„Dawne przedmieście za Motławą” wyraźnie nie przypadło do gustu uczonemu Krakauerowi. Bo rzeczywiście, w porównaniu z innymi ulicami i dzielnicami Gdańska, Długie Ogrody czyli Langgarten nie prezentowały się zbyt okazale. Była to typowa przedmiejska ulica bez wspaniałych budowli i bogatych kamienic. Chociaż na swój sposób dla Gdańska ważna. To tu, bowiem, na Długich Ogrodach mieściły się liczne warsztaty powroźników wyrabiających liny dla nieodległego portu, to tu pletli maty chroniące towary na statkach gdańscy matnicy. Ale to również tędy wkraczały do Gdańska obce wojska i z terenu pobliskich Żuław ostrzeliwały miasto.
Profesorowi Uniwersytetu Jagiellońskiego nie spodobała się ulica w latach osiemdziesiątych XIX wieku. Gdyby mógł ją obejrzeć pół wieku później zapewne podobnie by psioczył. Chociaż trudno zgodzić się z Tarnowskim, że przy Długich Ogrodach nie było nic „do widzenia”.
Między bramami
Langgarten z obu swoich końców zamknięta jest bramami miejskimi. Wypadałoby raczej powiedzieć, że to półtorej bramy jedynie ogranicza Długie Ogrody, bowiem Brama Stągiewna, u wrót której ulica rozpoczyna swój bieg Mostem Stągiewnym, nigdy nie została ukończona. Z drugiego krańca ciąg ulicy zamyka Brama Żuławska, zbudowana w 1628 roku przez Jana Strakowskiego.
W początku lat trzydziestych XX wieku Długie Ogrody są ulicą ruchliwą i gwarną. Środkiem jezdni biegną tory tramwajowe dwóch linii: „trójki” – z Thornscherweg (ulica Toruńska) przez Weidengasse (Łąkowa), Langgarten, Milchkannengasse (Stągiewna), Langer Markt (Długi Targ), Langgasse (Długa), Kohlenmarkt (Targ Węglowy) do Dworca Głównego oraz „czwórki” – od dworca kolei wąskotorowej przy Bastionie Lew i dalej, jak „trójka”, do Dworca Głównego. Mimo, że ulica jest w miarę szeroka, tramwaje z trudem poruszają się wśród licznych już wtedy samochodów i wozów konnych. Szczególnie w tych chwilach, gdy spragnieni łatwej rozrywki gdańszczanie spieszą do teatru rewiowego „Scala”.
Kino-varieté – mordobicie
Obszerny, drewniany budynek teatru (z początku ochrzczony dostojnym imieniem Wiłhelm-Theater) wybudowano w drugiej połowie XIX wieku na nieco oddalonej od ciągu Długich Ogrodów parceli nr 31. Główna część teatru mieściła na parterze – obok pomieszczeń dla artystów i kawiarni – obszerną restaurację, pełniącą też funkcje widowni teatralnej lub czasami kinowej. Duża sala (o wymiarach 30 na 18 metrów) mogła pomieścić około 550 osób, a boczne balkony i galerie dodatkowo dalszych 460. Scena nie była zbyt duża (około dziewięciu metrów głębokości), ale nie przeszkadzało to, by średnioobsadowe zespoły mogły się tu prezentować. A czego tam nie pokazywano! W latach trzydziestych pojawiały się, na przykład, kilkakrotnie „słynne w całej Europie” zespoły liliputów, których występy cała prasa gdańska szczegółowo omawiała. Być może to one właśnie stały się inspiracją dla Güntera Grassa?
W roku 1932 przez dwa miesiące występował w „Scali” „znany wielu jeszcze z Rosji” zespół Żydowskiego Teatru Artystycznego Jakowa Żytomierskiego. Co prawda – jak pisał recenzent – „było to zgromadzenie taniochy i beztalencia”, ale przecież wielka publiczność – nie tylko żydowska i rosyjska – waliła do Varieté „Scala”, by obejrzeć „Dzieci ulicy” lub „sensacyjną operetkę warszawską »Oj, eto malczik«”, w której aż skrzyło się od „tłustych” dowcipów i powiedzonek.
W „Scali” występowali też liczni artyści z Niemiec: iluzjoniści, połykacze ognia, „najsilniejsi ludzie świata” czy „niewiasty w jednej połowie”. Z czasem zawitali tu również bokserzy, którzy ku uciesze raczących się piwem widzów okładali się po zębach. Bywało, że rozgrzani kibice między sobą rozstrzygali spory o słuszność werdyktów sędziowskich, o czym z niesmakiem donosiły kroniki policyjne gdańskich gazet.
