Publikowana niżej relacja, dotycząca funkcjonowania gdańskiego sierocińca, pochodzi z początku XIX wieku. Zamieszczona została w „Dzienniku Imperatorskiego Towarzystwa Czełowiekolubstwa” w roku 1818, który to dziennik był zapewne organem carskiego towarzystwa dobroczynności, jak moglibyśmy to dziś powiedzieć. Ale przywołujemy ją tutaj za wileńskim miesięcznikiem „Dzieje Dobroczynności Kraiowej i Zagranicznej”, w którym została opublikowana w 1823 roku. Pod tekstem widnieje podpis L. Rogalski. Nieżyjący już Jan Krzemiński, który był pracownikiem Biblioteki Gdańskiej PAN, wskazał redakcji „30 Dni”, że podpis ten odnosi się do osoby Leona Rogalskiego, którego notę biograficzną można odnaleźć w „Polskim Słowniku Biograficznym”. Dowiadujemy się z niej, że Leon Rogalski był wilnianinem. Na uniwersytecie ukończył studia ze stopniem kandydata praw. W młodości przyjaźnił się z Antonim Edwardem Odyńcem, a jego profesorem był Joachim Lelewel. Był aktywny jako prawnik, literat i wydawca. W 1835 roku przeniesiony został do Warszawy, a tu objął funkcję sekretarza Komitetu Śledczego i sekretarza Sądu Najwyższego Kryminalnego. Otrzymał zadanie, aby zebrać z polskiej prasy z lat 1830-1831 wszelkie wiadomości o udziale wybitniejszych polskich osobistości w wydarzeniach powstania listopadowego. Wywiązał się z tego bardzo dokładnie, gromadząc odpowiednią dokumentację. Sporo czasu poświęcił twórczości przekładowej i kompilacyjnej, a lista wydanych bądź opracowanych przez niego prac z dziedziny historii, literatury i pedagogiki jest pokaźna. Tłumaczył nawet Dumasa i Chateaubrianda. Jednak zestawienie dat rodzi wątpliwość, czy mógł być autorem tekstu o gdańskim sierocińcu. Rogalski urodził się w 1806 roku (zmarł w Warszawie w 1878 roku i pochowany został na Powązkach). W1818 roku, kiedy tekst drukowany był w dzienniku imperatorskiego towarzystwa, miał zaledwie dwanaście lat. Jest więc zapewne autorem spolszczenia tekstu, który opublikował w wileńskim miesięczniku. Wprawdzie w 1823 roku był jeszcze bardzo młody, miał siedemnaście lat, ale publikował już swoje przekłady (pierwsze wiersze w „Tygodniku Wileńskim” w 1819 roku) z języka rosyjskiego: w 1823 roku „Mowę o kierunku nadanym wykładowi w uniwersytetach” Degurowa, a dwa lata później trzytomową „Historię powszechną krótko zebraną...” Kajdanowa. Wiemy też, że Rogalski był związany z redakcją „Dziejów Dobroczynności”, w późniejszych latach współredagował pismo i pełnił funkcję sekretarza. Gdański sierociniec, którego dotyczy publikowana relacja, mieścił się przy ulicy Elżbietańskiej, między kanałem Raduni a kościołem św. Elżbiety. Dobroczynna instytucja przetrwała w tym miejscu do roku 1866, kiedy przeniesiona została na Polanki, do dawnego dworu Schopenhauerów. Budynek rozebrano w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Renesansowy szczyt i portal wejściowy osadzono w murach oficyny należącej do Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia. Dziś ta oficyna jest częścią kompleksu gmachów między Wałami Jagiellońskimi a ulica Elżbietańską. Od końca XVII wieku do 1906 roku funkcjonował jeszcze drugi gdański sierociniec na ulicy Sierocej. Tekst publikowany jest zgodnie z brzmieniem druku z 1823 roku. Aby ułatwić czytanie, zmieniona została pisownia niektórych słów i podana według współczesnych zasad. Redakcja „30 Dni” dziękuje Pani Helenie Dzienis i Panu Janowi Krzemińskiemu z BG PAN za wskazanie i udostępnienie tekstu, a także za cenne uwagi rzeczowe i bibliograficzne. |
Dom wychowania sierot w Gdańsku, nad rzeką Radunią leżący, w r. 1548 założony został, jak świadczy napis nad wejściem umieszczony.
