PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Car Piotr w Gdańsku

Car Piotr w Gdańsku
Można powiedzieć, że w 1716 roku, przez ponad dwa miesiące rosyjski car Piotr I niemal rezydował w Gdańsku.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Piotr I, portret z pierwszej ćwierci XVIII wieku
Piotr I, portret z pierwszej ćwierci XVIII wieku
Fot. G. Krietinin, „Pruskie marszruty Pietra”

Zapytany kiedyś co lubi najbardziej, Piotr odrzekł bez namysłu: „najbardziej lubię podróże morskie, pokazy sztucznych ogni i budowanie okrętów”. Wszystkie wymienione rozrywki starał się zapewnie mu Gdańsk, do którego zawitał dwukrotnie, w 1716 i 1717 roku. Ale miasto nie przypadło carowi do gustu. Gdańszczanie też nie obdarzyli Piotra sympatią. Szymon Askenazy napisał, że odetchnęli z ulgą, kiedy władca ze wschodu odjechał, bo „dużo pił, dużo sobie pozwalał i dużo miasto kosztował”. Trudno się dziwić, skoro w latach 1711-1717 dla zaspokojenia jego żądań wyasygnowano z kasy miejskiej astronomiczną kwotę 2 milionów florenów.

Niejedna anegdota dotyczy pobytu cara w Gdańsku. Ten „barbarzyńca ze wschodu”, „moralny potwór”, jak nazwał go Norman Davis, w relacjach sobie współczesnych bywa przedstawiany jako niekonwencjonalnie zachowujący się człowiek, obdarzony żywym umysłem, pełen niespokojnej ciekawości i niewiarygodnej energii. Dziś wiadomo, że tylko dzięki jego uporowi, wielkiemu zaangażowaniu i ciężkiej pracy Rosja wydźwignęła się z wielowiekowego zacofania i stała się europejskim mocarstwom. Gdański kronikarz napisał o nim: „Pan o niezwykłej dociekliwości i o wielkim zainteresowaniu wszystkim, który zauważał wszelkie najdrobniejsze szczegóły, by je później używać dla własnej korzyści”. Być może na tym właśnie polegał jego geniusz.

 

Wojna na północy

Gdańsk przez cały czas wojennej zawieruchy, która tu, na północy, trwała od roku 1700 po 1721, starał się, na ile to było możliwe, zachować rodzaj neutralności i nie zrażać do siebie żadnej ze stron konfliktu. Nie było to łatwe zadanie dla miasta żyjącego z handlu. Zarówno bowiem Szwecja jak i jej przeciwniczki – Dania, Rosja, a także Rzeczpospolita, połączona unią personalną z Saksonią – należały do państw morskich. Usiłowania te, choć nie w pełni udane, pozwoliły jednak miastu przetrwać bez większego uszczerbku dwudziestoletni okres niepokoju. Niestety, każdy z najeźdźców kazał sobie drogo płacić za obietnicę bezpieczeństwa.

Najsolidniejszy rachunek wystawili Rosjanie. Już w 1707 roku, kiedy wojska rosyjskie wkroczyły na tereny Rzeczpospolitej, aby przepędzić stąd okupacyjne jednostki szwedzkie, rosyjski generał Karol Ewald Rönne zażądał od Gdańska dostaw żywności i sprzętu dla swoich żołnierzy, kwaterunków na Żuławach, a także 50 tysięcy talarów w gotówce. Aby przekonać miasto, że nie żartuje, spalił kilka zagród chłopskich w okolicznych wsiach. Oburzone władze miejskie wniosły skargę bezpośrednio do Piotra I.

Tym razem interwencja okazała się skuteczna – skarcony Rönne, na wyraźny rozkaz cara, wycofał się do Torunia. Jednak niebawem ci sami Rosjanie mogli bez oglądania się na cokolwiek dyktować miastu swoje warunki. Po zwycięstwie pod Połtawą w 1709 roku ich siła nacisku stała się ogromna. Trudno się dziwić, bowiem tylko dzięki rosyjskim pułkom August II zdołał odzyskać tron Polski, którego zrzekł się 24 września 1706 roku w traktatach altransztadzkich.

Od tej pory wojna toczyła się pod dyktando Piotra. Jesienią 1711 roku wojska rosyjskie ponownie rozlokowały się na kwatery zimowe we wsiach pod Gdańskiem. Ich dowódcy zażądali od miasta znacznej kwoty pieniężnej. Miała ona stanowić rodzaj zadośćuczynienia za wiarołomstwo mieszkańców, którzy całkiem niedawno, w latach 1707-1708, zdecydowali się wesprzeć króla Szwecji Karola XII i jego kandydata do tronu polskiego – Stanisława Leszczyńskiego. Gdańszczan oskarżono o „lekceważący” stosunek do swego prawowitego władcy – Augusta II i popierającej go Rosji. Władze Gdańska ponownie nie uległy naciskom, wobec czego musiały znosić nadzwyczaj uciążliwą obecność rosyjskich wojsk w pobliżu miasta aż do połowy następnego roku. Zaraz potem, pod koniec października 1712 roku, okoliczne posiadłości zaczęły niszczyć dowodzone przez generała Jakuba Zygmunta Rybińskiego wojska koronne w sile trzech i pół tysiąca żołnierzy. Przez pewien czas toczyła się w bliskości miasta prawdziwa wojna podjazdowa między łupieżcami, a wysyłanymi dla ukrócenia tego procederu oddziałami garnizonu miejskiego. Choć skarcony przez Augusta II za bezprzykładne akty gwałtu i rabunek, Rybiński nigdy nie został ukarany za swe przewinienia, przeciwnie, król już wkrótce powierzył mu urząd wojewody.

W 1713 roku nowe niebezpieczeństwo zawisło nad Gdańskiem. W mieście dowiedziano się, że z Holsztynu i Pomorza Zachodniego powracać będą do domu liczne wojska rosyjskie. Obawiano się, i słusznie, że carscy dowódcy zechcą je rozlokować na przymusowy zimowy postój w pobliżu miasta. 100 tysięcy talarów wpłaconych do carskiej kasy skutecznie temu zapobiegło. Stworzyło jednak precedens. Co prawda, car, zapewniając gdańszczan o swojej łasce, zobowiązywał się na przyszłość nie obarczać miasta tego typu obciążeniami, a na osłodę obiecywał stworzyć liczne ułatwienia dla tutejszych kupców w handlu z Rosją, ale czas pokazał, że nie zamierzał dotrzymywać danego słowa. W jego głowie zaczął się rodzić nowy wojenny plan, w którym Gdańsk, port i twierdza, miały odegrać pierwszorzędną rolę. Władca Rosji doszedł bowiem do wniosku, że aby ostatecznie pokonać Karola XII i rozstrzygnąć losy wojny należy przenieść działania zbrojne na teren Szwecji, do Skanii.

Nie pytając nikogo o zdanie, Piotr wybrał Gdańsk na miejsce koncentracji sojuszniczych wojsk desantowych. Aby zbadać możliwości tutejszego portu, który w przyszłych działaniach wymierzonych przeciw Szwecji miał również spełniać rolę bazy floty rosyjskiej, car postanowił osobiście zawitać do Gdańska. Władze miasta, do których dotarły wieści o carskich projektach, były przerażone taką perspektywą. Wierzyły, że zdołają przekonać cara, aby zaniechał swoich planów. Feldmarszałek Borys Piotrowicz Szeremietiew, którego kwatera od pewnego czasu znajdowała się pod miastem, pozbawił Radę wszelkich złudzeń. W jego opinii decyzja cara była ostateczna.

