broniły chrześcijańskich rycerzy, to jednak nie usprawiedliwiała zabijania.
Przemocowy związek
Szybko okazało się, że młode małżeństwo stanowiło związek nadzwyczaj niedobrany. Adalberta i Dorotę dzieliło niemal wszystko: wiek, odmienność charakterów, inne usposobienie i skłonności. Bogaty płatnerz i ceniony rzemieślnik zapewne chciał mieć żonę, której uroda i młodość będą atutami podczas cechowych spotkań i zabaw. Tymczasem gustująca w modlitwie i rozmyślaniach dziewczyna, ubierała się nadzwyczaj skromnie i starała się unikać podobnych rozrywek. Mężczyzna, który choć na swój sposób był religijny, nie przykładał do spraw wiary aż tak wielkiego znaczenia, uważając, że jego podstawowym obowiązkiem jest troska o byt materialny rozrastającej się rodziny.
Począwszy od 1366 roku w każdym kolejnym roku rodziły się dzieci, w sumie dziewięcioro ale w ich małżeństwie się nie układało. Współcześnie powiedzielibyśmy, że ich związek miał charakter przemocowy. Adalbert w jakimś momencie zaczął używać siły. Przyniosło to jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Dla poniewieranej i wyczerpanej licznymi porodami Doroty życie wewnętrzne stało się jedynym bezpiecznym azylem. Codziennie wczesnym rankiem uczestniczyła we mszy świętej i starała się jak najczęściej przystępować do Komunii Św. Widywano ją zazwyczaj w nowej świątyni poświęconej Matce Bożej, ale była również częstym gościem u dominikanów, gdzie odprawiano nabożeństwa różańcowe.
Gdańsk pobożny i surowy
Trzeba pamiętać, że religia katolicka wywierała ogromny wpływ na życie czternastowiecznego Gdańska. Najwięcej świąt obchodzono ku czci Matki Bożej. Ten kult odgrywał w Państwie Krzyżackim istotną rolę ze względu na fakt, że była ona patronką Zakonu. Korporacje cechowe i bractwa powiązane były z kościołami, w których posiadały własne kaplice i ołtarze. Mieszczaństwo hojnie obdarowywało nowo budowane świątynie i szpitale, korzystając z odpustów udzielanych przez wyższe władze kościelne. W czasach, gdy śmierć pojawiała się nagle i niespodziewanie, a większość klęsk postrzegana była jako kara za grzechy, każda okazja była pożądana, by zaskarbić sobie przychylność nieba. W pewnych kręgach modne były umartwienia.
Można przypuszczać, że w ten sposób odczytywała swój los również Dorota. W literaturze chrześcijańskiej tego czasu nieustannie podkreśla się, że cierpienie jest miłą Bogu ofiarą za rzeczywiste i wyimaginowane przewiny swoje, swoich rodziców, męża, Adama w raju i całej czeredy duchów w czyśćcu cierpiących. Pewnie dlatego młoda kobieta skłaniała się ku coraz surowszej ascezie, a wzorem do naśladowania były dwie święte – Elżbieta z Turyngii i Jadwiga Śląska. Adalbert nie mógł tego znieść. Uciekał z domu, wyjeżdżał w sprawach handlowych do Malborka i Elbląga, zachodził do cechowych karczem, gdzie zalewał smutki piwem, a po powrocie urządzał awantury.
Kiedy wpadał w gniew zarzucał żonie, że mało obchodzi ją własny dom, że nie opiekuje się dziećmi, nie dogląda warsztatu, czeladników, służby. W tych słowach musiało być ziarno prawdy, bo potwierdzają to nie tylko zeznania najbliższych sąsiadów Doroty, którzy nie lubili jej szczerze, ale również relacja jej hagiografa. Jan z Kwidzyna napisał, że wytykano przyszłej błogosławionej otwarte zaniedbywanie domu i dzieci. Do tych zarzutów nawiązał w późniejszym procesie kanonizacyjnym „advocatus diaboli”, lecz obrońca Doroty odpierał zarzuty, twierdząc, iż są one w znacznej części przesadzone. „Niewiasta sama szyła i naprawiała odzież” – powiedział, a gotowała niesmacznie, ponieważ przestrzegała skrupulatnie postów i unikała potraw mięsnych. Dla obrońcy nadzwyczaj istotny był fakt, że zaoszczędzone pieniądze rozdawała biednym.
