Tutaj koncentrował swoje armie ruszając na wschód, tutaj osadził jednego ze swoich najwierniejszych i najbardziej zdolnych generałów Jeana Rappa, którego zadaniem było prowadzić obronę twierdzy jak najdłużej, by tym sposobem odciągnąć znaczne siły wroga od głównego teatru wojny. Na próżno, klęska cesarza była już wówczas nieunikniona. Dzięki niej powrócił do Gdańska z Luwru „Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga, wywieziony z miasta niczym zwycięskie trofeum. Zainicjowana wówczas idea utworzenia Wolnego Miasta Gdańska odrodziła się wiele lat później w wyniku ustaleń traktatu wersalskiego.
Gdańsk kluczem do wszystkiego
Oblężenie Gdańska w 1807 roku było jednym z końcowych etapów wojny, jaką Prusy Fryderyka Wilhelma III wypowiedziały Francji, która znajdowała się u szczytu swojej militarnej potęgi. I szybko zostały pokonane, ale nie zaprzestały oporu, licząc na pomoc wojsk sojuszniczych. Garnizony silnie ufortyfikowanych twierdz Gdańska, Torunia i Kołobrzegu wciąż broniły się, licząc na rychłe przybycie odsieczy. Nadzieją napawał je fakt, że do wojny przystąpiła potężna Rosja.
Napoleon dobrze zdawał sobie sprawę z ogromnej roli, jaką w całej kampanii mógł odegrać Gdańsk. Pozostawienie na tyłach maszerującej na wschód francuskiej armii kontyngentu wroga, który mógł być zaopatrywany drogą morską, stanowiło poważne zagrożenie. W niespełna 45-tysięcznym mieście znalazło się 15 tysięcy Prusaków i blisko 5 tysięcy Rosjan. Należało ich jak najszybciej unieszkodliwić. W tym celu, 4 stycznia 1807 roku, Napoleon zadecydował o utworzeniu wydzielonego X Korpusu, złożonego z wojsk francuskich, polskich, badeńskich i saskich, którego dowództwo powierzył jednemu z najwierniejszych żołnierzy, marszałkowi Franciszkowi Józefowi Lefebvre'owi. Korpus liczył 17 tysięcy żołnierzy, z których blisko połowę stanowili Polacy, między innymi Legia Poznańska generała Jana Henryka Dąbrowskiego.
Oblężenie miasta rozpoczęło się 7 marca 1807 roku, dwa dni później dywizja polska zajęła Borkowo, a następnie Maćkowy i Łostowice. 12 marca znalazła się na przedpolu Chełma, skąd po czterech dniach przypuszczono pierwszy szturm na pozycje obronne nieprzyjaciela. Prowadził go na czele dwóch batalionów major Downarowicz. W oblężenie gdańskiej twierdzy zaangażowani byli najwybitniejsi napoleońscy dowódcy, którzy zarówno wcześniej, jak i potem wsławili się nadzwyczajną odwagą i umiejętnościami: generał Nicolas Charles Oudinot, którego dywizja 12 maja odrzuciła atak Rosjan usiłujących odzyskać Wisłoujście, „Ajaks Wielkiej Armii" marszałek Jean Lannes, generał Ignacy Giełgud (zmarł z wycieńczenia 13 czerwca 1807 roku), Michał Sokolnicki i Antoni „Amilkar” Kosiński współtwórca Legionów. Artylerią, która podczas zmagań odegrała podstawową rolę, dowodzili generałowie Jean Ambroise Lariboisiere i Francis Joseph Kirgener de Planta.
Załoga twierdzy, choć zdeterminowana i doskonale dowodzona przez sędziwego generała hrabiego Friedricha Adolfa von Kalckreutha, w niewielkim tylko stopniu mogła liczyć na pomoc mieszkańców miasta, którzy często siłą byli przymuszani do udziału w kopaniu szańców. Jej stan osobowy uszczuplały masowe dezercje. Oblicza się, że łącznie porzuciło mundur około czterech tysięcy mężczyzn. Wkrótce przybyły pod Gdańsk długo oczekiwane działa oblężnicze. Mogły one swoim ogniem objąć nie tylko wały obronne, ale również niemal cały obszar zabudowany. Straszliwe bombardowanie trwało dokładnie czterdzieści dni i nocy, w tym czasie spadło na miasto około 30 tysięcy pocisków. Ludzie szukali schronienia na mniej zagrożonym Dolnym Mieście i Długich Ogrodach, które pełne były ludzi śpiących w kościołach i spichrzach. Joanna Schopenhauer pisała w „Gdańskich wspomnieniach młodości”: „Ziemia drżała, domy się trzęsły od straszliwego grzmotu dział, gdy uciekinierzy późnym wieczorem przechadzali się po ulicach miasta”.
