PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Husarzewski

Husarzewski
Był przedostatnim rezydentem ostatniego polskiego króla w Gdańsku.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Aleksy Husarzewski, portret wykonany przez Daniela Chodowieckiego w 1773 roku
Aleksy Husarzewski, portret wykonany przez Daniela Chodowieckiego w 1773 roku
Fot. Lwowskie Zbiory Sztuki / Katalog wystawy PGS Sopot

Listów napisał może kilka tysięcy, dołączał do nich kopie cudzych listów, przeróżne aneksy, o których sądził, że mogą zainteresować jego odbiorców. Były wśród nich noty dyplomatyczne, rozmaite wykazy, między innymi obrotów w porcie gdańskim, czasem wyimki z zagranicznych gazet. Posługiwał się wieloma językami, korespondował w języku polskim, łacińskim, francuskim, niemieckim i włoskim, być może również angielskim. Pisał w sposób zajmujący, z klasyczną dla swoich czasów elegancją i swobodą. Interesowały go wszelkie nowinki, także literackie, czytał dużo książek i to z wielu dziedzin, pozostał jednak wielbicielem antyku. Śledził postępy w badaniach archeologicznych Herkulanum.

Aleksy Onufry Husarzewski trafił do Gdańska i przebywał tutaj jako rezydent ostatniego króla Rzeczpospolitej. Był jego okiem i uchem, medykiem trzymającym rękę na pulsie spraw, które biegły niepomyślnie, meteorologiem rejestrującym zmiany politycznej pogody, kronikarzem wydarzeń coraz bardziej niepokojących i smutnych. Inteligentny, oczytany, bogaty prowadził ożywione życie towarzyskie. Był osobowością niezależną, zwolennikiem oświecenia, wierzył w edukację i misję króla, który „stara się wyprowadzić swój kraj z barbarzyństwa”.

 

Na dworze biskupów

Królom polskim przysługiwały w Gdańsku rozmaite, zagwarantowane traktatami prawa, jedne z najistotniejszych dotyczyły oczywiście finansów, procentów naliczanych od palowego, opłaty, którą obciążano cumujące w porcie statki. Czuwanie nad rzetelnym i terminowym regulowaniem należności z tego tytułu oraz innych zobowiązań miasta należało do zadań królewskiego przedstawiciela. Jako pierwszy takiego urzędnika wprowadził do Gdańska Władysław IV. Stanowisko to było intratne, bez ustalonej kadencji. Każdy kolejny władca mógł potwierdzić wybór poprzednika lub wybrać nowego rezydenta. Aleksy Onufry Husarzewski otrzymał to stanowisko w 1770 roku. Kim był nowy wysłannik króla, co wiemy o jego przodkach i dotychczasowej karierze?

Husarzewscy wkroczyli na karty historii za Jana III Sobieskiego. Prawdopodobnie, o czym świadczyć może nazwisko, trudnili się rycerskim rzemiosłem i stawali do boju w regimentach najbardziej znanej polskiej jazdy. Rozrastająca się familia powolutku pięła się ku górze, zajmując coraz znaczniejsze stanowiska. Ojciec Aleksego, Franciszek Kazimierz, był porucznikiem pancernym i starostą na Wołyniu. Nasz bohater urodził się około 1714 roku (podawane są rozmaite daty), miał sześciu braci i każdy z nich wykazał się życiową zaradnością: Jan był szambelanem Augusta III i stolnikiem smoleńskim, Karol – majorem wojsk saskich, Wojciech – majorem wojsk najpierw pruskich, potem polskich, Ignacy – kapitanem wojsk koronnych, piastującym rozmaite urzędy, Tomasz – księdzem i profesorem Akademii Wileńskiej, Hieronim – porucznikiem, a następnie kapitanem gwardii królewskiej.

Od początku Aleksy Husarzewski związany był na dobre i złe z domem Poniatowskich, można sądzić, że czuł się częścią tej familii, która dbała o jego karierę, wspierała w momentach kluczowych. Przypuszcza się powszechnie, że młody człowiek wszedł do tego kręgu za sprawą kasztelana krakowskiego, Stanisława Poniatowskiego, osobowości wybitnej i znanej w całej Europie, który był towarzyszem dzikich eskapad wojennych szwedzkiego króla, Karola XII, a raz nawet uratował mu życie. Od tego Stanisława sławę wziął ród, w przyszłości mający dać Rzeczpospolitej ostatniego króla. To wtedy Husarzewski zawarł przyjaźnie, którym był przez całe życie wierny, poznał dwóch – w latach późniejszych – najbliższych współpracowników Stanisława Augusta: Jacka Ogrodzkiego, sekretarza koronnego i Kazimierza Karasia, marszałka dworu.

Był również blisko związany z biskupami warmińskimi – Krzysztofem Andrzejem Szembekiem (od 1710 roku sekretarza wielkiego koronnego) i Adamem Stanisławem Grabowskim. Ten ostatni należał do szczególnie dbałych gospodarzy diecezji, prowadził rozmaite inwestycje i aktywnie uczestniczył w życiu politycznym kraju. Husarzewski dołączył do grona jego protegowanych, awansował na dworze biskupim do stanowiska szambelana. Dobrą znajomość spraw związanych z wewnętrznym życiem kościoła można dostrzec wertując jego pisma. Na dworze biskupim w Lidzbarku Warmińskim zawarł znajomość z Józefem Rybińskim, późniejszym oliwskim opatem, którego często będzie odwiedzał podczas pobytu w Gdańsku. Aby zapewnić młodemu człowiekowi europejskie obycie, biskup wysłał go do Włoch, gdzie odwiedził Wenecję i Neapol, i wtedy zainteresował się pracami archeologicznymi prowadzonymi w Herkulanum. W dziedzinie rzeźby antycznej Husarzewski będzie uchodził wręcz za eksperta, król Stanisław Poniatowski, realizując swoje zakupy aukcyjne, często będzie korzystał z jego porady. Włoskie peregrynacje uzupełnił, odwiedzając Paryż i Holandię.