Ciężkie pobicie i wielka przemiana
Wszystko to wywoływało u Adalberta napady wściekłości. Pewnego dnia pobił Dorotę do nieprzytomności. Sądzono, że umrze i wezwano kapłana z ostatnim namaszczeniem. Przez kilka tygodni walczyła o życie. Adalbert chyba się przestraszył, bo bardzo troskliwie zabiegał o wyleczenie żony, a gdy nabrała sił prowadził ją do kościoła, sam przystępował do sakramentów i wspomagał ubogich. Ale Dorota nie była już tą samą osobą. Przestała się lękać męża i liczyć z ludzkim sądem. W tym czasie coraz częściej miewała wizje Męki Pańskiej. Spała na podłodze z kamieniem pod głową albo noce całe spędzała na modlitwie, pościła. Prosiła o łaskę nawrócenia dla męża. Wyglądało na to, że Adalbert zaczął się zmieniać, jakby po długiej i przegranej wojnie musiał przyjąć warunki zwycięzcy. Kiedy wydawało się, że wszystko ułoży się jak najlepiej, spadły na nich nieszczęścia. W1373 roku w czasie epidemii zmarło troje dzieci.
Asceza na wzór Brygidy Szwedzkiej
W maju 1374 roku Gdańsk gościł w swoich murach szczątki zmarłej w Rzymie Brygidy Szwedzkiej (kanonizowana w 1391 roku). Ta mistyczka cieszyła się niezwykłą popularnością w Europie. Za życia miała odwagę domagać się od papieża reformy życia kościelnego, a także jego powrotu do Rzymu z wygnania w Awinionie. Ciało świętej, wędrujące ku ojczyźnie, a ściślej do klasztoru Vadstena, podejmowano nad Motławą niezwykle uroczyście i z największym szacunkiem. Przez wiele tygodni spoczywało w Kościele Mariackim, „czemu towarzyszył widoczny rozgłos”. Przybywały tłumy wiernych. Krążące po mieście przekazy o życiu, cnotach i mistycznych stanach Brygidy wywarły na Dorotę wielki wpływ. Idąc za przykładem świętej poddawała się coraz surowszym umartwieniom. Pomagała biednym i chorym, pielęgnowała ich z narażeniem własnego życia.
Śluby czystości w wieku 33 lat
W 1380 roku Dorota i Adalbert, w obecności proboszcza kościoła parafii mariackiej Chrystiana Rose, złożyli dobrowolnie śluby czystości (Dorota miała wtedy trzydzieści trzy lata). Dzięki temu, na mocy specjalnego przywileju, mogli przyjmować Komunię Świętą we wszystkie niedziele i święta, gdy zwyczajni katolicy mogli to czynić zaledwie siedem razy w roku. Dwa lata później straszliwa zaraza zabrała kolejnych pięcioro dzieci. Pozostała im tylko córka Gertruda (niektóre źródła podają, że zarazę przeżyła także najstarsza z córek, Agata, która w niedługim czasie zmarła). Prawdopodobnie to utwierdziło ich w przekonaniu, że pozostała im tylko troska o życie wieczne.
Dorota przestawała żyć normalnym życiem. Każdą wolną chwilę poświęcała adoracji Najświętszego Sakramentu. Za aprobatą lub bez, powoli rozdawała ubogim majątek męża. Zamożny ongiś płatnerz popadał w coraz większe kłopoty finansowe. Być może uważała, że to jego niegdysiejsza zatwardziałość sprowadziła nieszczęścia na rodzinę. Sympatyzowała z beginkami, które od 1387 roku miały swój dom w pobliżu klasztoru dominikanów. Była to wspólnota kobiet dążących do doskonalenia wewnętrznego, a zajmowały się praktykami religijnymi, zbieraniem jałmużny i nauczaniem ubogich dziewcząt. Spowiednikami Doroty byli kapłani z Kościoła Mariackiego – księża Paweł i Jan, a następnie proboszcz Chrystian Rose, który z kolei wyznaczył jej specjalnego spowiednika. Z księdzem Mikołajem z Pszczółek, bo o nim mowa, łączyła ją prawdziwa więź duchowa.
