PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Chełm i gdańskie procesje

Chełm i gdańskie procesje
Przez ponad sto lat z kościoła reformatów na Chełmie pielgrzymi wędrowali na Kalwarię Wejherowską.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

W XVII-wiecznym Gdańsku, który uchodził za największą twierdzę protestantyzmu w Rzeczpospolitej, większa część dawnych kościołów katolickich znajdowała się w rękach zwolenników Lutra, a zdominowana przez nich Rada nie zezwalała na stawianie nowych świątyń katolickich w mieście. Terenów pod nowe kościoły katolickie mogły dostarczyć tylko tzw. dobra duchowne znajdujące się tuż za obwarowaniami miejskimi, niepodlegające jurysdykcji nietolerancyjnej religijnie gdańskiej Rady. Były to majątki ziemskie nadane biskupowi włocławskiemu w 1286 roku przez księcia gdańskiego Mestwina z tego tytułu, że sprawował nad Gdańskiem władzę duchowną. Nosiły nazwę Nowa Górka i obejmowały rozległy obszar z takimi przedmieściami, jak Biskupia Górka, Chełm i Stare Szkoty. W XVII wieku występowały jako dobra częściowo biskupie oraz należące do kapituły katedralnej we Włocławku.

Fragment XVIII-wiecznego ryciny M. Deischa; na pierwszym planie wieża tzw. kunsztu wodnego (po lewej) oraz zabudowa okolic Targu Rakowego, na dalekim planie dawna osada Chełm ponad doliną Potoku Siedleckiego
Fragment XVIII-wiecznego ryciny M. Deischa; na pierwszym planie wieża tzw. kunsztu wodnego (po lewej) oraz zabudowa okolic Targu Rakowego, na dalekim planie dawna osada Chełm ponad doliną Potoku Siedleckiego
Fot. Zbiory PAN Biblioteki Gdańskiej

Na Chełmie i w Szkotach stanęły w XVII wieku trzy katolickie świątynie. W Starych Szkotach pobudowali się jezuici i bonifratrzy, a na Chełmie – franciszkanie reformaci, nazywani też ubogimi reformatami. Klasztorny kompleks pojezuicki z XVIII-wiecznym kościołem pod wezwaniem św. Ignacego stoi do dzisiaj (wcześniejszy – XVII-wieczny – spłonął), natomiast po konwentach bonifratrów i reformatów nie ma dziś śladu.

Bardzo interesującym miejscem okazuje się reformacki klasztor z kościołem pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego na Chełmie. To stąd wyruszały pierwsze kompanie pielgrzymkowe do oddalonej o sześć mil Kalwarii Wejherowskiej (około czterdzieści pięć kilometrów), to w tym klasztorze rezydował król Jan III Sobieski. Również tutaj można było się przekonać, jak niełatwo współżyć na łonie jednego Kościoła dwóm rywalizującym nacjom.

 

Chełm jako podmiejska osada

Chełm występuje w dokumencie z 1437 roku jako „Stolczemberg alias Novegrotcze”, później Stolcenberg, Stolzenberg (Chełm to nazwa nadana niezbyt trafnie po ostatniej wojnie). Zajmuje tereny bezpośrednio sąsiadujące z południowo-zachodnim odcinkiem obwarowań historycznego Gdańska. Pierwotnie była to osada z zabudową skupioną wzdłuż dzisiejszej ulicy Lubuskiej, która biegnie równolegle do krawędzi skarpy, poniżej której rozciąga się szeroka dolina Potoku Siedleckiego z Siedlcami. XVII-wieczna rycina pokazuje zabudowę ulicy Lubuskiej zupełnie odsłoniętą na Siedlce (obecnie porośnięta drzewami). Być może to usytuowanie przy wzniesionej wysoko skarpie dało osadzie nazwę Stolzenberg, czyli góra wyniosła, wysoka, dumna...

Dominowała tu lekka zabudowa z pruskiego muru i drewniana, co wynikało ze szczególnych uwarunkowań. Nie opłacało się wznosić solidniejszych, ale droższych budynków ceglanych, ponieważ przedmieścia z polecenia Rady były co jakiś czas niszczone (zazwyczaj ogniem) przez gdańskich żołnierzy. Zdarzało się to niemal zawsze, kiedy pod miasto podciągały wrogie armie i powstawało zagrożenie szturmu na jego mury. Paląc przedmieścia, gdańszczanie odbierali napastnikom możliwość skrywania się w ich osłonie. Chociaż przed niemal każdym takim czyszczeniem przedpola bywała szacowana wartość każdego bodaj budynku, gdańszczanie nie byli skorzy do wypłaty odszkodowań i często ich nie wypłacali.