Wielka polityka
Jednak Długie Ogrody lat trzydziestych XX wielu były też miejscem dużo poważniejszych działań. Po przeciwnej stronie niż „Scala” (prawa strona, patrząc w kierunku Głównego Miasta), nad budynkiem z numerem 74 powiewał czerwony sztandar ojczyzny światowego komunizmu. W XVIII-wiecznym pałacu mieścił się Konsulat Generalny Rosji Sowieckiej. Zresztą budynek od początku swego istnienia był własnością rosyjską; wybudowano go w roku 1768 dla rosyjskiego konsula.
Rosja od dawna była mocno obecna w Gdańsku. Względy polityczne i gospodarcze nakazywały, by również Związek Sowiecki miał tu swoją silna reprezentację. Tym bardziej, że po I wojnie światowej, a szczególnie po rewolucji bolszewickiej Gdańsk stał się jednym z silniejszych ośrodków walczących z nową władzą Rosji. Zawsze liczna kolonia rosyjska w Gdańsku wzmocniła się byłymi jeńcami rosyjskimi, którzy pozostali w mieście i świeżej daty uciekinierami. W Wolnym Mieście Gdańsku swoje ekspozytury mieli przedstawiciele monarchistów (których pełnomocnikiem był generał Głazenapp), zwolennicy rządu admirała Kołczaka, kadeci, w końcu trockiści i mieńszewicy. Gdańsk był tyglem rosyjskiej polityki.
W roku 1919 w konsulacie przy Langgarten 74 zainstalowało się Przedstawicielstwo Wszechrosyjskiego Rządu adm. Aleksandra Kołczaka. Budynek był centrum antysowieckiej opozycji aż do roku 1926, kiedy to wprowadzili się na Długie Ogrody przedstawiciele władzy robotniczo-włościańskiej. Wraz z ekspozyturą Kołczaka z budynku musiała uciekać na Heilige-Geist-Gasse 80 (ulica Św. Ducha), istniejąca tu do 1768 roku, prawosławna kaplica św. Mikołaja.
Ekspozytury sowieckie w Gdańsku nie były zbyt liczne. W roku 1933 było zaledwie dziewięcioro oficjalnych przedstawicieli i pracowników Generalnego Konsulatu. Szefem placówki był dr Ignacy Kalina, który do pomocy miał vice-konsula Piotra Plume i sekretarza Grigorija Jagrina. Liczniejsze było oficjalne Przedstawicielstwo Handlowe – trzem urzędnikom z Rosji towarzyszyli: łotewski księgowy Karl Freymann i dwie obywatelki Rzeczpospolitej (czyżby oddelegowane przez polską „dwójkę”?), Felicja Milawska (stenotypistka) i Łucja Zawlańska (sprzątaczka).
Ulica międzynarodowa
Kilka domów za gdańskim terytorium Związku Sowieckiego, pod numerem 80, znajdował się niewielki fragment terytorium Polski. Mieściła się tam, ceniona nie tylko wśród gdańskich Polaków, szkoła handlowa Macierzy Szkolnej. Wcześniej było tu wojskowe kasyno dla żołnierzy z pobliskich koszar. Później budynek kupił łódzki przedsiębiorca Edward Heiman-Jarecki, by w roku 1926 ofiarować go Macierzy Szkolnej. We wrześniu tego roku otwarto tu dwuletnią Wyższą Szkołę Handlową, której dyrektorem został, przybyły z Krakowa, Marian Seredyński. Do szkoły przyjmowano uczniów po szóstej klasie gimnazjalnej lub absolwentów trzyletniej szkoły handlowej niższego stopnia. Placówka Seredyńskiego – oczko w głowie gdańskiej Polonii – kształciła samodzielnych pracowników, którzy znajdowali później zatrudnienie w polskich bankach, przedsiębiorstwach handlowych, spedycyjnych, towarzystwach ubezpieczeniowych. Przez kilka lat swojej działalności polska Wyższa Szkoła Handlowa przy Langgarten wykształciła wielu poszukiwanych fachowców, którzy zasilali tworzącą się powoli polską klasę średnia w Gdańsku.
Osiem numerów dalej w kierunku Motławy znajdował się Dom Misyjny „Jerusalem”, Irlandzki Kościół Prezbiteriański i niewielki sklepik z książkami misyjnymi. Zarządzali całością i nawracali zbłąkane owieczki dwaj kaznodzieje: Paul Neumann i Paul Rad. Trudno dziś ocenić ich misyjne sukcesy. Być może jednak były one zauważalne i istotne, bowiem prezbiterianie prowadzili swoją misje w miejscu szczęśliwym i pomyślnym dla trudnych zadań. To tu w roku 1718, w ogrodzie botanicznym doktora Jakuba Kleina, wyhodowano drzewo kakaowe, którego owoce – jak pisał Marian Pelczar w swojej monografii „Polski Gdańsk” z roku 1947 – „podziwiali monarchowie państw Europy”.