Na pielgrzymim szlaku: do Akwizgranu i Strasburga
Późne średniowiecze charakteryzowała wzmożona, niemal histeryczna pobożność. Popularną formą tej pobożności były pielgrzymki do miejsc słynących z cudownych obrazów i relikwii. Podejmowano je w nadziei na odmianę losu, na cud, zalecano jako pokutę dla najbardziej zuchwałych grzeszników – bluźnierców, świętokradców, prostytutek i osób podejrzewanych o magię. Uważano, że opuszczając dom i podejmując uciążliwą wędrówkę, zyskuje się szczególne łaski. Wierzono, że tym sposobem można odwrócił słuszny gniew Boży, a więc uniknąć klęsk żywiołowych i epidemii. Liczne grupy pielgrzymów przemierzały pieszo, a niekiedy również boso, szlaki Europy i narażone były na napaści ze strony grasujących w pobliżu hord pospolitych opryszków. Sezon świętego podróżowania trwał od Wielkanocy do października.
W 1384 roku Dorota i Adalbert zdecydowali się wspólnie wyruszyć na pielgrzymi szlak. Gertrudę zostawili u przyjaciół i wybrali się do dalekiego Akwizgranu, gdzie w miejscowej kolegiacie przechowywano przywiezione z Konstantynopola przez Karola Wielkiego szczątki szat Jezusa i Matki Boskiej oraz chustę, w którą owinięto głowę Jana Chrzciciela. Rocznie przybywało tu około stu czterdziestu tysięcy pielgrzymów! Następnie małżonkowie trafili do klasztoru benedyktyńskiego w helweckim Einsiedeln koło Zurychu, słynącego z kultu maryjnego. Dorota, przyglądając się życiu beginek osiedlonych w pobliskim klasztorze Alpegg, zapragnęła oddać się kontemplacji i resztę życia spędzić w pustelni na żebraczym chlebie. Była gotowa rozwieść się z mężem, aby to osiągnąć. Kiedy jednak benedyktyński pleban, któremu zwierzyła się ze swoich planów, postukał się palcem w czoło i udzielił jej ostrej reprymendy, odstąpiła od tego zamiaru.
Z przekazów wiemy, że małżonkowie odbyli też drugą pielgrzymkę, tym razem zabrali córkę. Dotarli do Strasburga, Bazylei, Konstancji, na górę Etzel, ponownie odwiedzili Akwizgran. Na terenie Niemiec Adalbert bezskutecznie starał się znaleźć przyjazne miejsce, w którym mogliby się osiedlić. Półtora roku mieszkali w Finsterwald nad Renem, w pobliżu sanktuarium. Dorota z córką chciała pozostać tam dłużej, a nawet stać się „jedną biedną pokutnicą”, ale Adalbert zadecydował, że mimo wszystko powinni wrócić nad Motławę. W Gdańsku okazało się, że są zrujnowani. Wydatki związane z wyprawami sprawiły, że płatnerz utracił swój dom i warsztat. Wybudował więc prowizoryczny drewniany domek w pobliżu kościoła świętej Katarzyny, gdzie cała rodzina przeniosła się jesienią 1387 roku. Żyli w nędzy i toczyli spory o zachowanie resztek dobytku. W 1388 roku Adalbert poważnie zachorował, a kiedy wyzdrowiał, zachorowała Dorota.
Samotna pielgrzymka do Rzymu
Jednak Dorota dusiła się w mieście, w którym otaczała ją powszechna niechęć. Kiedy więc w 1389 roku pojawiła się możliwość wyruszenia do Rzymu, aby uczcić ogłoszony przez papieża Bonifacego rok jubileuszowy – 1390, z błogosławieństwem męża udała się w daleką drogę. Osłabiony Adalbert prawdopodobnie nie czuł się już na siłach, żeby podjąć takie wyzwanie (odbył pielgrzymkę do Rzymu w roku 1350). Wędrówka okazała się niezwykle wyczerpująca i mocno nadszarpnęła zdrowie Doroty. A pomysł, by chodzić boso po Świętym Mieście, miał tragiczne konsekwencje. Ciężko zachorowała, miała tak silną gorączkę, że nie mogła spać, doznawała wizji i po raz kolejny otarła się o śmierć.
Z okazji jubileuszu w Rzymie znalazło się wielu gdańszczan. Mieszkali razem lub obok siebie. Dzięki dokumentom z procesu beatyfikacyjnego możemy ich zidentyfikować z imienia i nazwiska: Metza Creuczburguisch, Metza Hugische, Mathea Quodemosse, matka Łucji Glogow, Piotr Sopkow, piekarz Mikołaj ze Sztumu i ksiądz Mikołaj z Pszczółek. Z ich zeznań, a więc poniekąd z pierwszej ręki, dowiadujemy się o tamtych wydarzeniach. Chora Dorota przez wiele tygodni mieszkała w jednym z rzymskich przytułków. Tam za sprawą objawienia dowiedziała się o śmierci męża. Uzdrowić miał ją widok chusty świętej Weroniki. Przez pewien czas nosiła się z zamiarem, by pozostać w Rzymie do śmierci.
