PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Państwo Lefebvre, książę i księżna Gdańska

Państwo Lefebvre, książę i księżna Gdańska
Przy cesarzowej Józefinie zasiadać mogły jedynie księżne. Ta zasada była ściśle przestrzegana na dworze Napoleona bardzo przywiązanym do protokołu. Z grona pań otacząjących piękną żonę Napoleona jedynie elitarnemu gronu przysługiwał ten zaszczyt.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Jakaż była konsternacja, gdy pewnego wiosennego dnia Cathérine, słynąca z nieszablonowego zachowania towarzyszka życia marszałka Lefebvre’a, usiadła nagle obok Józefiny. „Zdziwione?” – rzuciła pytanie w stronę otaczających cesarzową dam i zaraz sama ze śmiechem na nie odpowiedziała: „Ja też!”.

W ten sposób oznajmiła całemu światu, że ona, Käthe z domu Hübscher, urodzona w Altenbach, była praczka, prasowaczka i dziewczyna z oberży stała się księżną Gdańska. Do cesarskiej elity wprowadzono osobę, która nigdy nie kryła swego pochodzenia. Jej specyficzny język i dowcip sprawiły, że jako Madame Sans-Gêne (czyli: Pani bez Żenady, lub trafniej: Pani bez Zahamowań) wkroczyła z przytupem do świata kultury, stała się bohaterką popularnych komedii, opery a później także filmów – w jej rolę wcieliły się Gloria Swanson i Sophia Loren. Można odnieść wrażenie, że jej osobowość przysłoniła wojenne zasługi męża, któremu zawdzięczała swój tytuł.

Cathérine Hübscher, przyszła księżna Gdańska i portret marszałka Lefebvre’a z merostwa w rodzinnym Rouffach
Fot. A. Nieuważny „Napoleoński marszałek i alzacka praczka”

Zostać sierżantem

Wpisany na listę gwiazd – marszałków cesarstwa (w 1804 roku) François-Joseph Lefebvre urodził się w 1755 rroku w Rouffach, w Alzacji. Jego dziad był perukarzem, ojciec emerytowanym huzarem. Matka, Maria Anna Riss, była o siedem lat młodsza od ojca i gdy owdowiała, powtórnie wybrała byłego żołnierza, wtedy już w miarę zamożnego oberżystę. Trudno się dziwić, że wychowany w takim środowisku przyszły marszałek oraz część z piątki jego rodzeństwa wybrała ścieżkę wojskową. W 1773 roku wstąpił do królewskiej gwardii (istniała również gwardia szwajcarska), a po służbie podobno dorabiał, ucząc niemieckiego. Dla wielu armia była wówczas przepustką do lepszego życia. Był obowiązkowy, więc awansował, z czasem doczekał się szarży sierżanta.

W zasadzie stanowiło to wówczas szczyt wojskowej hierarchii dla młodzieńca o niskim pochodzeniu. Kontrowersyjne przekonanie Napoleona, że „dzięki podoficerom można kierować światem”, już niebawem, między innymi w osobie sierżanta Lefebvre’a, miało zyskać potwierdzenie. Kiedy bowiem w 1789 roku wybuchła rewolucja i wielu oficerów porzuciło wojska republiki, niespodziewanie otworzyła się dla ich podkomendnych szalona droga kariery. Okazało się, że na placu musztry wśród rekrutów można było spotkać przyszłych generałów, np. jednym z nich był Lazare Hoche, również syn weterana wojennego i do niedawna stajenny.

Nie wiadomo, kiedy Franciszek poznał pochodzącą również z Alzacji, nieco starszą od siebie dziewczynę, Cathérine Hübscher. Zanim w 1783 roku stanęli na ślubnym kobiercu, od kilku lat stanowili parę. Sporo ich łączyło – pochodzili z tej samej krainy i kręgu kulturowego, mówiąc po francusku, używali specyficznego słownictwa, zdradzał ich zabawny dla otoczenia akcent. Wynieśli go z domu, gdzie posługiwano się głównie językiem niemieckim. Nie odebrali wykształcenia, zyskali znaczenie dzięki własnym talentom, zaradności i odwadze, także szczęściu. Katarzyna nie wykazywała nigdy chęci do posiadania biblioteki, raziła ją sztuczność dorobkiewiczów, którzy po szybkim pozyskaniu majątku otaczali się całym mnóstwem bezużytecznych rzeczy i udawali kogoś, kim nie byli – arystokratów, strąconych właśnie z piedestału i podobno znienawidzonych. To, co musiało scalać parę małżonków, prócz dzieci, których Cathérine urodziła aż czternaścioro (niestety, tylko dwóch synów przebrnęło przez niebezpieczną wówczas krainę dzieciństwa), było wspólne dla obojga, łamiące skostniałą strukturę konwenansów poczucie humoru oraz cięty język; jeśli chodzi o marszałka to nie stronił też od przekleństw.