Po powrocie z grand tour w 1744 roku z rąk Augusta III otrzymał patent oficerski. W tym czasie Husarzewski przeniósł się na dobre spod skrzydeł biskupich pod królewskie. Ostatni z zasiadających na tronie Rzeczpospolitej Wettinów miał do niego duże zaufanie, docenił jego umiejętności negocjacyjne i w 1749 roku uczynił sekretarzem w komisji wyznaczonej do rozpatrywania delikatnych, bo wewnętrznych spraw miasta nad Motławą. Rok później sekretarz stał się królewskim szambelanem.

W 1752 roku Husarzewski postanowił ułożyć sobie życie rodzinne, poślubił Magdalenę z Podoskich herbu Junosza, córkę Karola podkomorzego różańskiego. Panna młoda otrzymała od rodziców wysoki posag i wyprawę w ruchomościach i srebrach. Nazwiska i tytuły świadków uroczystości i podpisania umów ślubnych świadczą wymownie o pozycji Husarzewskiego. Znaleźli się wśród nich: Michał Fryderyk Czartoryski – kanclerz wielki litewski i jego brat August Aleksander Czartoryski – wojewoda ruski, Mikołaj Jan Podoski – wojewoda płocki oraz Antoni Michał Potocki – wojewoda bełski. Małżeństwo doczekało się dwójki dzieci: urodzonego 12 czerwca 1755 roku w Lidzbarku Warmińskim Karola Antoniego i córki, która przyszła na świat w Gdańsku dziesięć lat później, 4 maja 1765 roku. Magdalena Husarzewska zmarła w wyniku komplikacji poporodowych i 8 lipca 1765 roku została pochowana w kościele karmelitańskim w Gdańsku (św. Józefa). Nic nie wskazuje na to, by szambelan ponownie zawarł związek małżeński.

W 1759 roku Husarzewski zjawił się nad Motławą po raz kolejny, jego zadaniem było pozyskanie od magistratu rzekomo zaległych, należnych królowi kwot. Spór dotyczył culagi – opłaty nakładanej przez władze miasta na towary zagraniczne, nabyte przez miejscowych kupców. Monarcha uważał, że powinien otrzymywać jej połowę. W istocie misja polegała na wyłudzeniu od Gdańska możliwie wysokiej kwoty. Doświadczenie podpowiadało, że miasto, odpowiednio przyciśnięte, w końcu dla świętego spokoju zdecyduje się wysupłać z kasy większy lub mniejszy datek. W skarbcu Rzeczpospolitej niemal zawsze ziało pustkami. Husarzewski wykazywał się dużym talentem w dziedzinie finansów. Okazało się, że znakomicie zarabia, inwestując w majątki ziemskie, kupując, sprzedając, dzierżawiąc folwarki, a także całe starostwa. Swoje transakcje przeprowadzał na coraz większą skalę, nie stronił również od pożyczania pieniędzy na procent. Zyskał zaufanie, nikt nie wątpił w wiarygodność finansową osoby znającej najważniejsze osoby w państwie, znajdującej się w dobrych relacjach z monarchą.

 

Człowiek króla

Nowy król, Stanisław August, już w 1764 roku umieścił Husarzewskiego jako komisarza palowego w Gdańsku z pensją ośmiuset dukatów, z której urzędnik szlachetnie zrezygnował. Zastąpił on na tym stanowisku Antoniego Leubnitza, który zajmował się tego rodzaju działalnością od 1750 roku. Dwa lata po nominacji nowy komisarz otrzymał indygenat pruski, warunek konieczny dla kogoś kto zamierzał obejmować stanowiska w prowincji. W grudniu 1768 roku pensja została podwyższona do 2 tysięcy dukatów. Tym razem została zaakceptowana. W 1770 roku rozciągnięto jego kompetencje na szerszy niż dotąd obszar spraw, został – o czym już wspominaliśmy – rezydentem królewskim w Gdańsku.

W tym momencie powodziło mu się znakomicie. Zamieszkał w „pałacyku na Altstadzie”, który wyposażył w piękne meble i dzieła sztuki, urządził bibliotekę. Prowadził życie, które miało świadczyć o zasobności i znaczeniu Rzeczpospolitej, dysponował własnym powozem i końmi. Osobą kierującą jego poczynaniami był królewski sekretarz Ogrodzki, on dostarczał mu informacji dotyczących wszystkich aktualnych przedstawicieli polskich we Włoszech, Holandii, Berlinie i Hamburgu, zmian kadrowych, a przede wszystkim kierunków polityki zagranicznej i wewnętrznej, wydarzeń mających miejsce w stolicy, udzielał również konkretnych instrukcji. Przesyłał je do Gdańska specjalną pocztą.

