Od pierwszych dni pobytu w naszym mieście Jameson związał się serdecznymi więzami z Trosienerami, Heinrichem Christianem i jego żoną Elisabeth, a więc rodzicami Johanny. W ich domu przy ulicy Św. Ducha (Heilige-Geist-Gasse) był częstym gościem. Ułatwiał to fakt, że mieszkali po sąsiedzku. Kaplica kościoła anglikańskiego, w którym był kaznodzieją, mieściła się bowiem w budynku, który przylegał do słynnej kamienicy Pod Żółwiem (nr 81). Samotny mężczyzna w średnim wieku stał się niebawem osobą bliską rodziny gdańskiego kupca.
Zagościł też w życiu Johanny, a pojawiał w momentach kluczowych. Jest ona znana głównie jako matka sławnego filozofa, Artura Schopenhauera, choć sama była popularną i poczytną pisarką. W swoich wspomnieniach utrwaliła obraz miasta, który możemy też oglądać na rycinach Daniela Chodowieckiego (cykl „Podróż z Berlina do Gdańska”). Chodowiecki opuścił miasto w młodości i powrócił do niego po kilkudziesięciu latach, sportretował małą Johannę, ta zaś, po kolejnych kilkudziesięciu latach, sportretowała jego w „Gdańskich wspomnieniach młodości”. Te dwie narracje, słowo i obraz, uzupełniają się w sposób unikalny, zwłaszcza że oboje byli wrażliwi na wszystko, co zazwyczaj bywa zapomniane – życie domowe, sytuacje banalne, ludzi z drugiego, a nawet trzeciego planu.
W tym pejzażu codzienności pastor Richard Jameson jest postacią wyróżnioną przez Johannę, nauczycielem i mentorem, przyjacielem młodości, osobą, na którą zawsze można liczyć. Ten mądry i przystojny (z charakteru porównywany przez nią do bohaterów literackich, stworzonych przez Laurence’a Sterne’a: Tristrama Shandy z „Życie i myśli JW. Pana Tristrama Shandy” oraz Yoricka z popularnej „Podroży sentymentalnej przez Francję i Włochy”), gustownie ubrany mężczyzna imponował dziewczynie, był nie tylko oczytany, dał się również poznać jako osoba o dużej empatii. Raziła go krzywda, której doświadczają ludzie ubodzy oraz zwierzęta. Biegnący przed rozpędzonym powozem polskich wielmożów chłopcy ze służby – to był obraz stosunków społecznych, który jego zdaniem był nie do zaakceptowania.
Jako pastor opiekował się wcale liczną, a z pewnością dość zamożną społecznością przybyszy z Wysp, którzy zamieszkali nad Motławą. Większość z nich zajmowała się handlem zbożowym, interesowały ich również inne produkty, pochodzące z Rzeczpospolitej. Wspomina się niekiedy, nie bez pewnej dumy, że z polskich lasów miały pochodzić strzeliste maszty na okrętach tworzących flotę admirała Horatio Nelsona. Anglicy i Szkoci byli lubiani w mieście, traktowani jak swoi, niczym bowiem szczególnym, gdy chodzi o obyczaje, nie wyróżniali się spośród mieszkańców miasta. Tak o nich pisała po latach Johanna. Trudno się dziwić, że w ciężkim czasie, który nadszedł pod koniec XVIII wieku, gdańszczanie szukali protekcji u angielskich królów.
Od 1702 roku w gdańskiej gminie anglikańskiej obowiązywała zasada, że pastorowie byli wybierani na zmianę przez angielskich i szkockich członków. Reguły tej jednak nie przestrzegano konsekwentnie. Poprzednik naszego bohatera, a był nim wielebny John Tukker (Tucker), sprawował swoją funkcję w latach 1761-1764 i był prawdopodobnie Anglikiem (w roku 1763 wymieniany jest również pastor Joshua Kenworthy). Kiedy jednak Jameson, który pochodził ze Szkocji, w 1789 roku zdecydował się powrócić na Wyspy, jego następcą został również Szkot, William Gardiner. Dlaczego? Odpowiedź jest jedna – po prostu Szkoci mniej gminę kosztowali. Nasz pastor zniknął ze wspomnień Johanny, gdy opuścił Gdańsk, w którym pozostawał nadspodziewanie długo. Przez ćwierć wieku przy ulicy Św. Ducha wygłaszał kazania, dzieląc się z wiernymi doświadczeniem swego życia, którego dojrzałą część zdecydował się spędzić w tym odległym od ojczyzny miejscu. Potem, jak zapewniała Johanna, wyjechał „do swych gór w Szkocji”.