Mieszkańcy przedmieść utrzymywali się głównie z rzemiosła i handlu, nie byli jednak zrzeszeni w cechach i korporacjach gdańskich, które z powodów ekonomicznych ściśle limitowały liczbę członków, a niezrzeszonych wytwórców i kupców traktowały jak nielegalnych konkurentów i zabraniały im zbytu towarów w obrębie swojej jurysdykcji. Niszczenie przedmieść dawało zatem gdańszczanom korzyść nie tylko obronną, ale również ekonomiczną, bo – usuwając podmiejskie domy i warsztaty – dławili na jakiś czas niechcianą konkurencję.

Tymczasem biskupi i kapituła włocławska sprzyjali rozwojowi przedmieść, bo przynosiły im zyski z czynszów, dzierżaw i innych świadczeń. Między innymi dlatego na biskupich terenach wzdłuż dzisiejszej ulicy Stoczniowców, która ma początek przy chełmskiej ulicy Lubuskiej, od 1641 roku wyrastała silna kolonia rzemieślnicza. W tym samym czasie na należącym do kapituły włocławskiej Chełmie stało około stu domów zajętych w większości przez rzemieślników, którzy parali się piekarstwem, rzeźnictwem, piwowarstwem (działało wiele browarów, które ściągały gdańszczan na znakomite piwo), bednarstwem, sukiennictwem oraz ceramiką (produkowane tutaj kafle piecowe trafiały nawet do Holandii), ale byli też producenci win, którym surowca dostarczały winnice utrzymywane na skarpie między Chełmem i Siedlcami.

Pragnieniem biskupa i kapituły włocławskiej była budowa blisko gdańskich murów miejskich świątyni katolickiej, w której skupiliby się katolicy z przedmieść, gdzie byłoby centrum parafii i stacja misyjna do ekspansji na obszary miasta. Taka placówka mogła też chronić miejscowych katolików od konwersji na protestantyzm.

Pierwszą świątynią katolicką na tych przedmieściach był zbudowany w Starych Szkotach i konsekrowany przez biskupa włocławskiego w 1617 roku nieduży kościółek jezuicki pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, wzniesiony z pruskiego muru na planie krzyża. Około 1646 roku również na Starych Szkotach osiedli bonifratrzy, którzy otworzyli szpital z niedużym kościołem św. Jana Chrzciciela. Były to ośrodki zbyt małe, by objąć opieką duszpasterską wszystkich mieszkańców przedmieść i stać się przyczółkiem do pracy misyjnej w Gdańsku.

Na Chełmie, który rozrósł się do rozmiarów sporego miasteczka, próbowali zainstalować się bernardyni i w 1653 roku rozpoczęli odpowiednie procedury, ale na przeszkodzie stanął, między innym, nagły wakat na urzędzie biskupim i wybuch wojny północnej (1655-1660), która zapisała się w polskiej historii jako „potop szwedzki”. Kiedy wojska szwedzkie zbliżyły się do Gdańska (w 1656 roku), Rada kazała rutynowo zniszczyć przedmieścia, a wśród nich Chełm i Stare Szkoty z kościołami jezuitów i bonifratrów.

Życie wróciło na Chełm jeszcze przed podpisaniem pokoju w Oliwie (3 maja 1660). Już w latach wojny remontowano zniszczone i stawiano nowe domy, przybywało mieszkańców i tym samym wracał stary problem braku kościoła i parafii. W 1664 roku kapituła włocławska zaproponowała objęcie chełmskiej placówki ojcom reformatom. Była to gałąź zakonu franciszkanów o bardzo surowej regule i misyjnym zacięciu, która powstała na fali kontrreformacji.