Rząd [Zarząd] tego zakładu poruczony jest czterem przełożonym płci męskiej, i tyluż niewiastom ze stanu kupieckiego przez magistrat miejski wybranym, którzy kolejno obowiązków swych dopełniają. Przełożony zarządzający wgląda we wszystkie urządzenia wewnętrzne instytutu, stara się o opatrzenie go wszystkim czego tylko potrzeba wymaga, i corocznie podaje magistratowi rachunek sum przychodu i wydatków w tym zakładzie.
Na utrzymanie coroczne instytutu obracają się częściowo procenty z dóbr nieruchomych i od różnych legacji brane, częściowo sumy dodatkowe z dochodów miejskich udzielane, równie jak i opłata od tych dzieci, których rodzice lub krewni mają środki do płacenia za ich wychowanie, wreszcie pieniądze w dni: Nowego Roku, św. Jana i św. Michała wśród obywateli miasta zbierane.
Przełożeni i przełożone, cztery razy w ciągu roku, dla wspólnego naradzenia się i wejrzenia w stan wychowańców względem ich nauki i postępowania, gromadzą się. W tenże dzień przełożony wydaje należną za upływającą ćwierć roku płacę nauczycielom i służącym instytutu. W nadzwyczajnych zdarzeniach posiedzenia takowe bywają częstsze. Oprócz tego przełożona zarządzająca odwiedza instytut w każdy piątek i czyni rozporządzenia do wewnętrznego porządku stosujące się.
Do tego instytutu przyjmuje się nie tylko podrzutki i dzieci nieprawego łoża, ale nawet i sieroty rodziców niedostatnich. Niemowlęta oddawane są mamkom z dobrego prowadzenia się znanym: opłata tygodniowa za każde dziecko wynosi dwa złote gdańskie; odzież zaś, bielizna, pościel i kolebki dostarczane są z instytutu. Niemowląt takich około stu znajduje się; dla ich ulokowania i dozoru nad nimi osobna jest niewiasta przeznaczona. Te dzieci doszedłszy 4 lub 5 roku wieku, odbierane są do instytutu i niańkom poruczane; tych dzieci zazwyczaj do stu bywa, w różnych izbach, chłopcy od dziewcząt oddzielnie pomieszczeni. Do starszych wychowańców dostrzegacz jest dodany; dziewczęta dojrzalsze są pod dozorem ochmistrzyni: przy młodszych zaś w każdej izbie jest niańka porządku i ochędostwa doglądająca. Inne zaś roboty odbywają dwie służebnice.
Kiedy wychowańcy dojdą do tego wieku, w którym po uprzednim egzaminie przypuszczeni być mają do spowiedzi i przyjęcia świętych sakramentów, wówczas chłopców oddają do umiejętnych rzemieślników dla nauczenia się jakiego rzemiosła pożytecznego, a dziewczęta do domów znakomitszych obywateli na służbę, po opatrzeniu ich wprzód potrzebną odzieżą i bielizną. Tym ostatnim, w razie ich zamążpójścia, jeżeli okażą świadectwa służby swojej od panów, daje się jeszcze na posag sto złotych gdańskich (150 zł pol.).
Przy instytucie jest główny dozorca, mający dozór nad wychowańcami, nauczycielami, sługami, i nad wszystkim porządkiem wewnętrznym. Dogląda pełnienia obowiązków, każdego śledzi, karze dostrzeżony nieporządek, i wykonuje wszelkie zalecenia od przełożonego odebrane. Utrzymuje on księgę zapasów żywności i innych do instytutu przysyłanych, zapisuje w niej także dzień wejścia, ustąpienia lub śmierci wychowańca, i o tym wszystkim donosi przełożonemu. Jeśli dozorca jest żonaty, wtedy jego żona, jako dozorczyni, ma władzę nad urządzeniem całkowitym gospodarstwa, i zatrudnieniem sług przynależnych.
Wychowańcy uczą się czytania, pisania, arytmetyki, zakonu bożego, historii naturalnej i powszechnej. Nauczyciele winni są szczególniej zwracać swoją uwagę na moralne ukształcenie dzieci, dostrzegając przy tym, aby one chędogo zawsze na lekcje przychodziły. W dni niedzielne jeden z nauczycieli prowadzi ich na mszę do kościoła, a każdego czwartku począwszy od Wielkiej Nocy aż do dnia św. Michała także do kościoła dla wpojenia w nich zasad wiary chrześcijańskiej.