O pastorze Jamesonie wspomina się niekiedy, ale rzadko przybliża się ostatnie lata jego życia, więc warto poczynić dopowiedzenia w tym zakresie. Przypomnijmy jeszcze, że Richard Jameson był doktorem teologii, a przybył do Gdańska w październiku 1764 roku jako mężczyzna prawie czterdziestoletni, na dwa lata przed urodzinami Johanny. Można odnieść wrażenie, że sprawowana funkcja pozostawiała pastorowi sporo swobody. Obliczono, że podczas swego długiego pobytu w mieście udzielił zaledwie 41 chrztów i 5 ślubów. W wolnym czasie rozwijał zawarte znajomości, a jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą, była ta, która połączyła go z rodziną Trosienerów. Raczej nie odbywało się to jednak ze szkodą dla pozostałych, w tym wiernych kościoła anglikańskiego. Czy inaczej utrzymałby tak długo swoją funkcję?
Pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej negatywnie wpłynął na środowisko angielskich kupców w mieście, warunki wymiany handlowej uległy pogorszeniu. Kolejne lata i polityka fiskalna państwa pruskiego sprawiły, że miasto traciło swoje znaczenie. Jego „złota jesień”, utrwalona we wspomnieniach Johanny i szkicach Chodowieckiego, była jednak na tyle atrakcyjna, że wciąż potrafiła oczarować. Gdańsk był nadal miastem zasobnym i zadbanym, republiką kupiecką kierowali dobrze wykształceni i zamożni ludzie, dużą wagę przywiązujący do edukacji i filantropii.
Jameson znalazł tu przyjaciół, a może nawet coś więcej – ukryty sens egzystencji (podobno na każdym etapie życia może być inny). A kiedy minął wiek dojrzały i nadchodziła starość, funkcjonujący dotąd prawidłowo organizm zaczął niedomagać, zdecydował się na krok zadziwiający – powrót bliżej ojczystych stron. „Był jeszcze dość silny, żeby ją powziąć i wykonać” – napisała Johanna. Zanim przeniósł się tam na stałe, co nastąpiło w 1789 roku, dwukrotnie odwiedził rodzinne strony. Pobyt w Szkocji miał poprawić zdrowie, które zaczęło poważnie szwankować. Tuż przed ostatecznym wyjazdem z Gdańska jego stan był na tyle poważny, że musiał zrezygnować z posługi pastora. W tym czasie zastępował go Jean Robert Bicquet, pastor z kongregacji francuskiej (hugenockiej), któremu już podczas wypraw na wyspy Jameson powierzał losy swojej religijnej społeczności.
Po przybyciu na Wyspy pastor nie osiadł w szkockim Edynburgu (gdzie przed laty kończył teologiczne studia), choć mieszkał tam jego stary i dobry przyjaciel doktor George Chapman wykładowca w Liberton Kirk (nieopodal Edynburga) oraz dwóch odległych kuzynów, zajmujących się kupiectwem: Ebenezer Mason i John Thomson. Nie wybrał również miasteczka Dumfries w Szkocji, gdzie spędził osiem lat jako pastor, zanim wyjechał do Gdańska. Przebywając w Damfries, przyjaźnił się z Thomasem Blacklockiem, znanym ówcześnie poetą, który zmarł w 1791 roku. Zdecydował się zatrzymać w nadmorskim Newcastle nad rzeką Tyne na północy Anglii. Jameson szukał pomocy u lekarza, Johna Leightona, który ratował jego zdrowie podczas wcześniejszego pobytu. Ten utalentowany chirurg mieszkał wraz z żoną Mary i rodziną na ulicy Queen Street w tym właśnie mieście. Zacna familia – prócz rodziców dwie córki Jane i Mary oraz przygotowujący się do zawodu chirurga syn Thomas – zaopiekowała się pastorem z dużą serdecznością. To przywróciło Richardowi siły. Nie zdecydował się jednak opuścić miasta i nowych przyjaciół. Znalazł sobie wygodne lokum w pobliżu, przy Targu Mięsnym. Mieszkanie wynajmowała Barbara, wdowa po Samuelu Alcocku, teraz ona i jej córka otoczyły Jamesona troskliwą opieką.
