Co pchnęło niemieckiego marynarza, weterana wojny światowej do tak desperackiego i niebezpiecznego czynu? Co sprawiło, że nie zważając na trudną, zimową pogodę i niebezpieczeństwa morskiej podróży zabrał żonę z trójką dzieci i grupę żydowskiej młodzieży, by – jako zbieg – uda się do odległej Palestyny? Spróbujmy przyjrzeć się nieco bliżej tej ciekawej postaci.
Gustav Pietsch urodził się 15 września 1893 roku w niewielkiej miejscowości Bellin nad Zatoką Szczecińską na Pomorzu Przednim. W latach I wojny światowej ukończył szczecińską szkołę morską, uzyskując patent kapitański oraz służył jako oficer na bałtyckim trałowcu. W latach 1918-1919 pracował w służbie nadzoru portu w Gdańsku. I to z tym miastem związał całe swoje międzywojenne życie, tym bardziej, że w roku 1918 poślubił Gertrudę Benke, córkę rybaka z Jelitkowa i osiadł w jej rodzinnym domu przy Dorfstrasse 18 (dziś ulica Bałtycka). Tu też przyszła na świat trójka ich dzieci: Heinz (ur. 1919), Karl (1920) i Ursula (1922). Do roku 1933 Gustav służył na statkach hadlowych i rybackich, często miesiącami będąc poza domem. W samym tylko roku 1932 – jako kapitan trawlera „Berta Pagel” – zostawił Gertrudę z trójką małych dzieci na całych siedem miesięcy. No, cóż taki to odwieczny los marynarskich żon...
Podczas częstych i długotrwałych nieobecności męża cały ciężar utrzymania domu spoczywał na barkach Gertrudy. Mimo wcale nie najniższych zarobków Gustawa (wypłacanych jednak nieregularnie przez agentów armatorów, u których był zatrudniony) w domu przy Dorfstrasse nie przelewało się. Potrzeby dorastających dzieci były coraz większe, Gertruda musiała więc podejmować dodatkowe zajęcia. Zatrudniała się przy wyrobie i reperowaniu sieci rybackich oraz szyciu żagli, a podczas wakacji wynajmowała letnikom pokoje w swoim domu w pobliżu plaży.
Krótkie momenty spędzane w Gdańsku Gustav Pietsch poświęcał coraz częściej na ożywioną działalność polityczną i społeczną. Był członkiem i aktywnym działaczem Niemieckiego Związku Oficerów Floty oraz Związku Niemieckich Oficerów Frontowych (Gertruda działała w kobiecej sekcji tego związku). Sympatyzował również z działającą na terenie Wolnego Miasta Partią Niemiecko-Narodową, która w sejmach gdańskich wszystkich kadencji miała swoich licznych przedstawicieli (w latach 1920-1927 posiadała nawet w Volkstagu zdecydowaną, stabilną większość).
Zatrzymać nazistów
Był zdecydowanym zwolennikiem niemieckich idei narodowych oraz zaprzysięgłym wrogiem nazistów. Gdy w roku 1932, po powrocie z wielomiesięcznego rejsu, stwierdził, że Związek Oficerów Frontowych zamierza włączyć się do NSDAP postanowił wraz z grupą kombatantów wystąpić z organizacji i działać na własną rękę. Często pojawiał się na wiecach i zebraniach narodowców, gdzie wygłaszał płomienne przemówienia skierowane wprost przeciw nazistom i ich zamiarom całkowitego przejęcia władzy w Wolnym Mieście.
Wystąpienia Pietscha nie uszły oczywiście uwadze gdańskich hitlerowców. Jeszcze przed rokiem 1933 Gustawa dosięgały liczne represje, coraz bardziej brunatnych, władz. Wielokrotnie był aresztowany, kilkakrotnie pobity przez „nieznanych sprawców”, raz nawet wypchnięty z pędzącego tramwaju (spędził wówczas kilka tygodni w szpitalu, lecząc połamane żebra).
