Kiedy wichry wojny spowodowały jej zniknięcie, ten brak odczuwany był przez nieliczne grono specjalistów i pasjonatów. Odnaleziona i rozpoznana w listopadzie 2002 roku, rozbudziła wielkie emocje, koncentrujące się, siłą rzeczy, przede wszystkim na sprawie jej losów i praw własności. Pytano także, jak drewniana rzeźba, umieszczona na zewnątrz kościoła, w niszy przy Bramie Korkarzy mogła przetrwać kilka wieków. Teraz, kiedy sprawa jej powrotu do Gdańska została szczęśliwie rozwiązana, pora wspomnieć o pięknie, artyzmie i znaczeniu tego wybitnego dzieła.
Nadejście XV wieku zwiastowało „jesień średniowiecza”. Narastające na zachodzie i na wschodzie Europy krwawe i długotrwałe konflikty przyniosły powszechność zniszczeń i cierpienia. Jakby na przekór czasom, powstał wówczas – a na północ od Alp był dominujący – „styl piękny”, zwany też „miękkim” oraz „międzynarodowym”, który miał przynieść ucieczkę od okrutnej rzeczywistości. Wyrażał się on w szlachetności gestu i proporcji, wydelikaceniu i idealizacji postaci, rysów twarzy, włosów, także dłoni i innych detali, połączonej z widocznym w najlepszych dziełach subtelnym liryzmem. Choć genezy tego stylu upatruje się najczęściej w środowisku artystycznym dworu cesarskiego w Pradze, dworu królewskiego w Paryżu i dworu władców Burgundii, wiele jego najlepszych dzieł powstało dla bogacącego się mieszczaństwa środkowo-wschodniej Europy.
Jednym z najciekawszych i spornych zagadnień historii sztuki tego okresu jest sprawa wyodrębnienia i podziału spuścizny anonimowego, genialnego rzeźbiarza, nazwanego z czasem Mistrzem Pięknych Madonn. Od końca XIX wieku stopniowo przypisywano mu kolejne „odkrywane” arcydzieła – przede wszystkim madonny – np. z Wiednia i Wrocławia, a także odkrytą wówczas, a zaginioną później pod koniec II wojny Madonnę z kościoła św. św. Janów w Toruniu. Starano się ustalić, jaki był teren jego działalności i okazało się, że musiałby obejmować dzisiejszą Austrię, Czechy, Śląsk i Pomorze Gdańskie. Starano się też wskazać te dzieła, które stworzyli jego uczniowie i naśladowcy. Z czasem wydało się niemożliwe, by nawet najlepsze z przypisywanych mu rzeźb wyszły spod jednej ręki. Toteż podzielono przypisywaną mu spuściznę, oddając autorstwo część rzeźb artyście określanemu jako Mistrz Toruńskiej Pięknej Madonny. Ustalenia w tej sprawie są do dzisiaj dyskutowane, gdyż badania nad poszczególnymi dziełami są w różnym stopniu zaawansowane. W rozważaniach na ten temat nie uwzględniono też w pełni siły i znaczenia średniowiecznego handlu dziełami sztuki i wpływu, jaki na rozmieszczenie dzieł z tego kręgu mógł mieć przebieg ówczesnych szlaków kupieckich.
Jednym z najwybitniejszych kontynuatorów stylu Mistrza Toruńskiej Pięknej Madonny był Mistrz Gdańskiej Pięknej Madonny, który oprócz niej miał też stworzyć kamienne piety z Kościoła Mariackiego i Ermitażu, Madonnę z Kaplicy Bractwa Kapłańskiego i drewnianą Grupę Ukrzyżowania również w Kościele Mariackim, a także doskonalą figurę św. Katarzyny z kościoła w Tychnowych. Najlepsi znawcy przyznają zgodnie, że w kręgu tego artysty, a może nawet w jego warsztacie powstała Madonna z niszy przy Bramie Korkarzy, która właśnie powróciła do Gdańska. Do takiej opinii przychyla się profesor Willi Drost i światowy autorytet w dziedzinie sztuki średniowiecza, Karl Heinz Clasen, który w wydanej w 1939 roku monografii rzeźby z terenu państwa krzyżackiego potwierdził wysoką klasę dzieła i opublikował najlepsze z jego dawnych zdjęć. Warto tu wspomnieć, że Clasen, profesor historii sztuki na uniwersytecie w Królewcu i już przed wojną znany uczony, na dobre utwierdził w światowej historii sztuki pojęcie „Mistrza Pięknych Madonn”. Opracowana przez niego monumentalna monografia „Der Meister der Schönen Madonnen”, opublikowana została w Berlinie i Nowym Jorku w 1974 roku.