Reformaci nie byli tutaj nieznani. W odległej o sześć mil od Chełma Woli Wejherowskiej, czyli w dzisiejszym Wejherowie, reformaci zamieszkiwali od 1647 roku, sprowadzeni do opieki nad budowaną tam kalwarią. W krótkim czasie dali dowody gorliwości misyjnej i wierności Koronie (wejherowski gwardian przeszkodził planowi poddania twierdzy puckiej Szwedom). Na Chełmie reformaci mieliby zbudować własnymi siłami kościół z klasztorem, a podstawą utrzymania miała być jałmużna.

Władze prowincji wielkopolskiej reformatów przyjęły tę propozycję i kapituła włocławska wydzieliła dla zakonników plac w kształcie trapezu o powierzchni około trzystu prętów kwadratowych, czyli pięciu i pół tysiąca metrów kwadratowych, otoczony dzisiejszymi ulicami Wronki, Lubuską, Stoczniowców i Hirszfelda. Od strony Oruni (Hirszfelda) miał długość około siedemdziesięciu metrów (16 prętów), od Siedlec czyli po północnej stronie (Lubuska) niecałe czterdzieści metrów (9 prętów), od zachodu i od strony miejskich fortyfikacji (Wronki i Stoczniowców) miał boki nieco ponad stumetrowej długości (po 24 pręty).

Pierwszy reformacki zakonnik zjawił się we wrześniu 1666 roku. Przyszedł z konwentu wejherowskiego. Był to niemiecki kaznodzieja, ojciec Cyprian Schober, który pozostał na Chełmie dwadzieścia lat. Podobno dzięki niemu wielu protestantów przeszło na katolicyzm (sam urodził się i wyrastał w rodzinie luterańskiej). Pierwszym przełożonym, czyli chełmskim gwardianem, został ojciec Michał Tylicki. Uroczysty ingres zakonników odbył się 22 października 1666 roku w obecności opata pelplińskiego, Jerzego Ciecholewskiego, i archidiakona a zarazem oficjała gdańskiego, księdza Wawrzyńca Ludwika à Demuth. W mieszkaniu chełmskiego sołtysa, Teodora Thorbitha, został podpisany akt przyjęcia fundacji i przy asyście mieszkańców osady wkopano wielki drewniany krzyż w miejscu, gdzie miał stanąć klasztor z kościołem. Akt fundacyjny wystawił biskup włocławski, książę Kazimierz Florian Czartoryski, a zatytułowany był: „Powołanie na Biskupiej Górce Stolcenbergu gdańskiego konwentu nazywanego Zakonem Braci Mniejszych świętego Franciszka o surowej regule, pod wezwaniem świętego Antoniego Padewskiego i Michała Archanioła” („Erectio et Fundatio Conventus Gedanensis in Monte Episcopali Sztolcenberg nuncupato Ordinis Minorum Reformatorum S: Francisci Strictioris Observantia, sub titulo S: Antonii de Paduá et S: Michaelis Archangeli”).

Zakonnicy zamieszkali w skromnych celach, a nabożeństwa odprawiali w tymczasowym niedużym kościele drewnianym. W ciągu kilku lat zgromadzili potrzebny budulec i w sierpniu 1673 roku rozpoczęli w centrum parceli stawianie kościoła i jednocześnie przylegającego doń od południa klasztoru. Robotami kierował gdański budowniczy miejski Barthel Ranisch. Dzięki licznym dobrodziejom, wśród których wyjątkową hojnością zapisał się wojewoda pomorski a następnie malborski, Jan Ignacy Bąkowski, budowa szybko postępowała i już u schyłku kolejnego sezonu budowlanego, czyli 23 września 1674 roku, biskup Stanisław z Lubrańca Dąbski uroczyście konsekrował skromny – jak o nim napisano – kościół ze św. Antonim z Padwy jako patronem tytularnym. Jemu dedykowano ołtarz główny, dwa inne poświęcono Jezusowi Ukrzyżowanemu i św. Franciszkowi, założycielowi zakonu.

Wszystkie budynki wzniesiono z pruskiego muru. Dzwonnicę wyposażono w wysoką wieżę, która stanowiła dominantę w osadzie z niezbyt okazałą zabudową. Dużą część parceli zajął ogród. W klasztorze zamieszkało dwunastu braci: trzej kaznodzieje, reszta – spowiednicy. Przy klasztorze otwarto szkołę. Zakonnicy objęli pracą duszpasterską nie tylko mieszkańców Chełma i innych przedmieść, ale również mieszkańców miasta w obrębie murów. Klasztor nazywano Conventus Gedanensis, czyli konwent gdański (nie sztolcemberski, czyli chełmski).