 

W drodze na zachód

Wybierając się ponownie na zachód Europy Piotr zamierzał osobiście przekonać swoich sojuszników do planu bezpośredniego uderzenia na Szwecję. Carowi zależało na spotkaniach z królem Polski, Prus i Danii. Dodatkowym powodem, dla którego Piotr podjął podróż, było dotkliwie szwankujące zdrowie. Przed trudami kolejnej kampanii wojennej postanowił podratować je w jednym z niemieckich kurortów. Tym razem na miejsce leczenia wybrał Bad Pyrmont w Hanowerze, gdzie znajdowały się słynne źródła mineralne. Car, wysoki na dwa metry i niebywale silny, od pewnego czasu niedomagał. Prócz innych dolegliwości dokuczały mu nerki i wątroba. Wpływ na to miała niewątpliwie skłonność do alkoholu i mocno przyprawionych tłustych potraw, ale również rozliczne podróże, wytężona praca i stałe napięcie nerwowe. 27 stycznia 1716 roku wyruszył z Petersburga i podróżował bez pośpiechu. Na dłużej (13 do 18 lutego) zatrzymał się w Rydze, potem przez Lipawę, Memel, dotarł do Königsbergu. W tym ostatnim oglądał trzy w pełni wyposażone kaperskie statki przygotowywane do przyszłych działań przeciw Szwedom. Stamtąd, po wymianie koni, orszak rosyjskiego władcy ruszył w kierunku Gdańska.

W mieście od pewnego czasu trwały intensywne przygotowywania do przyjęcia dostojnego gościa i towarzyszących mu dostojników. Rada Miejska ustalała plan jego pobytu, który obejmował spotkania z władzami miasta, zwiedzanie jego zabytków i fortyfikacji, a także szereg imprez, które dziś nazwalibyśmy rozrywkowymi. Jednocześnie zarządzono przedsięwzięcie wszelkich środków bezpieczeństwa i całą załogę miejskiego garnizonu postawiono w stan gotowości bojowej, jakby miastu groziło wielkie niebezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne. Nie były to jednak poczynania na wyrost, na ulicach Gdańska od pewnego czasu dawało się zauważyć silne antyrosyjskie nastroje, związane z niemal stałą obecnością rosyjskiej armii na przedpolach miasta. Obawiano się wybuchu niechęci wobec cara i osób z jego najbliższego otoczenia.

Piotr przybył do Gdańska w mroźny poranek 29 lutego 1716 roku, W podróży towarzyszyła mu małżonka Katarzyna, starsza córka oraz liczna świta, składająca się głównie z wysokiej rangi wojskowych. Orszak rosyjskiego władcy poruszał się na saniach wzdłuż Wisły i zatrzymał się dość daleko poza linią umocnień miasta. Na postój wybrano podmiejską Gęsią Karczmę (Ganskrug), cieszącą się doskonałą opinią i wystarczająco dużą, aby pomieścić wszystkich znamienitych gości. Wzniesiono ją między miastem a Stogami, w pobliżu drogi na mierzeję, dziś znajduje się tu Most Siennicki. Tuż obok ze szkut rozładowywano zboże, stąd nazwa, która przylgnęła do tego miejsca – Przeróbka. Carska para kwaterowała w przygotowanym dla niej obszernym apartamencie.

W zaciszu Gęsiej Karczmy, w zapewniającym dyskrecję oddaleniu od miasta odbyła się potem znacząca większość narad wojennych, w których uczestniczyli najwyżsi rosyjscy dowódcy. Przed rozmowami z władzami Gdańska i królem Polski car chciał dokładnie zapoznać się z raportami swoich podwładnych, ich opinią, a także mapami miasta i okolic. Dzięki takiemu przygotowaniu wiedział zawsze, co chce zobaczyć w danym miejscu i nigdy nie tracił czasu na próżno. Był oburzony, dowiedziawszy się, że w porcie gdańskim stoją aktualnie cztery szwedzkie statki handlowe. Taka sytuacja była dla niego absolutnie niezrozumiała, nie zamierzał jej tolerować. Jego zdaniem Gdańsk musiał zająć jednoznaczne stanowisko w konflikcie.

1 marca Piotr wjechał przez udekorowaną chorągwiami Bramę Żuławską do miasta, Wydarzeniu temu towarzyszyła honorowa salwa i marszowa muzyka. Przybywał w asyście księcia Grigorija Dołgorukowa. Na powitanie niezwykłego gościa władze wystawiły wzdłuż Długich Ogrodów szpaler sześćdziesięciu żołnierzy miejskiego garnizonu. Car ubrany był skromnie, bez śladu przepychu, na głowie miał perukę, u jego boku, na skórzanym pasie zwisała szabla. Obserwatorzy zanotowali, że władca był mężczyzną w sile wieku (44 lata), dobrze zbudowanym, smukłym, oczy miał wielkie, a wzrok przenikliwy. Parę godzin później przybyła jego małżonka, Katarzyna, czarnowłosa i czarnooka. Choć po kilku porodach jej kształty nieco się zaokrągliły, wciąż uchodziła za piękność. Była młodsza od cara o osiem lat. Uwagę tłumów przykuwały klejnoty, jakimi przybrana była caryca. Jej karoca poruszała się wolniej od orszaku małżonka. Być może była brzemienna, syn Paweł urodził się 3 stycznia 1717 roku w Wesel, lecz zmarł wkrótce po porodzie.

Władca łaskawie przyjął delegację Rady. Zażądał od niej ośmiu pojazdów do czasu, dopóki jego karoce nie dotrą do miasta. Życzenie spełniono od ręki. Władze miejskie zaproponowały również carskiej parze godniejsze niż w Gęsiej Karczmie lokum i 3 marca car przeniósł się do przygotowanych kwater. Mieściły się one prawdopodobnie przy obecnych Nowych Ogrodach. Jako jedną z prawdopodobnych lokalizacji wskazywano przed wojną posesję należącą do Stowarzyszenia Sióstr Czerwonego Krzyża. Następnego dnia, w towarzystwie garstki osób ze świty, Piotr wyruszył konno na zwiedzanie Gdańska. Zatrzymał się na moście przy Zielonej Bramie. Z dużym zainteresowaniem spoglądał na statki stojące przy nabrzeżach, komentował ruch w porcie. Przejeżdżając obok Targu Rybnego dotarł do największej gdańskiej stoczni. Budowaniem okrętów interesował się od dawna, stanowiło to jedną z jego licznych pasji. Kiedy podczas pierwszej wielkiej wyprawy na zachód trafił do Holandii, pracował w stoczniach jako robotnik fizyczny. W gdańskiej stoczni bardzo uważnie przyglądał się wszystkiemu, obserwował doki i budowane tu okręty. Jednak na koniec stwierdził, że w Petersburgu stosowane są nowsze metody, w związku z czym konstrukcje tam powstające są znacznie trwalsze od tutejszych.