Jest prawdopodobne, że Napoleon przybył pod koniec oblężenia w okolice Gdańska. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że zatrzymał się wówczas w dworku Uphagenów w Pieckach. Tu mieściła się bowiem główna kwatera marszałka Lefebvre'a. Cesarz wizytował pole bitwy, w kwietniu 1807 roku obserwował umocnienia i walczących ze wzgórza Grodzisko (Hagelsberg) i tam podobno miał powiedzieć często przywoływane zdanie, że „Gdańsk jest kluczem do wszystkiego”. Podczas narady sztabowej udzielił marszałkowi i podległym mu oficerom, zwłaszcza artylerzystom, szczegółowych instrukcji, dotyczących odpowiedniego rozlokowania dział. W drugiej połowie kwietnia napisał do swojego brata Józefa: „opanowałem już okopy pod Gdańskiem i 100 dział oblężniczych tam zgromadziłem”. 24 maja osiągnął swój cel – prusko-rosyjska załoga zdecydowała się na kapitulację. Dwa dni później zwycięzcy wkroczyli do miasta. Na czele kolumny żołnierzy szli Polacy, w ten sposób marszałek Lefebvre postanowił uhonorować ich bohaterstwo. W magazynach znaleziono zapasy żywności na kilka miesięcy i spory arsenał broni, w tym kilkaset dział rozmaitego kalibru.
Wizyta pierwsza – triumfalna
Na wieść o zdobyciu Gdańska Napoleon, który przebywał w Kamieńcu na Warmii, ruszył na północ i już wieczorem 31 maja dotarł do Oliwy. Żołnierze X Korpusu, którzy straszliwą daniną krwi okupili zdobycie miasta, byli przekonani, że pozwoli się im wypocząć. Pisał o tym generał „Amilkar” Kosiński; „Bardzo o pokoju gadają i spodziewam się, że w takim razie cesarz w Oliwie, gdzie wczoraj stanął, zabawi się”. Czas pokazał, że nie miał racji.
Trudno dziś jednoznacznie określić, gdzie zatrzymał się cesarz. Wiadomo, że nocował w jednym z dworów patrycjuszowskich, zbudowanych wzdłuż obecnej ulicy Polanki. W źródłach pojawia się nazwa posesji „Montbrillant” przypisywana dworowi pierwszemu, z jednoczesnym zaznaczeniem, że jego właścicielem był przybysz z Paryża, hrabia Guilloteau de Grandeffe. Niestety, nic tego faktu nie potwierdza. Wymieniona posiadłość w tym czasie należała do byłego burmistrza Joachima Wilhelma Weickhmanna. Wielce prawdopodobna hipoteza zakłada, że miejscem pobytu Napoleona był nieistniejący już Dwór VI, któremu często omyłkowo przypisywano nazwę „Montbrillant”, lecz do tej pory nie udało się ustalić, czy należał on wówczas do francuskiego hrabiego.
Nazajutrz, l czerwca 1807 roku, cesarz w towarzystwie świty i doborowego oddziału jazdy udał się do Gdańska i po południu wjechał Drogą Królewską do miasta. Anonimowy autor wydanej w Hamburgu relacji „Gdańsk podczas oblężenia w 1807 roku” pozostawił wstrząsający obraz z tamtego czasu: „Widok obecnego Gdańska jest przerażający (...). Nowe Ogrody leżą zburzone, Stolzenberg jest straszliwą ruiną, podobnie bogata Szkocja. (...) Aleja leży wyrąbana, a pozostała część uszkodzona, Wisłoujście i Nowy Port wypalone i puste. (...) Stare Miasto straszliwie ucierpiało. Prawe Miasto mniej, ale też na Prawym Mieście nie ma ani jednego całego okna. Naliczono około 2000 uszkodzonych domów, bez spichlerzy, a z tego ponad 700 zburzonych. (...) Gałęzie wszystkich drzew zostały użyte do faszyn: pościnano stare kasztany i olszyny na wałach do tego stopnia, że nie ma nadziei, żeby pnie mogły się kiedyś zazielenić, a wiele z nich wycięto. (...) Jednym słowem, trzeba na to przynajmniej życia ludzkiego i wiele dobrej woli, aby zatrzeć wspomnienia roku 1807”.