 

Rewolucyjny oficer

1 września 1789 roku odnoszący się z przychylnością do rewolucyjnych zmian François awansował na porucznika w batalionie gwardii narodowej. Został oficerem, przekraczając granice swojej klasy społecznej. Służył pod rozkazami Louisa Alexandra Berthiera, przyszłego szefa sztabu Wielkiej Armii. Oddelegowany przez rewolucyjne władze do czuwania nad pozostającą w izolacji rodziną królewską, kilkakrotnie w 1791 roku obronił jej przedstawicieli przed agresywnym tłumem, odnosząc przy okazji rany. Z pewnością nie sympatyzował z monarchią, uważał jednak, że jako żołnierz winien dokładnie wypełnić rozkazy. Fakt ten w bardziej odległej przyszłości, kiedy wszystko ponownie uległo odwróceniu, a Burbonowie wrócili na tron, miał zadziałać na jego korzyść.

Tymczasem jednak sąsiednie państwa wystawiały armie, których zadaniem było zdławienie w zarodku niebezpiecznego dla całej monarchicznej Europy ośrodka nowych idei. Niebawem młoda republika została zmuszona do obrony swoich granic przed hordą obcych interwentów. Świeżo upieczony oficer Lefebvre w 1792 roku postanowił jej w tym pomóc, a jako osoba niezwykle w ten proces zaangażowana szybko awansował i we wrześniu 1793 roku został podpułkownikiem. Udało mu się uniknąć represji, kiedy niebezpieczni jakobini zaczęli szukać w szeregach rewolucyjnej armii byłych żołnierzy gwardii królewskiej. Być może uchroniła go przed nimi protekcja wspomnianego już wcześniej Hoche’a, który przyśpieszył ścieżkę awansu wypróbowanego przyjaciela i jako generała brygady (wkrótce generała dywizji) skierował na front, nad Mozelę.

Uczestnik rewolucyjnych i imperialnych zmagań, François-Réne Cailloux, zanotował we wspomnieniach: „Podobne awanse nie były wówczas rzadkie”. Pewnego dnia Lefebvre, pamiętając zasługi tego oficera, odszukał Caillouxa i „po przyjacielsku” zaproponował stanowisko swego adiutanta. Młody oficer odmówił, czego potem nieco chyba żałował: „Kto wie, co straciłem przez ten nadmiar delikatności? Fortuna wszak ukochała generała Lefebvre’a, a on nigdy nie zapominał o swym otoczeniu”. Jego adiutanci „w mniej niż osiem lat” stawali się generałami (Cailloux został generałem brygady w 1809 roku). Szczęście w życiu rzecz ważna, Napoleon miał tego świadomość, znane są jego słowa, że z dwóch dobrych generałów woli tego, któremu ono sprzyja. Czas rewolucji tworzył oszałamiające kariery, był jednak również czasem śmierci. Wśród ofiar walk znaleźli się bracia Franciszka, Antoine i Martin, obaj zginęli w 1793 roku. Nie były to ostatnie ofiary z rodziny Lefebvre, które zabrać miała wojna.

 

Generał

Na polu walki Lefebvre dawał się poznać jako osoba działająca z zapałem i bez trwogi. Zagrzewając swoich żołnierzy do ataku, często stawał na pierwszej linii.  Zyskiwał wśród nich coraz większą popularność. Jean de Dieu Soult, przyszły marszałek, a wówczas jego podkomendny, napisał w jednym z listów: „Nie mam innych ambicji jak pozostanie pod twoimi rozkazami i nie szukam innego dowództwa poza komendą twojej straży przedniej (…). Jestem do ciebie szczerze przywiązany”. Aktywność Lefebvre’a była oszałamiająca, w toku walk kształtowała się elita armii rewolucyjnej Francji, która już wkrótce pod wodzą Napoleona ruszyła na podbój Europy. W 1794 roku jego dywizja została skierowana pod Arlon i w bitwie pod Fleurus w Belgii pod dowództwem generała Jean Baptista Jourdana wykazała się niezwykłym męstwem. We wrześniu 1795 roku forsowała Ren pod Düsseldorfem, 4 czerwca 1796 roku pod dowództwem Jean-Baptiste Klébera walczyła w bitwie pod Altenkirchen.