Zabudowania Chełma na widoku Gdańska z 1739 roku skopiowanym i nieco zaktualizowanym po 1772 roku, dorysowano m.in. szubienicę oraz posterunki graniczne i celne w prawym rogu i powyżej
Zabudowania Chełma na widoku Gdańska z 1739 roku skopiowanym i nieco zaktualizowanym po 1772 roku, dorysowano m.in. szubienicę oraz posterunki graniczne i celne w prawym rogu i powyżej
Fot. Zbiory PAN Biblioteki Gdańskiej

Gdańszczanie i mieszkańcy przedmieść wielką czcią darzyli tutejszy obraz Antoniego Padewskiego. Wiele cudownych zdarzeń związanych ze wstawiennictwem tego świętego wymienia Aleksy Koralewicz, autor wydanej w 1772 roku kroniki franciszkanów prowincji wielkopolskiej, do której należał konwent gdański i wejherowski.

Dla niełatwej misji reformatów w największym, najbogatszym i najmniej katolickim mieście Rzeczpospolitej dużo zrozumienia wykazał król Jan III Sobieski, który niedługo po koronacji (9 kwietnia 1676) przyznał im prawo kwesty w całym Gdańsku i zobowiązał miasto do opieki nad konwentem. W przypadku zagrożenia oblężeniem gdańszczanie mogli zniszczyć klasztor z kościołem tylko za jego zgodą, a jako rekompensatę musieli wydzielić dla reformatów grunty w obrębie murów i tam własnym sumptem zbudować im klasztor z kościołem oraz zwolnić od wszelkich obciążeń na rzecz miasta.

8 lutego 1678 roku król Jan z królową i dworem zamieszkał na krótko w klasztorze. 10 lutego w refektarzu przyjął ponad setkę przedstawicieli gdańskich cechów, którzy przyszli błagać o pomoc w zatargach z gdańską Radą. Dwa dni później król rozstrzygnął spór specjalnym dekretem.

W 1734 roku podczas oblężenia Gdańska przez wojska rosyjsko-saksońskie wiele podmiejskich zabudowań legło w gruzach bądź spłonęło. Kościół i klasztor reformatów tak ucierpiały, że nie nadawały się do remontu. Ówczesny gwardian, Antoni Brückenthal (dawny generał wojsk rosyjskich), musiał podjąć się budowy nowego konwentu, co zajęło długie dwadzieścia siedem lat (1735-1762). Kościół został konsekrowany w 1758 roku, czyli jeszcze przed sfinalizowaniem budowy. Ołtarz główny poświęcono Trójcy Świętej. Utrzymano ołtarz św. Antoniego z obrazem prawdopodobnie pochodzącym z dawnego wyposażenia. Trzeci ołtarz poświęcono Maryi Niepokalanie Poczętej. Budowa została ukończona dzięki hojnemu wsparciu chorążego malborskiego, Jana Trembeckiego. Tym razem budynków nie stawiano z nietrwałego pruskiego muru, ale solidnie z cegły.

Jak wyglądał kościół i klasztor z zewnątrz – trudno powiedzieć. Znane są bodaj tylko dwie grafiki, które ukazują ten zespół w miarę dokładnie. Są to widoki Gdańska. Jeden opatrzono w nagłówku informacją, że pochodzi z 1734 roku, ale wydrukowano go w 1739. Drugi wydrukowano po 1772 roku i jest niemal wierną kopią poprzedniego, na obrzeżach ma jednak kilka aktualizujących uzupełnień. Na obu rycinach zespół reformatów wygląda identycznie, dlatego można sądzić, że rejestruje stan z okresu, gdy budynki były wzniesione z pruskiego muru.

Osada Chełm dostąpiła swoistego awansu w 1772 roku, kiedy w wyniku pierwszego rozbioru Polski została włączona do terytorium pruskiego (Gdańsk anektowano podczas drugiego rozbioru w 1793 roku) i ze zwykłego przedmieścia stała się centrum nowego tworu miejskiego, czyli utworzonego przez Fryderyka II Zjednoczonego Miasta Chełm, w którego skład (prócz Chełmu) weszły Stare Szkoty z Oruńskim Przedmieściem, Siedlce i Święty Wojciech. Blisko parceli reformackiej stanął ratusz ze zborem na piętrze. Miasto miało swoich burmistrzów, radę, pocztę, akcyzę, cło, herb, obywatelstwo miejskie, nabrzeża portowe przy ujściu Wisły oraz sąd i – jak widać na wspomnianym widoku Gdańska – również szubienicę i posterunki graniczne. Tak wyposażone miało osłabić potęgę Gdańska i go upokorzyć.