Trudno się dziwić, że cesarza powitano nadzwyczaj chłodno, milczały dzwony kościelne, na całej trasie nie ustawiono choćby jednej triumfalnej bramy, zrezygnowano ze zwyczajowych iluminacji. Nikt też z władz miasta nie wyszedł, aby powitać zdobywcę. Zebrany wzdłuż trasy tłum, pobudzany przez wmieszanych weń agitatorów, dość niechętnie podejmował okrzyki na jego cześć. Wspomniany już anonimowy autor znalazł się w pobliżu zwycięskiego wodza i skreślił niezwykle sugestywny jego portret: „Napoleon jest raczej niski i z pewnością nie przekracza wzrostem średnio wysokiego mężczyzny. Ciało ma bardziej przysadziste, aniżeli szczupłe. Karnacja jego skóry jest barwy pośredniej między brązową a żółtą, przez co wygląda on na człowieka chorego, bardziej niż tryskającego zdrowiem i świeżością. Wyróżniają go oczy spoglądające z gwałtownością, zdają się rzucać błyskawice wszędzie tam, gdzie utkwi swój wzrok. Porusza się szybko, krótkimi krokami. Odziany w zielony mundur, ozdobiony gwiazdą na piersi i żółtą kamizelę, nosi na głowie mały trójkątny kapelusz. Niczym specjalnym się nie wyróżnia i gdyby nie honory, jakie mu oddawano, nigdy nie wziąłbym tego człowieka za Napoleona”.
Według relacji znanej, kupieckiej rodziny Zernecke, cesarz po wjechaniu do Gdańska był gościem w kamieniczce pod obecnym numerem 17 na Długim Targu, w domu spowinowaconego z nią zamożnego menonity Corneliusa van Almonde. W pobliżu, pod numerem 31, w okazałym budynku należącym do Piotra Eggerta zamieszkał zwycięski marszałek Lefebvre. Z wielu względów wydaje się to jednak mało prawdopodobne. Miasto pełne było uciekinierów z pruskiego wojska, którzy bezpośrednio przed kapitulacją porzucili mundury i teraz pozostawali w ukryciu. Według relacji agenta króla Bawarii w jednym tylko dniu – 27 maja, gdy wojska napoleońskie wkraczały do miasta, było w mieście około dwóch tysięcy dezerterów. Ulice były zarzucone żołnierskim ekwipunkiem, jednak można się było spodziewać, że wielu z nich w dalszym ciągu posiada broń. Napoleon, który przeżył już kilka zamachów na swoje życie, nie zaryzykowałby zamieszkania w centrum miasta, gdzie jego ochrona miałaby mniejsze szansę na zapobieżenie wrogim działaniom ewentualnych spiskowców. Dodatkowo, na podstawie ksiąg gruntowych Prawego Miasta, znajdujących się w gdańskim archiwum, udało się stwierdzić, że w tamtym czasie nie tylko wymieniona kamieniczka, ale w ogóle żadna przy Długim Targu nie należała do rodziny Almonde.
Corneliusz, kupiec i obywatel ziemski, był za to właścicielem rozległych posesji na obrzeżach miasta, przy Nowych i Długich Ogrodach. Wiele wskazuje na to, że właśnie tę przy Długich Ogrodach pod numerem 47 cesarz wybrał na swoją kwaterę. Wspomina o tym współczesny wydarzeniom Friedrich Carl Gustav von Duisburg, autor wydanej w 1809 roku „Próby historyczno-topograficznego opisania wolnego miasta Gdańska”. Podaje on informację, że Napoleon wjechał do Gdańska l czerwca o godzinie drugiej po południu i od razu udał się do rezydencji, którą był obszerny dom kupca Almonde przy Długich Ogrodach.
Lokalizację i kontury jego zabudowań można dość wiernie odtworzyć na podstawie planu Daniela Buhsego z lat 1866-1869. Posesja ta znajdowała się po południowej, przeciwnej niż kościół św. Barbary, stronie ulicy, na wprost nieistniejącej jeszcze wtedy ulicy Trojana – obecnie Seredyńskiego. Rezydencja miała charakter barokowego pałacu, zwróconego tyłem do ulicy. Szerokość fasady wynosiła nieco ponad trzydzieści metrów, prawie pięćdziesięciometrowe skrzydła otaczały obszerny dziedziniec honorowy. Podobnie, jak wiele przedmiejskich działek, była bardzo wydłużona, a pałacowy ogród rozpościerał się aż do ulicy Tylnej, obecnie Sadowej, usytuowanej na zapleczu Bastionu Ogrodowego.
