Truizmem byłoby mówienie, że – w sensie politycznym – drugie Wolne Miasto Gdańsk było tworem dziwacznym. Bo rzeczywiście: niby niezależne państwo, ale – przynajmniej formalnie – pod kuratelą Ligi Narodów, niby kraj niezawisły, ale o ograniczonej na rzecz Polski suwerenności. Od początku swego istnienia Wolne Miasto skupiało na sobie uwagę bliższych i dalszych sąsiadów, którzy tu widzieli pole swoich żywotnych interesów. Międzynarodowy charakter Gdańska powodował, że stał się on miejscem cichej wojny wywiadów państw europejskich. Miały tu swoich rezydentów tajne służby Niemiec, Francji, Związku Radzieckiego i rosyjskiej emigracji, Anglii i Włoch. Aktywnie działali oficerowie polskiej „dwójki”. Jednym z nich był podobno Franciszek Szmelter.
Trudno dziś z całą pewnością stwierdzić, że Franciszek Szmelter był etatowym oficerem Oddziału II (wywiad wojskowy) Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Wszystkie dokumenty mogące to stwierdzić zostały zniszczone l września 1939 roku w budynku Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku przed wkroczeniem tam Niemców. Również zachowane akta Abwehry tego nie potwierdzają. Wiadomo jedynie, że bydgoska Ekspozytura III wojskowej „dwójki” utrzymywała na terenie Wolnego Miasta Gdańska silny (tzw. zewnętrzny) Posterunek Oficerski (PO nr 4), w skład którego wchodzili liczni agenci terenowi. Wiadomo też, że w przekazach rodziny i znajomych Szmelter przedstawiany jest zawsze jako współpracownik polskiego wywiadu.
Legionista
Franciszek Szmelter urodził się 8 marca 1892 roku w Świeciu nad Wisłą w rodzinie głęboko patriotycznej. To wychowanie, w atmosferze gorącej miłości do Polski, zaowocowało jego wstąpieniem w szeregi I Brygady Legionów Komendanta Piłsudskiego. Wraz z innymi młodymi Polakami, którzy „na stos rzucili swój życia los” przeszedł całą kampanię galicyjską Legionów. Po I wojnie wrócił do Świecia, gdzie przez jakiś czas prowadził praktykę dentystyczną. Pod koniec lat dwudziestych Franciszka Szmeltera wezwał do siebie jego wcześniejszy dowódca, Józef Piłsudski – Marszałek nakazał byłemu legioniście wyjazd do Wolnego Miasta Gdańska.
W roku 1933 (po krótkim okresie prowadzenia gabinetu dentystycznego) Franciszek Szmelter otworzył na terenie Dworca Głównego w Gdańsku własną restaurację. Tak zaczęła się największa „przygoda” życia tego gorącego patrioty, obrotnego biznesmena, niezwykle odważnego człowieka
Budynek dworca w Gdańsku (tak jak cała kolej na terenie Wolnego Miasta) był własnością polską zarządzaną przez Polskie Koleje Państwowe. Mimo, że porządku pilnowali gdańscy żandarmi, a celnikami byli Niemcy (na Dworcu Głównym znajdował się ważny punkt kontroli granicznej), to jednak wszystkie działające tam instytucje znajdowały się pod polską kontrolą. W tym polskim otoczeniu Szmelter stworzył dodatkową polską enklawę. W jego restauracjach, kawiarni, cukierni i peronowych bufetach mówiło się po polsku.
Eksterytorialna restauracja
W dużych salach organizowali spotkania – z dala od wścibskich oczu gdańskich szupowców – przedstawiciele społeczności polskiej. Do Szmeltera przychodzili na obiady i kolacje urzędnicy Komisariatu Generalnego RP, kolejarze, pracownicy polskich firm działających na terenie Wolnego Miasta. W kioskach Szmeltera można było kupić polskie gazety z Polski (nawet te pozbawione gdańskiego debitu), a w pokojach gościnnych na drugim piętrze mogli zatrzymać się ci Polacy, którzy z różnych względów nie mogli mieszkać w gdańskich hotelach. Przez teren restauracji Szmeltera przechodzili również ci, którzy musieli ominąć gdańską kontrolę graniczną: z biura na zapleczu przechodzili wprost do polskich wagonów, w których chroniło ich już polskie prawo.