Jednym z pierwszych ważnych zadań, które otrzymał Husarzewski, było przekonanie starzejącego się biskupa Grabowskiego do zaaprobowania jako swego następcy stałego bywalca na dworze królewskim w Warszawie, Ignacego Krasickiego. Stanisław August Poniatowski w tej sprawie napisał bezpośrednio do swego szambelana: „Wiem, że od dawna jest Pan przyjacielem księdza Krasickiego. Jako przyjaciel przyjmie Pan z przyjemnością zlecenie, które Panu dam, aby być mu użytecznym. Chodzi o koadiutorie warmińską; jako że wiadome mi jest, że Pana porady i Pana argumenty mają wpływ na biskupa warmińskiego, a także z powodu tego, że sądzi on rozsądnie, że człowiek rozumu nie poleci mu naturalnie nikogo, kto nie byłby przywiązany do spraw na to zasługujących”. Husarzewski, jako wieloletni bliski współpracownik biskupa Adama Grabowskiego, był najlepszą osobą, aby podjąć rozmowy na ten temat. Biskup początkowo był niechętny nominacji Krasickiego na koadiutora, ugiął się, gdy zaproponowano mu w zamian intratne stanowiska dla rodziny – brat kościelnego hierarchy został kasztelanem elbląskim, a szwagier, Józef Pruszak, kasztelanem gdańskim.

Kontakty Husarzewskiego z nowym biskupem warmińskim Ignacym Krasickim, znakomitym pisarzem i poetą, były skomplikowane. Zachowana, niezwykle obfita korespondencja dostarcza rzetelnego świadectwa na potwierdzenie tej zmienności – od zachwytu po niechęć, od niechęci do akceptacji. Husarzewski uważał, że talent biskupa był wysokiej próby, interesował się żywo jego twórczością, lecz nie mógł zaakceptować łatwości, z jaką Krasicki porzucił dawnych przyjaciół, bez większych oporów po pierwszym rozbiorze pojawił się na dworze Fryderyka II. Szambelan wyraźnie oczekiwał heroizmu od kogoś, kto nie był do tego zdolny, kto nie cenił tak bardzo lojalności wobec dawnych przyjaciół i wieloletnich dobroczyńców.

 

Życie codzienne rezydenta

Niezbyt skomplikowane zadanie czuwania nad zobowiązaniami finansowymi portowego miasta uzupełniały działania, które dzisiaj określilibyśmy mianem dyplomatyczno-szpiegowskich, a także propagandowych. Husarzewski musiał też sprawować pieczę nad Królewskim Spichrzem, do którego sprowadzano duże ilości zboża i drzewa. Rezydent zajmował się ich sprzedażą. Nie zawsze informacje o zleceniach monarchy dochodziły do Husarzewskiego w odpowiednim czasie. I tak pewnego razu zdecydował się wstrzymać zabiegi o pożyczkę dla Stanisława Augusta, ponieważ nie miał zaufania do jego przedstawiciela, Żyda Lewiego, który według rezydenta nadużywał udzielonych mu pełnomocnictw. Monarcha, który potrzebował pieniędzy, nie był zadowolony. Rozmaite drobiazgi zajmowały Husarzewskiemu wiele czasu, pisał o tym w jednym z listów skierowanych do królewskiego sekretarza: „Ciągle przy pracy, ciągle czynny, często z powodu błahostek, które nie zasługują nawet na nazwę pracy”. Do miasta przybywało sporo szemranych osobników, uciekających przez wierzycielami, wyrzuconych ze służby wojskowej, dezerterów, a także żon, które zdecydowały się porzucić mężów, część z tych osób należało zatrzymać. U rezydenta szczęścia szukali także rozmaici hochsztaplerzy, starający się wyłudzić pieniądze, oferujący służbę i informacje – odprawiał ich wszystkich z kwitkiem, ostrzegał przed nimi Warszawę, przekazywał ich nazwiska.

Królewski komisarz pilnie śledził wydarzenia w mieście, bieg spraw istotnych i zaangażowanych w nie ludzi, życie portowe, obroty towarowe, ilość i rodzaj ładunków dostarczanych do Gdańska, zbierał wiadomości zagraniczne, także plotki. Wszystko to, opatrzone komentarzem, uzupełnione o rozmaite drobiazgi uwiarygadniające przekaz, koniec końców trafiało do korespondencji. Przedstawiciel króla musiał znać w mieście wszystkich, podejrzewać można, że był również przez wszystkich znany. Starał się nawiązać kontakt z każdą z ważnych osobistości, która zatrzymała się nad Motławą choćby na krótko, utrzymywał dobre relacje z rezydentami innych państw, z niektórymi się przyjaźnił (konsul duński i norweski Nikojal Henrik Kuur), do innych podchodził z wyraźną rezerwą (konsul rosyjski Hans Wilhelm von Rehbinder), a nawet niechęcią (konsul francuski hrabia Gérard de Rayneval).

Na gdańszczan początkowo narzekał, słusznie przypuszczając, że i oni nie mają do niego pełnego zaufania. Twierdził, że przedstawiciele władz miasta odnoszą się do Polski niechętnie. W istocie, przedstawiciele miejscowych elit, widząc na jak niewiele wsparcia mogą liczyć w Warszawie, szukali protektorów gdzieś dalej, najczęściej w Londynie i Petersburgu. Husarzewski krytycznie odnosił się do Gottfrieda Lengnicha, gdańskiego historyka i syndyka, który podczas pobytu Poniatowskich w Gdańsku (a było to w latach 1733-1739), został zaangażowany przez kasztelana krakowskiego Stanisława jako nauczyciel jego dzieci, w tym obecnego króla Stanisława Augusta. Raziły go przekonania historyka, bardziej wyraźnie akcentowanie roli autonomii miasta niż jego związków z Rzeczpospolitą. Miał też zastrzeżenia wobec burmistrza Gottlieba Gabriela von Weickhmanna. Do gdańskich przyjaciół Husarzewskiego zaliczyć wypada burmistrza Edwarda Friedricha von Conradiego, człowieka wielu zasług.