Dalsze dzieje pałacyku są dobrze udokumentowane. Kiedy w 1844 roku zmarł Corneliusz van Almonde, a trzy lata później odeszła jego żona, rezydencję odziedziczyły jej córki z pierwszego małżeństwa - Emilia i Matylda Barstow. W późniejszym czasie posesja przeszła na własność wojska i zeszpecona przez liczne przebudowy zatraciła swój pierwotny urok. Na planach z początku XX wieku figuruje jako „budynek dywizji”.
Razem z Napoleonem w domu Almondego zamieszkała jego najbliższa świta, sztab dowódców oraz grono towarzyszących mu gości. Przed rezydencją nastąpił specjalny przegląd polskiego legionu północnego, cesarz obserwował musztrę żołnierzy, pozdrowił ich i przejechał przed frontem stojących w gotowości oddziałów. „Bóg wojny”, jak każdy człowiek czynu, cenił czas i nie dopuszczał do jego marnowania, odżywiał się skromnie, spał mało i pracował bezustannie, wymagał od innych równie wiele, co od samego siebie.
Po krótkiej rozmowie, w towarzystwie generała Rappa konno udał się na objazd miejskich fortyfikacji, docierając do Nowego Portu i twierdzy w Wisłoujściu. Zaglądał również do żołnierskich okopów. Podpułkownik Jan Weyssenhoff, świadek tamtych wydarzeń, tak opisał je w swoich pamiętnikach: „Oglądał roboty oblegających i oblężonych, dekretował gratyfikacją dla wojska, z szczególną zaś uwagą lustrował legię północną, zostającą podówczas jako pułk pod dowództwem Michała księcia Radziwiłła, pułkownika świeżo mianowanego; pułk ten odznaczył się nieraz w szczegółowych atakach dzieł twierdzy. Napoleon był przez marszałka korzystnie uprzedzony i dlatego, wszedłszy w ich szeregi, rozmawiał przez tłumacza z żołnierzami, a że byli zbyt obdarci i osmoleni biwakowym dymem, rozkazał pułkowi zostać w Gdańsku, przeznaczył na umundurowanie i oporządzenie onego hojne fundusze”. Rzeczywiście, gdy reszta oddziałów dostała rozkaz wymarszu w kierunku na Gniew ku dalszym bojom, poważnie osłabiona legia północna pozostała na miejscu jako garnizon twierdzy w Wisłoujściu.
Następnego dnia, 2 czerwca 1807 roku, skoro świt cesarz podyktował kilka urzędowych listów, podpisał rozkazy i skreślił kilka słów do ukochanej Józefiny: „Od dwóch dni jestem w Gdańsku. Pogoda jest bardzo piękna. Czuję się wyśmienicie. Myślę więcej o Tobie, niż Ty o mojej nieobecności. Do widzenia, droga Przyjaciółko”. Czekało go spotkanie z władzami miasta. Na audiencję zostali zaproszeni wybrani przedstawiciele magistratu i kupiectwa, a jej finał był do przewidzenia. Cesarz poinformował zebranych, że Gdańsk zapłaci kontrybucję wojenną w wysokości 20 milionów franków, z czego połowa miała być przekazana Francuzom w postaci towarów przeznaczonych dla wojska.
Nakładanie kontrybucji na podbite miasta stanowiło jeden z najskuteczniejszych sposobów zapełniania cesarskiego skarbca, który mimo to wciąż świecił pustkami. Wydatki na prowadzenie wojen były ogromne, równie duże sumy pochłaniali cesarscy faworyci, kwitła korupcja i łapówkarstwo. Napoleona nie obchodziło, w jaki sposób władze miasta zdołają w krótkim czasie zgromadzić potrzebną kwotę. Nie mogąc temu podołać, decydowały się na wzięcie wysoko oprocentowanej pożyczki. Chyba nikt z tych, którzy zapewniali jej spłatę, nie traktował sprawy poważnie, wszyscy grali na czas, licząc, że wkrótce musi się coś zmienić, oczywiście na lepsze.