Pod pruskim (i protestanckim) monarchą zaczęły się dla reformatów niezwykle trudne czasy, bo zakazano im kwesty, a utrzymywali się przecież głównie z jałmużny. Ponadto nakazano im składać przysięgę na wierność, ograniczono liczbę zakonników, a od 1804 roku nie mogli przyjmować nowych kandydatów do zakonu.

Kolejny silny cios spadł na konwent w marcu 1807 roku, kiedy miasto przygotowywało się do odparcia oblężenia armii Napoleona – z rozkazu komendantury rozpoczęło się palenie przedmieść. Zachowała się dramatyczna relacja spisana przez bezpośredniego świadka tych zdarzeń, dziedzica z Niestępowa, Walentego Wolskiego.

10 marca przed północą żołnierze uprzedzili ówczesnego gwardiana, Wawrzyńca Kąckiego, że kościół zostanie zapalony około drugiej w nocy. Tymczasem zakonnicy zabezpieczyli wcześniej tylko dokumenty i ważniejsze sprzęty kościelne, na swoich miejscach pozostały natomiast obrazy, stacje drogi krzyżowej, organy, biblioteka, dzwony. Wolski pisze: „Natychmiast wszystkich zakonników pobudzono, co znacznieyszego na prędce można było wywozili, obraz ś. Antoniego z Ołtarza chcieli koniecznie wyiąć, ale go żadnym sposobem dobydź nie mogli, chcieli go oberznąć w ramach bo był płócienny ale y tak niemogli, bo zapewnie był przyklijony, y tak wszystko się zostało; ieszcze przed drugą godziną po północy przyszła kommenda officeyrowie y prości z latarniami, kołacą do bramy, gdy im prędko nie otwierano chcieli gwałtownym sposobem bramę rozwalić lub wysadzić, otworzono im, idą do przełożonego mówiąc, że na to są przysłani od swoiey zwierzchności, aby klasztór y kościół zapalili, już do tego mieli ze sobą smolane pochodnie, chcieli aby im prędko dać człowieka, któryby ich zaprowadził na takie mieysca, gdzieby się naylepiey paliło, nikt im takiego mieysca pokazać nie chciał, poszli zatym pod dach na kościół y na klasztór. Zakonnik ieden musiał iść z niemi z świecą, pod dachem zapalili owe pochodnie, któremi rospalonemi iak tylko po kozłach pociągnęli natychmiast cały kościół był w ogniu, to się działo idąc przez klasztór gdziekolwiek drzwi lub podłogę posmarowali, zaraz się paliła, y tak wszędzie ogień zrobiwszy, wyszli. Zakonnicy życzyli sobie iść na Szotland do collegium pojezuickiego, ale nie dozwolono, kazano im iść do Gdańska, y gdy z góry do miasta spuszczać się chcieli, obejrzawszy się już cały klasztór y kościół widzą w ogniu, który się przez dachy dobywał”.

W napoleońskim Gdańsku ukrócone zostały antykatolickie rygory i dla reformatów nadeszły lepsze czasy. Wrócili na swoje przedmieście, gdzie częściowo dźwignęli z ruin klasztor i w 1809 roku mogło w nim zamieszkać siedmiu zakonników, nie doprowadzili jednak odbudowy do końca. Udaremniło ją w 1813 roku kolejne oblężenie, tym razem przez wojska rosyjskie i pruskie. Broniący się Francuzi i Polacy wysadzili klasztor z kościołem w powietrze, co nie odmieniło zasadniczo losu obleganych, za to położyło kres misji reformatów w Gdańsku. W 1813 roku na zawsze opuścili Chełm, a na miejscu poreformackiej parceli miasto utworzyło w 1831 roku cmentarz dla zmarłych na cholerę (później dla zwykłych pochówków, dzisiaj nieczynny), a trzy lata później (1834) te grunty z pozostałymi podmiejskimi włościami biskupa chełmińskiego i kapituły chełmińskiej przeszły na własność Gdańska.