Leżące nad rzeką Tyne miasto Newcastle, mogące poszczycić się prastarym rodowodem sięgającym cesarza Hadriana, leżało na dawnych granicach Imperium Romanum, w pobliżu wału odgradzającego jego ziemie od dzikiej północy. Wbrew przypuszczeniom Johanny, oczami wyobraźni widzącej Jamesona pośród szkockich gór, pastor wybrał na miejsce swego osiedlenia miasto portowe, w gruncie rzeczy nieco podobne do Gdańska i utrzymujące z nim ożywione kontakty handlowe. Tradycje morskie – centralnym punktem Newcastle jest kościół pod wezwaniem św. Mikołaja z Miry (tego z 6 grudnia „od prezentów”), opiekuna żeglarzy – oraz elementy struktury społecznej, choćby istnienie kupieckich gildii, musiały mu przypominać lata nad Motławą. W tym miejscu mógł nawet trafić na przedstawicieli kongregacji, której przez tyle lat przewodził, bowiem część jej członków, wobec słabnącej koniunktury, opuściła Gdańsk i zdecydowała się powrócić do Anglii czy Szkocji. W Newcastle przebywał przynajmniej jeden z nich, George Mallabar.
Nic nie wskazuje na to, by sześćdziesięciokilkuletni pastor powrócił do posługi, jego nazwisko nie znalazło się na liście wizytacji, przeprowadzonej w 1792 roku przez miejscowego biskupa. Wiadomo jedynie, że jako wierny przynależał do parafii św. Jana, gdzie pastorem był Thomas Hornby, syn burmistrza. Co ciekawe, do tej samej świątyni chadzał regularnie inny mieszkaniec Newcastle, angielski ilustrator i znawca historii naturalnej, zwłaszcza ornitologii, Thomas Bewick (1753-1826), autor tak znakomitych publikacji, jak „A General History of Quadrupeds” (Ogólna historia czworonogów) oraz fundamentalnej „History of British Birds” ( Historia brytyjskich ptaków). Ten przy okazji wdawał się w długie rozmowy z Hornbym, który mimo młodego wieku był osobą nietolerancyjną o dość ciasnych horyzontach.
Właściwie trudno sobie wyobrazić, aby poruszający się w tych samych kręgach towarzyskich Bewick i Jameson nigdy się nie spotkali. Jameson był jednym z aktywnych członków The Literary and Philosophical Society (Towarzystwo Literacko-Filozoficzne), wstąpił do niego w 1794 roku. Lokalny „conversation club”, założony rok wcześniej przez wielebnego Williama Turnera (1761-1859), cieszył się sporym poważaniem i dysponował jedną z największych bibliotek w kraju. Członkostwo w towarzystwie było płatne, roczna składka wynosiła jedną gwineę. Obu mężczyzn, Jamesona i Bewicka, dzieliła znaczna różnica wieku, ale łączyły poglądy i zapatrywania. Ilustrator był człowiekiem o podobnej wrażliwości, jednym z pierwszych, którzy żarliwie działali na rzecz sprawiedliwego traktowania zwierząt. Poświęcał tym sprawom wiele uwagi, starał się również swoimi publikacjami docierać do najmłodszych czytelników. Wierzył w moc edukacji i sprzeciwiał się wojnom.
Richard Jameson – wszystko na to wskazuje – prowadził w Newcastle życie spokojne i miłe. Czy mogła o tym wiedzieć Johanna Schopenhauer? Nie wiadomo, czy utrzymywali kontakt listowny. Być może postać pastora pojawiła się w jej pamięci dopiero wtedy, gdy zdecydowała się powrócić wspomnieniami do krainy dzieciństwa. I może wtedy przypomniała sobie, jak ważną był dla niej osobą: „Rzadkie były dni, aby mnie nie odwiedził. Do niego mogłam się zwracać ze wszystkimi małymi troskami i niepowodzeniami. Umiał on zawsze właściwie każdą rzecz mi wyjaśnić, a wówczas każda ciemna zawiłość zamieniała się w przejrzystą jasność”.