Podczas wystawnego obiadu wydanego na cześć cesarza i marszałka Lefebvre'a, od kilku dni chlubiącego się nadanym mu tytułem księcia Gdańska, wspominano niedawne wydarzenia, a zwłaszcza bohaterstwo dowódcy X Korpusu, który potrafił w rozpiętym płaszczu, z bębnem w dłoniach, prowadzić swoich podkomendnych do ataku. Napoleon obdarował zdobywcę miasta 100 tysiącami skudów. Schowane w pudełku z czekoladkami zostały wsunięte do teczki marszałka, jako „drobny upominek wzmacniający przyjaźń”. Wkrótce po obiedzie, popołudniową porą, cesarz z gronem adiutantów i małym odziałem jazdy udał się do Kamieńca, z którego wcześniej przybył.
W 77. biuletynie Wielkiej Armii Napoleon ogłosił: „Gdańsk skapitulował. To piękne miasto znajduje się w naszej władzy. Zastaliśmy 800 dział, wszelkiego rodzaju magazyny, więcej niż 500 tys. kwintali zboża, poważne zapasy win i wódek, wielkie ilości płótna i materiałów zaopatrzeniowych wszelkiego rodzaju dla wojska. W końcu to miejsce o wielkim znaczeniu militarnym znajduje się w naszym ręku”. O zdobyciu twierdzy w specjalnym liście poinformowano wielu wybitnych polityków ówczesnej Europy. 15 czerwca 1807 roku w katedrze Notre-Dame na cześć zdobywców Gdańska rozległo się uroczyste „Te Deum”.
Wizyta druga – przed wielką wojną
Drugi pobyt cesarza związany był z wizytacją frontu północnego i czynionymi na ogromną skalę przygotowaniami do planowanej wojny z Rosją. Niektórzy przypuszczają, że noc tuż przed wjazdem do miasta Napoleon spędził w Nowych Szkotach, w zaadaptowanym na karczmę dworku, mieszczącym się przy ulicy Konrada Leczkowa i noszącym dziś nazwę „Napoleonka”. Nie ma po temu jednak żadnych podstaw, prócz uroczej tradycji, która jest ostatnio zręcznie wykorzystywana marketingowe.
Wiadomo, że cesarz przybył do Gdańska wieczorem 7 czerwca 1812 roku bezpośrednio z Torunia, gdzie nie tylko przyglądał się fortyfikacjom, ale również zwiedzał dom, który pomyłkowo w tamtym czasie uchodził za miejsce urodzin Mikołaja Kopernika. Tym razem nie ma żadnych wątpliwości. Napoleon zatrzymał się „w siedzibie urzędowej gubernatora Rappa”. Dwa dni później czytelnicy „Danziger Zeitung”, konserwatywnej gazety ukazującej się sześć razy w tygodniu w nakładzie kilkuset egzemplarzy, znaleźli na pierwszej stronie informację: „Przedwczoraj o godzinie 7 wieczorem nasze miasto spotkało szczęście: mogło ono oglądać wjeżdżającego w obręb murów Jego Cesarską Mość Cesarza Francuzów i Króla Italii Napoleona Wielkiego!”.
Rezydencja gubernatora Rappa mieściła się w pałacyku przy Długich Ogrodach, nie był to jednak ten sam budynek, w którym Napoleon zatrzymał się w 1807 roku. Wzniesiony w rokokowym stylu dwuskrzydłowy pałacyk z dwoma pawilonami i obszernym dziedzińcem, leżał po drugiej stronie ulicy pod numerem 88/89, niemal naprzeciw rezydencji Almondego, i oddzielony był od niej efektowną kratą, ozdobioną w wielu miejscach puttami i girlandami kwiatów. Znamy go jako pałac Mniszcha. Podczas oblężenia w 1807 roku mieszkał w nim generał hrabia Friedrich Adolf von Kalckreuth, a gdy Gdańsk stał się Wolnym Miastem pałac cieszył się świetnością jako rezydencja hrabiego Rappa. Po ucieczce wielkiej armii spod Moskwy Rapp zajął go powtórnie i wykorzystywał jako miejsce dowodzenia, aż do kapitulacji w 1814 roku, a za czasów pruskich służył garnizonowi. Budynek rozebrano w 1905 roku.