W 1797 roku Lefebvre niespodziewanie poprosił o przeniesienie w stan spoczynku, jego zamiarem był powrót do domu, gdzie mógłby wieść spokojne życie przy swojej Kasi. Generał zawsze bardzo martwił się o jej zdrowie nadwątlone wieloma porodami. Tak się jednak nie stało, otrzymał bowiem rozkaz przejęcia dowodzenia jednej z armii po nagłej śmierci generała Hoche’a. Właśnie wtedy nasz bohater miał okazję poznać osławionego zwycięstwami we Włoszech młodego generała Napoleona Bonaparte. Czy przypuszczał, jak wielkie znaczenie będzie to miało dla jego przyszłości?

Bonaparte wyruszył niebawem do Egiptu, a Lefebvre, który bez powodzenia starał się o stanowisko dowódcy gwardii Republiki, został ponownie skierowany nad Ren, do armii. Franciszek nie krył swego rozgoryczenia, dawał temu wyraz w listach do żony. Trudno się dziwić – intensywna służba sprawiła, że czuł się zmęczony. W 1798 roku dowodził przez pewien czas Armią Moguncji, wiosną następnego roku trafił ponownie pod komendę Jourdana. Dowodząc dywizją w Armii Dunaju, został ranny i trafił do szpitala. Rekonwalescencja w Paryżu skłoniła go do zabiegów o odpowiednie dla jego zasług stanowisko, nie ukrywał, że zamierza zostać jednym członków Dyrektoriatu, rządzącego wówczas we Francji. Niższa izba parlamentu zaproponowała jego kandydaturę, Rada Starszych postanowiła ją odrzucić. Katarzyna nie była zachwycona całym tym zamieszaniem, a Lefebvre zapamiętał despekt i w odpowiedniej chwili stanął przeciwko „rządowi adwokatów”. Tymczasem objął ważne stanowisko komendanta okręgu paryskiego.

 

Z Napoleonem

Napoleon, który już zdążył powrócić z nieudanej wyprawy do Egiptu, niedługo przed zamachem stanu w listopadzie 1799 roku w tajemnicy spotkał się z Lefebvre’em. Poparcie komendanta było niezwykle istotne dla spiskowców, którzy zamierzali obalić legalnie funkcjonujący, lecz mało popularny rząd. Napoleon miał wtedy powiedzieć: „No cóż Lefebvre. Czy taki filar Republiki, jak wy, pozwoli zginąć jej w rękach adwokacin? Przyłączcie się do nas dla jej ocalenia!”. Odpiął broń od swego pasa i wręczył ją generałowi ze słowami: „Oto szabla, którą nosiłem w bitwie pod piramidami; proszę ją przyjąć w dowód mojego szacunku i zaufania”. W decydujących momentach przewrotu zwanego według nowego kalendarza 18-19 brumaire’a (a faktycznie 18-19 listopada 1799 roku) Lefebvre nie zawiódł. Odmówił aresztowania buntowników, jego grenadierzy osłaniali uczestników sprzysiężenia w momentach kluczowych i trudnych. Napoleon nigdy nie zapomniał Lefebvre’owi jego lojalności, w zamian przyszła nominacja na „zastępcę naczelnego wodza”. Został też senatorem. Podczas krótkich jesiennych dni narodził się nad Sekwaną Konsulat.  Niebawem, zgodnie z logiką dziejów, miało nadejść cesarstwo.

Kiedy Lefebvre pojawił się na salonach możnych tego świata, wkroczyła tam również jego żona. Powodzenie błyskawicznie wyniosło ich w przestrzenie zarezerwowane dotąd dla tych, którzy mogli wykazać się długą listą obdarzonych herbem przodków. Katarzyna wyraźnie nie zamierzała się tym przejmować, pewnie liczba nawyków, które musiałaby zmienić, była zbyt duża, aby podejmować takie starania. Jestem jaka jestem – tak mogłaby powiedzieć; dzięki takiej prostolinijności zyskiwała sympatię jednych, a dla innych stawała się obiektem drwin i żartów. Nie brakowało plotek na temat stosunków domowych w rodzinie Lefebvre’ów i powiedzonek marszałkowej. Nikt jednak nie odważyłby się zaatakować jej wprost, wiedziano, że cesarz lubił jej towarzystwo i bezceremonialność.