Zgodnie ze swym wieloletnim przyzwyczajeniem Piotr przez cały czas pobytu w Gdańsku budził się wcześnie – o czwartej lub piątej rano – i po obiedzie, który zwykł jadać o jedenastej, wyruszał na zwiedzanie miasta i okolic. Czasami jednak wybierał się na przejażdżkę skoro świt. Tak było 7 marca. Tego dnia wybrał się do prywatnej łaźni na Głównym Mieście, a następnie oglądał miejskie fortyfikacje. Piotr niezwykle rzadko korzystał z karety, wszędzie wyruszał konno, pozwalając, aby towarzyszyła mu jedynie nieliczna grupa bliskich doradców i przewodnik. Przez kilka godzin objeżdżał miejskie wały obronne, interesowała go artyleria, zwracał baczną uwagę na stan bastionów i ogólnie warunki obronne miasta. Zadawał też liczne pytania. Po powrocie przyjął na swoich kwaterach księcia kurlandzkiego, Fryderyka Wilhelma i wspomnianego już wojewodę, generała Jakuba Zygmunta Rybińskiego. Zjadł w Oliwie nieco spóźniony obiad. Po posiłku zajrzał do kościoła cysterskiego i pałacu opatów. W następnych dniach zwiedził sławne Gimnazjum Akademickie oraz Bibliotekę Miejską. Interesowały go również okoliczne kościoły.

 

Wizyta w Mariackim Kościele

9 marca Piotr z małżonką szczegółowo zwiedził imponujący Kościół Mariacki. Interesowało go wiele zgromadzonych tu zabytków, ale zachwycił jeden, szczególny. Był nim owiany legendą obraz Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”. Car był pod ogromnym wrażeniem dzieła, z uwagą wysłuchał opowieści pastora o tym, jak tryptyk trafił do Gdańska. Nikt wówczas nie przypuszczał, że kilka miesięcy później rosyjski władca będzie się starał pozyskać obraz do swojej kolekcji.

Z pobytem Piotra w Kościele Mariackim wiąże się zabawna anegdota, którą przytacza w swoich „Wspomnieniach” Joanna Schopenhauer. Kiedy cara zaproszono na niedzielne nabożeństwa do tej największej i najwspanialszej świątyni miasta dzień był chłodny, zimno w środku przenikliwe. Przed wejściem do kościoła, jak nakazuje obyczaj, Piotr zdjął swoją sobolową czapkę. Wprowadzono go do ławki radnych, która stanowiła rodzaj oszklonej loggii, a jej okna dawało się otwierać. Joanna napisała: „Zasiadł tam wielki cesarz, jego spojrzenie przesuwało się z podziwu godnego sklepienia – zda się – na nieprzeliczoną masę ludzką, następnie na organy, a z tych na kaznodzieję, którego przemówienia słuchał cierpliwie, choć zapewne słowa nie rozumiał”. Nabożeństwo protestanckie, choć nie tak długie jak prawosławne, przeciągało się, a tymczasem Piotr czuł, że marznie i dłużej tego nie wytrzyma. Cierpliwość nie była jego mocną stroną, pewnie zastanawiał się, co byłoby mniej niezręczne: nałożyć czapę czy opuścić kościół. Rozglądał się wokół szukając wyjścia z sytuacji, po czym „jednym rączym chwytem zdjął wielką perukę z głowy siedzącego za nim pierwszego burmistrza” i nałożył ją sobie na głowę. Można tylko wyobrazić sobie minę miejskiego dostojnika, od którego tak nagłe pożyczono nakrycie głowy. Piotr otulony obfitymi kędziorami, uczestniczył do końca we mszy, potem z uśmiechem i miłymi słowami podzięki zwrócił perukę właścicielowi.

Inna opowieść dotyczy zabawnej rywalizacji, do jakiej doszło między carem i burmistrzem podczas nabożeństwa. Zdarzyło się to, gdy kościelny, krążąc wśród zebranych, zaczął zbierać datki na tacę. Ponoć car i burmistrz wykładali monety po jednej na oparcie klęcznika, prześcigając się kto da więcej. Dwa stosiki rosły szybko w górę, kibice obu stron zachęcali darczyńców do hojności, w końcu jednak okazało się, że Piotr ma mniej monet niż burmistrz. Skrzywił się, ale na krótko. Kiedy kościelny zbliżył się do honorowej loggi, a burmistrz zrzucił monety na tacę, car z uśmiechem zgarnął swój stosik do kieszeni i powiedział: „Hojność bardzo łatwo może przejść w rozrzutność”. Wszyscy byli tym bardzo zaskoczeni.

Następnego dnia, przebywając w Ratuszu Głównego Miasta, ku zdziwieniu wszystkich rajców zgromadzonych w Wielkiej Sali Rady zwrócił się do nich po polsku. Przekonanie o nieuctwie władców ze wschodu miało w tej stronie świata pokutować jeszcze długo. Tymczasem wszechstronnie wykształcony car, w mniejszym lub większym stopniu, posługiwał się kilkoma językami. Można przypuszczać, że polski poznał dzięki swojej małżonce – Katarzynie. Caryca wywodziła się bowiem z zaściankowej szlachty, zamieszkałej na terenie obecnej Białorusi. Urodziła się w Śnipiszkach w katolickiej rodzinie Skowrońskich, na chrzcie dano jej imię Marta. Podczas wojny była służącą pastora szwedzkiego, potem stała się pokojówką i kochanką Szeremietiewa, następnie Mieńszykowa. Piotr zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i postanowił uczynić swoją towarzyszką życia. Dla niego przyjęła prawosławie i zmieniła nazwisko oraz imię. Jako Katarzyna Aleksiejewna Michajłowa, mając dwadzieścia osiem lat stanęła obok cara przed ołtarzem i została koronowana jako Katarzyna I.

Po rozmowach z władzami miasta car zwiedził wnętrza ratusza, przyglądając się zebranym tam dziełom sztuki. Szczególnie długo zatrzymał się przed obrazem ukazującym grunwaldzką wiktorię, jego uwagę przykuły przedstawione na nim postacie rycerzy rosyjskich oraz skośnookich Tatarów. Był zadowolony, że sojusz obu krajów – Polski i Rosji – ma tak długie i chwalebne korzenie. Bezpośrednio z ratusza monarcha przeszedł do sąsiadującej z nim apteki. Tam, stojąc w oknie, obserwował przejście konduktu pogrzebowego burmistrza gdańskiego, Fryderyka Gottlieba Engelcke. Ten niezwykle zasłużony dla miasta urzędnik (od 1698 roku ławnik sądu, od 1698 roku rajca miejski, burmistrz Gdańska i burgrabia królewski w latach 1707-1716) zmarł 23 lutego 1716 roku w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat.

 

Zbiory Gottwalda i teatr Kunsta

Podczas pobytu w Gdańsku zainteresowanie Piotra wzbudziły artystyczne i przyrodnicze zbiory zmarłego w 1700 roku antykwariusza, doktora medycyny Johanna Christophera Gottwalda, członka Austriackiej Akademii Przyrodniczej. Składały się na nie wyroby z ulubionej przez Gottwalda kości słoniowej, dzieła sztuki, szkielety rzadkich zwierząt, minerały, muszle i bogata biblioteka. W zbiorach wyróżniała się kolekcja bardzo rzadkich i cennym numizmatów. Car odkupił to wszystko od spadkobierców za 4 tysiące rubli (tj. 20 tysięcy talarów) i wysłał do Akademii Nauk w Petersburgu. W przyszłości ich opracowania naukowego podjął się Michał Łomonosow. W ślady władcy już niebawem poszli liczni znamienici Rosjanie, którzy często traktowali Gdańsk jako miejsce, gdzie można dokonać interesujących zakupów dzieł sztuki i książek. Jednym z nich był Wasyl Tatiszczew, uczony wielkiego formatu, autor pięciotomowej „Historii rosyjskiej”. Z polecenia Piotra prowadził nieustannie poszukiwania cennych książek na potrzeby swojej i carskiej biblioteki. Większość przekazywał do wspomnianej już Akademii Nauk. Kupował je w Berlinie, Szwecji i w Gdańsku. Był dobrym klientem, w antykwariatach i na aukcjach książkowych pozostawiał duże kwoty. W cieniu wielkich historycznych wydarzeń tworzyła się nowa rzeczywistość. Daleka, egzotyczna Rosja, do której naukowcy i artyści początkowo obawiali się przyjeżdżać, zaczynała ich wabić obietnicami interesujących wyzwań i znaczących dochodów.

