PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Rok 1912 - katastrofa balonu, w której zginął doktor Schucht

Rok 1912 - katastrofa balonu, w której zginął doktor Schucht
Okoliczności katastrofy balonu „Danzig” w 1912 r. szeroko opisywały niemieckie tytuły prasowe wydawane w mieście. Na podstawie ich lektury Tadeusz T. Głuszko napisał tekst, który po stu latach przybliża tamte wypadki polskiemu czytelnikowi. To pierwszy z serii artykułów o historii Gdańska, który portal Gdansk.pl publikuje we współpracy z magazynem "30 Dni", ukazującym się od 1998 r. i wysoko cenionym przez miłośników naszego miasta.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Doktor Artur Schucht

W niedzielę 23 czerwca 1912 roku blisko gdańskiej starej gazowni wydarzyła się tragiczna w skutkach katastrofa balonu „Danzig”. Czteroosobową załogą dowodził znany w Gdańsku trzydziestoczteroletni doktor medycyny Artur Schucht, który wskutek nagłej zmiany pogody i zerwania się huraganowego wiatru stracił panowanie nad balonem i po karkołomnym locie wypadł z gondoli na bruk, i poniósł śmierć. Profesor Föttinger z Sopotu i panna Heinzelmann, córka emerytowanego profesora z Charlottenburga, wyszli z wypadku bez większych obrażeń, natomiast student Haffenbach z Wrzeszcza ratował się skokiem do Motławy i szczęśliwie dopłynął do brzegu. Doktor Schucht był sekretarzem zachodniopruskiego Towarzystwa Żeglugi Powietrznej.

Miał to być jeden z lotów balonowych zachodniopruskiego Towarzystwa Żeglugi Powietrznej. Od wczesnego rana balon stał na placu ćwiczebnym koszar 36 pułku artylerii polowej (przy ulicy Wałowej), gdzie jego czaszę napełniono gazem pod okiem służącego w tym regimencie kapitana Voisserée, który miał patent dowódcy balonowego. Towarzyszył mu miejski budowniczy Paetschow, który przypuszczalnie również należał do zachodniopruskiego TŻP. Balon oczekiwał obciążony niedużym balastem i szarpnięciami reagował na podmuchy północnego wiatru, który nie budził zdziwienia zgromadzonych na placu osób, bowiem występuje w Gdańsku dość często (dopiero po niewczasie uznano, że z rozpoczęciem tego lotu lepiej było poczekać na bezpieczniejszą pogodę).

O godzinie 7.40 załoga była już w gondoli gotowa do rejsu. Balon wystartował i natychmiast osiągnął pułap dziesięciu-dwunastu metrów. Nagle zerwał się wiatr, który przydusił go do ziemi i gondola uderzyła z siłą w płot, zostawiając w nim wyrwę. Ale balon zaraz znów poderwał się do lotu, znacząc jego tor rozrzuconymi workami balastu. Pędził tym razem na budynek oficyny przy Wałowej 5. Zbliżywszy się do krawędzi najwyższego piętra uderzył o kamienny gzyms. Po tym zderzeniu zaraz przyszło drugie – tym razem było to uderzenie w wielki komin. Gondola rozkołysała się i kiedy zataczała łuk nad dachem czteropiętrowej kamienicy, doktor wypadł na ulicę. Siłę upadku złagodziły gałęzie rosnącego tam kasztanowca, z którego przy tej okazji oberwało się kilka grubych konarów.

Balon stał się lżejszy po utracie dowódcy, ale nie wzbił się wyżej, bo wskutek uszkodzeń czaszy tracił dużo gazu. Wiatr zapędził go nad Motławę, gdzie zaczął się zniżać, aż dotknął wody. Tam podmuch pociągnął go w stronę stacji pomp i przepchnął ponad mostem i płotem stojącego obok domu mieszkalnego. Od tych karkołomnych manewrów splątały się linki łączące czaszę balonu z koszem i pojazd utracił zdolność poderwania się do lotu, dzięki czemu koszmarna podróż dobiegła końca.