 

Z wizytą u pani Lefebvre

Zapewne walor humorystyczny też miał swoje znaczenie, na dworze uwielbiano opowiadać o Madame Sans-Gêne. Jeden z oficerów, François Vigo-Roussillon, wspominał swój pobyt w posiadłości Lefebvre’ów. Przybył tam ze swoim przyjacielem, porucznikiem. Służący wprowadził ich do skromnego pomieszczenia, gdzie jakaś kobieta, z wyglądu kucharka, łuskała groch. Nie przerywając pracy, zagadnęła młodzieńców: „Znacie generała Lefebvre‘a, przyjaciela Bonapartego?”. Gdy potwierdzili, ucieszyła się: „O, właśnie, (…), to mój mąż”, a oni popatrzyli na siebie skonsternowani. „To niemożliwe, ta kobieta zwariowała” – François mruknął do towarzysza po arabsku. Obaj znali ten język, bo wcześniej służyli pod Napoleonem w Egipcie.

Po pierwszym zaskoczeniu nadeszły kolejne. Podczas kolacji posadzono oficera obok madame Lefebvre. Niewiasta ze swadą opowiadała o wojskowych przewagach swojego męża, w końcu – w miarę raczenia się winem – przeszła do spraw prywatnych, kampanii, które określono mianem „małżeńskich”, na koniec zaś syna swojego, także oficera, nazwała „świntuszkiem”.  Po posiłku był spacer, uchwycony za ramię François Vigo-Roussillon oprowadzany był po sadzie i warzywniku, zajrzał do oranżerii. Towarzystwo rozeszło się po alejkach, a pani domu zachowywała się coraz bardziej dwuznacznie. Oficer z pewnością nie był gentelmanem, skoro przekazał nam jej słowa, lecz czy powiedział prawdę? Madame Lefebvre nie ma szans się obronić. Pozwalając sobie na poufałości, miała obiecywać protekcję młodemu wojakowi. Czyniła to, powołując się na swoją znajomość z Napoleonem – „siadam mu na kolanach i całuję go”. Na koniec zachęcała: „Jeśli chcesz wstąpić do gwardii lub awansować, odwiedź mnie w paryskim pałacyku”. Podporucznik uznał, że jest „stuknięta” i z zaproszenia nie skorzystał.

Zainteresowanie młodymi mężczyznami miałaby potwierdzać anegdota, której autorką była ponoć sama cesarzowa Józefina. Mówiła, że gdy pewnego razu zaginął należący do marszałkowej diament, Madame Sans-Gêne poleciła przeszukać ubrania jednego ze służących. Kiedy ich tam nie znalazła, nakazała mu się rozebrać i przeprowadziła rewizję osobistą. Jaki mógł być jej efekt? Diament się odnalazł.

 

Na salonach

Katarzyna nie kłamała, opowiadając oficerowi o swojej relacji z ówczesnym konsulem, a potem już cesarzem. Może jedynie odrobinę ją podkolorowała. W istocie, kiedy pewnego dnia Napoleon usłyszał z ust przebywającej w pałacu Tuileries księżnej Lusignan: „Wasza Cesarska Mość raczył spuścić tytuł księżnej Gdańska na ramiona pani Lefebvre”, zareagował natychmiast, odpowiadając: „Przeciwnie, raczyłem podnieść tytuł księżnej aż na ramiona marszałkowej Lefebvre”.

Polowanie na powiedzonka i wpadki marszałkowej stanowiło jedno z ulubionych zajęć osób uczestniczących w przyjęciach na cesarskim dworze. Pewnego dnia miała ona spotkać wśród cesarskiej służby koleżankę z dawnych czasów i niewiele sobie robiąc ze swojej obecnej pozycji podeszła doń i serdecznie uściskała. Jedna z dam dworu Józefiny napisała wprost o tym zdarzeniu: „Bezpośredniość lepsza od bezczelnej buty tylu parweniuszy, których impertynencja każe jeszcze mocniej pamiętać o tym, kim byli. Dobra matka i oddana żona, ta wspaniała kobieta była lubiana przez wszystkich niższych stanem, nad których się nie wywyższała i którzy mogli liczyć na jej życzliwość”. Cenił ją, oczywiście na swój sposób, Talleyrand, który nie cierpiał głupców. Licząc na osobliwą wymianę zdań, często sadzano marszałkową obok wytrawnego dyplomaty.