Podczas drugiego, znacznie dłuższego, bo pięciodniowego pobytu w Gdańsku Napoleon śledził przygotowania do przyszłej kampanii, zaopatrzenie magazynów i poprzez kurierów koncentrację wojsk w kilku ważnych strategicznie punktach kraju. Codziennie organizowano narady sztabowe, podczas których omawiano kierunki uderzeń i ewentualne problemy logistyczne związane z poważnym rozciągnięciem linii komunikacyjnych między frontowymi oddziałami a zapleczem. Cesarz ponownie zwiedził okolice portu i twierdzę w Wisłoujściu, zapoznał się z planami fortyfikacji i szczegółowo obejrzał ich stan podczas porannych przejażdżek, w których towarzyszył mu Rapp i kilku adiutantów.
Przewidywano ich rozbudowę na wielką skalę. Wyciskając z miasta dodatkowe pieniądze, przystąpiono do prac ziemnych. Po prawej stronie Wisły powstał rozciągnięty bastion, umocniono redutę na Westerplatte, w Nowym Porcie wzniesiono fort montebelle – wszystko po to, aby zabezpieczyć tor wodny, który w razie oblężenia zapewniłby kontakt ze światem, możliwość uzupełnienia garnizonu i zapasów. Rozrosły się umocnienia Grodziska i Biskupiej Górki. Ludwik Szczaniecki, dziennikarz warszawskiej „Gazety Polskiej”, pisał w relacji z 1827 roku: „Nim się wejdzie do miasta, ukazują się szańce, tak dawniejsze, jak i nowe. Pochłonęły one miliony (...), duma Napoleona zagrzebała tam skarby, które na dobro społeczeństwa obrócone być mogły”. Zrobiły one również ogromne wrażenie na odwiedzającej miasto w 1858 roku Jadwidze Łuszczewskiej (Deotymie): „Odtąd zaczęły się dokoła rozwijać ogromne fortyfikacje. Gdańsk jest potężną warownią, długo, aż do znudzenia, jedzie się między fosami i wałami i przebywa kilka jeszcze mostów”.
Jak podczas poprzedniej wizyty cesarz Francuzów spotkał się z delegacją gdańskich kupców, wysłuchując ich skarg na niedogodności i obciążenia związane ze stacjonowaniem w mieście ogromnego garnizonu. Po analizie przedstawionych dokumentów Napoleon obiecał część ich przejąć na siebie. Jednocześnie odrzucił zdecydowanie prośby przedstawicieli senatu o przywrócenie swobodnej żeglugi i wolnego handlu na Bałtyku. Gdańsk, choć formalnie był Wolnym Miastem i nominalnie – podobnie jak Księstwo Warszawskie – znajdował się pod protektoratem króla saskiego Fryderyka Augusta, w praktyce był całkowicie podległy cesarstwu i stanowił jego wysunięty przyczółek. Rządzący nim gubernator posiadał pełnię władzy i jeśli musiał się z kimkolwiek liczyć, to jedynie ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem, Napoleonem. Miasto musiało więc uczestniczyć w blokadzie kontynentalnej Anglii, która w okresie poprzedzającym wojnę importowała niemal 90 procent gdańskiego zboża. Przyczyniło się to w sposób znaczący do zmniejszenia obrotów i bankructwa wielu firm.
Cesarz opuścił miasto 11 czerwca rano, zaraz po śniadaniu, a już dzień później nocował w Królewcu. Podczas odwrotu spod Moskwy, rozmawiając z generałem Armandem Augustem Louisem Caulaincourtem, przyznał się do błędu, jakim było ustanowienie Wolnego Miasta w oderwaniu od naturalnego zaplecza, którym dla Gdańska było Księstwo Warszawskie: „Trzeba było przyłączyć doń również inne prowincje i uczynić Polskę państwem wielkim. Potrzebny jest jej Gdańsk i wybrzeże, przez które ten kraj mógłby wywozić swoje produkty”.
Francuska ścieżka
Napoleon przebywał w Gdańsku w sumie osiem dni. Nie był to długi czas, ale wystarczający, by zaznaczyć swoją obecność, zwłaszcza że postać cesarza już za życia otaczała sława całkiem szczególna, która zyskiwała mu po równi zachwyt i nienawiść. Apologeci cesarza, kolekcjonerzy i turyści zbierali każdą po nim pamiątkę, starali się bywać w miejscach, które odwiedził podczas licznych, najczęściej wojennych podróży.
