Nikt się nie dziwi, że fundatorzy i budowniczowie kościołów umieszczali w nich informacje o sobie i swoich czasach, które ukrywano często w wieńczących wieże metalowych kulach. Dzisiaj przy okazji remontów czy rozbiórek kule takie są otwierane, a towarzyszą temu wielkie emocje. Co jakiś czas odkrywamy też zupełnie „prywatne” listy do potomnych, które pozostawili rozmaici „budowlańcy” w różnych miejscach wnoszonych budowli.
Okazuje się, że pamiątki z dawnych lat odnajdujemy też na mostach. Jedną z nich odkryto podczas konserwacji stalowego mostu kratownicowego na kanale Raduni, w ogrodzie Mały Błędnik przy Hucisku. Mostek powstał w 1900 roku. Jest bardzo urokliwy. Być może jego elegancja i estetycznie wysmakowana konstrukcja miały podkreślać oczekiwania gdańszczan związane ze zmianą stuleci. Przed tysiącleciem Gdańska, które obchodzono w 1997 roku, miasto postanowiło odnowić ten trakt nad kanałem. Kiedy demontowano wieńczące mostek tarcze herbowe (są tam dwie kute i polichromowane tarcze z herbem Gdańska, zwrócone ku wschodniemu i zachodniemu brzegowi kanału), konserwatorzy wydobyli skrawek pofałdowanej blachy z odciśniętym napisem „A. MARQUARD 28.7.1900”.
W dostępnych księgach adresowych nie udało nam się odnaleźć żadnego Marquarda, który mógł herb wykuć lub pomalować. Ale pamięć o nim pozostała. Jest przecież ta blaszana wizytówka i nasza wzmianka o tym znalezisku, co może kogoś zainspirować do tropienia wydarzeń sprzed stulecia.
Inny charakter ma „inskrypcja”, którą odkryto i udostępniono podczas realizowanej na przełomie 2005 i 2006 roku rekonstrukcji i modernizacji mostu, który biegnie nad kanałem Raduni na przedłużeniu ulicy Sukienniczej, w okolicy placu Obrońców Poczty Polskiej na Starym Mieście. Stąd już blisko do ujścia kanału, z mostu prawie widać Motławę. Jest to stalowa konstrukcja kratownicowa z jazdą pośrodku, tzn. jezdnia wiedzie w połowie wysokości ażurowych dźwigarów (kratownic) – typ nieczęsto u nas spotykany. Most powstał prawdopodobnie również w 1900 roku.
Na tym obiekcie znaleziono zapis wielkiego uczucia. Są to wybite punktakiem w metalowej belce dwa serca: w lewym odczytujemy litery „OK” (przypuszczalnie inicjały wybranki), w prawym „AB” (może inicjały zakochanego?). Między sercami widnieje liczba „1900” – zapewne data. Nad każdym sercem wypunktowano jedną kropkę.
Twórca tego dzieła miał kłopoty z kaligrafią, a może trzeba się domyślać, że pracował w bardzo trudnych warunkach. Pismo i rysunki serc są dość niezdarne. Ale wartość tego świadectwa nie tkwi przecież w estetyce przekazu, a raczej w determinacji zakochanego autora, który musiał włożyć wiele wysiłku, by zostawić po sobie taki ślad.
Nieznany gdańszczanin umieścił to swoje wyznanie na tzw. spodniej belce mostu, tzn. tej, która przebiega najbliżej wody. Zapewne wykonał swoją pracę przed ostatecznym montażem całej konstrukcji. Trudno sobie wyobrazić, że zrobił to później, gdyż belka jest położona ponad dwa metry nad tonią kanału.
Nie wiemy, kim był zakochany. Może jednym z budowniczych mostu? Dobrze się stało, że ekipa remontowo-konserwatorska wycięła fragment belki z napisem i wmontowała w północny łuk przęsła. Przechodząc tędy nie można go nie zauważyć. Może dzięki tej „inskrypcji” Most na Dylach (oficjalnie taką nosi nazwę) zyska sławę Mostu Zakochanych?
Tadeusz T. Głuszko
Pierwodruk: „30 Dni” 1/2006