 

Kierując X Korpusem

Po rozpoczęciu wojny z Prusami, 23 stycznia 1807 roku Lefebvre został dowódcą X Korpusu skierowanego do oblężenia Gdańska. Wybór ten nie był przypadkowy, w składzie tej formacji dużą grupę tworzyli Niemcy, pozostający w sojuszu z Francją Sasi i Badeńczycy. Napoleon słusznie sądził, że Alzatczykowi łatwiej będzie znaleźć z nimi wspólny język. Trzecią część zgrupowania stanowili Polacy, między innymi z dywizji Jana Henryka Dąbrowskiego. Cesarz oceniał, że kampania nie powinna przysporzyć zbyt wielu problemów. Garnizonem miasta, składającym się z około 21 tysięcy żołnierzy, dowodził doświadczony, bo siedemdziesięciojednoletni Friedrich  Adolf von Kalkreuth, pobity w poprzednim roku pod Jeną. Podczas zimy starano się wzmocnić fortyfikacje na Biskupiej Górce, a zwłaszcza od strony Grodziska, w sypaniu nowych umocnień uczestniczyły tysiące ludzi. Rozstawiono na wałach około siedmiuset dział, liczono, że siły oblężnicze wspomoże działanie angielskich fregat. Aby utrudnić podejście wrogich żołnierzy, Prusacy spalili przedmieścia, rozpętany pożar trwał dwa dni.

Francuzi pojawili się pod miastem na początku marca 1807 roku, korpus obejmował około 17 tysięcy żołnierzy, z czasem wzmocniły go kolejne oddziały. Pracami oblężniczymi kierowali doświadczeni generałowie: artylerzysta Jean Ambroise Baston de Lariboisière oraz specjalista od spraw inżynieryjnych François de Chasseloup-Laubat, zastępowany niekiedy przez generała François-Josepha Kirgenera. Lefebvre w dwóch zdaniach nakreślił cele, które postawił przed nimi: należało „wybić dziurę” w zwartym pasie fortyfikacji. Szefem sztabu armii oblegającej został generał Jean-Baptiste Drouet d’Erlon. Prace oblężnicze ruszyły, działano planowo. 10 marca odcięto dostęp do wody z kanału Raduni, w mieście stanęły wszystkie zasilane nią młyny. Przystąpiono do działań na obrzeżach Gdańska, starając się zająć kluczowe dla działań artyleryjskich wzgórza.

W tym czasie kwaterą Lefebvre’a stał się Pruszcz. Generał Jacques Puthod z Badeńczykami, częścią Sasów i Polaków opanował Wrzeszcz. Pierścień wokół miasta zaczął się zaciskać. Polacy dowodzeni przez generała Hamilkara Kosińskiego 16 marca zajęli Chełm, Badeńczycy wzięli Siedlce, w nocy z 19 na 20 marca Mierzeję Wiślaną opanował kapitan Jean Paul Adam, hrabia de Schramm. Sukcesy oblegających skłoniły do przeciwdziałań ze strony obrońców. 26 marca niemal trzytysięczne zgrupowanie niespodziewanie uderzyło w stronę Chełma, gdzie stacjonowali Polacy, dowodzeni przez generała Ignacego Giełguda, i Siedlcom obsadzonym przez Badeńczyków. Ruch był dobrze skoordynowany z działaniami dywersyjnymi, które prowadził hrabia Reihold von Krockow. Od strony Nowego Portu zaatakowano żołnierzy Legii Północnej stacjonującej we Wrzeszczu.

Akcja była udana, część oblegających opuściła swoje pozycje. Lefebvre, widząc zagrożenie, ruszył na pierwszą linię, pojawił się wśród Polaków na Chełmie. Odpiął szynel, aby ukazać ozdobiony orderami generalski mundur, a jakby tego było mało chwycił za bęben. Miał krzyczeć na całe gardło: „Naprzód dzieci, dziś nasza kolej!” i biec tak szybko, że naśladujący go żołnierze zdołali otoczyć i wziąć do niewoli dwie kompanie wroga. Postawiony na czele tak zróżnicowanego narodowościowo korpusu marszałek potrafił uczynić z niego skuteczną siłę bojową, jego atutem była niezwyczajna energia i męstwo, niektórych raził język, jakim „pyskacz” (tak nazywali go żołnierze) posługiwał się nie tylko w ferworze walki.

Część oficerów polskich, dobrze wykształconych i ze szlacheckim rodowodem, spoglądała na Lefebvre’a z niechęcią. Hamilkar Kosiński wspominał: „Nie masz rodzaju grubiaństwa, których bym z tej okazji nie słyszał i za każdym uspokojeniem się, kiedy chciałem mu wytłumaczyć całą rzecz znowu musiałem słuchać: foutre, bougre, merde (bukiet słów, którego nie wypada tłumaczyć) i tym podobne komplementy”. Podobnie odbierał jego zachowanie następca tronu Wielkiego Księstwa Badenii, Karol Ludwik, którego wojska stanowiły część X Korpusu: „Charakter marszałka stanowił dziwną mieszankę pychy i demokratyzmu”. Lefebvre miał być wulgarny i obraźliwy, jego prostackie zachowanie prowadziło do nieprzyjemnych sytuacji, często zwykł grozić podkomendnym rozstrzelaniem, na szczęście jednak nigdy tego nie robił.  Mówiono, że w gruncie rzeczy ma dobre serce. Tyrady, które wygłaszał w swojej „śmiesznej niemczyźnie” wzbudzały rozbawienie i momentalnie łagodziły nastroje. Książę z Badenii, który doświadczył ze strony Lefebvre’a wielu przykrości, podsumował to dosadnie: „Otaczał się w zasadzie tylko ludźmi bez wykształcenia, a jego syn był wśród tych najgorzej wychowanych” (chodzi o syna Xaviera).