 

Konfederaci

Z Warszawy uważnie przyglądano się krokom podejmowanym przez szambelana, a trudnych spraw nie brakowało. Na każdej z nich mogła się mu powinąć noga,  powstałby wakat, w czym wielu upatrywało swojej okazji. Szansą dla krytyków działań Husarzewskiego było podjęcie przez ratusz gdański z końcem 1767 roku starań o zwrot 2 milionów franków, które Rzeczpospolita pożyczyła od miasta jeszcze za panowania Jana Kazimierza. Sprawa była delikatna, kolejne sejmy odwlekały spłatę ogromnego zadłużenia. Do pertraktacji z władzami miasta wyznaczono Husarzewskiego. Gdańsk zrezygnował z połowy należności, miało to stanowić swoisty dar dla króla. Resztę Rzeczpospolita obiecała spłacić w krótkim czasie. Rezydent potraktował tę sprawę jako honorową, w swojej korespondencji do Jacka Ogrodzkiego prosił, aby ten dopilnował realizacji zobowiązania, zaznaczał przy tym, że na szali postawił swoją reputację i gotów jest w razie niepowodzenia podać się do dymisji. Czy sekretarz królewski musiał specjalnie naciskać, aby potraktowano poważnie gdańskie ustalenia – tego nie wiemy. Jedno jest pewne – pieniądze przekazano miastu bez zwłoki.

W okresie konfederacji barskiej, która rozpełzła się po kraju w latach 1768-1772 Husarzewski otrzymał zadanie śledzenia wszystkich znajdujących się w Gdańsku osób, które mogłyby ją wspierać. Do konfederacji barskiej odnosił się nieprzychylnie, jej przywódców uważał wręcz za ludzi szalonych. W tym czasie portowe miasto stało się ważnym miejscem dla konfederatów, tą drogą utrzymywali kontakt ze wspierającą ich Francją. Królewski komisarz nie przebierał w środkach, przechwycone listy rezydenta Gerarda otwierał, czytał i zapieczętowane podrobioną pieczęcią przesyłał dalej.

Władze Gdańska zajmowały w tej sytuacji stanowisko neutralne, odnosiły się do konfederatów przyjaźnie, lecz z dystansem. W tym czasie szukało tu schronienia wielu dygnitarzy polskich, urzędnicy wyższego szczebla, biskupi, a nawet oficerowie przybywali nad Motławę, aby nie być zmuszonym do opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu. Husarzewski napisał do Ogrodzkiego: „Panuje tu wzburzenie między wielmożnymi. Mówiono mi jeszcze wczoraj, że niektórzy z nich gromadzą się po kryjomu, intrygują i są nawet tacy, którzy ćwiczą swoich włościan”. W kraju stojącym nad przepaścią rozpalano szalone namiętności. Szanse na zorganizowanie powszechnego zrywu były tak mizerne, jak wizja odrodzonego kraju, którą zapowiadali. Husarzewski tak podsumował aktywność konfederatów w liście do Ogrodzkiego: „Rewolucje w kraju dają poznać ludzi. W czasie naszej widziałem ramiona, lecz nie widziałem głów”.

 

Zamach i urodziny

Sytuacja królewskiego rezydenta stawała się trudna, a ze stolicy dochodziły niepokojące wieści. Wiadomość o zamachu na monarchę, który miał miejsce w nocy z 3 na 4 listopada 1771 roku, szybko obiegła Europę. Zamach spotkał się z ogólnym potępieniem. Tym bardziej dziwił Husarzewskiego fakt, że zgromadzeni w Gdańsku Polacy bez entuzjazmu przyjęli wiadomość o ocaleniu króla. Aby dać wyraz swoim uczuciom, w listopadzie 1771 roku zorganizował w swojej rezydencji dwa obiadowe przyjęcia dla przedstawicieli władz miasta i osobno dla rezydentów obcych państw. To, co Polacy przyjęli z rezerwą, gdańszczanie fetowali wylewnie, wznosząc liczne toasty i obdarzając się pocałunkami. Skoro jednym z zadań Husarzewskiego było pozyskiwanie sympatyków króla, uroczystość można uznać za w pełni udaną.

Kolejna miała miejsce 17 stycznia 1772 roku. Biskup warmiński wydał w Gdańsku przyjęcie z okazji czterdziestych urodzin króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Obecny na uroczystym obiedzie Aleksy Husarzewski, w korespondencji do króla podał listę gości, wymienił jednak samych mężczyzn. A byli to między innymi: opat Rybiński, wojewodowie – pomorski Ignacy Franciszek Przebendowski i chełmiński Franciszek Stanisław Czapski, starostowie – włodzimierski Franciszek Ledóchowski i osiecki Jan Józef Ochocki, szambelan Henryk Keyserling, a z władz miasta burmistrz Eduard Friedrich Conradi oraz Gottlieb Gabriel Weickhmann, Heinrich von Zernecke i Gottfried Schwartz. „Wszyscy, którzy znaleźli się na tej kolacji, wznosili ochoczo zdrowie Króla” – donosił Husarzewski. Zaproszenia nie przyjęli, jak można przypuszczać ostentacyjnie, przebywający w mieście oponenci władcy: strażnik wielki koronny Franciszek Czacki i starosta czerski Franciszek Bieliński. Biskup chełmiński Andrzej Baier wymówił się chorobą.