Żaden z dawniejszych uczonych nie miał możliwości zbyt dokładnego obejrzenia Madonny, gdyż była wysoko umieszczona, a kiedy ją zdejmowano była spowita szaro-czarnym całunem wielowiekowych nawarstwień. Ale mimo tego zwrócili uwagę na delikatność twarzy Marii i figurki Dzieciątka. Gdyby mogli, tak jak my, obejrzeć Madonnę po oczyszczeniu i konserwacji, zapewne zdumiałby ich dobry stan
zachowania, a ich sądy byłyby jeszcze bardziej korzystne.
Matka Boska z Dzieciątkiem z niszy przy Bramie Korkarzy wykonana została najprawdopodobniej w lipowym drewnie. Jest rzeźbą pełnoplastyczną (wysokość 124 centymetry). Zgodnie z zasadami sztuki została wydrążona, co po części zabezpieczało ją przed rozeschnięciem i spękaniem. W większej części pokryta jest polichromią, którą odsłonięto podczas ostatniej konserwacji. Szaty postaci są złocone. Rzeźba spoczywa na oryginalnej podstawie (wysokiej na około 9 centymetrów), wykonanej z ręcznie ciosanych, dębowych deseczek. W podstawie przewiercono kilka otworów, które służyły do osadzania figury na pionowym pręcie lub prętach. Jeden z tych otworów później zaczopowano.
W kompozycji rzeźby, mimo bardziej przysadzistych proporcji, widać ogólną zależność od Pięknej Madonny z Torunia (dotyczy to zwłaszcza szat) oraz Gdańskiej Pięknej Madonny. Ale obok podobieństw są także znaczące różnice. Charakterystyczna dla tych dzieł subtelna gra uczuć między pięknymi twarzami Matki i Dzieciątka, która miała wyrażać głębię wewnętrznych relacji między nimi, w naszej Madonnie skierowana jest bezpośrednio do odbiorcy. Lekko pochylone twarze Marii i Dzieciątka nie zwracają się ku sobie, lecz ustawione są prawie frontalnie, w stronę widza. Z powodu uszkodzeń rzeźby symbolika tego gest jest w pełni czytelna już tylko na archiwalnych fotografiach.
Patrząc na dawne fotografie, możemy też stwierdzić, że rzeźba należy do rzadkiej ikonograficznie odmiany przedstawień o „dwóch jabłkach”. Mniejsze z nich, zapewne ,jabłko królewskie”, leży na odwróconej lewej dłoni Dzieciątka. Jego prawa dłoń, niestety niezachowana, spoczywała na drugim, większym jabłku, podtrzymywanym przez Marię palcami prawej dłoni (dziś rzeźba i tu ma uszkodzenia). Ten gest, umiejscowiony na osi rzeźby, przyciągał uwagę patrzących. Ponieważ dzisiaj brakuje tych centralnych fragmentów kompozycji, przy oglądaniu nasza uwaga skupia się na doskonałej postaci małego Jezusa. Rzeźbiarz umiejętnie przetworzył rysy Marii, jej uśmiech, usta i oczy. Dopiero patrząc z bliska można ocenić niepowtarzalne piękno i klasę wykonania Dzieciątka oraz finezję drobnych, niewidocznych przecież z oddali szczegółów. Clasen, Drost i inni dawni badacze mogą nam tylko tego pozazdrościć.