 

W poszukiwaniu zwycięstwa

Starając się zapobiec podobnym „wycieczkom”, oblegający czekali na ciężką artylerię, tylko ona mogła bowiem zmusić garnizon miasta do poddania. Odpowiednie działa pojawiły się pod miastem dopiero 23 kwietnia, dzień później rozpoczęto ostrzał. Przedstawiona Kalkreuthowi propozycja kapitulacji nie została jednak przyjęta. Pruski dowódca liczył na pomoc z zewnątrz, rozpowiadano, że w kierunku Gdańska wyruszył dziesięciotysięczny rosyjski desant. Przebywający w Kamieńcu Pruskim (Finckensteinie) – dokąd pod koniec kwietnia przybyła Maria Walewska – Napoleon nie zamierzał bagatelizować niepokojących doniesień, czym prędzej wysłano dla wzmocnienia oblegających korpus marszałka Lannesa oraz oddziały „piekielnych grenadierów” pod komendą generała Nicolasa Charlesa Oudinota. Ich przybycie podniosło morale żołnierzy, którzy doświadczali zmęczenia i niedoborów żywności. Grenadier Charles François wspominał: „Nie mogę wprost opisać przyjęcia zgotowanego nam przez X Korpus. Lefebvre wyjechał naprzeciwko obu dowódcom, a ich spotkanie wywołało entuzjazm żołnierzy pewnych już sukcesu oblężenia”.

Kiedy 12 maja w Nowym Porcie wylądował ośmiotysięczny rosyjski korpus, dowodzony przez Nikołaja Michajłowicza Kamieńskiego, uznawanego powszechnie za najzdolniejszego generała w carskim wojsku, wszyscy byli gotowi na jego przyjęcie. Trzy dni później doszło do rozbicia desantu, poległo około półtora tysiąca Rosjan. Walki były ciężkie, rykoszetująca kula zabiła konia pod Lannesem i ugodziła Oudinota. Obaj mieli sporo szczęścia, że przeżyli.

Zachęcony tak spektakularnym sukcesem Lefebvre zamierzał zmusić wroga do szybkiej kapitulacji, planowano uderzenia na ufortyfikowane wzgórza. Jego determinacja wskazywać może na to, jak bardzo zależało mu na osobistym sukcesie. W tym oddaniu sprawie zdarzało mu się tracić miarę. Napoleon, który wcześniej zachęcał dowódcę X Korpusu do działania, teraz był temu przeciwny, uważał, że rozbicie rosyjskiej odsieczy skłoni niebawem miasto do poddania. Napisał: „Pierś pańskich grenadierów, których chce pan używać wszędzie, nie złamie żadnego muru. Niech Pan pozwoli działać inżynierom i słucha rad tak zręcznego człowieka, jak generał Chasseloup (…). Proszę zachować odwagę pańskich grenadierów do chwili, gdy nauka powie panu, że można jej użyć z pożytkiem, a póki co, proszę uzbroić się w cierpliwość. Kilka straconych dni, które zresztą niewiele mi pomogą, nie jest wartych śmierci kilku tysięcy ludzi, których można utrzymać przy życiu. Niech pan okaże spokój, wytrwałość i zdecydowaną postawę należną pańskiemu wiekowi” (Lefebvre ukończył właśnie pięćdziesiąt dwa lata). Marszałek grzecznie posłuchał.

 

Wielka kapitulacja

20 maja doszło do negocjacji. Kalkreuth był na nie gotowy. Garnizon, którym dowodził, w toku kilkumiesięcznego oblężenia stopniał do nieco ponad siedmiu tysięcy, masowa dezercja – w znacznej części Polaków – mogła niebawem doprowadzić do załamania obrony, prysły nadzieje na zewnętrzną pomoc, a zamieszki na ulicach miasta nie zapowiadały szans na skuteczne kontynuowanie walki. Warunki kapitulacji były nadzwyczaj honorowe. Żołnierze garnizonu, po złożeniu obietnicy, że przez najbliższy rok nie będą podejmować działań przeciw Francuzom, mogli pod sztandarami opuścić Gdańsk, zachowując broń i konie.