Prześmiewczy raport, dotyczący tego wydarzenia, trafił 21 stycznia do hetmana polnego litewskiego, Aleksandra Sapiehy: „W przeszły piątek, dzień narodzenia króla JMci, mieliśmy tu une grande affaire d’etat [wielką sprawę państwową]. Szło, kto ma jeść albo nie szczupaka u księcia JMci biskupa warmińskiego”. W tym duchu komentowane były wewnętrze podziały, które czyniły realnym wrogie zamierzenia ościennych krajów. Niebawem zakończyć się miała konfederacja, postrzegana niekiedy jako pierwsze narodowe powstanie. Jakiś czas potem w liście do Ogrodzkiego Husarzewski pisał bardzo bolesne słowa: „Na nasze nieszczęścia niema lekarstwa, są one ogromne. Nie my jesteśmy panami u siebie […]. Miałem iskrę nadziei, że ten ogrom nieszczęść, który od pewnego czasu dotknął nasz kraj, poprawi jego mieszkańców, że w końcu zastanowią się sami nad sobą, teraz już o tem nie myślę, nie mam nadziei, aby się poprawili, a przynajmniej, zanim ta generacja szalona, dumna i nieoświecona, wychowana w rozwiązłości i intrygach, zupełnie nie wygaśnie lub zanim nie ukróci się przez mądre prawa zuchwalstwa i głupiej dumy naszych możnych i nie podniesie się do poziomu ducha szlachty”.

 

Ku rozbiorowi

W Gdańsku z niepokojem i od lat obserwowano zaborcze działania Fryderyka II. Podnoszone na wszelkich możliwych forach protesty, dotyczące prowadzonej przez Prusy polityki celnej, powodowały najczęściej dalsze dotkliwe represje. Pruskie oddziały, wkraczając na otaczające miasto tereny, bezprawnie ściągały kontrybucję, kradły żywność i porywały ludzi, kierując ich do komisji werbunkowych. Zalewano kraj fałszowaną monetą. Każdy pretekst był odpowiedni, aby wydrzeć miastu kolejną cząstkę wolności, i przekonywać, że w nadchodzącym czasie jedynym rozwiązaniem będzie akceptacja planów Fryderyka II. Incydent z kwietnia 1770 roku, związany z zatrzymaniem i zrewidowaniem na komorze celnej przez pocztę polską w Gdańsku przesyłki (a było w niej złoto) do rezydenta pruskiego von Juncka, doprowadził do zaostrzenia sytuacji. Na rozkaz króla Prus nałożono na miasto karną kontrybucję, w pobliżu pojawiły się wrogie oddziały.

Husarzewski słał do Warszawy prośby o interwencję, oficjalnie udzielano mu aprobaty, ale wsparcia żadnego nie otrzymał. W mieście wciąż podległym Rzeczpospolitej ranga jej rezydenta spadała z dnia na dzień. Husarzewski był zły na zachowanie reprezentantów władz miasta: „Uniżeni, nikczemni i drżący wobec Prusaków, w stosunku do nas butni, myślą, że król ich pan nie potrafi użyć wobec nich siły”. Z czasem królewski rezydent lepiej rozumiał postepowanie gdańszczan, doceniał podejmowane przez nich wysiłki, aby ocalić własną niezależność. Drobiazgowa badaczka biografii Husarzewskiego, doktor Maria Dziemianko, opisała tę metamorfozę niezwykle trafnie: „W stosunku Szambelana do Gdańska z biegiem lat zaszła wielka zmiana. On, który parę lat wstecz wyrzekał zawsze na brak przywiązania Gdańszczan do króla i przy każdej sposobności rad był wydobyć od miasta jak najwięcej pieniędzy dla króla, stał się patriotą gdańskim i stronę miasta trzymał, gdy tego zaszła potrzeba”.

W rozmaitych okolicznościach, bez wyraźnych instrukcji i na własną rękę starał się wspierać gdańskie działania. W osamotnionym na arenie europejskim kraju miasto nad Motławą doświadczało podwójnego osamotnienia. Husarzewski z czasem stał się zwolennikiem poszukiwania ratunku w Rosji, był przekonany, że tylko interwencja carycy Katarzyny może pomóc w dotyczących Gdańska rozstrzygnięciach międzynarodowych. Tylko z nią Fryderyk II musiał się liczyć. Od wiosny 1771 roku miasto zmuszone zostało do przekazywania na rzecz Prus miesięcznego kontyngentu żywności i furażu za kwotę 6-8 tysięcy dukatów. Jednocześnie prowadzona z Berlina propaganda przekonywała, że tylko sprawnie działające państwo jest w stanie zapewnić dobrobyt swoim mieszkańcom. Plakaty z takim przekazem rozlepiano zaraz za miejskimi rogatkami, informując mieszkańców, że tylko Prusy są w stanie uchronić ich od głodu i nędzy.

 

Rok 1772

W pierwszych dniach stycznia 1772 roku do gdańskich domów, wraz z mroźnym powietrzem, przenikały trwożne wieści. Zagraniczni kupcy – zwłaszcza Anglicy, których wielu rezydowało w mieście – ostrzegali, że król pruski zamierza zrealizować swoje plany zajęcia miasta. Pogłoski docierały również do Husarzewskiego, który pisał, 18 lutego 1772 roku, do królewskiego sekretarza: „Zdaje mi się, że los Polski zdecydowany, będzie podzielona, król pruski zacznie pierwszy, przywłaszczając sobie część, która mu przypadnie z podziału. Oczekuję w niedalekiej przyszłości gorszych scen. Wszystko to przeszywa mi serce i konstatuje, że jestem zawsze Polakiem, mimo że potępiam i nienawidzę sposobu postępowania naszych współobywateli”.