W dolnej części kompozycji dominuje złoty płaszcz podbity granatem. Poła przewieszona przez prawe ramię opada szeroką kaskadą, a pod postacią Dzieciątka płaszcz uformowany został w kilka schodzących w dół fałd. Już na początku XX wieku brakowało kwiatonów wieńczących koronę Marii. Porównanie archiwalnych zdjęć ze stanem obecnym wykazuje, że pogłębiły się wcześniejsze pęknięcia korony i całej postaci, i powstał ubytek w dolnej części figury. Z tyłu rzeźby znaleziono resztki płótna, które są śladem po dawnej naprawie.
W tym miejscu warto powrócić do pytań o autorstwo, miejsce i czas powstania oraz pierwotne przeznaczenie Madonny. Silne środowisko rzeźbiarskie, zdolne do zaspokojenia nie tylko lokalnych potrzeb, istniało w Gdańsku już w końcu XIV wieku. Świadczy o tym zarówno poziom zachowanych prac, jak i poświadczone fakty eksportu rzeźb na północne brzegi Bałtyku. Przyswojenie stylu domniemanego Mistrza Pięknych Madonn oraz przynajmniej kilkunastoletnia działalność Mistrza Gdańskiej Pięknej Madonny zaowocowały wybitnymi dziełami. Część z nich szczęśliwie zachowała się, a powstawały one aż do połowy XV wieku.
Wspomniane już związki „naszej” Madonny z arcydziełem, jakim jest Gdańska Piękna Madonna i inne dzieła jej Mistrza, nie podlegały dyskusji. Żmudne analizy porównawcze pozwalają wyrazić przypuszczenie, że Madonna powstała około lub wkrótce po 1430 roku w Gdańsku. Być może w tym samym warsztacie, a nawet przy udziale tego samego artysty co figury Świętego Jana Ewangelisty i Marii z Grupy Ukrzyżowania w Kościele Mariackim. Natomiast nie budzi wątpliwości stwierdzenie, że w tym samym warsztacie i spod tych samych rąk co Madonna, wyszły rzeźby z Ołtarza Dwunastu Apostołów, który pierwotnie stał w południowym ciągu filarów, a obecnie znajduje się w kaplicy Trójcy Świętej w tym samym kościele.
Proporcje postaci Marii i Dzieciątka mogą wskazywać, że artysta uwzględniał sytuację, w której figura będzie oglądana ze znacznej odległości. Mimo to można stwierdzić, że arkadowa nisza obok Bramy Korkarzy nie była dla niej przeznaczona. Nisza ta powstała między 1484 i 1498 rokiem, a więc kilkadziesiąt lat po Madonnie i zapewne przeznaczona była dla innej rzeźby, która nigdy nie została wykonana. Nisza przy Bramie Korkarzy posiada swój odpowiednik w postaci niszy z kamienną Madonną (dziś jest tu kopia) przy Bramie Kaletniczej z drugiej strony kościoła. Zdarza się, że obie te figury są ze sobą mylone.
Forma i staranność wykonania, a także materiał wskazują na trafność wysuwanej już dawniej sugestii, że Madonna pochodzi z niezachowanej nastawy ołtarzowej. Okoliczności przeniesienia rzeźby do niszy w ścianie kościoła pozostają nieznane. Zapewne miało to miejsce jeszcze w epoce gotyku. Wskazuje na to zachowany do dziś we wnęce cokół z gotyckich cegieł, za pomocą którego dostosowano figurę do znacznie wyższej wnęki. Rzeźba i wnęka tworzyły całość tak harmonijną, jak znajdujący się tuż obok nad samą bramą, tympanon z wykonaną około 1420 roku grupą Zaśnięcia Marii. Proporcje tympanonu były dobrze dostosowane do kształtu umieszczonych w nim drewnianych rzeźb, choć były one starsze od niego o około siedemdziesiąt lat. Nie można wykluczyć, że korkarze, którzy mieli swój cech i bractwo przy kościele, fundowali lub opiekowali się tymi obiektami. Swoją drogą szkoda, że obecne nazwy Brama Szewska i ulica Szewska nie są wiernym odpowiednikiem dawnych, które upamiętniają nie do końca zapomniane rzemiosło. Kiedy w latach siedemdziesiątych XX wieku wróciła na jakiś czas moda na drewniane trepy, na Pomorzu dość powszechnie nazywano je właśnie korkami.