Restauracja Szmeltera była olbrzymim kombinatem gastronomicznym. Na parterze mieściły się dwie wielkie sale restauracyjne przedzielone bufetami kawiarnianymi i cukiernia. W jednej z nich, reprezentacyjnej sali bankietowej odbywały się polskie imprezy i uroczyste, wystawne obiady i kolacje. Druga, nieco mniejsza, przeznaczona była na spotkania bardziej kameralne, wręcz sekretne. Tu podejmowano specjalnych gości z Polski, tu odbywały się dyskretne spotkania pracowników Komisariatu Generalnego RP. Na każdym peronie znajdowały się kioski i bufety, a po całym dworcu jeździły wózki, w których można było zaopatrzyć się w żywność, napoje i papierosy.
Każda z części Szmelterowego królestwa wyposażona była w inny komplet zastaw i sztućców. Fajansowe zastawy pochodziły z renomowanych firm polskich i niemieckich, posrebrzane talerzyki i sztućce kawiarniane z warszawskiej fabryki Norblina, a wykonane ze szlachetniej stali sztućce, patery, półmiski, popielniczki, kubeczki i naczynia kuchenne dostarczał Szmelterowi kombinat Kruppa z Berndorfu (ostatnia dostawa naczyń kuchennych i zastaw restauracyjnych wysłana z Niemiec w sierpniu 1939 roku nie dotarła już na miejsce). Wszystkie naczynia ł sztućce oznaczone były nazwiskiem właściciela.
Placówka
W prowadzeniu restauracji pomagała Szmelterowi od samego początku jego żona, Maria Hilda. Pochodziła z zasymilowanej żydowskiej rodziny Ritterman z bośniackiego Mostaru. Jako młoda, niezwykle piękna dziewczyna przyjechała tuż przed wybuchem I wojny światowej do Gdańska... na zakupy. Chciała w renomowanych domach mody Sternfelda, Brzezińskiego i Braci Freymann kupić swoją wyprawę ślubną. Nad Motławą dotarła do niej wiadomość o wybuchu wojny, a nieco później o śmierci narzeczonego. Zrozpaczona, załamana, odcięta od rodziny i swojego kraju pozostała w Gdańsku. Franciszek Szmelter zaopiekował się Marią Rittermanówną, pomógł urządzić się w Gdańsku. Z czasem pokochali się. Ślub wzięli w Gdańsku.
Maria Szmelterowa szybko stała się, jak jej mąż, gorącą polską patriotką. W duchu miłości do ojczyzny wychowała dwóch synów, Kazimierza i Zygmunta. Przez wiele lat prowadziła na terenie Dworca Głównego Polską Misję Dworcową. Było to miejsce, w którym Polacy (szczególnie polskie dziewczęta i młode kobiety) mogli znaleźć pomoc i oparcie w trudnych chwilach. Misja pomagała znaleźć pracę i mieszkanie, wspomagała finansowo, a gdy trzeba było przyjmowała bezdomnych w swoich pokojach.
Piękna żona Franciszka potrafiła rozsądnie obracać wielkim bogactwem, jakie stało się jej udziałem (Szmelterowie należeli do najbogatszych obywateli Wolnego Miasta). Oficjalnie wspomagała instytucje charytatywne, oficjalnie też, wspólnie z mężem, sfinansowała (w ramach Funduszu Obrony Narodowej) zakup dla polskiej armii dwóch samolotów i tankietki.
Franciszek Szmelter – zapewne za wiedzą żony – przekazywał poufnymi kanałami duże sumy polskim organizacjom narodowym w Gdańsku. Pieniądze te pochodziły z zysków z restauracji, ale również, choć trudno to jednoznacznie potwierdzić, z funduszy specjalnych polskiego rządu, który tą niejawną drogą wspierał gdańskich Polaków. Wielka restauracja w centrum miasta mogła być rzeczywiście dobrą przykrywką do sekretnego transferu pieniędzy.