Autor publikacji z 1880 roku, którą poświęcił utraconym kościołom diecezji chełmińskiej, zanotował taki widok gdańskiego Chełma: „Obecnie na miejscu małego miasta Stolcenberga widać gołe pola kartoflane z niewielu domkami”. Dzisiaj nie ma kartoflisk, na ich miejscu wybudowano wielką dzielnicę mieszkaniową z dwoma kościołami parafialnym. Starszy z nich stanął krótko po ostatniej wojnie na gruncie dawnej parceli reformackiej, czyli na terenie cmentarza, i nosi tytuł Podwyższenia Krzyża Świętego (przy ulicy Biskupa Wronki 1, w latach 1996-2005 obok starego zbudowano nowy budynek kościelny).

 

Z Chełma na kalwarię

Przez ponad sto lat z chełmskiego kościoła pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego wyruszały doroczne pielgrzymki do Kalwarii Wejherowskiej, zwane procesjami gdańskimi. Szły między innymi przez Oliwę, Kolibki, Redłowo, Grabówek i Zagórze. Nie były to – jak i nie są dzisiaj – pielgrzymki parafialne, uczestniczyli w nich bowiem członkowie różnych parafii, również sąsiednich diecezji, dlatego nazwa procesja gdańska wynikała bardziej z miejsca wymarszu niż związku z konkretną parafią.

Niestety, nie wiemy, kiedy gdańscy katolicy rozpoczęli peregrynacje do wejherowskiej kalwarii. Pewne jest, że stało się to przed rokiem 1685, ponieważ wtedy – jak podaje wspominany już Koralewicz – na kongregacji prowincjonalnej reformatów w Lutomierzu zmieniono termin odbywania pielgrzymki. Postanowiono, że zamiast przychodzić do Wejherowa na uroczystość Trójcy Świętej, będzie przybywać dwa tygodnie wcześniej, czyli na Wniebowstąpienie Pańskie. Powód tej zmiany był czysto organizacyjny. Przybywając na uroczystość Trójcy Świętej, pielgrzymi mogli niejako zakłócać porządek parafialnego odpustu, którym żyli wszyscy wejherowianie (fara nosi tytuł Trójcy Świętej), a odpustowi temu towarzyszył doroczny jarmark.

Jest to bodaj najstarsza informacja o pielgrzymce gdańskiej do Wejherowa. Jasne jest zatem, że musiała być urządzana już przed 1685 rokiem, ale zainaugurowano ją nie wcześniej, jak po utworzeniu chełmskiego konwentu, albo – co bardziej prawdopodobne – dopiero po konsekracji kościoła, czyli po roku 1674. Ciekawe, że pierwszego przyjścia gdańszczan na kalwarię nie odnotował wejherowski gwardian, Grzegorz Gdański, który spisał dość szczegółowo kronikę konwentu wejherowskiego, obejmującą lata 1633-1676, i nie zrobił tego wspomniany Koralewicz.

Feretron niemieckiej kompani pielgrzymkowej, obecnie w ołtarzu głównym cysterskiego kościoła Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej w Oliwie
Feretron niemieckiej kompani pielgrzymkowej, obecnie w ołtarzu głównym cysterskiego kościoła Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej w Oliwie
Fot. Tadeusz Głuszko

Nie wiemy też, w jakim porządku szli pielgrzymi niemieccy i polscy w pierwszych procesjach – razem czy osobno. Stanowiąc w sumie nieliczną społeczność w morzu protestantyzmu, powinni tworzyć wspólnotę zwartą i wolną od animozji. Tymczasem ich współpraca nie układała się dobrze, dochodziło do sporów i kłótni, na tyle znaczących, że problemem musiały się kilkakrotnie zajmować zakonne kongregacje. Do Wejherowa chodzili niby razem, ale w dwóch grupach: niemieckiej i polskiej. Ale nawet wtedy pojawiały się spory, kto idzie pierwszy, a kto drugi.

Próbą poprawy stosunków między grupami narodowościowymi było powołanie przez reformatów Bractwa Krzyża Świętego (zatwierdzone w 1719 roku, nazywane też Bractwem Drogi Krzyżowej), które miało się zająć – między innymi – organizacją pielgrzymki do Wejherowa i zadbać o jej nienaganny przebieg.