Pastor zmarł w Newcastle we wtorek, 26 stycznia 1796 roku, w wieku siedemdziesięciu jeden lat. Cztery dni później w czterostronicowym tygodniku „Newcastle Courant” ukazała się wzmianka, dotycząca jego śmierci. Nekrolog zamieszczony został w roczniku The Literary and Philosophical Society (III), wspominano w nim osoby, które odeszły w minionym czasie: „Trzecim z naszych zmarłych współpracowników, z którym jako członkowie tego stowarzyszenia byliśmy głębiej związani, niż z pozostałą dwójką, był pastor Richard Jameson (…). Należy tylko opłakiwać fakt, że w trakcie poważnej choroby, która przed paroma laty zagroziła jego życiu, zniszczył wiele wartościowych papierów i dokumentów, mogących stanowić dla nas źródło nieocenionej wiedzy i inspiracji. Oraz że od czasu swojego pobytu tutaj odczuwał niechęć do twórczości literackiej, której tak często doświadczają osoby zaawansowane w latach. Rozmowa z nim była jednak zawsze ożywiona i rozsądna, a jego postępowanie odznaczało się hojnością i prostotą, o których przyjaciele długo będą wspominać z serdecznym żalem”.
W zaczynającym się od słów „W imię Boga. Amen” testamencie (sporządził go 1 lipca 1795 roku) Jamson określił siebie jako pastora w „the British factory in Danzick”. Uważał więc, że ten właśnie fragment jego życia należy wyeksponować w ostatniej woli. Jameson przekazał The Literary and Philosophical Society kilka swoich książek. Zaoszczędzony majątek rozdzielił po 5, 10 i 20 funtów między rodzinę (kuzynów z Edynburga) i przyjaciół, panny Leighton prosił o przyjęcie „błahej sumy” „na znak mojego szacunku dla nich i poczucia, jak wielu uprzejmości od nich doświadczyłem”. Pani Alcock, prócz dwudziestu funtów, ofiarował swoją garderobę, jej córce Ann przeznaczył popularny wówczas instrument muzyczny szpinet, nuty, a także mahoniowe biurko. Obdarowane zostały również, choć skromniej, inne dzieci wdowy, jej synowie: John, William, Samuel, Thomas i Ralph. Osobą wyróżnioną w testamencie był „godny przyjaciel”, doktor Georg Chapman oraz jego córki Catherine i Mary. Głównym jednak spadkobiercą („wszystkie pozostałości”) i jedynym wykonawcą ostatniej woli uczynił Jameson chirurga Johna Leightona z Queen Street. Zapewniając potomnych, że odchodzi z tego świata bez „żadnych długów” wyraził pragnienie, aby jego pogrzeb był skromny „jak pozwala na to przyzwoitość”. Miał przekonanie, że pozostawione środki okażą się wystarczające, aby pokryć jego koszty. W komentarzach, którymi opatrzono ostatnią wolę pastora, zaznaczono, że „osobisty majątek spadkodawcy w diecezji Durham nie wynosi trzystu funtów”.
Otwarcia testamentu dokonano 5 lutego 1796 roku w budynku sądu konsystorskiego w Durham, między innymi w obecności świadków: Johna Renwicka i Thomasa Leightona (syn Johna), którzy potwierdzili pod przysięgą, że ostatnia wola została „w całości i całkowicie napisana i podpisana przez (…) zmarłego Richarda Jamesona”.
Waldemar Borzestowski
Wykorzystano:
Bridgwater Patrick, „Arthur Schopenhauer's English Schooling”, Taylor & Francis, Abingdon-on-Thames 1988;
Borzestowski Waldemar, „Na weimarskich salonach – szkic do portretu Johanny Schopenhauer”, (w:) „Kobieta na przestrzeni dziejów”, T. I, Piotrków Trybunalski 2019;
Kościelak Sławomir, „Brytyjskie grupy wyznaniowe w Gdańsku w XVII-XVIII (XIX) wieku”, „Studia Elbląskie” XXI, 2021;
Schopenhauer Johanna, „Gdańskie wspomnienia młodości”, Gdańsk 2010;
Oryginał testamentu Richarda Jamesona znajduje się w zbiorze o nazwie: Durham Probate Records: pre-1858 original wills and inventories (1776-1799), który jest przechowywany w „Palace Green Library Special Collections” w Palace Green Library w Durham.
Pierwodruk: „30 Dni” 3/2022