Na życzenie Warszawy Husarzewski nawiązywał bliższe kontakty z zagranicznymi gazetami (między innymi z „Gazette de Leyde” i „Courier du Bas-Rhin”), tworzył teksty opisujące sytuację nad Wisłą, tłumaczył Europie zawiłości polskiej polityki dotyczącej Gdańska. Z końcem kwietnia 1772 roku do miasta docierały wieści o prowadzonych przez ościenne dwory niepokojących pertraktacjach. Gdańszczanie, jak pisał Askenazy, „podnieśli alarm na całą Europę”. Uruchomiono opinię publiczną w Holandii i Anglii. Stosunki Gdańska z Anglią od lat były bardzo intensywne, ponad dwieście statków z tego kraju odwiedzało gdański port. Od 1706 roku obowiązywała zawarta między Gdańskiem a Anglią niezwykle korzystna dla obu stron umowa handlowa. Anglicy uzyskali w mieście liczne udogodnienia, mogli bez komplikacji magazynować tu swoje towary, nad Motławą przebywała liczna kolonia angielska, mająca swoje zbory, pastorów, doskonale zasymilowana i lubiana w miejscowym środowisku. Liczono, że rząd angielski będzie bronił niezależności miasta.

Król pruski uparcie domagał się przyznania Gdańska, starał się przedstawić jego sprawę jako „bagatelę”, głupstwo i marność. Pisał do imperatorowej: „Zresztą nie troszczyłbym się wcale o jakieś tam miasto handlujące. Czyliż jednak nie widoczna na karcie, że ono przez swoje położenie przecina wszystkie moje posiadłości”. Nie przekonał Katarzyny II. W rezultacie gdańszczanie zdołali obronić swoją niezależność, lecz znaleźli się w „żelaznych kleszczach”. 16 września 1772 roku oddziały pruskie zajęły okolice miasta. Niebawem powstała struktura Zespolonego Miasta Chełm. Obejmowała obok wspomnianej dzielnicy również Siedlce, Stare Szkoty i Święty Wojciech, przed bramami miejskimi – Oliwską, Siedlecką i Oruńską – wystawiono urzędy celne. Johanna Schopenhauer napisała dość barwnie, że Fryderyk II „napadł niczym wampir na moje nieszczęsne, skazane na zagładę miasto rodzinne i wysysał z niego soki żywotne, przez lata całe, aż do wyczerpania”.

 

Spór o dostęp do portu

Polityka wymuszania i nacisku nie uległa wyhamowaniu. Niebawem zażądano, aby miasto przekazało agresorowi na własność port (Neufahrwasser), zajęty przez oddziały pruskie w styczniu 1773 roku. Od tamtej pory do końca kwietnia 1773 roku Prusacy pobierali opłaty palowe, instalując komory celne po obu stronach kanału portowego. Fryderyk II sądził, że jego polityka fiskalna niebawem doprowadzi Gdańsk do pełnej uległości. W tym czasie Husarzewski z pełną determinacją starał się wspierać gdańszczan, błagał Warszawę o wsparcie, starał się wymóc, aby pruski rezydent przedstawił swoje żądania na piśmie. Zamierzał je zaprezentować dyplomatom z Rosji i Anglii. Nie wiedział jeszcze, że Londyn postanowił nie zajmować w tej sprawie stanowiska i zaakceptować decyzję, którą podejmie Katarzyna II.

W kwietniu pojawił się nad Motławą otwarty, miły i wykształcony, wedle opinii naszego rezydenta, przedstawiciel carycy, hrabia Iwan Gołowkin. W oczekiwaniu na instrukcje korzystał z uroków towarzyskiego życia, starając się wysłuchać argumentów wszystkich zaangażowanych w spór stron. Był życzliwy wobec działań Rzeczpospolitej i fakt ten doceniono, przyznając mu rok później order św. Stanisława, ustanowiony przez króla Stanisława Augusta, który w przyszłości miał się stać jednym z ważniejszych rosyjskich odznaczeń. W rozmowach z rosyjskim dyplomatą Husarzewski sugerował, że caryca powinna roztoczyć opiekę nad miastem. Miał jednocześnie świadomość, że „imperatorowa odpowiedzialna za swe czyny wobec Anglii i innych państw, które u niej zabiegają o względy dla miasta, zrobi dla niego wszystko, co będzie mogła, aby ich sobie nie zrażać”.

Wiadomość taką przekazał do Warszawy w liście z 24 sierpnia 1773 roku. Pod koniec roku apelował, aby – biorąc pod uwagę zły stan finansowy Gdańska – odroczono termin rozliczenia zaległych należności. Łagodził język oficjalnego wezwania do zapłaty, w którym grożono miastu interwencją zbrojną. A atmosfera w Gdańsku istotnie była zła, ratusz zabronił więc urządzania hucznych zabaw. Większość gdańszczan podchodziła do tego ze zrozumieniem, natomiast przebywający w mieście zamożni Polacy – nie. Arcybiskup gnieźnieński i prymas Gabriel Jan Podoski ze swoją kochanką madame Öhmchen bawili się w najlepsze. Sportretował ich przebywający w mieście latem 1773 roku Daniel Chodowiecki. Husarzewski unikał przyjęć organizowanych przez tego kościelnego dostojnika, w swoich listach wyrażał się o nim z dezaprobatą.