W roku 1935 antynazistowska działalność kapitana Pietscha przyniosła pewne, niewielkie, ale widoczne rezultaty. Gustav, wraz z grupą oddanych sprawie kombatantów, postanowił zatrzymać nazistów w ich drodze do pełni władzy w Wolnym Mieście. Włączyli się więc aktywnie w kampanię przed wyborami do Sejmu 7 kwietnia 1935. Organizowali wiece i spotkania przedwyborcze, rozpoczęli wydawanie własnego pisma pt. „Feldrauer Alarm!”, które ukazywało prawdziwe oblicze hitlerowców. Kombatantom z grupy Pietscha chodziło wówczas o to, by NSDAP nie zdobyła w gdańskim Sejmie większości konstytucyjnej, która pozwoliłaby nazistom na dowolną zmianę – demokratycznej przecież – konstytucji.
Reakcje władz hitlerowskich były natychmiastowe i skuteczne: konfiskata numerów pisma, ulotek przedwyborczych, napady na zebrania i wiece, prewencyjne aresztowania. Ostatecznie, 12 marca 1935 pismo wydawane przez Pietscha zostało zamknięte, głównie z powodu fragmentu artykułu „Frontkampfer oder Parteisoldat?”, w którym Gustav pisał: „przyzwoitych ludzi tej partii [NSDAP – MA] jej propagandyści, nie wzdrygając się przed niczym, nazywają politycznymi wrogami, którzy znajdują się na drodze do likwidacji. Przypomnijmy więc nazwiska generała v. Schleichera, v. Kahra, Hausmanna, Gregora Strassera [niemieccy generałowie i politycy zamordowani przez SS podczas „nocy długich noży” 30 czerwca 1934 roku – MA] i wielu innych. W świetle powszechnie znanych wydarzeń ukazuje się teraz prawdziwe oblicze narodowego socjalizmu”.
Uzasadniając decyzję Senatu, Willibald Wiercinski-Kaiser, senator spraw wewnętrznych, pisał, że treść biuletynu gdańskich kombatantów „składa się od początku do końca z nadmiernego szczucia przeciw narodowemu socjalizmowi” i wniosek o rewizję decyzji senackiej odrzucił, jako bezzasadny.
Mimo szykan, represji i konfiskat, mimo tego, że na listę Pietscha głosowały zaledwie 373 osoby (co dało 0,16 procenta oddanych głosów), cel postawiony sobie przez kombatantów został osiągnięty: NSDAP nie zdobyła w gdańskim Volkstagu większości konstytucyjnej, czyli dwóch trzecich głosów, gdańska konstytucja została więc na jakiś czas uratowana.
Po przytłaczającym zwycięstwie nazistów w wyborach do Volkstagu (uzyskali 43 miejsca w 72-miejscowej izbie) kombatanci Pietscha i niedobitki Partii Niemiecko-Narodowej nie zaprzestali swojej walki politycznej. Choć po wyborach kwietniowych, represje i napady stały się jeszcze brutalniejsze, nadal odbywały się zebrania polityczne i wiece. Często za cenę przelanej krwi.
Wojna w Domu św. Józefa
Do brutalnej napaści bojówek hitlerowskich na opozycyjny wiec doszło, między innymi, 12 czerwca 1936 w Domu św. Józefa przy Topfergasse (ulica Garncarska). Podczas zebrania członków i sympatyków Partii Niemiecko-Narodowej doszło do krwawych rozruchów spowodowanych napaścią nazistowskiej bojówki, poturbowanych zostało kilkadziesiąt osób (wśród biorących udział w zebraniu były również kobiety i dzieci), w tym kilkanaście poważnie, jedna osoba – hitlerowski napastnik – zmarła. Jak podawał specjalny komunikat Prezydium Policji „doszło do rękoczynów w większych rozmiarach. (...) uczestnicy zebrania bili się wzajemnie pałkami gumowemi, kolkami, ręcznemi granatami ćwiczebnemi z drzewa, kuflami do piwa itd., przyczem kilka osób doznało po części poważnego okaleczenia”.