W jednej z dziedzin sztuki gdańszczanie byli na wschodzie prawdziwymi prekursorami. Już w latach 1701-1702 aktor i lalkarz, Jan Spławski sprowadzał do rosyjskiej stolicy aktorów z Gdańska. Po Johanna Kunsta i jego słynną trupę wyprawiano się nad Motławę dwukrotnie, zanim zdołano przekonać artystów do przyjazdu do Moskwy. Na początku aktorzy występowali w domu Franciszka Leforta, w dzielnicy miasta nazywanej Niemiecką Słobodą, potem przenieśli się do budynku specjalnie dla nich wzniesionego przy placu Pięknym. Niebawem Kunst otrzymał od cara trudne zadanie. Miał nauczyć aktorskiego rzemiosła dwudziestu wybrańców, którymi były dzieci kupców i niższych urzędników dworskich. Po dwóch miesiącach, z końcem 1702 roku, na deskach nowego teatru wystawiono dwie drobne sztuki, w których zagrali świeżo upieczeni aktorzy. Niestety, po tak obiecującym wstępie przydarzył się fatalny finał. Śmierć Kunsta pozbawiła zespół energicznego menadżera, przedstawienia dawano coraz rzadziej, widownia świeciła pustkami. W 1707 roku teatr zamknięto.

 

Spotkanie władców

Historycy, głównie rosyjscy, często zastanawiali się, dlaczego Piotr, będący wyjątkowo niespokojnym duchem, tak długo przebywał w Gdańsku, spędził tu przecież z przerwami ponad dwa miesiące. W jakiejś części wyjaśniają to przygotowania do przyszłej kampanii, a także pora roku niezbyt łaskawa dla podróżujących. Okazuje się jednak, że wojskowe narady, które car zwoływał niemal codziennie, służyły także celom sięgającym znacznie dalej. Właśnie w Gdańsku, 10 kwietnia 1716 roku, car ostatecznie zatwierdził tekst przygotowywanego od długiego czasu kodeksu wojskowego (Woinskij ustaw). Postanowienia kodeksu, w całości ustalające charakter służby wojskowej, stanowiły owoc doświadczeń zdobytych w czasie wojny północnej i miały kardynalne znaczenie dla ukształtowania się przyszłej nowoczesnej rosyjskiej armii. Kodeks stanowił fundament, do którego odnosili się wszyscy późniejsi reformatorzy wojskowości w Rosji, z którego korzystali Suworow i Kutuzow. Komentarze do artykułów podkreślały szczególny charakter służby wojskowej, która stawała się podstawowym obowiązkiem każdego obywatela. Wprowadzano przysięgę wojskową. Mimo upływu kilku wieków niektóre punkty Piotrowej ustawy są obecne po dziś dzień w regulaminie wojskowym Rosji.

W Gdańsku odbyło się również spotkanie z egzotycznym posłem perskiego szacha. Było ono ukoronowaniem prowadzonych od wielu miesięcy starań, aby nawiązać ściślejsze kontakty z tym odległym krajem, który w planach Piotra odgrywał coraz ważniejszą rolę. Car od kilku lat wykazywał duże zainteresowanie rejonem Morza Kaspijskiego, możliwościami rozwinięcia tam handlu i uderzenia na odwiecznego wroga – Turcję. Kilka miesięcy wcześniej wysłał do Iranu specjalnego przedstawiciela A. E. Wlinskowa, którego obdarzył licznymi pełnomocnictwami.

Na początku kwietnia Piotr po raz kolejny zmienił miejsce zamieszkania. Tym razem przeniósł się do dwóch kamienic należących do bogatego farbiarza jedwabi, menonity van Eikena. Mieściły się one również za wałami miejskimi i kanałem Raduni, naprzeciwko Bramy Wyżynnej, w okolicy dzisiejszego Targu Rakowego. Oba domy połączono, przebijając między nimi drzwi. W tym samym miejscu zbudowano później hotel o nazwie „Zur Hoffnung” (Pod Nadzieją), gdzie jeszcze przed wojną pokazywano gościom ozdobne wrota, zachowane podobno z czasów wizyty Piotra I. Carscy dostojnicy i służba otrzymali kwatery w domach obok. W pobliżu umieszczono również silny oddział dwustu żołnierzy wybranych z miejskiego garnizonu. Mieli oni stanowić gwardię honorową władcy i dbać o jego bezpieczeństwo.

3 kwietnia 1716 roku na spotkanie z carem przybył do Gdańska oczekiwany od dawna August II Sas. Obaj sojusznicy nie mieli już do siebie takiego zaufania jak niegdyś. Król Polski i elektor Saksonii dobrze zdawał sobie sprawcę z faktu, że jego pozycja wśród przywódców koalicji antyszwedzkiej stała się marginalna, a kraj, którym rządził, spadł niemal do roli wasala Rosji. Dojechawszy do kwatery Piotra, August zsiadł z konia. Car wyszedł mu naprzeciw, po czym władcy teatralnie padli sobie w ramiona. To pierwsze spotkanie było krótkie, zaledwie półgodzinne. Monarchowie po uściskach wymienili zwyczajowe serdeczności i zapewniali się wzajemnie o radości, jaką napełnia ich spotkanie. Zaraz potem car powrócił do swej kwatery, a król wjechał przez Bramę Wyżynną do miasta. Powitanie, jakie Gdańsk mu zgotował było znacznie skromniejsze od tego z 1698 roku, gdyż władca nie spełnił pokładanych w nim nadziei miasta i kraju. August II rozlokował się w kamienicach przy Długim Targu 1-3. By przystosować mieszczańskie domy do potrzeb królewskiego dworu połączono je w jedną, obszerną i wygodną całość, godną monarchy rezydencję w samym centrum miasta.

Trzy dni później, 6 kwietnia, car popłynął łodzią do twierdzy w Wisłoujściu. Wiele słyszał o tej budowli i zamierzał osobiście sprawdzić, czy jest tak unikalna. Był wyraźnie zainteresowany możliwościami, jakie port gdański daje okrętom wojennym – czy w razie potrzeby będą mogły bezpiecznie pod osłoną twierdzy, niezagrożone ostrzałem wroga, spędzić zimę. Cały dzień wizytował tutejsze fortyfikacje, a komendant twierdzy i garnizonu podejmował go obiadem. Nazajutrz, już w towarzystwie polskiego króla, wybrał się do starej stoczni na Brabanku (rejon dzisiejszej ulicy Stara Stocznia). Rozmawiano o planowanych na przyszły rok działaniach i roli, jaką w kampanii 1717 roku miał odegrać Gdańsk. Władcy wspólnie uczestniczyli w wodowaniu statku na Motławie.