Modlitwa i groźba spalenia stosie
Do Gdańska wróciła 15 marca 1390 roku i zamieszkała w lichej komórce gdzieś na Głównym Mieście. Nie zamierzała jednak korzyć się przed opinią publiczną, była gotowa do walki. Jej postępowanie już wkrótce miało dotknąć do żywego większość mieszkańców spokojnego miasta. Wedle ich opinii, Dorota zaczęła zachowywać się skandalicznie. Podczas mszy modliła się tak żarliwie, że popadała w stany zamroczenia, mdlała, dostawała spazmów, drżały jej ręce i nogi, przewracała oczami, krwawiła z nosa i w ekstazie na glos rozmawiała z Chrystusem. Pod koszulę zakładała grubą włosiennicę, która raniła jej ciało, a cierpiąc na bezsenność nocami oddawała się innej praktyce pokutniczej – biczowaniu. Zapowiadając rychłe nadejście Chrystusa, publicznie ganiła najwyższe autorytety, mówiła: „Liczni ludzie wprawdzie nauczyli się pism i subtelności, lecz nie nauczyli się osiągać woli, przez którą mogliby unikać grzechów”. Ostro zaatakowała duchowieństwo.
Gdańszczanie mieli dosyć jej ekscesów i szalonych występów podczas nabożeństw. Dość powszechna była opinia, że jest chora na umyśle, ale też coraz częściej zastanawiano się, czy nie jest opętana przez złego ducha. Niektórzy nazywali jej zachowanie „lubieżnym”. Miejscowe duchowieństwo reagowało dość ostrożnie. Proboszcz mariacki publicznie zganił Dorotę za ostentację w wyrażaniu przeżyć mistycznych i zabronił jej przystępowania do Komunii Świętej w każdą niedzielę. Ta decyzja wzbudziła w niej złość. To wtedy miała wypowiedzieć zapisane w dokumentach zdanie: „Cały Gdańsk oddałabym za jedną Komunię Świętą”. Atmosfera wokół niej gęstniała coraz bardziej. Powołując się na przekazane jej podczas wizji słowa Jezusa, żądała dla siebie specjalnego przywileju – chciała przyjmować hostię codziennie! Wśród mieszkańców wywołało to ogromne oburzenie, domagali się od gdańskiego komtura natychmiastowego wszczęcia procesu przeciw szalonej kobiecie. Podkreślano, że wzbudza ona nie tylko gniew, ale również strach.
Oficjalne oskarżenie wnieśli: oficjał biskupa włocławskiego Henryk z Kościelca i prezbiter Ludike. Pierwsze „badania” przeprowadził proboszcz z Kościoła Mariackiego Christian Rose, który był doktorem prawa kanonicznego. Dorota odpowiadała pewnie, bez lęku, „z powodu stawianych jej zarzutów, gotowa była dać się spalić, a potrzebne do tego drewno kupić na własny koszt”. Zeznania przed sądem biskupim składał również spowiednik Doroty, Mikołaj, który w uroczystych słowach, odważnie bronił swojej podopiecznej, nawiązując do przykładu Brygidy Szwedzkiej. Przekonywał, że to, co mówi, jest z pewnością natchnione przez Boga. Teologowie nie znaleźli w widzeniach Doroty nic bluźnierczego, co byłoby niezgodne z Ewangelią i sprawę zamknięto. Niebawem spowiednik zaproponował Dorocie, aby udała się do najwybitniejszego teologa krzyżackiego, Jana z Kwidzyna. Sam Mikołaj czuł się bezradny wobec jej nadzwyczajnych charyzmatów.
Jan był człowiekiem utalentowanym i ambitnym, w latach 1367-1371 studiował w Pradze, a później wykładał tam filozofię i teologię. Po powrocie do Kwidzyna został kanonikiem i zajął się działalnością pisarską, znany był również jako wytrawny spowiednik i przewodnik duchowy. W późniejszych latach został dziekanem kapituły pomezańskiej.
