PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Jeszcze o skacie na dachu

Jeszcze o skacie na dachu
Dzięki wyobraźni Pawła Huelle załączone zdjęcie otrzymało literacką anegdotę (tekst „Skacik pod znakiem Raubego?”). Nieznane postaci ożyły za sprawą przypisanej im rozmowy, także aury miejsca i czasu.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Nie zmienia to faktu, że kłopotliwy w odczytaniu napis na odwrocie wzbudzał zaciekawienie. Może dlatego, że cha­rakter pisma nie poddawał się nieprawnemu oku, a może dlatego, że w łatwiejszych miejscach zdawał się zapowiadać dokładność w określeniu uwiecznionej na zdjęciu sceny.

I udało się. Pani Helena Kowalska z Muzeum Narodowego odczytała i przetłumaczyła interesujący nas zapis. Wysłu­chaliśmy również uwag pana profesora Jerzego Sawickiego. Ostatecznie można chyba przyjąć, że brzmienie notatki na odwrocie zdjęcia jest następujące:

Notatka na odwrocie zdjęcia
Notatka na odwrocie zdjęcia
Fot. Zbiory BG PAN

„Skat na dachu

Zdjęcie B. Sturmhöfela

Narożny dom Świętojańskiej i Lawen­dowej, gdzie dawniej była piekarnia Zochera.

Od strony widza po prawej drugi jest piekarz Zocher, obok jako trzeci „Wuj”, obydwaj z Torgau, znający się od lat młodzieńczych. Pierwszy (po prawej) sąsiad z ulicy Świętojańskiej, całkiem po lewej pan Reetz (?), teść córki Zochera.

Od pani Zocher i pani Reetz otrzyma­ne w darze (prezencie) 16/5 1928”.

Jednak poznanie treści notatki spowo­dowało, że pojawiły się nowe pytania. Nie wiemy, kto został obdarowany przez panią Zocher i panią Reetz. I zapewne nie dowiemy się, kto 16 maja 1928 roku wszedł w posiadanie tego nastrojowego zdjęcia. Słuszna natomiast wydaje się być uwaga profesora Sawickiego, że wyrażenie „narożny dom Świętojańskiej i Lawendowej” trzeba traktować jako ogólne określenie miejsca, gdyż dom ten nosił numer l i był – jak sprawdził pan profesor – własnością gminy przy parafii katolickiej, co wyklucza­ło raczej, by mieściła się w nim piekarnia Zochera. Patrząc na zdjęcie i na to, co widzimy po drugiej stronie ulicy Lawen­dowej, można zakładać, że jest to dom pod numerem 2/3, a wiec nieco oddalony od skrzyżowania.

Można również snuć domysły, kiedy zrobione zostało zdjęcie. Profesor Sawicki sądzi, że mogło być wykonane znacznie wcześniej niżby to wynikało z daty ofiarowania nieznanej nam osobie. I rzeczywiście, są w notatce ślady świadczące o tym, że ktoś kto ją pisał miał kłopoty z czasem lub pa­mięcią. Jednym z tych śladów jest znak zapytania po nazwisku pana Reetza. Jeśli zdjęcie przekazała w darze pani Reetz, to można by sądzić, że osoba obdarowana nie po­winna mieć kłopotu z identyfikacją pana Reetza. Ale mogło też być tak, że zdjęcie zostało podarowane komuś kto był bli­żej zaprzyjaźniony z panią Zocher, a pani Reetz tylko grzecznościowo wspomniana została jako ofiarodawczyni. Wtedy piszący mógł lepiej rozpoznawać osoby związane z panią Zocher, a gorzej z panią Reetz.

Jest jeszcze drugi moment, który sy­gnalizować może, że między wykonaniem zdjęcia, a sporządzeniem notatki upłynął jakiś czas. Drugi grający od prawej to piekarz Zocher, ale sam dom opisany jest jako ten, w którym dawniej była piekarnia Zochera. Albo więc w momencie pisania notatki piekarnia już nie istniała, bo pan Zocher umarł lub przeszedł na emerytu­rę, albo pan Zocher przeniósł ją w inne miejsce. Pierwsza sytuacja wskazywałaby, że musiał upłynąć jakiś czas między zrobie­niem fotografii a pisaniem notatki, druga nie zakłada takiej konieczności, ale po­wstaje pytanie, dlaczego dom ciągle był określany jako dawna piekarnia Zochera.

Na dachu przy Lawendowej
Na dachu przy Lawendowej
Fot. Zbiory BG PAN

Można jeszcze założyć, że czas upłynął nie tyle między wykonaniem zdjęcia i sporządzeniem notatki, ale między podaro­waniem zdjęcia, a pisaniem notatki. Ktoś np. porządkował swoje fotografie i opisy­wał z pamięci związane z nimi okoliczno­ściami. A pamięć bywa zawodna, więc nie wszystko dawało się dokładnie odtworzyć. Tylko, jeśli tak było, dlaczego tak dokład­nie zapamiętał dzień, w którym to zdjęcie otrzymał, tj. 16 maja 1928 roku?

Dzięki pani Helenie Kowalskiej uzy­skaliśmy też trochę informacji o autorze zdjęcia. Maksymilian Bernhard Sturmhöfel urodził się w Gdańsku 12 października 1853 roku. Malarstwo studiował w Akade­mii Berlińskiej w latach 1871-1874 w pracow­ni Juliusza Schradera. Swoje życie związał z Gdańskiem, raz na krótko wyjechał do Norwegii. Należał do związku artystów Verein Danziger Künstler in der Peinkammer. Malował przede wszystkim obrazy o tema­tyce rodzajowej, czasem portrety. Ulubio­nym tematem jego pasteli i akwareli były zabytki, ulice, zaułki, kościoły i okolice Gdańska. Podarował miastu duży olejny obraz o tematyce historycznej „Uwięzie­nie Konrada Leczkowa przez Krzyżaków”. W zbiorach Muzeum Narodowego znajdu­je się jego obraz „Dziecięcy plac zabaw”, pokazany wcześniej na wystawie zorganizowanej przez wspominany już związek artystów (wyceniono go wówczas na 600 marek). Wystawa miała miejsce w lutym 1904 roku w refektorium klasztoru franciszkanów i nosiła tytuł „Dzieła gdańskich malarzy”. Sturmhöfel brał też udział w podobnej wystawie w kwietniu 1897 roku, kiedy zaprezentował obrazy o tematyce czterech pór roku.

Ma­larz będący autorem naszego zdjęcia zmarł w maju 1913 roku, a więc piętnaście lat przed datą widniejącą na naszym zdjęciu. Nie wiemy zbyt wiele o jego zainteresowaniach fotografią.

 

Grzegorz Fortuna

 

Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 3(6)/1998