Poza doktorem nikt nie odniósł większych obrażeń. Profesor Föttinger był tylko niegroźnie pokaleczony i nie wymagał pomocy lekarskiej. Podobnie większego szwanku nie doznał student Haffenbach. Tylko panna Heinzelmann, która pracowała z doktorem  Schuchtem, jako asystentka, przy aparaturze rentgenowskiej, została odwieziona do szpitala miejskiego przy Dellbrückallee dzisiejsza ulica Curie-Skłodowskiej) w stanie lekkiego szoku i z zadrapaniami skóry.

Według przeprowadzonej rekonstrukcji wydarzeń doktor Schucht wypadł z gondoli zwinięty w kłębek, najpierw uderzył o dach, a stamtąd stoczył się na uliczny bruk; nieprzytomny dawał słabe oznaki życia. Przypuszcza się, że utracił przytomność przy zderzeniu balonu z pierwszą przeszkodą. Miał złamaną czaszkę, połamane żebra oraz kość udową i miednicę. Jego stan był bardzo ciężki. Został natychmiast odwieziony do miejskiego szpitala, ale zmarł jeszcze w karetce nie odzyskawszy przytomności. Ciało zatrzymano w szpitalnej kostnicy i w najbliższą środę odwieziono do Brunszwiku, gdzie mieszkała matka doktora i jego dwaj bracia. W uroczystościach pogrzebowych wziął udział profesor Schütte z Monachium i kupiec Schäfer z Gdańska, który reprezentował zachodniopruskie Towarzystwo Żeglugi Powietrznej. (Johann Heinrich Schütte był konstruktorem sterowców, profesorem w Wyższej Szkole Technicznej w Gdańsku) .

Doktor medycyny Arthur Schucht urodził się w Brunszwiku 30 czerwca 1878 roku w nauczycielskiej rodzinie. Po studiach krótko pracował w szpitalu w rodzinnym mieście, następnie przyjęto go do wrocławskiej kliniki dermatologicznej prowadzonej przez znanego profesora Neitzera, gdzie zdobył dużą wiedzę w zakresie rozpoznawania bakterii spirochaetes. Cieszył się uznaniem w Prusach Zachodnich i w Gdańsku. Mocno zaangażował się w leczenie tocznia rumieniowatego i podobnych chorób skórnych. Ożenił się z siostrzenicą profesora Neitzera, z którą miał dwoje dzieci; przeżył 34 lata. W chwili wypadku małżonka znajdowała się w Sopocie. Zmarły był sekretarzem zachodniopruskiego Towarzystwa Żeglugi Powietrznej od chwili jego powstania. Ów ostatni lot był jego czternastym podniebnym rejsem i siódmym w charakterze dowódcy balonu.

Uprzątnięciem balonu zajęli się strażacy i podlegli kapitanowi Voisserée żołnierze 36 pułku. Ustalono, że feralnego dnia wiatr nie był wyjątkowo silny. Balony latały już przy trudniejszej pogodzie.

Oględziny wykazały dużo uszkodzeń na powłoce czaszy, a największe rozdarcie, o długości trzy i pół metra powstało w miejscu, gdzie umieszczono nazwę „Danzig”, a to oznaczało, że nawet gdyby balon nie został unieruchomiony przez splątanie lin, i tak nie utrzymałby się długo w powietrzu.

Wskutek zderzenia przy ulicy Wałowej gondola miała głębokie wgięcie na jednej burcie i została zasypana okruchami tynku, natomiast na budynkach, z którymi doszło do kolizji, znaleziono ślady krwi i świeżo rozbite dachówki. Podczas rekonstrukcji zdarzeń okazało się, że nie tylko doktor Schucht, ale również panna Heinzelmann i profesor Föttinger przypłacili to zderzenie utratą przytomności. Również student Haffenbach został chwilowo zamroczony i nie od razu zauważył braku doktora. Dopiero kiedy poprosił o zgodę zerwania liny holowniczej, aby wykonać zwrot, zauważył, że nie ma go w gondoli i wtedy przejął dowodzenie.

Uszkodzony balon wysłano do naprawy w firmie Augusta Riedinga z Augsburga, skąd miał wrócić po czternastu dniach, a po trzech tygodniach miał być gotowy do kolejnego lotu, do którego zgłosił się profesor Schütte z kapitanem Voisserée i Paetschowem. Na 7 lipca zaplanowali oni balonowe polowanie na lisa, ale z powodu żałoby musieli przesunąć ten termin.

Tadeusz T. Głuszko

Pierwodruk: „30 Dni" 3-4/2012