Wędrówka do Kwidzyna
Dorota wędrowała do Kwidzyna, wówczas stolicy diecezji, cztery dni. Na miejsce dotarła 22 maja 1391 roku. Nowy spowiednik zainteresował się mistyczką, wysłuchał jej i prawdopodobnie zaprosił na stałe do miasta, w którym mogła liczyć na opiekę biskupa pomezańskiego. Jan zrozumiał, że jej życie w Gdańsku było poważnie zagrożone, a tłum w każdej chwili mógł dokonać samosądu. Miał bowiem w pamięci zdarzenie sprzed kilku lat, gdy napadnięto i utopiono przybocznego lekarza wielkiego mistrza Konrada Wallenroda. Medyk zginął, gdyż podejrzewano, że uległ herezji albigensów.
Nie można wykluczać, że już wówczas zakonni hierarchowie doszli do wniosku, że warto zaopiekować się dziwną niewiastą, która tyle szumu wywoływała nad Motławą. Gdyby urzędowo potwierdzono jej świętość, Zakon zyskałby cenne wsparcie swojej misji.
Całkowite odosobnienie na próbę
Dorota umieściła córkę Gertrudę w klasztorze benedyktynek w Chełmie i rozdała resztki dobytku. Po powrocie do Kwidzyna trafiła do przytułku, a potem zamieszkała u mieszczki Mathei Quodemosse, którą spotkała już w Rzymie. Prawdopodobnie gościła ją również pobożna wdowa Katarzyna Mulner, tercjarka zakonna. Dorota utrzymywała się z jałmużny, pracowała w miejskim szpitalu i wiele godzin przebywała w katedrze. Codziennie korzystała z usług spowiednika, z jego rąk przyjmowała Komunię Świętą i jemu przekazywała swoje wizje i objawienia. W końcu wyznała, że pragnie całkowicie odciąć się od świata zewnętrznego przez zamurowanie w małej celce w pobliżu kościoła lub w samym świątyni.Katedra w Kwidzynie, gdzie Dorota spędziła ostatni rok życia w całkowitym odosobnieniu.
Zamurowana na własne życzenie i nie za karę
Z tą formą ascezy, praktykowaną szczególnie w miastach niemieckich, Dorota musiała się zetknąć na pielgrzymim szlaku. Na ręce biskupa pomezańskiego złożyła prośbę o przydzielenie miejsca odosobnienia, a Jan dołączył popierającą opinię. Wyznaczono półroczną próbę, po której Dorota uzyskała upragnione pozwolenie. 2 maja 1393 roku, po nabożeństwie w katedrze pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i św. Jana Ewangelisty uroczyście wprowadzono kobietę do uprzednio przygotowanej celi, która znajdowała się pod południowymi schodami wiodącymi na chór. Wejście zamurowano. Tutaj, obok kaplicy grzebalnej biskupów pomezańskich, w której spoczywali też wielcy mistrzowie krzyżaccy Werner von Orseln i Ludolf König, Dorota miała spędzić na czuwaniach, modlitwach i umartwieniach resztę życia. Przez mały zakratowany otwór zwrócony w kierunku ołtarza mogła bezustannie adorować Najświętszy Sakrament. Jan rozmawiał z nią często, skrupulatnie notował wizje dotyczące rzeczy ostatecznych: szczęścia zbawionych oraz udręk czyśćca, i opatrywał je teologicznym komentarzem. Zlecono mu arcyważną i w gruncie rzeczy sekretną misję wykreowania świętej na potrzeby Zakonu, który w tym czasie znajdował się u szczytu potęgi. Dzięki niemu sprawa zamurowanej, świętej niewiasty nabierała rozgłosu. Do okienka przybywali coraz liczniejsi pielgrzymi, przychodzili po pomoc i pociechę, czasem z ciekawości. Odnotowywano nawrócenia i uzdrowienia.
W małej, nieogrzewanej ciemnicy przeżyła przeszło rok. Podczas ostrej zimy 1393 roku poważnie zachorowała i choć wyzdrowiała na wiosnę, była bardzo osłabiona. Z tego, co przekazał Jan, wynika, że nie pragnęła dłuższego życia. Wyczerpana pokutą, zmarła 25 czerwca 1394 roku w wieku czterdziestu siedmiu lat. Przez wiele dni ludzie przychodzili modlić się, zaglądali przez okienko do celi, gdzie leżało wyciągnięte na wznak ciało pustelnicy. Delikatny uśmiech miał ozdabiać jej twarz.