Bodaj w podobnym czasie zatwierdzono najstarszy znany regulamin dotyczący porządku w drodze na kalwarię („Ordo processionis in Calvariam”). Miał on nie tylko ułatwić organizację pielgrzymek, ale był też zapewne reakcją na gorszący incydent z 1712 roku, kiedy w drodze do Wejherowa pątnicy znieważyli duchownego luterańskiego w jego kościele (zdarzyło się to bodaj w Redzie) i w ten sposób sprowokowali ostrą i bardzo groźną reakcję gdańskich protestantów. Jak zanotował Koralewicz: „pospólstwo gdańskie zbuntowało się, tak, że ich i magistrat uspokoić nie mógł, dla czego ordynował trzy chorągwie żołnierzów na rozgromienie ich, jeżeliby co chcieli czynić, z kąd katolicy wielce się smucili obawiając się, żeby nas nie spotkała konfuzja (jako spotkała była ojców karmelitów roku 1678 powracających z procesją z Oliwy do Gdańska) o czym przestrzeżeni ojcowie nasi, nie powracali procesjonalnie, obraz z klejnotami w które był przybrany zostawili u pana Ustarbowskiego, ludzie zaś z gromady się rozdzieliwszy prywatnie do domów się swoich powracali, i tak owa burza ustała”. Z powodu tego incydentu kapituła prowincjonalna zakazała publicznych pielgrzymek przez następne dwa lata (można było pielgrzymować tylko indywidualnie).

Regulamin „Ordo processionis in Calvariam” stanowił wprawdzie, że niemiecka kompania powinna poprzedzać w drodze do Wejherowa kompanię polską, ale w dokumencie z 1721 roku, zatytułowanym „Postanowienie na zawsze uczynione, jakim porządkiem ma być odprawowana Procesya z kościoła Stolcenberskiego OO. Reformatów itd.” sporządzonym przez prowincjała Jakuba Wolskiego, jest jasne stwierdzenie, że kompania polska wyrusza do Wejherowa przed niemiecką. Polska kompania miała się stawić w kościele św. Antoniego Padewskiego we wtorek przed Wniebowstąpieniem Pańskim o piątej rano i po wysłuchaniu mszy św. i odebraniu błogosławieństwa wyruszała ze swoim kaznodzieją do Wejherowa, a niemiecka powtarzała ten porządek godzinę później.

Kompania polska chodziła do Wejherowa z „obrazem polskim”, czyli z feretronem ufundowanym przez wojewodę Bąkowskiego. Na jednej stronie tego obrazu jest wizerunek patrona pielgrzymów archanioła Rafała, który prowadzi dziecko, a na drugiej Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus. Do dzisiaj ten obraz jest zabierany na pielgrzymki do Wejherowa przez oliwian, czyli kompanię chodzącą z oliwskiej archikatedry).

Feretron kompani polskiej, obecnie jest przechowany w kaplicy mariackiej w archikatedrze oliwskiej, i co roku wyrusza z pielgrzymami do Kalwarii Wejherowskiej na odpust Wniebowstąpienia Pańskiego
Feretron kompani polskiej, obecnie jest przechowany w kaplicy mariackiej w archikatedrze oliwskiej, i co roku wyrusza z pielgrzymami do Kalwarii Wejherowskiej na odpust Wniebowstąpienia Pańskiego
Fot. Tadeusz Głuszko

Ten obraz był przez długi czas przedmiotem dumy polskich katolików i solą w oku współwyznawców niemieckich, którzy dopiero około 1709 roku pozyskali własny feretron ufundowany przez gdańskiego mosiężnika i starszego Bractwa Krzyża Świętego „pana Beigendorfa”. Obraz przedstawia z jednej strony Matkę Boską z Dzieciątkiem Jezus, z drugiej Jezusa dźwigającego krzyż oraz rozmieszczone w tle atrybuty Męki Pańskiej (drabina, włócznia, trzcina z gąbką, powróz itp.). Podobnie jak „obraz polski”, również ten feretron kunsztownie ozdobiono srebrną blachą.