W tym czasie do Rady Miejskiej zaczęły docierać niepokojące doniesienia, niebawem potwierdzone przez stronę rosyjską. Mówiono, że Piotr uzyskał od polskiego władcy zgodę, aby w Gdańsku wyposażono i uzbrojono kilka statków kaperskich, które zamierzał w następnym roku wprowadzić do walki ze Szwecją. Przerażona taką perspektywą Rada podjęła rozpaczliwe zabiegi o odroczenie tej decyzji. Argumentowała, że aby wziąć na siebie takie zadanie, potrzebuje przyzwolenia gdańskich Ordynków, pruskiego sejmiku generalnego, a nawet Sejmu Rzeczpospolitej. W portowym, żyjącym z handlu mieście, dobrze zdawano sobie sprawę, że planowane działania zbrojne przeciw sąsiadowi zza morza, a zwłaszcza fakt stacjonowania w Gdańsku statków kaperskich, odbiją się niekorzystnie na kontaktach handlowych miasta i jego obrotach. Słusznie spodziewano się odwetu ze strony Szwecji.

Wszystko to powodowało, że panowała ponura atmosfera, z każdym dniem narastało niezadowolenie z powodu przedłużającej się wizyty kłopotliwego gościa, jego żądań i obecności rosyjskich oddziałów. Pozory uprzejmości nie zmyliły Piotra. Doskonale zdawał sobie sprawcę z nastrojów panujących w mieście, słyszał pomruki niezadowolenia i złośliwe komentarze, widział rzucane spode łba spojrzenia. Nie zamierzał się tym jednak przejmować. Czekając na rozwój sytuacji, w połowie miesiąca wyjechał do pobliskiego Sztutowa (Stutthofu).

 

W Sztutowie

W tym czasie Sztutowo było największym majątkiem ziemskim w posiadaniu Gdańska. W drugiej połowie XVIII wieku dzierżawił go aż do swej śmierci (3 marca 1798 roku) ojciec Joanny Schopenhauer, a wcześniej dzierżawiła go rodzina jej męża. Joanna znała doskonale to miejsce, lubiła tamte okolice i dość często tam przyjeżdżała. „Rodzice mieszkali w starym, ale wygodnym dworze, otoczonym rozległymi ogrodami, dwoma przestronnymi podwórcami i kilkoma budynkami gospodarczymi”. Sosnowy las ciągnął się wzdłuż brzegów Bałtyku. Była tu gorzelnia i mnogość ryb, w pobliżu wyrabiano z ikry jesiotrów kawior, co prawda nie tak dobry, jak rosyjski, ale zawsze. Trudno się dziwić, że Piotrowi spodobało się to miejsce.

Opowieść o pobycie cara pisarka usłyszała od starego, „więcej niż stuletniego” służącego, który był „zupełnie przy zdrowych zmysłach i nawet pamięć pozostała mu wierna”, zwłaszcza, gdy mówił o zdarzeniach bardzo odległych. Według tej relacji Piotr Wielki wraz z Katarzyną przybyli niespodziewanie późnym wieczorem do majątku. Postanowili przenocować. Car osobiście wybrał sobie sypialnię. Jego wybór padł na istniejący jeszcze w czasach Joanny niewielki pokój, w którym nie było pieca i komina. A na dworze było bardzo zimno. Stary pan Schopenhauer, bo on wtedy tu gospodarzył, naprędce starał się wymyślić jakiś sposób na ogrzanie pomieszczenia, aby zadowolić ważnych gości. Na szczęście, ściany pokoju nie były pokryte tapetami, a posadzka została wyłożona holenderskimi kaflami, co ułatwiło zrealizowanie pewnego pomysłu. Do pokoju przyniesiono beczułkę spirytusu, wylano ją na podłogę i zapalono. Car radośnie przyglądał się płomieniom u swoich stóp, a służba starała się przeszkodzić rozszerzeniu się ognia. Do tak wygrzanego pokoiku Piotr z małżonką udał się na spoczynek.

W Sztutowie car spędził kilka dni, po czym na powrót znalazł się w podgdańskiej Gęsiej Karczmie, gdzie mieszkał do końca swojej wizyty.

Podczas tej nieobecności rosyjskiego monarchy w mieście król Polski rozpoczął modlitwy. Ten nawrócony dla korony katolik całe dnie spędzał na nabożeństwach, bowiem od 8 do 11 kwietnia odbywały się najważniejsze uroczystości Wielkiego Tygodnia. August II odwiedził klasztor oliwski, na mszę rezurekcyjną udał się do Kaplicy Królewskiej.

 

Weselisko

Na czas pobytu cara w Gdańsku zaplanowano wielką uroczystość o międzynarodowym znaczeniu. 19 kwietnia 1716 roku Piotr I, monarcha Rosji, wyprawiał wesele swojej bratanicy Katarzyny Iwanowny z Karolem Leopoldem, księciem Meklemburgii i Schwerinu. Było to typowe małżeństwo z rozsądku, które zaplanowano przed paroma miesiącami w zaciszu tajnych gabinetów. Pan młody stawał na ślubnym kobiercu, mimo że z poprzednią żoną nie przeprowadził jeszcze formalnego rozwodu. Słynący z „nieprzyjemnego” charakteru książę gwarantował rosyjskiej księżniczce oraz całej towarzyszącej jej służbie zachowanie wyznawanej religii. Car zobowiązywał się dostarczyć posag i przygotować ślubną wyprawę. Jednym z jej elementów miał być jeszcze nieodbity z rąk szwedzkich Wismar. Towarzyszący Piotrowi dworzanin Nikita Iwanowicz Repnin zaraz po uroczystości został wysłany pod twierdzę, aby dopilnować jej przekazania Meklemburgii. Potwierdzone ślubem przymierze, znacznie umacniało pozycję Rosji w Niemczech. Uzyskiwała ona w Meklemburgii ważne zaplecze prowiantowe dla swych armii. Zresztą korzyść była obustronna. W zamian za magazyny dla armii rosyjskiej książę Karol otrzymywał od cara obietnicę, że bronić będzie jego władzy przed wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym.

Ślub w obrządku prawosławnym odbył się w wynajętym na tę okoliczność, prawdopodobnie wyróżniającym się wspaniałością, podmiejskim dworku ławnika Rajnolda Kölmera. Augustowi II przypadł szczególny zaszczyt, najpierw wiódł do ślubu pannę młodą, potem poprowadził orszak weselny z dworu do ogrodów pobliskiej gospody „Krumme Linde” (Garbata Lipa) przy ulicy Nowe Ogrody (w tym miejscu obecnie znajduje się szpital im. Mikołaja Kopernika). Tam podano obiad. Jej ówczesny właściciel, Johan Brounz, przygotował niewiarygodną ilość jedzenia: chleba, soli, kołaczy, kawioru, śledzi, szynek, kurcząt, zajęcy, sera, podrobów, ogórków, jajek, etc. etc. Szczególne miejsce przypadło trunkom: winom, piwu i miodom. W Auguście II car znalazł niegdyś szczególnie cenionego kompana zabaw. Obaj władcy prześcigali się w ilości wypitego wina i demonstracjach fizycznej siły. Ku uciesze zebranych biesiadników potrafili dokonywać rozmaitych sztuczek, na przykład zwijać w palcach srebrne talerze. Wśród zaproszonych na uroczystość weselną gości nie zabrakło również przedstawicieli władz miejskich, burmistrzów i ławników.