Oficjalny komunikat nie podaje jednak kto był inicjatorem tumultu. Takich specjalnych względów dla napastników nie miała „Gazeta Gdańska”, która relacjonowała zdarzenie:
„Zebranie nacjonalistów niemieckich, w którem wzięli tłumnie udział członkowie tej partji, zapełniając szczelnie salę, zakończono odśpiewaniem jednej zwrotki narodowego hymnu niemieckiego, poczem uczestnicy zebrania skierowali się do wyjścia. W chwili, gdy czoło opuszczających salę znalazło się na parterze (sala mieści się na pierwszym piętrze) zaatakowane zostało przez grupę, złożoną z kilkunastu młodych mężczyzn, uzbrojonych w pałki gumowe, kastety i ćwiczebne granaty ręczne. Grupa ta wtargnęła na klatkę schodową od strony ulicy. Równocześnie rezerwa tej grupy zasypywała z ulicy gradem kamieni okna sali, wybijając w nich wszystkie szyby. Trzecia grupa napastników wtargnęła w tym samym czasie na salę przez toaletę męską restauracji, połączonej ze salą. Do toalety dostała się ta grupa dachem. Natarcie wszystkich trzech grup nastąpiło jednocześnie, wywołując panikę wśród uczestników zebrania, którym odcięto wszystkie drogi odwrotu.
Masakra, podczas której rozgrywały się sceny dantejskie (w zebraniu wzięła udział duża ilość starców i kobiet) trwała przez kilkanaście minut, dając w wyniku około 50 osób mniej lub więcej rannych. Rozumie się, że ten i ów z napadniętych usiłował się bronić to też nic dziwnego, że wśród rannych znaleźli się i napastnicy. Jeden z nich, nazwiskiem Guenther Deskowski, członek hitlerowskiego oddziału szturmowego, zmarł wkrótce po przewiezieniu go do szpitala.
Po zjawieniu się policji na miejscu masakry, napastnicy szybko ulotnili się, porzucając rannych towarzyszy. Osoby ciężej ranne opatrzyli zawezwani lekarze. Lżej rannymi zaopiekowały się rodziny, wobec czego trudno ustalić ścisłą cyfrę osób rannych podczas bójki.
Wkrótce po zaprowadzeniu jakiego takiego porządku przez policję, na ul. Topfergasse wmaszerował z antyżydowską pieśnią na ustach umundurowany oddział hitlerowski, złożony z kilkudziesięciu osób, który następnie przeszedł przyległymi ulicami, uprzyjemniając sobie marsz głośnym śpiewem pieśni bojowych. Prawdopodobnie ten sam oddział obsadził potem chodniki uliczne, spędzając przechodniów na jezdnię” („Gazeta Gdańska” nr 135,15 VI 1936).
Po awanturze w Domu św. Józefa (Pietsch przemawiał na wiecu wspólnie z niemiecko-narodowymi posłami) w wielu miejscach Gdańska dochodziło w sobotę i niedzielę (13 i 14 czerwca) do napaści hitlerowskich bojówek na Polaków. Spowodowało to ostre interwencje Komisarza RP u Prezydenta Senatu. Jednak nie ostudziło to nastrojów w mieście. Przez następne dni dochodziło do coraz bardziej brutalnych napaści nazistów na Polaków oraz ludzi, którzy nie pozdrawiali hitlerowskich sztandarów. Bojówki nazistów napadały również na zebrania organizacji opozycyjnych. Po ponownej interwencji Komisarza RP odwiedził go osobiście Prezydent Senatu Arthur Greiser zapewniając, że napaści wkrótce się skończą. Podobną zapowiedź dał jeden z czołowych przywódców NSDAP, który wyraził i ubolewanie z powodu napadów i powiedział, że członkowie SA i NSDAP mają zakaz atakowania Polaków (hitlerowskim władzom Gdańska zależało jeszcze na dobrych stosunkach z Polską). 22 czerwca, decyzją Prezydium Policji, wprowadzono zakaz wszelkich zgromadzeń (również w lokalach zamkniętych) „w trosce o ład i porządek w Wolnym Mieście”.