Siedziba na jedną noc
Wróćmy jednak do Tarnowskiego. Znajduje on przecież na Długich Ogrodach „coś do widzenia”. Jest to „Gouvernementshaus” pod numerami 88/89. W czasie, gdy nasz uczony Krakauer przemierzał Langgarten znajdował się tu obszerny pałac zbudowany w latach 1751-1760 na rezydencję marszałka królewskiego, starosty grudziądzkiego Jerzego Wandalina Mniszcha, który spędził w nim podobno tylko jedną noc. Po rozbiorach w pałacu mieściła się pruska komendantura wojskowa, w czasach napoleońskich – komenda miasta. To tu rezydował podczas pobytu w Gdańsku w roku 1810 minister wojny Księstwa Warszawskiego, książę Józef Poniatowski. Później do pałacu powrócił pruski komendant miasta i urzędował w nim aż do roku 1905, kiedy to budynek rozebrano. Do dziś zachowały się jedynie w gdańskim Muzeum Narodowym dwie rzeźby z bramy wjazdowej pałacu dłuta Jana Henryka Meissnera.
Zobaczmy jednak, co o Pałacu Mniszcha opowiada Stanisław Tarnowski: „Dom wojskowego komendanta miasta? Cóż ten może kogo obchodzić? Ale dom, w którym podczas oblężenia mieszkał, z którego uciekał Leszczyński, ten obchodzić może, a to podobno ten sam. Inni mówią wprawdzie, że to marszałek Mniszech zbudował go dla siebie na to, by w całym swoim życiu tylko jednę noc w nim przepędzić. (…) Dom jest bardzo ładny, postawiony między dziedzińcem a ogrodem, zbudowany w skrzydła, bez piętra, w oknach i ozdobach ma tak wyraźną cechę końca XVII lub początków XVIII wieku, że istotnie trudno odnieść go do czasów późniejszych i do Mniszcha. Wierzymy, że w nim mieszkał Leszczyński” (cyt. za: Irena Fabiani-Madeyska, „Odwiedziny Gdańska w XIX wieku”, Gdańsk 1957). Król Stanisław Leszczyński nigdy jednak nie był w pałacu przy Długich Ogrodach. Krakowski uczony uległ czarowi niezbyt mądrych podań i plotek, które łączyły się z rezydencja grudziądzkiego starosty.
Pałac był stale obecny w świadomości gdańszczan, nawet wtedy, gdy już nie istniał. Do tego stopnia, że jego wizerunkiem opatrzono w roku 1923 banknot o nominale miliona marek. Znalazł się on w obiegu 18 września, by już po miesiącu tak stracić na wartości, że koniecznym stało się pospieszne wycofanie go i zastąpienie kolejnymi, w których z dnia na dzień przybywało zer.
Historyczny początek...
Na dobrą sprawę Długie Ogrody zaczęły się od wybudowania w 1387 roku niewielkiego szpitala i przytułku dla starców z kaplica pod wezwaniem św. Barbary. W XV wieku istniał tu już kościół murowany i parafia. Liczne pożary i późniejsze odbudowy zmieniały świątynię. Trwała ona jednak wraz z przykościelnym szpitalem nieprzerwanie. I to ją w roku 1881 oglądał w czasie renowacji Tarnowski.
... i nowoczesny koniec
Ci z mieszkańców Gdańska, którzy w latach trzydziestych XX wieku nie gustowali w niskiej sztuce Varieté „Scala” mogli szukać rozrywki w innym miejscu Langgarten. Pod numerem 105 mieściło się bowiem kino „Capitol-Film-Buhne” Waltera Eisenstaedta, w którym codziennie wieczorami można było oglądać celuloidowy świat. Repertuar „Capitolu” nie odbiegał znacznie od tego, który prezentowany był w innych kinach Wolnego Miasta. Jedynie nieco później trafiały tu filmy po swoich gdańskich premierach w czołowych Lichtspielen. Ale nie przeszkadzało to Eisenstaedtowi w pomyślnym prowadzenie interesu przez wiele lat. W końcu miał swoją wierną publiczność „ogrodową”. Może nawet Stanisław Tarnowski dałby się skusić na odrobinę niewinnej rozrywki w „Capitolu”?
Mieczysław Abramowicz
Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 2/1997