Być może dzięki staraniom Gołowkina rosyjska dyplomacja nie uległa pruskiej propagandzie. Kierujący nią Nikita Iwanowicz Panin, notabene urodzony w Gdańsku (1717), w styczniu 1774 roku uznał, że przekazanie portu Prusom nie jest dobrym rozwiązaniem i w konsekwencji musi doprowadzić do upadku miasta. Dwór berliński na próżno przekonywał, że sytuacja gdańszczan nie ulegnie zmianie, zawsze bowiem płacili królom za użytkowanie portu, wcześniej polskim, teraz władcom z Berlina. Mimo nalegań, w czerwcu 1774 roku caryca Katarzyna II zdecydowała uznać obie strony za współwłaścicieli portu. Fryderyk II nie był zadowolony, w mieście obawiano się wrogich działań, wystawiono wzmocnione posterunki na wałach.

Ceremonialny obiad u prymasa Podoskiego; Husarzewski raczej tu nie gościł; rysunek Daniela Chodowieckiego
Ceremonialny obiad u prymasa Podoskiego; Husarzewski raczej tu nie gościł; rysunek Daniela Chodowieckiego
Fot. Zbiory PAN Biblioteki Gdańskiej

Fiskalne oblężenie miasta

Wystawione przy drogach wyjazdowych pruskie posterunki zasadniczo utrudniały kontakt miasta z najbliższą okolicą. Sam Husarzewski miał okazję się o tym się przekonać, kiedy w sierpniu 1774 roku jego powóz zatrzymano i zrewidowano przy wyjeździe z miasta. Zdenerwowany zdecydował się nie kontynuować podróży, pisał w tej sprawie protesty, kierował je w również do Berlina. Pobierane przez komory celne należności czyniły działalność handlową mniej opłacalną. Wydano również zarządzenie, aby przepływające przez „Fahrwasser” statki wyładowywano celem dokonania dokładnej rewizji. Z powodu tych utrudnień ruch w porcie był coraz mniejszy, zagraniczni kupcy – obawiając się pruskich szykan – omijali Gdańsk. Miejscowi właściciele spichrzów mieli zapasy zboża, na które nie było nabywców.

W 1775 roku na znajdującym się w pruskim ręku przedmieściu Szkoty (Schottland), a więc tuż pod samym miastem, urządzono konkurencyjny wobec cieszącego się wielowiekową tradycją jarmark św. Dominika. Zagrożony był zysk wielu małych przedsiębiorców i rzemieślników, co skłonił magistrat do zdecydowanych działań. Zabroniono kupcom gdańskim udziału we wrogim przedsięwzięciu. Władze w Berlinie stosowały wobec Gdańska znaną i dość skuteczną metodę – bijąc kijem od czasu do czasu podsuwały marchewkę. Prócz agitacji, dostarczano do miasta ordery, wręczano je przedstawicielom miasta, hojnie szafując nobilitacjami. Husarzewski czynił podobnie w porozumieniu z dworem w Warszawie, by ułatwiać gdańszczanom otrzymanie polskiego szlachectwa. Praktyka ta była zresztą stosowana od dawna, teraz jednak nabrała tempa i zwiększyła zasięg. Miało to umocnić więzi między patrycjatem sprawującym w mieście rządy a władzą królewską.

Kolejne lata przynosiły nowe rozczarowania, nie sprawdziła się pogłoska, która pojawiła się latem 1777 roku, jakoby Fryderyk II zamierzał oddać port miastu. Szeptano z ust do ust, jak wysoka jest kwota, za którą władca Prus byłby w stanie to uczynić, miało to być 250 tysięcy talarów. Husarzewski sądził, że Warszawa powinna w zdecydowany sposób zaznaczyć swoje stanowisko, w październiku napisał w tej sprawie do królewskiego sekretarza: „Jestem doprawdy oburzony. Sejm od czterech tygodni obraduje, mowy jeszcze nie było o tem mieście, żywa dusza się nie znalazła, która by słowo w sprawie miasta powiedziała. Dobrze, niech ginie, ale Polska zobaczy, czym to będzie dla niej. Serce mi się kraje”. W stolicy prawie nikt nie poczuwał się do stawania w obronie Gdańska, za kilkanaście lat – w 1790 roku – przyparta do muru Rzeczpospolita będzie w stanie oddać swą „perłę w koronie” Prusom za dość enigmatyczne obietnice sojuszu wojskowego i umów handlowych.

 

Ostatnie lata

Mijały lata, zmieniały się warunki sprawowania funkcji i krąg osób wokół szambelana. Tych, z którymi się zaprzyjaźnił, żegnał z rozrzewnieniem, jak Gołowkina, nawet dla wroga znajdował kilka słów serdeczności. O odwołanym w 1774 roku Francuzie Gerardzie napisał, że w gruncie rzeczy był człowiekiem uczciwym i tylko konfederaci nieźle zawrócili mu w głowie. Jego następcę, konsula de Ponsa, powitał z serdecznością i zaliczył do grona swoich przyjaciół. A znajdowali się w tym gronie (poza wcześniej wspomnianymi): wojewoda czernichowski Franciszek Antoni Ledóchowski i jego rodzina, biskup pomocniczy kujawski Maciej Grzegorz Garnysz, starosta mirachowski, a potem wojewoda pomorski Ignacy Przebendowski. Na początku 1776 roku Husarzewski spotykał się z Józefem Wybickim, który czasowo przeniósł się do swojego majątku pod Gdańskiem. Ciekawe musiały być ich rozmowy, należeli do różnych pokoleń, służyli Polsce z oddaniem i bez rozgłosu, robiąc swoje.