Grupa Zaśnięcia Marii i Madonna bardzo długo razem zdobiły mury kościoła. Opisał je profesor Theodor Hirsch w wydanej w 1843 roku monografii Kościoła Mariackiego. Odtąd stale były obecne w literaturze. Ich drogi rozeszły się w 1935 roku. Zaśnięcie Marii zastąpiono kamienną kopią, a drewniany oryginał przeniesiono do Muzeum Miejskiego (obecnie Muzeum Narodowe), gdzie znajduje się do dziś. Madonna pozostała na swoim miejscu jeszcze trzy lata.
W pełni wiarygodne informacje o losach Złotej Madonny kończy zapis Clasena o przeniesieniu jej do wnętrza kościoła tuż przed 1939 rokiem. Nie jest pewne, jakie były jej dalsze losy. Najprawdopodobniej w 1944 lub nawet już na początku 1945 roku umieszczono ją w jednej ze składnic ewakuacyjnych. W chwili obecnej brakuje dowodów, potwierdzających pojawiającą się sugestię, że wcześniej była przeniesiona do Muzeum Miejskiego. Możemy też pominąć przypuszczenia dotyczące losów powojennych, gdyż często ocierają się one o legendę. Tak naprawdę ważne jest to, że los okazał się łaskawy dla tego bezcennego zabytku. I dla gdańszczan.
W 1993 roku od ówczesnego posiadacza rzeźbę kupił pan Janusz Stefanowski, znany kolekcjoner z Wrocławia. Oddał rzeźbę do profesjonalnej, a co najważniejsze zachowawczej konserwacji. Umiejętne zdjęcie wielu nawarstwień odsłoniło oryginalną polichromię. Dzięki temu rzeźba nie podzieliła losu setek innych obiektów, które z powodów pseudo-estetycznych lub merkantylnych odarto do gołego drewna lub – co niestety zdarza się jeszcze dziś i także w Gdańsku – zeszpecono oblekając w nową, często niskiej jakości pozłotę. Po wielu latach konieczność życiowa skłoniła kolekcjonera, zresztą nieświadomego pochodzenia rzeźby, a co za tym idzie, nieprzeczuwającego niczym niezawinionych przykrości, by zgłosić rzeźbę na aukcję warszawskiego domu aukcyjnego „Rempex”. Pokazana na okładce katalogu w listopadzie 2002 roku, została rozpoznana przez naukowców z Muzeum Narodowego w Warszawie, przy czym palma pierwszeństwa należy się pani Aleksandrze Kasprzak.
Doprowadzenie do powrotu rzeźby do Gdańska było przedsięwzięciem trudnym, przede wszystkim z powodów formalnych – prawnych i organizacyjnych. Szczęśliwie, zarówno muzealnicy, jak i władze miasta, miały poczucie wartości dzieła, i zdawały sobie sprawę, że powodzenie starań o jej odzyskanie ma istotne znaczenie dla powrotu innych gdańskich zabytków. Decyzja prezydenta Pawła Adamowicza i dyrektora Adama Koperkiewicza, by zakupić rzeźbę dla Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, uwzględniała aktualną wykładnię sytuacji prawnej obiektu i zakończyła długi okres niepewności. Nie ma też zagrożenia, że można dzieło ponownie utracić. Dzięki tej decyzji udało się ubiec inne zainteresowane muzea i – korzystając z prawa pierwokupu – prywatnych kolekcjonerów, którzy gotowi byli zapłacić każdą cenę.
Do Gdańska wróciła rzeźba nie tylko gdańska, ale przede wszystkim wybitna, a przy tym dobrze wpisana w nurt swojej epoki. Miłośnicy sztuki i profesjonaliści będą mieli okazję, by ją porównać z Gdańską Piękną Madonną, Piętą, Grupą Ukrzyżowania, Ołtarzem Dwunastu Apostołów i innymi dziełami z tego kręgu. A do niszy obok Bramy Korkarzy powinna jak najszybciej powrócić kopia Złotej Madonny.
Konrad Nawrocki
Pierwodruk: „30 Dni” 2/2004