Zorganizowano wspaniałe fajerwerki. Obserwujący wystrzały byli zatrwożeni siłą i potężnym ogniem rac, lękano się nawet o bezpieczeństwo dzielnicy. Mówiło się, że kiedy pierwsza salwa artyleryjska na cześć nowożeńców wypadła zbyt blado, stryj panny młodej osobiście załadował działa. Nie było w tym nic dziwnego, Piotr ogromnie cenił sobie kunszt artyleryjski, niejeden raz obsługiwał baterie i czasami dla żartu kazał się tytułować „panem bombardirem”. Druga salwa zadowoliła cara. Była tak potężna, że w pobliskich domach wyleciały szyby. Upieczony wół, którego nafaszerowano drobiem i dziczyzną, był weselnym podarunkiem władcy Rosji dla gdańszczan, którzy przybyli tłumnie, aby uczestniczyć w niezwykłej uroczystości.

Dekadę po weselu uświetniło przyjęcie, które 29 kwietnia w swojej rezydencji przy Długim Targu wydał August II na cześć carskiej pary i nowo poślubionych. Car przyjechał konno, nieco wyprzedzając resztę gości, a jego małżonka wraz z młodą parą i damami dworu przybyli karocami. Król Polski nie szczędził środków, aby jak najlepiej wypaść przed władcą Rosji. Naprzeciwko ratusza odbyło się teatralne przedstawienie. Zanim rozpoczął się bal, miały miejsce prawdziwie jarmarczne rozrywki. Monarchowie przyglądali się jeźdźcom, którzy w galopie obcinali jednym cięciem szabli głowy żywym gęsiom. Na placach ustawiono karuzele, przy ulicy Ogarnej otworzyła swoje podwoje darmowa jadłodajnia. Tuż obok wkopano w ziemię wysoki pal, który wysmarowano tłuszczem. Był to stały element popularnych zabaw w mieście. Śmiałkowie mogli się starać zdjąć z jego szczytu atrakcyjne nagrody – odzież, obuwie, pewną kwotę pieniędzy lub butelkę wina.

Następnego dnia w towarzystwie kilku adiutantów Piotr nieoczekiwanie opuścił Gęsią Karczmę i ruszył co koń wyskoczy na północny wschód w kierunku Königsberga. Powodem wyjazdu był list, który dotarł do cara poprzedniego dnia, a w nim informacja, że licząca czterdzieści pięć okrętów rosyjska eskadra, dowodzona przez komandora w stopniu kapitana, porucznika G. Muchanowa, zacumowała w tamtejszym porcie. Piotr od dawna śledził jej rejs i teraz postanowił osobiście nadzorować wpłynięcie do Gdańska.

 

Trudne rozmowy

1 maja marszałek polny Borys Piotrowicz Szeremietiw przekazał Radzie żądania Piotra ujęte w pięciu podstawowych punktach. Dokument datowano na 17 kwietnia. Już we wstępie car zbijał argumenty gdańszczan, że aby przyjąć jego warunki potrzebują akceptacji sejmików, sejmu i króla. Rzeczpospolita jest w stanie wojny ze Szwecją – pisał – więc Gdańsk jako jej część, powinien w niej uczestniczyć. Groził, że w razie odrzucenia jego żądań wprowadzi wojska na kwaterunki do posiadłości wiejskich miasta, zastosuje przemoc i uzna miasto za wrogie.

Warunki, jakie stawiał, były twarde. Miasto miało zerwać wszelkie kontakty ze Szwecją oraz zgodzić się na kontrolę statków w Wisłoujściu przez rosyjskiego komisarza i jego dwunastu żołnierzy. Miało wyposażyć i utrzymać do końca wojny cztery statki kaperskie, uzbrojone w dwanaście armat i obsadzone 65-osobową załogą i pięćdziesięcioma żołnierzami, a członkami załóg mieli być rosyjscy oficerowie i marynarze. Dalej, miało zapłacić carowi 200 tysięcy reichstalarów w wypadku, gdy nie spełni punktu pierwszego, a jednocześnie zobowiązywało się, by zaopatrywać i opłacać wedle morskich zwyczajów skierowanych do miasta rosyjskich kaprów. I wreszcie, w razie potrzeby przewozu wojsk desantowych miało przekazać czasowo dwa-trzy okręty transportowe, które byłyby wykorzystywane do przerzucania armii rosyjskich w rejon działań wojennych.

Jeden z dokumentów carskich skierowany do gdańskich władz
Jeden z dokumentów carskich skierowany do gdańskich władz
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego w Gdańsku

Szeremietiew wyznaczył termin pisemnej odpowiedzi na ranek następnego dnia. Właściwie było to ultimatum. Gdańszczanie byli zrozpaczeni, szukali po mieście polskich wielmożów, w nadziei, że pomogą im w tej nadzwyczaj trudnej sytuacji. Mediacji z rosyjskim dowódcą podjęli się przebywający na miejscu komisarze królewscy – biskup warmiński Teodor Andrzej Potocki i podskarbi wielki koronny Jan Jerzy Przebendowski. I oni z delegatami rady – Krzysztofem Fischerem i Gotfrydem Bentzmannem – wybrali się następnego dnia do Szeremietiewa. Marszałek przyjął ich w towarzystwie kilku generałów rosyjskich w swojej kwaterze, lecz był nieugięty. Przesunął, co prawda, termin oczekiwania na odpowiedź, ale jednocześnie groził miastu użyciem znajdujących się pod jego komendą oddziałów.

Gdańszczanie pospieszyli szukać pomocy u swojego króla. Syndyk miejski w imieniu wszystkich mieszkańców we wyruszającej mowie zwrócił się do monarchy z błaganiem, aby wobec roszczeń cara stał się „tarczą i obroną” dla swoich poddanych. Królowi przedstawiono deklarację, w której miasto zaznaczało, że jest „nierozłączną częścią” Rzeczpospolitej i wobec tego nalega, aby sprawę roszczeń Piotrowych przedstawiono jak najrychlej stanom pruskim i Sejmowi Rzeczpospolitej. Przekonywano, że brakuje w mieście odpowiednich statków i ludzi, których żąda car, a zaangażowanie się miasta w wojnę przyniesie wszystkim więcej szkód niż pożytku.

August II z uwagą wysłuchał gdańszczan, zgodził się przekazać prośby Piotrowi i reprezentować ich interesy w przyszłych rozmowach z carem. Obiecał także, że nie opuści swoich poddanych do czasu wyjazdu rosyjskiego monarchy. Swoje wsparcie dla króla zdeklarowali biskupi kujawski i kurlandzki oraz poseł pruski – von Tellgewel.

Król dotrzymał słowa. Nie tylko skierował do Piotra argumenty gdańszczan, ale dodał własne, bardzo przekonujące. Podkreślił, że przychylenie się do żądań cara skomplikuje sytuację międzynarodową. Nie tylko skłóci sprzymierzeńców, ale również pomnoży liczbę sympatyków Szwecji w mieście. Król brał również poważnie pod uwagę możliwość lądowania Szwedów pod Gdańskiem. To wszystko – tłumaczył – doprowadzi do zubożenia Polski, której Gdańsk jest jedynym portem. Car z uwagą wysłuchał słów swojego sprzymierzeńca.

