Na szczęście nikt nie zginął, ale wielkość strat historyczno-kulturowych pozwala mówić o katastrofie. Jej skutki będą obecne w życiu miasta przez najbliższe lata.
Duży, kilkuczęściowy dach kościoła spłonął 22 maja 2006 roku. Ogień pojawił się między godziną drugą i trzecią po południu. Zauważono go na głównym dachu przylegającym do wieży. Drewniana więźba spłonęła w krótkim czasie i dach zawalił się odsłaniając potężną, metalową konstrukcję, którą zbudowano przed laty dla jego wzmocnienia. Niemal natychmiast ogień przerzucił się na trzy mniejsze dachy od strony kościoła św. Brygidy. Padały one kolejno w kilkunastominutowych odstępach, niczym domki z kart.
Jednostki straży pożarnej pojawiły się pod kościołem jeszcze przed godziną trzecią. W tych pierwszych chwilach coraz liczniej zgromadzeni wokół gdańszczanie mogli obserwować, jak bezsilni jesteśmy wobec takiego żywiołu. Strugi wody właściwie tylko chłodziły dolne partie murów, a te strumienie wody, które padały na dach z jednego czy dwóch podnośników w żaden sposób nie równoważyły siły ognia. Sytuacja uległa zmianie, kiedy przybyły kolejne jednostki straży pożarnej z sięgającymi wyżej podnośnikami, a także 54-metrowy wysięgnik hydrauliczny z zakładowej straży firmy Lotos. Wtedy woda zaczęła docierać do źródeł ognia i około godziny piątej po południu sytuacja została opanowana.
Większość z tych, którzy obserwowali pożar z okolicznych ulic, mogła być przekonana, że spalone dachy wpadają do wnętrza świątyni, a tam ogień czyni spustoszenie wśród cennych dzieł sztuki. Na szczęście, okazało się, że pogorzelisko zatrzymuje się na sklepieniach. Po wojnie były one uzupełniane betonowymi kołnierzami, by wzmocnić całą budowlę. Wprawdzie część wody dostawała się do środka kościoła i nikt nie miał pewności czy stropy nie załamią się pod ciężarem zwalonych dachów i lanej wody, ale dzięki tej betonowej osłonie można było wejść do wnętrza i podjąć ewakuację zabytkowego wyposażenia.
Strażakom, a także zwołanym ochotniczo konserwatorom i historykom sztuki udało się zdemontować i wynieść więcej niż połowę obiektów z zagrożonego kościoła, w tym wiele bardzo cennych, jak baptysterium, część figur z łuku tęczowego, czy „Ukrzyżowanie”, obraz Antoniego Möllera z głównego ołtarza.
Ponad stu strażaków najdłużej walczyło o uratowanie wieży, w której mieści się Muzeum Zegarów Wieżowych, a nad nim zespół dzwonów tworzących carillon. Instrument został ocalony, ale zalaniu uległa klawiatura. Gaszenie drewnianego poszycia hełmu trwało do wieczora. Około wpół do dziewiątej akcja była zasadniczo ukończona.
Następnego dnia rano okolice kościoła wyglądały jak pobojowisko. Na ulicach leżały potrzaskane, osmolone dachówki i kawałki zwęglonych belek. Teren pozostał zagrodzony, tak jak w czasie akcji ratunkowej, a w pobliżu stały w pogotowiu wozy strażackie. Przystąpiono do szacowania strat i oceny stanu technicznego budowli.
Obecnie, po kilku tygodniach, przygotowana została ekspertyza stanu konstrukcji kościoła. Dzięki niej można będzie wybrać najbardziej bezpieczną metodę odgruzowania świątyni i jej zabezpieczenia do czasu odbudowy. Najbardziej zagrożona jest ściana szczytowa od strony parkingu przy kościele św. Brygidy, której grozi zawalenie.
Nadal nieznane są przyczyny wybuchu pożaru*. Śledztwo w tej sprawie przejęła Prokuratura Okręgowa. Wstępne wyniki będą podane po sporządzeniu opinii przez biegłych. Jedną z badanych okoliczności są prace dekarskie, które tego dnia były prowadzone na dachu i związana z tym możliwość zaprószenia ognia. Ale pod uwagę są także brane inne przyczyny, takie jak zwarcie instalacji elektrycznej, bądź nieumyślne zaprószenie ognia niezwiązane z robotami dekarskimi.
Niemal natychmiast po pożarze zawiązany został – z inicjatywy prezydenta Pawła Adamowicza – Społeczny Komitet Odbudowy Kościoła św. Katarzyny. Deklaracje pomocy w odbudowie świątyni złożyli między innymi: minister kultury, miasto Gdańsk i zarząd województwa. Na konto komitetu zaczęły wpływać pieniądze od firm i osób prywatnych. Kwesta trwa. Arcybiskup Tadeusz Gocłowski polecił przeprowadzić zbiórkę pieniędzy w kościołach, co stało się 4 czerwca 2006 roku.
Cenne dzieła sztuki, które wyniesiono ze świątyni, ostatecznie zostały zmagazynowane w Muzeum Narodowym i kościele św. Trójcy. Okazało się, że wprawdzie nie ucierpiały od pożaru, ale ich stan zachowania nie jest dobry. Znaczna ich część zaatakowana jest przez grzyby i pleśnie i wymaga pilnych działań konserwatorskich.
Grzegorz Fortuna
*Zgodnie z prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku, który zapadł w maju 2010, ustaloną przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej, spowodowane przez niesprawne narzędzia pozostawione przez jednego z dekarzy, remontujących dach świątyni. Sprawca tego nieumyślnego czynu został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Pierwodruk: „30 Dni” 3/2006