Chirurg baron Pierre-François Percy, który pozostawił po sobie fascynujący „Journal des campagnes du Baron Percy, chirurgien en chef de la Grande Armée (1754–1825)”, tak to opisał: „23 maja, najpiękniejsza w świecie pogoda. Każdy biegnie oglądać prace oblężnicze, a tymczasem pan Kalkreuth i marszałek Lefebvre dyskutują i kłócą się o kolejne artykuły kapitulacji. Zdaje się, że wszystko się ułoży; szanujemy i poważamy bardzo pruskiego wodza i dla niego osobiście możemy zrobić dużo; już teraz mówi się, że Jego Cesarska Mość zgodził się pozostawić załodze sztandary; dzielny człowiek chce więcej; domaga się, by nie rozbrajano garnizonu i być może dopnie swego”.

Napoleon był zachwycony, sukces starano się rozpowszechnić, pisały o tym obszernie gazety, mówiono żołnierzom na apelowych placach, a wiernym w kościołach, dzwoniły dzwony i wybijano okolicznościowe medale. W biuletynie Wielkiej Armii zamieszczono informację: „Gdańsk skapitulował. To piękne miasto jest w naszej mocy” (24 maja 1807). Lekka przygana cesarza, że działając z „większą zręcznością” można by w toku negocjacji zatrzymać przy sobie i konie, i karabiny, nie mogła zakłócić atmosfery triumfu. Niektórzy sądzili, że przejęcie tak ważnego punktu strategicznego, jakim był Gdańsk, zakończy zmagania wojenne. Niestety, działania przeciągnęły się na kolejne miesiące, zakończyły je z w zasadzie dopiero ustalenia pokojowe w Tylży (w lipicu 1807).

 

Gdańskie czekoladki i Moskwa

27 maja Lefebvre uroczyście wkroczył do miasta, jego oficerowie i żołnierze przedefilowali królewskim traktem, uroczystość odebrania kapitulacji miała miejsce przed ratuszem. Hrabia Charles d’Agoult napisał, że choć w wielu miejscach bruk z ulic został zerwany, a przedmieścia uległy zniszczeniu, to samo miasto „nie zdawało się bardzo ucierpieć od wojny”. Skłoniło go to do gorzkiej refleksji: „Niestety. Zgodnie z regułą biedni dostają baty, a bogatych się oszczędza”. Napoleon, który od samego początku pilnie śledził postępy w oblężeniu i 9 maja wizytował szańce wokół miasta, pod koniec miesiąca pojawił się w Oliwie, gdzie odwiedził kurującego się w tym miejscu generała Anne Jeana Savary’ego.

Uroczysty wjazd do Gdańska odbył się 1 czerwca 1807 roku o godzinie drugiej po południu. Bonaparte postanowił w szczególny sposób uhonorować zdobywcę, na widok zasłużonego wojaka wzniósł okrzyk: „Chodź mnie uściskać, Lefebvre! Jestem zadowolony z twych działań pod Gdańskiem i ogłaszam cię księciem tego miasta”. Prócz uścisków zaoferował marszałkowi… pudełko czekoladek. Wedle anegdoty dopiero po jakimś czasie Lefebvre miał odkryć, że w środku znajduje się coś jeszcze prócz zapowiadanych słodkości, a mianowicie 100 tysięcy franków. Zdarzenie stało się głośne, a powiedzenie „Les Chocolats de Dantzig” oznaczało odtąd coś extra, nieformalną gratyfikację finansową.

XIX-wieczna rycina przedstawiająca wręczenie „gdańskich czekoladek”
Fot. A. Nieuważny „200 dni Napoleona”

Trudy oblężenia sprawiły, że 6 czerwca marszałek opuścił Gdańsk, kierując się na kurację do Wiesbaden. Była to jednak krótka chwila wypoczynku przed kolejnymi kampaniami. Jego doświadczenie i oddanie były zbyt cenne, aby Napoleon mógł go na dłużej pozostawić w bezczynności. Francja toczyła wojnę na wielu frontach. Walczył więc Lefebvre za Pirenejami i w Tyrolu, aby w końcu wyruszyć na czele piechoty Starej Gwardii w kierunku Moskwy. Jej odwrót oznaczał katastrofę Wielkiej Armii i osobistą marszałka, bowiem w Wilnie, 15 grudnia 1812 roku zmarł jego syn Xavier (odznaczony Legią Honorową za walki o Gdańsk).

