Stefan Szuman, znany i ceniony profesor psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyjechał na kilka dni do Gdańska wiosną lub latem 1945 roku. Ruiny miasta jeszcze dymiły, całe kwartały starówki leżały w gruzach. Ale gdzieniegdzie, wśród zgliszcz i ruin zachowały się fragmenty murów, kamieniczek, kościołów, które świadczyły o niegdysiejszym pięknie i bogactwie miasta nad Motławą. Profesor Szuman, uzbrojony w aparat fotograficzny, odwiedzał te miejsca, dokumentując ówczesny stan Gdańska. Nie ograniczał się wyłącznie do widoków architektonicznych. Rejestrował obiektywem swojego aparatu sytuacje niecodzienne, dziwne lub po prostu ciekawe.
Na jednym z zachowanych zdjęć widzimy wnętrze Kościoła Mariackiego: szyby w ogromnych oknach powybijane, połamane ławki pokrywa gruba warstwa gruzu, a na nim stoi żołnierz z przystawionym do oka karabinem i celuje do któregoś z ocalałych obrazów. Sądząc po długim szynelu przepasanym paskiem jest to żołnierz zwycięskiej Armii Czerwonej, który zabija czas „zabijając” świętych na obrazach.
![Takie wydarzenie zarejestrował w 1945 roku profesor Stefan Szuman Takie wydarzenie zarejestrował w 1945 roku profesor Stefan Szuman](download/2018-08/113333.jpg)
Na innym zdjęciu widzimy wnętrze kościoła św. Jana. Przez wybite okna do środka wpada ostre światło słoneczne. Ściany świątyni odarte są z wszelkich ozdób. Wnętrze, mimo promieni słonecznych, jest ponure i przygnębiające. Ale nie przeszkadza to malarzowi, który przysiadł na przewróconej ławce kościelnej ze szkicownikiem w ręku. Nie zwracając uwagi na przypadkowego fotografa z uwagą przenosi ocalałe fragmenty świątyni na papier.
![W kościele św. Jana profesor Szuman sfotografował, jak się okazało, Bolesława Rogińskiego W kościele św. Jana profesor Szuman sfotografował, jak się okazało, Bolesława Rogińskiego](download/2018-08/113334.jpg)
Również wiosną 1945 roku przybył z Wilna do Gdańska rysownik i malarz Bolesław Rogiński. I on, wędrując po ruinach zburzonego miasta, rejestrował w swoim szkicowniku ułomki dawnej świetności kościołów gdańskich. I on spotykał strzelających do świętych obrazów żołnierzy. Któregoś dnia, gdy zajęty był rysowaniem wnętrza zburzonego kościoła św. Jana, usłyszał trzask zwalnianej migawki aparatu fotograficznego.
***
Ale obaj panowie – Stefan Szuman i Bolesław Rogiński – nie poznali się. Być może wtedy, wiosną lub latem 1945 roku w kościele św. Jana wymienili jakieś zdawkowe pozdrowienia, może nawet przedstawili się sobie, ale później każdy poszedł swoją drogą. Profesor wrócił do Krakowa, by oddać się bez reszty pracy naukowej, a Bolesław Rogiński włączył aktywnie w odbudowę Gdańska i tworzenie gdańskiego środowiska artystycznego.
Jednak to nie koniec naszej opowieści.
Jest rok 1989, może 1990. Grażyna Jackowska (wnuczka Stefana Szumana) i Łukasz Rogiński (syn Bolesława) spotykają się po raz pierwszy, by rozpocząć wspólne przedsięwzięcie. W wolnych chwilach pan Łukasz opowiada o swoim ojcu; jak to rysował ruiny, jak spotykał strzelających w kościołach sołdatów. I pewnego dnia koło tej historii zamyka się: na jednym ze zdjęć zrobionych przez dziadka pani Grażyny Łukasz Rogiński rozpoznaje swojego ojca.
Ot, zwykła gdańska historia, jakich pewnie wiele w pogmatwanych dziejach tego miasta. Czy zwykła?
Karol Michałowski
Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 1(4)/1998