Następnego dnia po krwawych rozruchach przy Garncarskiej władze gdańskie pokazały, w jaki sposób zamierzają rozwiązywać konflikty polityczne. „Gazeta Gdańska” donosiła: „w sobotę [13 czerwca – MA] wieczorem odbyć się miało w hotelu Mascotte w Oliwie zebranie opozycjonistów, zwołane przez kapitana Pietscha. Na zebranie przybyli również członkowie partji rządzącej, którzy wszczęli awanturę, wobec czego policja polityczna rozwiązała zebranie. Kapitan Pietsch udał się po rozwiązaniu zebrania do położonej na parterze restauracji, gdzie został zaczepiony. Policja nie widziała innego sposobu zaprowadzenia porządku, jak przez zamknięcie P. i jego zwolenników w areszcie policyjnym – dla ich własnego bezpieczeństwa (!?)”.
Sprawę „bitwy w Domu św. Józefa” zakończył wielki, manifestacyjny pogrzeb Deskowskiego, hitlerowskiego bojówkarza, który zginął w bójce. W pogrzebie wziął udział szef sztabu głównego SA Rzeszy, Lutze, hitlerowscy urzędnicy i posłowie, funkcjonariusze senaccy. Na gmachach senackich spuszczono hitlerowskie flagi do pół masztu, a pracowników senackich zwolniono z pracy, by mogli wziąć udział w pogrzebie, w szkołach odbyły się specjalne apele poświęcone „bohaterowi”. „Gazeta Gdańska” nie omieszkała – z pewną dozą ironii - poinformować, że „dzięki pięknej pogodzie konduktowi żałobnemu przyglądały się liczne rzesze mieszkańców Gdańska”.
Dla Pietschów nastały wówczas ciężkie czasy: Gustav miał kłopoty ze znalezieniem stałej pracy, represje dotknęły również Gertrudy, która straciła zajęcie przy sieciach i żaglach, synowie w niemieckiej szkole doświadczali codziennych szykan. By związać koniec z końcem Gertruda otworzyła w Oliwie niewielki sklep spożywczy, a Gustav, z pomocnikiem Ernstem Preussem, łowił dorsze w Zatoce Gdańskiej (również na wodach terytorialnych Polski).
Przyjaciel Żydów
Jednak i tę kruchą egzystencję trudno było uratować. Na sklep Gertrudy często napadały bojówki hitlerowskie, wybijano szyby, malowano obraźliwe napisy: „Zdrajcy”, „Sprzedawczyki”, „Żydowskie pachołki”, przed wejściem ustawiały się pikiety szturmowców wzywających kupujących do bojkotu „przyjaciół Żydów”. Naziści nie zapomnieli Pietschowi tego, że w roku 1935, wraz ze stupięćdziesięcioosobową grupą kombatantów, ochraniał modlących się w Wielkiej Synagodze gdańskiej Żydów, którzy zebrali się w świątyni przy Reitbahn, by uczcić pamięć niemieckich, żydowskich żołnierzy, którzy zginęli podczas wojny światowej. Na to zgromadzenie modlitewne hitlerowcy planowali napad – udaremniła go akcja Pietscha i jego towarzyszy.
W roku 1935 władze Gdańska, bez podania przyczyn, cofnęły Gertrudzie zezwolenie na prowadzenie sklepu.
Na początku 1937 roku Gustav otrzymał propozycję pracy w żydowskiej szkole rybackiej w Gdyni. Powołał ją do życia Związek „Zebulon”, syjonistyczne stowarzyszenie, „dla przysposobienia emigrantów Żydów w Polsce do pracy w zawodach związanych z morzem w Palestynie, (...) ostatecznym celem przeszkolenia fachowego wychowanków (...) jest przysposobienie takowych do emigracji do Palestyny, aby zasobni w wiedzę teoretyczną i praktyczną zdatni byli po odpowiednim przygotowaniu do pracy w zawodach związanych z morzem w ogóle i rybołówstwem w Palestynie w szczególe” [pisownia oryginalna – MA].