Dorota z Mątów: wspólna patronka Polaków i Niemców
Droga do uznania świętości Doroty okazała się równie wyboista, jak jej życie. Starania o beatyfikację poparł wielki mistrz Konrad von Jungingen, a proces informacyjny i zbieranie materiału dowodowego zakończono w oszałamiającym tempie, bo już w 1404 roku. Ale prześladował Dorotę swoisty pech. Najpierw w tajemniczych okolicznościach w drodze do Bolonii zaginęły dokumenty zbierane z wielkim trudem, a potem Krzyżacy, którym tak bardzo zależało na uzyskaniu własnej patronki dla Prus Zakonnych, przestali się liczyć na arenie międzynarodowej. Podobno tuż przed śmiercią Dorota przepowiedziała im straszliwą klęskę, co później kojarzono z bitwą pod Grunwaldem. Liczni pielgrzymi, w tym również Władysław Jagiełło odwiedzali „celkę i mieszkanie niejakiej Doroty, niewiasty pobożnej i świątobliwej”, ale nic z tego nie wynikało. Państwo zakonne przeżywało poważny kryzys finansowy i nie stać go było na podjęcie niezbędnych kosztów, by na dworze papieskim doprowadzić do zakończenia kościelnego procesu.
Wiele prób jego wznowienia podejmowanych w późniejszym czasie również spełzło na niczym. Kiedy Albrecht von Hohenzollern opowiedział się za naukami Marcina Lutra, przedsięwzięcie wygasło w sposób naturalny. Protestanccy duchowni świadomie zacierali ślady kultu Doroty, nie tylko zniszczono jej celę, ale również ukryto ciało w nieznanym miejscu.
Na polecenie Zygmunta III Wazy, jezuita Fryderyk Szembek napisał kolejny żywot Doroty, korzystając z dzieła Jana z Kwidzyna i dodając nowe przekazy legendarne, a biskup chełmiński Jan Lipski (dekretem z 15 kwietnia 1637 roku) oficjalnie wznowił i zatwierdził jej kult, który jednak podczas zaborów zanikł prawie zupełnie. Po zakończeniu I wojny biskupi warmiński i gdański na nowo podjęli starania o beatyfikację Doroty. Biskup Maksymilian Keller przedłożył papieżowi Piusowi XI prośbę o zakończenie procesu, w czym poparł go synod diecezji gdańskiej w 1935 roku. Te starania przerwała kolejna wojna.
Dopiero w 1976 roku, pięćset osiemdziesiąt dwa lata po śmierci Doroty z Mątów, Kongregacja do spraw Świętych zatwierdziła jej kult jako wspólnej patronki Polaków i Niemców.
Natalia i Waldemar Borzestowscy
Wykorzystano:
Johannes Marienwerder, „Vita venerabilis dominae Dorotheae”, Köln 1964;
Ks. Antoni Liedtke, „Dorota z Mątowów”, Hagiografia Polska;
Rühle, „Dorothea von Montau. Das Lebensbild einer Danziger Burgerin des XIV Jahrhunderts”, „Altpreussische Forschungen”, 1925;
Triller, „Der Kanonisationsprozess Dorotheas von Montau in Marienwerder 1394-1405 als Ouelle zum alpreussischen Kulturgeschichte und Volkskunde”, „Ostdeutsche Beiträge aus dem Göttinger Arbeitskreis”, 1958;
„Kwidzyn. Z dziejów miasta i okolic”, praca zbiorowa, Pojezierze, Olsztyn 1982;
Kwiatkowski, „Klimat religijny w diecezji pomezańskiej u schyłku XIV i w pierwszych dziesięcioleciach XV wieku”, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, Toruń 1991;
„Epoka i życie bł. Doroty z Mątów. Materiały I Sympozjum Dorotańskiego w Kwidzynie”, pod red. ks. J. Wiśniewskiego, Elbląg 1996;
Anna i Henryk Paner, „Gdańszczanie na pielgrzymkowych szlakach w XIV i XV wieku”, Materiały z sesji „Gdańsk średniowieczny”, Gdańsk 1998;
Joseph kardynał Ratzinger, „Drogi ku wnętrzu. Święta Dorota z Mątowów”, tekst kazania wygłoszonego 17 czerwca 1979 roku w kościele św. Michała w Monachium;
Borchert, „Dorothea von Montau-Mutter, Mystukerin und Heilige”, „Klerrusbiatt”, nr 10, 1977;
„Mutter Dorothea – unsere Heilige”, „Kath.-Brief”, Hildesheim, nr 3, 1977.
Autorzy serdecznie dziękują Pawłowi Jankowskiemu, rycerzowi z Gdańskiego Bractwa pasjonatowi średniowiecza, bowiem dzięki jego życzliwości mogli oni dotrzeć do wielu trudno dostępnych materiałów i cennych książek.