Dziwną koleją losu w Gdańsku pozostało niewiele śladów jego pobytu. Zachował się dwór Uphagenów w Pieckach, przed kilku laty odrestaurowany. Dziś otoczony jest przez blokowisko, więc trudno sobie wyobrazić, jak widział go cesarz Francuzów. Wtedy dwór stał samotny wśród pokrytych zbożem pagórków. Ostatnia wojna przekształciła w ruinę rezydencję rodziny Almonde przy Długich Ogrodach. Rozebrano ją skrupulatnie do fundamentów. Dziś w tym miejscu rośnie wątła trawka, ubogi zieleniec położony przed „wieżowcami”, wzniesionymi w epoce wczesnego Gierka. Po pałacyku Mniszcha pozostał tylko fragment ceglanego ogrodzenia przylegający do ulicy Krowoderskiej. W Oliwie, na terenie stanowiącym kiedyś Dwór VI, w latach osiemdziesiątych XX wieku zbudowany został kościół pod wezwaniem św. Stanisława Kostki.
Miejscem, które od lat wiązano z osobą cesarza było Grodzisko i zgrupowane tam fortyfikacje, nazywane w wielu publikacjach fortami napoleońskimi. Powołany do życia Park Kulturowy Fortyfikacji Miejskich zręcznie wykorzystuje tę tradycję, która stanowi inspirację do wielu udanych przedsięwzięć. Do dyspozycji zwiedzających oddano punkt widokowy, upamiętniający fakt pobytu Napoleona. Na Wysokim Skrzydle Kurkowym ustawiono sztabowy stół cesarza, na którym spoczywa mapa oblężenia Gdańska z maja 1807 roku, przygotowane do wysłania rozkazy oraz jego kapelusz i płaszcz. Autorem rzeźby jest gdański artysta Jacek Łuczak. Pod koniec kwietnia odbywają się inscenizacje wydarzeń związanych z oblężeniem miasta, w których uczestniczą pasjonaci z Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi i Rosji, ubrani w mundury z epoki, a obserwują te zmagania tłumy turystów i gdańszczan. Pod stojącym na terenie Grodziska obeliskiem, który poświęcony jest poległym podczas walki żołnierzom rosyjskim, uczestnicy widowiska oddają hołd rzeczywistym obrońcom i zdobywcom gdańskiej twierdzy, którzy stracili tu swoje, często młode życie w 1807 i 1813 roku.
***
Wkrótce po zakończeniu wojny władze francuskie postanowiły ekshumować żołnierzy i obywateli francuskich poległych w walkach i zmarłych w obozach jenieckich – od wojen napoleońskich aż po II wojnę światową. W sumie znaleziono ich tysiąc pięciuset na terenie całej Polski. Uznano, że Gdańsk będzie stanowił najlepsze miejsce, by tu zlokalizować cmentarz wojskowy, który zgromadzi ich prochy. Na ten cel przeznaczono dwa hektary na szczycie jednego z morenowych wzgórz w dzielnicy Siedlce. W trakcie prac przygotowawczych, a było to w latach pięćdziesiątych, wydarzyło się coś niespodziewanego: pracujące przy wyrównywaniu terenu ekipy wyposażone w spychacz, koparkę i łopaty natrafiły na szczątki ludzkie. Jakież było zdziwienie, gdy po wstępnych badaniach okazało się, że w miejscu tym istniał już wcześniej cmentarz żołnierzy napoleońskich.
Obiekt oddano do użytku we wrześniu 1967 roku, tuż przed przybyciem do Gdańska prezydenta de Gaulle'a. Na ulicy Legnickiej położono wtedy równy bruk, wysiano trawę i posadzono kwiaty, a wszystkie domy otoczono metalowymi płotami. Zamontowano też wysokie, elektryczne lampy. W ten sposób limit inwestycji dla tej okolicy wykorzystano na następne kilkadziesiąt lat.
Przejazd francuskiego prezydenta był pierwszym wydarzeniem z dzieciństwa, które zapamiętałem. Sznur samochodów przejechał dokładnie przed naszymi oknami, wszyscy w domu byli bardzo podekscytowani.
Cmentarz francuski to enklawa spokoju i zieleni, spotkać tam można zające i jeże. Zadbana murawa unosi rzędy białych krzyży i kilka muzułmańskich stel. Rokrocznie – w rocznicę zakończenia I wojny światowej – przedstawiciele Republiki Francuskiej składają tu wieńce i zapalają znicze.
Waldemar Borzestowski
Pierwodruk: „30 Dni” 3/2007