W styczniu 1937 roku „Zebulon” przekazał, „dla łaskawej wiadomości”, Urzędowi Rybackiemu w Gdyni „wytyczne linje programu prac w prowadzonej pod kierownictwem p. kapitana Gustawa Pietscha szkoły rybackiej”. Do jego obowiązków należały: „wszelkie prace praktyczne połączone z poznaniem morza w dziedzinie rybołówstwa i żeglarstwa; poznanie podstawowych zasad nauki o nawigacji; elementarne zasady biologji, zoologji i fauny morskiej; nauka o motorach i silnikach parowych; zasady metereologji; zasady międzynarodowego ruchu nawigacyjnego; prowadzenie dziennika okrętowego; wiadomości z dziedziny ubezpieczeniowej; kursy języka angielskiego; elementarne podstawy budowy łódek i statków handlowych; wiadomości gospodarcze z dziedziny handlu i przemysłu rybackiego; transport i konserwacja produktów połowów; wiadomości z dziedziny ratownictwa na morzu; nauka o połowach, począwszy od połowów przybrzeżnych aż do połowów dalekomorskich”. Dużo, jak na jednego niemieckiego kapitana.
Gustav włączył się w budowanie szkoły i późniejsze jej prowadzenie – jak to było w jego charakterze – bardzo aktywnie. Nie dość, że kilka razy w tygodniu przyjeżdżał do Gdyni, by szkolić młodych „chaluzim” (hebr: pionierzy, osadnicy budujący w Palestynie podstawy państwa żydowskiego), to jeszcze oddał do dyspozycji szkoły swój kuter rybacki. Jak wspominał w roku 1960 jeden z jego uczniów, „praca w szkole żydowskiej w Gdyni przynosiła niewielkie dochody, a Pietsch dokładał do interesu; gdy w szkole brakowało żywności dla uczniów kapitan wraz ze swoimi towarzyszami i sąsiadami dostarczał im »tradycyjną« niemiecką grochówkę”. Oprócz pracy w szkole Gustav trenował w żydowskim klubie sportowym „Bar Kochba” grupę wioślarzy.
Praca w Gdyni nie należała bez wątpienia do łatwych, doświadczony marynarz, oficer i kapitan żeglugi wielkiej miał bowiem do czynienia z ludźmi bez jakiegokolwiek doświadczenia morskiego. Dochodziło więc również do sytuacji takich, jak ta, opisana przez gdyński „Kurier Bałtycki” w grudniu 1938 roku: „Adepci kursu przygotowują się z zapałem do przyszłej misji pionierskiej w Palestynie. Wprawdzie przyszli rybacy są w chwili obecnej kiepskimi żeglarzami i podczas jednej z wypraw na zatokę zawieruszyli się wraz z kutrem do tego stopnia, że stroskani o ich los i całość kutra opiekunowie wysłać musieli ekspedycję ratunkową, która pochłonęła aż 800 zł, jednak (...) protektorzy kursu nie tracą nadziei, że uda się im należycie przygotować młodych Żydów do przyszłej pracy w Palestynie”.
Mimo dużych trudności w żydowskiej szkole rybackiej w Kamiennej Górze przeprowadzono trzy pełne kursy szkoleniowe, które ukończyło ponad pięćdziesięciu adeptów. Część z nich jeszcze przed wybuchem wojny zakładała podwaliny pod przemysł rybacki w Palestynie.
Źrubek i inni
Polityka, od której Gustav uciekał z Gdańska dogoniła go również w – wydawałoby się – spokojnej Gdyni. Już w kwietniu 1937 roku znalazł się, trochę przez przypadek, w samym sercu zdarzeń, które przeszły do historii, jako „likwidacja gdyńskiego sztabu komunistycznego” lub inaczej: „sprawa Źrubek i inni”.
„Władze bezpieczeństwa, stwierdziwszy, że przygotowania na dzień l maja są obliczone wyłącznie na sianie fermentu w świecie pracowniczym Gdyni – postanowiły »czerwonym towarzyszom« w zarodku udaremnić ich niecne zamiary. Przed paru dniami [od 9 kwietnia 1937 – MA] policja gdyńska przeprowadziła wielką obławę między wszystkimi osobnikami podejrzanymi na naszym terenie o działalność wywrotową. Obława ta, trwająca prawie trzy dni, dała wręcz sensacyjne rezultaty – przytrzymano ogółem 114 osób, z pośród których, po skrupulatnym dochodzeniu i długich badaniach – 21 osadzono w więzieniu, a nad 5 roztoczono dozór policyjny. (...) »Czystka« przeprowadzona przez władze bezpieczeństwa pomiędzy miejscowym elementem wywrotowym, przyczyni się zapewne do uspokojenia umysłów w gdyńskim świecie robotniczym, który zresztą i sam, gdy trzeba było, potrafił reagować, dając mącicielom odpowiednią odprawę” („Kurier Bałtycki” nr 9,18 IV1937).