Po wojnie Maria Hilda wróciła do jeszcze płonącego Gdańska. Swoim bliskim i znajomym mówiła, że wraca na placówkę. Odbudowała restaurację i prowadziła ją do połowy lat pięćdziesiątych XX wieku, zmarła w 1987 roku.
Bezcenny więzień
Restauracja Szmeltera działała do ostatniej chwili, do l września 1939 roku. Jeszcze w ostatnich dniach sierpnia zdążyła dostarczyć polskiej załodze na Westerplatte dużą partię papierosów. Jednak sam właściciel już od początku sierpnia przebywał w Warszawie. Tam zastał go wybuch wojny i wiadomość o aresztowaniu w Gdańsku starszego syna.
Kazimierz Szmelter (we wrześniu 1939 roku uczeń drugiej klasy polskiej Wyższej Szkoły Handlowej w Gdańsku) został aresztowany przez Niemców już l września, dzień po powrocie z obozu harcerskiego w Polsce. Wraz z innymi Polakami z Pomorza został osadzony w Stutthofie. Tu odnalazła go matka. Za ogromna sumę w złocie i kosztownościach wykupiła w czerwcu 1940 roku syna z obozu; Niemcom bardziej zależało na ojcu.
Franciszek tymczasem ukrywał się w Warszawie. Trudno nazwać to ukrywaniem się skoro, wspólnie z żoną, prowadził przy ulicy Marszałkowskiej sklep elektrotechniczny pod szyldem z własnym nazwiskiem. Tam, 2 listopada 1940 roku, został aresztowany przez gestapo i przekazany do Gdańska. Kilka miesięcy spędził w areszcie, by w końcu trafić do karnego komanda w Stutthofie.
Przez cały czas Maria próbowała uratować męża. Za jego uwolnienie oferowała astronomiczne sumy w złocie, biżuterii i dolarach. Dowiedziała się jednak, że Franciszek jest dla Niemców zbyt cennym więźniem, by mieli go wypuścić. Rozkaz o bezwzględnym zatrzymaniu Szmeltera wydał osobiście - jak po wojnie relacjonowała to Maria Hilda – Goebbels.
Franciszek Szmelter zginął w Stutthofie 15 kwietnia 1941 roku. Jest pochowany na cmentarzu zasłużonych na Zaspie.
Epilog
Powtórzmy: trudno dziś z cała pewnością stwierdzić, że Franciszek Szmelter był oficerem polskiej „dwójki”. Wiele hipotez, niedomówień, domysłów i relacji wskazuje na to, że tak było w istocie. Ale nie jest to może najważniejsze w losach tego człowieka. W tej historii ważna jest – trochę romantyczna, często bardzo racjonalna – postawa restauratora z Dworca Głównego: oddanie sprawie, lojalność, odwaga, głęboki patriotyzm. Walczył o Polskę nie tylko na frontach wojny światowej. Walczył o nią również w swojej restauracji: zapewniając bezpieczeństwo polskim emisariuszom, przeprowadzając ludzi zagrożonych aresztowaniem przez zieloną granicę, finansując polskie akcje w Gdańsku. Czy robił to wszystko tylko na rozkaz?
O Franciszku Szmelterze zapomniano w Gdańsku. Nikt nie upominał się o ulicę jego imienia, nikt nie pomyślał o tablicy pamiątkowej na budynku dworcowym, jego grób na Zaspie odwiedza tylko rodzina. Zrobił swoje...
Mieczysław Abramowicz
Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 3/1997
Serdecznie dziękuję Pani Krystynie Szmelter - wdowie po synu Marii i Franciszka Szmelterów, Zygmuncie – za udostępnienie rodzinnych zdjęć, naczyń i sztućców oraz relacje, które pomogły mi przygotować ten tekst.