Kiedy w marcu 1776 roku młodszy brat króla Fryderyka II, książę Henryk Pruski, kierując się do Petersburga przejeżdżał przez Gdańsk, Husarzewski przekazał do Warszawy swoją relację z tego wydarzenia. Sugerował nawet, że Rzeczpospolita powinna wysłać na dwór carycy kogoś równie atrakcyjnego, choćby królewskiego bratanka, młodego Stanisława Poniatowskiego. A młody Poniatowski pojawił się nad Motławą w czerwcu 1779 roku. W liście do Ogrodzkiego rezydent opisał to spotkanie: „Czy uwierzysz mi Pan, że mam obecnie szczęście gościć u siebie księcia Stanisława? Przybył tu wczoraj wieczorem w towarzystwie Księcia Biskupa Warmińskiego [Ignacego Krasickiego]. Ten ostatni, aby mi spłatać figla, wszedł nagle do mojego pokoju i po ucałowaniach z jednej i drugiej strony powiedział, że chce mi przedstawić swojego nowego ucznia; wyszedł więc – i co za niespodzianka – zobaczyć go wracającego z księciem Stanisławem”. Powstało wówczas przypuszczenie, że w mieście doszło do spotkania Poniatowskiego z Nikołajem Wasiljewiczem Repninem, powracającym do Petersburga po wizycie w Berlinie. Nic jednak tego wyraźnie nie potwierdza, sądzić można, że Husarzewski byłby w jakiś sposób wcześniej poinformowany o planowanych tajnych rozmowach.

Podczas zimowych miesięcy szambelan dużo czytał i pisał mnóstwo listów, chętnie odwiedzał zaprzyjaźnione domy, starał się również zadbać o przyszłość syna, Karola Antoniego, szukając dla niego odpowiedniej protekcji. Młody człowiek studiował w Leydzie i zdaniem ojca miał zdolności, które udałoby się wykorzystać w dyplomacji. Dowiedziawszy się, że w Berlinie przebywa markiz Tommaso Antici (1731-1808), od 1768 roku minister pełnomocny króla i Rzeczypospolitej w Rzymie, Husarzewski starał się zaprosić go do Gdańska. Miał nadzieję, że Karol Antoni, przebywający wówczas we Włoszech, znajdzie w osobie ministra swojego opiekuna. Na próżno, Antici odmówił i przyjazdu, i przyjęcia go na praktykę. Stanisław August Poniatowski zaproponował mu natomiast funkcję szambelana, a w 1814 roku inny król, Fryderyk Wilhelm III, obdarzył Karola Antoniego tytułem hrabiego.

***

W związku z niemal trzykrotnym zmniejszeniem dochodów z palowego, spadły znacząco dochody królewskiego rezydenta. Wciąż mógł żyć na poziomie, do którego był przyzwyczajony, jednak „dobry czas” minął, wszystko przychodziło z trudem, także odzyskiwanie kwot, które wcześniej pożyczył. 1 czerwca 1781 roku zmarła „dobra córeczka” szambelana, szesnastoletnia Anna Teodora. Jej śmierć była dla ojca ciosem. Husarzewski odszedł nagle, stało się to 25 grudnia 1782 roku, w dzień Bożego Narodzenia, a przyczyną zgonu miał być atak serca. 14 stycznia 1783 roku, w kościele karmelitańskim w Gdańsku zorganizowano jego pogrzeb. Aleksy Husarzewski spoczął obok żony, pochowanej tu w 1765 roku.

Władze Gdańska przygotowały oficjalne pismo, zawiadamiające króla o wydarzeniu: „Nie bez smutku głębokiego i boleści, którą znosimy z poddaniem, spełniamy nasz obowiązek i donosimy Waszej Królewskiej Mości, troszczącej się zawsze dobrotliwie i mądrze o swych poddanych, że szlachetnie urodzony Aleksy Husarzewski, Szambelan W. Kr. Mci i generalny komisarz portowy w tem mieście, rozstał się z życiem dnia 25 tegoż miesiąca. Mąż był znamienitą bystrością umysłu, stałością charakteru w całem życiu, odznaczający się wiernością dla Waszej Królewskiej Mości Naszego i Jego Miłościwego Pana, w każdej okoliczności niewzruszoną, choć umarł, nie zapomnimy prędko o jego życzliwości dla tego miasta i pomocy w najsmutniejszych losu kolejach użyczonej i we wdzięcznej pamięci go zatrzymamy”. Obowiązki Husarzewskiego przejął jego sekretarz, Friedrich Ernst Henning. I to on był ostatnim rezydentem ostatniego króla Polski w Gdańsku.

 

Waldemar Borzestowski

 

Wykorzystano:

Askenazy Szymon, „Gdańsk a Polska”, Warszawa-Lublin-Łódź 1918;

Askenazy Szymon, „Przymierze polsko-pruskie”, Lwów 1900;

Bartoszewicz Julian, „Znakomici mężowie polscy w XVIII w.”, Petersburg 1885;

Dziamianka Maria, „Aleksy Husarzewski komisarz generalny Stanisława Augusta Poniatowskiego w Gdańsku”, „Rocznik Gdański”, 1928/1929;

Goliński Zbigniew, „Kalendarz życia i twórczości Ignacego Krasickiego”, Poznań 2011;

„Korespondencja Ignacego Krasickiego z papierów Ludwika Bernackiego”, Wrocław 1958;

Popiołek Bożena, „Franciszek Husarzewski – szlachcic nieubogi, czyli pomyłka historyka”, „Rocznik Lubelskiego Towarzystwa Genealogicznego”, 2011;

Rostworowski Emanuel, „Aleksy Onufry Husarzewski”, „Polski słownik biograficzny”;

Stanisław August Poniatowski, „Pamiętniki, Antologia”, Warszawa 2013.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 6/2021