Gustav Pietsch miał nieszczęście być w złym miejscu o złej porze. Wieczorem, 9 kwietnia 1937 roku, przebywał wraz z grupą znajomych w mieszkaniu Leona Komorowskiego, również wykładowcy szkoły rybackiej, w willi „Zosieńka” przy ulicy Sędzickiego 22. O godzinie 21.15 do mieszkania wkroczyli funkcjonariusze policji z III Komisariatu w Gdyni pod dowództwem starszego posterunkowego Leona Wojtalewicza „w celu odnalezienia dowodów działalności antypaństwowej”. U wszystkich zastanych w mieszkaniu osób (Izaak Kleinbaum, Izaak Rozenberg, Józef Rotsach – wszyscy z Warszawy, Gustav Pietsch i oczywiście gospodarz) „dokonano rewizji osobistej pod czas której (...) u Pietscha Gustawa znaleziono korespondencję niemiecką, którą również spakowano do osobnej koperty. (...) Ulotków ani bibuły komunistycznej nie ujawniono. Wszystkich doprowadzono” (z „Zapiska urzędowego” sporządzonego przez st. post. Wojtalewicza, w zbiorach APG w Gdyni).
Kilka dni później, podczas „rozpytania podejrzanego”, Komorowski zeznawał, że „Pietsch Gustaw jest również płatnym instruktorem »Zebulonu«, jednocześnie jest Kierownikiem szkoły rybackiej i wykładowcą. Pietsch jest obywatelem W M. Gdańska i mieszka stale w Gdańsku, a do Gdyni przyjeżdża kilka razy w tygodniu. Pietscha bliżej nie znam, jedynie znam go tylko jako kierownika i wykładowcę w »Zebulon«”.
Szczęśliwie dla uczestników spotkania w „Zosieńce” wszystko skończyło się na strachu i niedogodnościach kilkudniowego przebywania w gdyńskim areszcie. Inni „czerwoni towarzysze” ze sprawy Źrubka zostali wydaleni z Gdyni lub otrzymali kilkuletnie wyroki więzienia (jako zdecydowani prowodyrzy i osoby już karane za działalność komunistyczną).
Z Glettkau do Glettkau
Wprowadzenie w Gdańsku rasistowskich „ustaw norymberskich”, nasilające się brutalne represje wobec gdańskich Żydów, Polaków, opozycjonistów nie pozostawiały złudzeń co do przyszłości. Gustav, za pomocą Agencji Żydowskiej, szukał możliwości osiedlenia się i pracy w Palestynie. W październiku 1938 roku otrzymał pismo od doktora Heinza Wydry z departamentu morskiego Agencji informujące, że Pietschowi i jego rodzinie udzielono zezwolenia na pobyt w Palestynie na jeden rok, poinformowano go również, że ma tam organizować dostawy sprzętu i materiałów do produkcji statków, a także do produkcji sieci i żagli. Mimo takich gwarancji kapitan Pietsch nie mógł liczyć na legalny wyjazd z Gdańska. Pozostała ucieczka.
W Wigilię 1938 roku rodzina Pietschów przedostała się do Gdańska (obaj synowie Gertrudy i Gustawa już od kilku miesięcy uczyli się w żydowskim gimnazjum w Gdyni) wraz z grupą kursantów „Zebulonu”, którzy również nie mogli liczyć na legalny wyjazd do Palestyny. Najprawdopodobniej łodzią Gustawa podpłynęli do burty duńskiego frachtowca. Mimo mrozu (tego dnia temperatura w Gdańsku wynosiła minus 6 stopni Celsjusza i wiał lekki, północno-wschodni, wiatr) reda i port w Gdańsku wolne były od lodu, więc żegluga drewnianą łodzią rybacką nie sprawiłaby wytrawnemu marynarzowi żadnych trudności. Ss. „Frankrig” wychodząc w morze miał więc pod pokładem ładunek węgla i grupę nielegalnych uciekinierów. Dla młodych rybaków ze szkoły „Zebulonu” była to jedyna droga ratunku, a kapitan Pietsch, przez wielu historyków porównywany do Oskara Schindlera, tym, który uratował życie swoich żydowskich uczniów.