Xavier, urodzony w 1785 roku, noszący tytuł hrabiego, przysparzał rodzicom wielu zmartwień, prowadził życie bujne, wywołując liczne skandale. Wybrał drogę kariery wojskowej. Jako generał brał udział w wyczerpującej kampanii i zmarł w wyniku odniesionych ran. Marszałek długo ukrywał smutną prawdę przed żoną. Załamany, dobiegający sześćdziesiątki wiarus ponownie poprosił w 1813 roku o dymisję (ostatni z synów, Joseph-Coco, zmarł w 1817 roku mając szesnaście lat).

 

Mer z Combault

Rzeczywistość klęski miała gorzki posmak, nie wszystkie jednak przywileje zostały utracone. Powracający na tron Burbonowie, pamiętający jego dawne zasługi dla ochrony rodziny królewskiej, nie zamierzali pozbawić go tytułów. Uczynił to poniekąd sam Napoleon, kiedy podczas osławionych „stu dni” (od 1 marca do 22 czerwca 1815 roku) kazał umieścić nazwisko marszałka na przygotowanej przez kancelarię liście parów odnowionego cesarstwa, co na dwór Burbonów odebrano opacznie, sądząc, że Lefebvre w dalszym ciągu należy do stronników Korsykanina. Po Waterloo marszałek przestał być marszałkiem i członkiem wyższej izby parlamentu, a wiązało się to z utratą istotnej części dochodu. Katarzyna została zmuszona do opuszczenia dworu, co skomentowała nieco pokrętnie, ale z sensem: „Chodziłam tam, gdy to było u nas. Teraz jest to u nich, a ja już nie będę u siebie”. Jeszcze w 1814 roku zdecydowanie odmówiła spotkania z Jeanem Bernadottem, niegdyś marszałkiem Francji, a wówczas prowadzącym (jako król pod imieniem Karola XIV) wojska szwedzkie przeciwko Napoleonowi. Powiedziała krótko: „Nie lubię zdrajców”.

Z czasem Burbonowie docenili zalety Lefebvre’a i jego przywiązanie do Francji, przywrócono mu tytuł marszałka i ponownie zasiadł w Izbie Parów. Bohater wojenny wycofał się z polityki i zaczął działać na korzyść regionu, w którym zamieszkał na stare lata. Został merem małej gminy Combault, merostwo sąsiedniego Pontault objął jego dawny adiutant spod Gdańska, generał Pelletier de Montmarie. François-Joseph Lefebvre zmarł 14 marca 1820 roku w Paryżu, zgodnie z jego życzeniem pochowano go na cmentarzu Père-Lachaise, obok grobu innego bohatera napoleońskich kampanii, marszałka André Massény. Uwięziony na Wyspie Świętej Heleny Napoleon miał powiedzieć do swojego adiutanta, generała Henriego Bertranda, że po śmierci chciałby spocząć między nimi. Tak się jednak nie stało.

Katarzyna przeżyła męża o lat piętnaście. Miała szczególną pasję, kolekcjonowała ubiory z przeszłości, niektóre towarzyszyły jej od czasów jeszcze przedrewolucyjnych. W garderobie znajdowały się również rzeczy męża. Pewnego dnia pogrążoną w żałobie wdowę odwiedził przywoływany już hrabia Charles d’Agoult. Zaprowadziła go do pokoju, którego ważnym elementem było duże uchylne lustro. Na podtrzymujące je kolumienki zatknięto kapelusze Franciszka, parowski i marszałkowski. Katarzyna zdjęła ten drugi i przytykając go delikatnie do nosa powiedziała; „Pachnie jeszcze Lefebvrem”. Arystokrata był poruszony tym obrazem, skomentował: „Dziwny sposób wyrażenia prawdziwych uczuć!”.

 

Waldemar Borzestowski

 

WYKORZYSTANO:

Nagyos Ch., „Madame Saint Gêne. Une femme du peuple à la cour de Napoléon”, Strasbourg 2002;

Nieuważny A., „Napoleoński marszałek i alzacka praczka. François-Joseph Lefebvre i »Madame Sans-Gêne« czyli książę i księżna Gdańska”, Gdańsk 2007;

Nieuważny A., Ostrowski K., Stępień T., Majewski L., „200 dni Napoleona, od Pułtuska do Tylży 1806-1807”, Warszawa 2008;

Percy P.F., „Journal des campagnes du Baron Percy, chirurgien en chef de la Grande Armée (1754–1825)”, Paris 2002;

Rozenkranz E., „Napoleońskie Wolne Miasto Gdańsk”, Gdańsk 1980;

Talleyrand Ch., „Pamiętniki (1754-1815)”, Warszawa 1994;

Zajewski W., „Wolne Miasto Gdańsk pod znakiem Napoleona”, Olsztyn 2005.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 1-2/2022