Nauczają oni chłopców i dziewczęta nauki chrześcijańskiej, ażeby podczas egzaminu okazały się sposobnymi do wykonania spowiedzi i przyjęcia sakramentów. Nauczyciele o godzinie 7. z rana czytają z nimi modlitwę, od 8. aż do 11. wykładają nauki. Przed i po obiedzie odmawiają modlitwę i zalecają swoim uczniom śpiewanie pieśni nabożnych. Od godziny l. do 4. po południu odbywają się nauki, potem następuje godzina odpoczynku, dalej zaś od 6. i pół godz. zaczyna się repetycja lekcji. Po wieczerzy o godz. 8. zbierają się dzieci na modlitwę, podczas której śpiewają pieśni wieczorne, a potem udają się na spoczynek.
Nauczyciele są obowiązani mieć ścisłe baczenie nad postępowaniem i obyczajami dzieci, nie tylko w czasie lekcji, ale i w godziny od nauk wolne. Dojrzalsze wychowanice nauczycielka usposabia do rozmaitych robót ręcznych ich pici właściwych, a nadto zajmuje innymi zatrudnieniami w gospodarce, wpajając zawżdy prawidła obyczajności, oraz miłość ku porządkowi i prawdzie.
Przygotowanie i rozdzielenie jadła jest obowiązkiem szafarki, która za jego dobroć odpowiada, w przypadku jakiejkolwiek skargi. Dozorca ją opatruje potrzebnym zapasem na dwa tygodnie, mając u siebie zachowane wszelkie zapasy żywności, i o ich rozchodzie uwiadamia przełożonego.
Obowiązana jest także szafarka doglądać ochędostwa w kuchni, piwnicy, przysionkach, izbie stołowej, w izbach lekcyjnych itd. i do tego ma dwie służące. Przy opalaniu izb powinna być zachowana należyta oszczędność drzewa i torfu. Szafarka ma jeszcze dozór nad bielizną, odzieżą i pościelą starszych wychowańców, i za dostrzeżony nieporządek i nieochędostwo ulega odpowiedzi. Ma także sobie poruczony dozór nad tym, ażeby wychowańcy, po wstaniu o godz. 6. z rana, przychodzili na modlitwę umyci, czysto odziani, wyczesane włosy mający, a wieczorem szli na spoczynek w czasie przyzwoitym.
Jadło pospolite wychowańców składa się kolejno z kaszy, grochu, kartofli, rzepy, kapusty, suszonych i świeżych owoców; dwa razy na tydzień dają im mięso. Na śniadanie starsi mają chleb, a młodsi mleko z bułką, na wieczerzę pierwszym dają chleb z masłem, szmalcem gęsim, albo też z miodem lub serem; na obiad zaś przy kaszy dają im także chleb z masłem.
Dla dzieci małych niańki gotują wieczorem w izbach gorącą polewkę z krup, mąki, lub piwa; za napój zaś dają im mocne piwo. Dla starszych wychowańców i dla sług wydaje się podpiwek w ilości odpowiedniej. W dni uroczyste Nowego Roku i św. Jana Chrzciciela dają im pieczyste, zupę z pszenicą turecką czyli kukurydzą, bułki lub pierogi, piwo i mleko.
Dla leczenia chorób wewnętrznych umówiony jest za pewną płacę lekarz, który też powinien szczepić ospę krowią; dla opatrywania zaś chorób zewnętrznych znajduje się chirurg.
Przy instytucie jest także kapłan, który odbywa obrządki chrztu św. nad występującymi tu niemowlętami. Do obowiązków jego należy egzamin dorosłych sierot, utwierdzenie ich w wierze chrześcijańskiej, i dopuszczenie do sakramentów, za co ma sobie wyznaczoną od instytutu roczną płacę.
Do instytutu wchodząc, należy wprzód zadzwonić w dzwonek przy wejściu znajdujący się; na ten odgłos odźwierny otwiera wrota, pyta się o nazwisko przychodzących, i wprowadza ich do domu. Wreszcie wrota zawsze są zawarte, a klucz od nich przed nocą oddaje się dozorcy instytutu.
L. Rogalski
Przypomniane: „30 Dni” 5/2002