Cały majątek rodziny został w Gdańsku i Gdyni. W Erec Izrael, Ziemi Izraela, trzeba było zaczynać wszystko od początku. Wspólnie ze swoimi dawnymi uczniami, którzy już przebywali w Palestynie i grupą, z którą przyjechał, Gustav założył rybacki kibuc Neve Jam niedaleko wsi Atlit. Pod jego kierunkiem kibucnicy zbudowali dwa pierwsze kutry rybackie, które posłużyły nie tylko do połowu ryb, ale również szkolenia następnych rybaków.
Po l września 1939 roku historia ponownie upomniała się o niemieckiego kapitana. Jako „obywateli wrogiego państwa” (Palestyna pozostawała wówczas pod protektoratem Wielkiej Brytanii) Gustava, Karla i Heiza Anglicy umieścili w obozie internowania pod Akko. Gertruda wraz z córką przebywała w areszcie domowym w Hajfie, tam też przeszła kolejny już atak serca. W lutym 1940 roku Gustawowi pozwolono na osiedlenie się w Tel Awiwie, jednak bez prawa pracy. Zakaz ten zdjęty został dopiero w roku 1946.
Położenie rodziny Pietschów poprawiło się w roku 1948 po powstaniu państwa Izrael. Wielu byłych uczniów kapitana z żydowskiej szkoły rybackiej w Gdyni objęło wówczas wysokie stanowiska w instytucjach morskich i rybackich Izraela. Nie zapomnieli o swoim nauczycielu. Gustav został wysłany do Eilatu nad Morzem Czerwonym, gdzie stanął na czele firmy „Hamaszbir” produkującej mączkę rybną. W latach 1952-1953 był dyrektorem budowy portu w Eilacie, później kapitanem portu, a pod koniec lat pięćdziesiątych „kapitanem-ekspertem” w Eilacie.
Klimat Izraela nie służył jednak małżonkom (Gertruda przeszła kolejny atak serca), w roku 1958 postanowili więc wrócić do Niemiec. Osiedli w Berlinie (Karl i Heinz pozostali w Izraelu, otrzymali obywatelstwo kraju, a z czasem zaczęli robić karierę w izraelskiej marynarce wojennej), w ubogiej dzielnicy Neu Köln, w ciemnym, jednopokojowym mieszkaniu „bez wygód”, utrzymywali się jedynie z niewielkiej pomocy socjalnej.
W roku 1960 niemiecki dziennikarz, który poznał Gustava Pietscha i jego historię w Eilacie, wystosował do Senatu Berlina wniosek o przyznanie małżonkom Pietsch tytułu „Zapomnianych bohaterów”, który nadawano ludziom walczącym z nazizmem. Senat wniosek zatwierdził i l lutego 1961 roku Gertruda i Gustav Pietsch otrzymali z rąk burmistrza Berlina honorowy dyplom. Zaraz potem jednak powrócili do Izraela. W jednym z wywiadów Gustav mówił wówczas, że jest rozczarowany Niemcami, bo „zbyt mało robi się tu, by wirus nazizmu zlikwidować raz na zawsze”.
Po krótkim pobycie u synów w Tel Awiwie małżonkowie wyjechali do Australii, dokąd przeniosła się ich córka Ursula. Oboje zmarli w roku 1975. Jak pisał w rosyjskojęzycznym, ukazującym się w Berlinie, żydowskim tygodniku „Jewriejskaja Gazieta” Jewgienij Bierkowicz: „o dalekiej ojczyźnie przypominała im jedynie nazwa farmy – Glettkau (Jelitkowo) – na pamiątkę rybackiej wioski niedaleko Danzig, znanego dziś jako polski Gdańsk”.
Mieczysław Abramowicz
Pierwodruk: „30 Dni” 1/2007