Wyjście kompani niemieckiej z własnym obrazem nastąpiło w szczególnej chwili. W latach 1707-1709 miasto i przedmieścia były dotkliwie doświadczane przez dżumę, życie straciło dwadzieścia pięć tysięcy osób, czyli około czterdzieści procent populacji, w reformackim klasztorze zmarło wtedy jedenastu zakonników. Mimo to w 1709 roku odnotowano szczególnie dużą frekwencję niemieckich katolików w pielgrzymce do Wejherowa.

Niemiecka grupa zaprzestała chodzenia z Polakami w 1752 roku, kiedy wyruszyła do Wejherowa na odpust Podwyższenia Krzyża Świętego, a nie na Wniebowstąpienie. Ale protestowali oliwscy cystersi, gdyż uważali, że w ten sposób spada frekwencja na ich odpuście (również na uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego), na który co roku przychodziły rzesze gdańszczan. Dlatego od 1753 roku niemieccy katolicy chodzili do Wejherowa na święto apostołów Filipa i Jakuba, które przypada 1 maja. I temu terminowi pozostali wierni do 1939 roku. Po wojnie zaprzestali zorganizowanego pielgrzymowania.

Wymarsz kompani pielgrzymkowych budził ciekawość gdańszczan wyznań niekatolickich, którzy specjalnie wychodzili za miasto, by się przypatrywać „ceremoniom i porządkom katolickiego nabożeństwa”. Pątnicy szli w ustalonym i przestrzeganym porządku. Przodem kroczył mężczyzna z krzyżem w asyście dwóch chorągwiarzy. Dalej podążali pątnicy ze sztandarami poszczególnych bractw kościelnych, za nimi czterej obraźnicy nieśli nosze feretronu, dalej ojciec kaznodzieja, męski chór, orkiestra i kotlarze, którzy wybijali rytm marszu, kiedy orkiestra miewała chwile odpoczynku, za nimi pielgrzymi i na końcu powózka dla ojca kaznodziei i umajone wozy z bagażami pątników.

Po zniszczeniu konwentu reformatów w 1813 roku sprzęty pielgrzymkowe zostały uratowane i trafiły na jakiś czas do pojezuickiego kościoła św. Ignacego na Starych Szkotach. Wydaje się, że przez pewien czas procesja gdańska wyruszała stamtąd do Wejherowa. Jest pewne, że co najmniej od 1847 roku wychodziła z pocysterskiego kościoła Trójcy Świętej w Oliwie (obecna archikatedra). Reformaci nie prowadzili już tych pielgrzymek.

***

Wydaje się, że jedynymi zachowanymi pamiątkami z wyposażenia kościoła św. Antoniego Padewskiego są dzisiaj dwa feretrony przechowywane w Oliwie. Feretron bractwa niemieckiego znajduje się u ojców cystersów, w ołtarzu głównym kościoła Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej. Feretron bractwa polskiego można zobaczyć w archikatedrze oliwskie i nadal jest noszony w pielgrzymkach.

 

Tadeusz T. Głuszko

 

WYKORZYSTANO:

Etmańska Maria, „Parafia Podwyższenia Krzyża Świętego w Gdańsku Chełmie. Księga pamiątkowa (1947-2012)”, Pelplin 2012;

Kretzschmer Johann Carl, „Die Cisterzienser – Abtei Oliva, Geschichte und Beschreibung der Kloster in Pommerellen”, Danzig 1847;

Koralewicz Aleksy, „Additament do kronik Braci Mniejszych św. Franciszka”, Warszawa 1722;

Łęgowski Józef, „Procesja na Kalwarię Wejherowską ze Sztolcenberga i Oliwy”, „Głos Pomorski” nr 112, 114, 118, 119 i 123 z maja 1922 roku;

Mamuszka Franciszek, Stankiewicz Jerzy, „Oliwa. Dzieje i zabytki”, Gdańsk 1959;

Mühl A., „Kalvarien – Büchlein zum Gebrauch bei der Wallfahrt in die Kalvarienberge bei Neustadt Westpr.”, Danzig [ok. 1909 r.];

„O. Grzegorza Gdańskiego »Kronika Klasztoru Franciszkanów Ściślejszej Obserwancji w Wejherowie w latach 1633-1676«”, Wejherowo 1996;

Szulist Władysław, „Pielgrzymki na Kaszubach”, „Studia Pelplińskie” 1974.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 3/2015