 

Ugoda

Kiedy 9 maja Piotr na czele rosyjskiej eskadry powrócił do Gdańska, doszło między nim a miastem do ugody. Podpisano deklarację, którą w pewnym stopniu można by nazwać kompromisową. Miasto godziło się na zerwanie wszelkich, także handlowych kontaktów z sąsiadem zza morza i umieszczenie w Gdańsku carskiego rezydenta. Król Polski, aby odwrócić od miasta niebezpieczeństwo zemsty ze strony Szwedów, obiecał wziąć pod własną banderę cztery statki kaperskie, które Gdańsk zobowiązywał się wyposażyć i utrzymywać. Rada była zmuszona zagwarantować rosyjskim okrętom bezpieczne schronienie w porcie gdańskim. Wyrażano nadzieję, że w przyszłości władca Rosji nie będzie już wysuwał wobec miasta żadnych pretensji finansowych. Gdańsk, dotąd prowadzący dość niezależną politykę i potrafiący w razie potrzeby jej bronić, zmuszony został do przyjęcia twardych warunków obcego władcy. Aż do kończącego zmagania wojny północnej pokoju w Nystadt w 1721 roku był operacyjną bazą floty rosyjskiej na Bałtyku.

Po osiągnięciu porozumienia z miastem Piotr postanowił ruszyć w dalszą podróż. Wiosna była piękna i należało przypuszczać, że po roztopach drogi wystarczająco obeschły. Kolejnym etapem miał być Szczecin. 11 maja rosyjski monarcha i jego małżonka, w towarzystwie Augusta II, wybrali się małą galerą w krótki, pożegnalny rejs. Przepłynęli Leniwką od Gęsiej Karczmy do miejsca zwanego Składy. Tam na kotwicy stała jego flota. Car przeprowadził inspekcję, a potem, uściskawszy polskiego króla, zszedł na ląd. Tu zajął miejsce w przygotowanym powozie. Orszak, nie śpiesząc się, podążał przez Wrzeszcz ku Oliwie. Razem z Piotrem opuszczała Gdańsk młoda książęca para, której car zamierzał towarzyszyć w jej podróży do Meklemburgii, tak daleko, jak to tylko możliwe. Po trzech tygodniach wspólnie dotarli do Szczecina, gdzie powitał ich król Prus – Fryderyk Wilhelm I z rodu Hohenzollernów.

27 maja 1716 roku, po wzmocnieniu załóg i zamustrowaniu żołnierzy oddziałów desantowych, wszystkie stacjonujące na Wiśle okręty rosyjskie podniosły kotwicę, aby w konwoju ochranianym przez duńską, sojuszniczą flotę wyruszyć na pełne morze w kierunku Meklemburgii. Następnego dnia wczesnym rankiem i bez uroczystego pożegnania opuścił Gdańsk król Polski, August II. Wyjeżdżał przez Bramę Żuławską, udając się do Malborka, stamtąd zaś po kilku dniach ruszył do Warszawy.

Wyraźne, na żądanie Piotra, opowiedzenie się Gdańska po jednej ze stron konfliktu już niebawem wywołało bolesne reperkusje. W wyniku odwetowych działań szwedzkiej floty wojennej skonfiskowano dziesięć gdańskich statków handlowych. Wartość utraconych jednostek i ich ładunku była znaczna. Oszacowano ją na ponad 538 tysiące florenów. Tylko jeden z nich, 50-łasztowy galiot „Biały gołąb”, został w 1717 roku wykupiony z rąk szwedzkich przez właściciela. Poważne straty ponieśli ci gdańscy kupcy, którzy mimo zakazu handlu z sąsiadem zza morza utrzymywali kontakty za pośrednictwem pruskich portów – Piławy i Królewca. Niezwykle aktywni w ostatnich latach wojny kaprowie rosyjscy zajęli kilka ich okrętów.

Od kwietnia 1717 do kwietnia 1720 roku redę gdańskiego portu patrolowały rosyjskie okręty wojenne (od dwóch do pięciu, pod dowództwem Frantza Villebois). Starannej kontroli poddawano nie tylko okręty miejscowe, ale również statki handlowe pływające pod neutralną banderą, na przykład holenderską lub angielską. Kapitanowie podejrzewani o prowadzenie handlu ze Szwecją byli przesłuchiwani i zatrzymywani, konfiskowano ich towary. Zajęcie w połowie 1717 roku angielskiej fregaty, która przybyła do gdańskiego portu z ładunkiem szwedzkiego żelaza, o mały włos nie doprowadziło do regularnej bitwy morskiej. Poinformowana bowiem o zdarzeniu, znajdująca się na Bałtyku, eskadra angielska admirała Norrisa postanowiła interweniować w sprawie swojego rodaka. Niespodziewanie pojawiła się na redzie, rozpędzając rosyjskie okręty i wzbudzając panikę wśród żołnierzy pilnujących w Sopocie wojskowych magazynów. Dopiero interwencja władz miejskich zdołała załagodzić konflikt i doprowadzić do porozumienia.

We wrześniu 1719 roku na Zatokę Gdańską wpłynęły szwedzkie okręty wojenne dowodzone przez kontradmirała Feiffa. W ten sposób, przez bezpośrednią interwencję, cierpiąca na brak zboża Szwecja zamierzała usunąć blokujących port Rosjan. Rosyjskie okręty obawiały się przyjąć bitwę i zmierzyć z doświadczonym, licznym wrogiem. Po wymianie strzałów wycofały się w pobliże wyspy Ostrów. Tam mogły czuć się bezpiecznie, bowiem Szwedzi, z powodu zbyt dużego zanurzenia, nie byli w stanie kontynuować pościgu. Rosjanie, korzystając z wygód gdańskiego portu, spędzili tu całą zimę. Opuścili zatokę wiosną, a dokładniej w marcu 1720 roku.

 

W dzień św. Mikołaja

Piotr nie zapomniał o podpisanym w Gdańsku porozumieniu. W czerwcu 1717 roku wysłał z Paryża list, który przekazał Radzie za pośrednictwem Dołgorukiego. Przypominał w nim miastu o niezrealizowanych zobowiązaniach, oskarżał o konszachty ze Szwedami i obrazę cara oraz dostojników z jego najbliższego otoczenia podczas ostatniej wizyty. Napisał, że nie uznaje miasta za część składową Rzeczpospolitej, ale za jawnego przyjaciela Szwecji i jeżeli wstrzymuje się przed bezpośrednią interwencją zbrojną, to robi to tylko ze względu na króla polskiego, który jest jego sojusznikiem. Po tym nieco przydługim wstępie zażądał tytułem odszkodowania 500 tysięcy bitych talarów.

August II był szczerze oburzony, kiedy poinformowano go o żądaniach rosyjskiego monarchy. Zaprotestował przez swojego posła w Petersburgu, szambelana Jana Adolfa Lossa. ,,To niespotykane między sprzymierzeńcami” – pisał, nalegając, by car zrezygnował ze swoich roszczeń. Osamotniony Gdańsk zdecydował się jednak podjąć rozmowy z przedstawicielem Piotra, księciem Dołgorukim. Trudne pertraktacje trwały do września. Właśnie je zakończono, gdy 29 września 1717 roku, w dzień św. Mikołaja, car ponownie zjawił się w okolicach miasta. Monarcha wracał do Rosji ze swojej drugiej, trwającej od zeszłego roku, wielkiej wędrówki po Europie, w trakcie której odwiedził Francję, Danię, Holandię oraz Niemcy. Sprzymierzeńcy nie byli zainteresowani planami bezpośredniego uderzenia na Szwecję, a to sprawiło, że władca Rosji był bardziej skłonny do ustępstw wobec Gdańska. Nie mógł jednak zapomnieć przykrości, jakie go tu spotkały. Dowiedziawszy się, że gdańszczanie, aby go ujrzeć, ustawili się wzdłuż drogi wiodącej z Wrzeszcza, postanowił objechać miasto szerokim łukiem. Za Oliwą przesiadł się do pojazdu księcia Dołgorukowa i wzgórzami morenowymi dotarł do jego kwatery, która prawdopodobnie mieściła się w oruńskiej karczmie „Harmonia” (rejon Szkoły Muzycznej przy ulicy Gościnnej). Konferując ze swoim wiernym doradcą, zabawił tam do wieczora i dopiero wtedy przejechał Długim Targiem i Długimi Ogrodami, zmierzając ku gościnnej Gęsiej Karczmie. Tam zatrzymał się na nocleg.

30 września 1717 roku, pod presją wojsk rosyjskich rozmieszczonych na Żuławach, podpisano kolejną ugodę. W znacznej części nawiązywała ona do ubiegłorocznych, niespełnionych ustaleń. Władze miasta obiecywały karać obywateli utrzymujących kontakty z wrogą Szwecją, wyposażyć trzy fregaty kaperskie, przyjąć rosyjskiego rezydenta i zapłacić 140 tysięcy talarów, w trzech ratach w ciągu piętnastu miesięcy. Car zobowiązał się do wycofania swoich wojsk z posiadłości wiejskich Gdańska, do ochrony miasta i włączenia jego postulatów do przyszłego, kończącego wojnę traktatu pokojowego. Kupcom gdańskim zagwarantowano liczne udogodnienia w handlu z Petersburgiem i innymi rosyjskimi portami na Bałtyku.

Następnego dnia do cara dołączyła jego ukochana małżonka, Katarzyna. W „Żurnale ili podiennom zapiskie” znajduje się notatka: „21 września (2 październik) rano, o godzinie szóstej Ich Wysokości wyjechali z Gdańska i po przebyciu 5 mil obiadowali w Sztutowie. Stamtąd, na pokładzie przygotowanej specjalnie w tym miejscu galery, ruszyli Wisłą, a potem Zalewem Wiślanym. Po przebyciu czterech mil rozłożyli się na nocleg w jednej z przybrzeżnych wiosek”. Zmierzali do Königsbergu. Razem z carem Gdańsk opuszczał lekarz, syn miejskiego kancelisty, Daniel Messerschmidt. Piotr zwrócił na niego uwagę podczas poprzedniej wizyty. Teraz zaproponował mu wyjazd do Petersburga. Messerschmidt został kierownikiem ekspedycji badawczej, która w 1720 roku wyruszyła na daleką północ, na niezbadane dotąd rejony Syberii. Plon kilkuletnich badań był niezwykłe obfity i cenny, obejmował nie tylko obserwacje geograficzne, przyrodnicze, geologiczne i meteorologiczne, ale także dotyczące etnografii.

Wkrótce po wyjeździe władcy Rosji kniaź Grigorij Dołgoruki, doświadczony dyplomata i zaufany Piotra, zaproponował Radzie, aby podarowała carowi tryptyk Memlinga jako wyraz wdzięczności za szczęśliwe zakończenie trudnych pertraktacji. W swoim liście wyraził przekonanie, że luteranom nie powinno nastręczać szczególnej trudności rozstanie z obrazem, wszak wedle ich nauki jest on doskonałym przykładem zwalczanego przez Pismo bałwochwalstwa. Rada była oburzona tą propozycją. 8 października kniaź otrzymał jej odpowiedź. Była jednoznaczna: „zuchwałością byłoby sprzedawać lub darować rzecz, przed trzystu laty Kościołowi Mariackiemu poświęconą i pozostającą w jego spokojnym władaniu”. Po takiej ripoście Piotr nigdy więcej do tematu obrazu nie powrócił. Nie na próżno rezydujący w Gdańsku konsul francuski zauważył kiedyś: „Rosjanie uważają, że rządzą wszędzie tam, gdzie się przypadkiem znaleźli, udając, że wszystko, na co natrafiają, należy do nich i mają prawo zachowywać się tak, jak im się podoba” (30 czerwca 1717, list do Louisa Aleksandre'a de Bourbon, hrabiego Tuluzy).

 

Zakończenie

Ratyfikowana przez obie strony, 1 października 1717 roku, umowa gdańsko-rosyjska miała zostać potwierdzona przez króla polskiego. Piotr nie spodziewał się trudności z jego strony, a jednak August II, nie mogąc bezpośrednio odmówić, udawał, że musi najpierw wysłuchać woli sejmu. W ten sposób król i miasto wspólnie starali się odwlec wszelkie wiążące decyzje. Taktyka grania na zwłokę okazała się w tym przypadku niezwykle skuteczna. Car na próżno, jeszcze w 1718 roku, domagał się od Gdańska wykonania powziętych zobowiązań. Chociaż więc w gdańskich stoczniach zbudowano trzy lub cztery „carskie” fregaty, miasto nigdy nie wypuściło ich w morze.

Udział w wojnie północnej miał przynieść Rzeczpospolitej liczne korzyści, wśród których wymienia się najczęściej odzyskanie do niczego nam niepotrzebnych Inflant. Stało się jednak inaczej. Przyzwyczajeni do odgrywania znaczącej roli w Europie, pamiętający jeszcze niedawną wiedeńską wiktorię, zostaliśmy dotkliwie upokorzeni i sponiewierani, staliśmy się popychadłem dla sąsiednich mocarstw i w rzeczywistości zaakceptowaliśmy na jakiś czas taką rolę. August II, wiążąc się skierowanym przeciwko Szwecji sojuszem z Danią i Rosją, sprowadził na Rzeczpospolitą obce wojska, które traktowały ją jak ziemię niczyją, idealne, bo równe pole walki. Tu rozegrać się miała większość bitew tej wojny. Zniszczenia były ogromne i choć koniec końców koalicja zdołała pokonać Szwecję, w wypadku Polski trudno było uznać ten wysiłek za opłacalny. Wygrywając, przegraliśmy, nie pierwszy i nie ostatni raz w naszej historii.

Najwięcej korzyści wyniosła oczywiście Rosja, której władca zdobył hurtem Inflanty, Estonię i Ingrię, nadbałtyckie prowincje pozostające w rękach Szwecji. Odtąd Rosja staje się przodującym krajem Europy północno-wschodniej, z jej wolą będzie się musiała liczyć cała Europa. W 1721 roku Piotr postanowił w szczególny sposób uczcić zwycięstwo w dwudziestoletnich zmaganiach – przyjął tytuł imperatora, cesarza Wszech Rosji. Nowa potęga wymagała nowych, imponujących tytułów.

 

Waldemar Borzestowski

 

Wykorzystano:

Halina Drużyłowska, „Piotr Wielki w Gdańsku” oraz „Historia Piotrowego Domu”, Kalendarz Gdański 1993/1994;

„Wiestnik Russkoj Kolonii”, styczeń 1930;

Andrzej Romanow, „Emigracja rosyjska w Wolnym Mieście Gdańsku 1920-1939”;

Joanna Schopenhauer, „Gdańskie wspomnienia młodości”, Ossolineum 1959, przekład Tadeusza Kruszyńskiego;

„Pochodnyj żurnal 1695-1724”, Moskwa 1997;

  1. B. Krietinin, „Pruskie marszruty Pietra”, Kaliningrad 1996.

 

Tłumaczenia (poza wskazanymi) z języka niemieckiego Natalia Borzestowska,

z języka rosyjskiego Waldemar Borzestowski

 

Pierwodruk: „30 Dni” 1/2003