Zwycięstwo feldmarszałka Münnicha
„Ten Gdańsk co niemądrym pomysłem
Niczym napitkiem szumnym pijany
Ośmielił się wyrazić swój sprzeciw
Samodzierżawnej wielkiej monarchini“.
Udzielając schronienia Stanisławowi Leszczyńskiemu i jego stronnikom, Gdańsk naraził się nie tylko jego kontrkandydatowi do tronu polskiego, Augustowi III, ale również – co gorsze – wspierającej go nadzwyczaj czynnie Rosji. Już w lutym 1734 roku pod miastem stanęły wojska rosyjskie dowodzone przez feldmarszałka Piotra Lacy (1768-1751), który uznawany był za jednego z najzdolniejszych dowódców na carskim żołdzie (z pochodzenia Irlandczyk). To on, we współpracy z feldmarszałkiem Münnichem, zmusił Stanisława Leszczyńskiego do opuszczenia Warszawy w 1733 roku, a potem, w bitwie pod Wyszecinem (20 kwietnia 1734 roku), pokonał idące mu z pomocą wojska koronne. Uciekiniera, który schronił się w Gdańsku, otoczyły wojska sprzymierzonych Rosjan i Sasów. Domagano się wydania Leszczyńskiego, ponieważ jednak on sam oraz jego zwolennicy przekonywali, że niebawem nadejdzie pomoc ze strony Francji, magistrat starał się przeciągać pertraktacje.
Niebawem też dowództwo nad całą armią oblężniczą powierzono wspomnianemu już hrabiemu Burkhardowi Christophowi (Krzysztofem został po przejściu na prawosławie) von Münnichowi (1683-1767), po którym oczekiwano, że szybko zmusi miasto do uległości. Ten zawodowy wojskowy to postać niezwykle barwna i charakterystyczna dla epoki, w której do narodowości nie przywiązywano tak wielkiej wagi, jak w późniejszych czasach. Niemiec z urodzenia, kilkakrotnie zmieniał chlebodawców, wszystkim służąc gorliwie i z oddaniem – za młodu walczył w armii francuskiej, potem saskiej, a od 1721 roku znalazł swoje miejsce w stale rozbudowujących się i coraz potężniejszych rosyjskich siłach zbrojnych. Odegrał w nich znaczącą rolę. W ówczesnej kadrze wojskowej i urzędniczej Rosji intratne posady znajdowało wielu Niemców. Można nawet wyrazić opinię, że to faktycznie ludzie niemieckiego pochodzenia rządzili w tamtych latach północnym imperium. Münnich, doświadczony żołnierz stał się zaufanym carycy Anny Iwanowny Romanow (1693-1740), która nie tylko nadała mu stopień feldmarszałka, ale również ustanowiła go przewodniczącym rady wojennej.
Natychmiast po przybyciu do Gdańska Münnich polecił uszczelnić pierścień, którym otaczały go wojska rosyjsko-saskie. W maju 1734 roku podciągnięto ciężkie działa, których zmasowany ostrzał powodował w mieście coraz większe straty. W różnorakich źródłach podane są różne liczby, więc niełatwo powiedzieć, w jaki sposób obliczono, że na miasto spadło od czterech i pół do pięciu i pół tysiąca pocisków, zniszczono około tysiąca ośmiuset domów. Niestety, Rada Miasta zbyt długo zwlekała z podjęciem rozmów dotyczących poddania. Przystąpiono do nich dopiero po utracie – będącej dla oblężonego miasta oknem na świat – twierdzy w Wisłoujściu. Leszczyński został wówczas lojalnie poinformowany przez władze gdańskie, że zamierzają skapitulować. Na wieść o tym potajemnie i w chłopskim przebraniu, w nocy z 27 na 28 czerwca, zdecydował się opuścić miasto.
7 lipca 1734 roku, w zabytkowym dworze należącym do zasłużonej dla Gdańska rodziny Groddecków, a w tym czasie przekształconym w główną kwaterę Münnicha na Oruni, podpisano akt bezwarunkowej kapitulacji. Zakończyło się oblężenie, które trwało sto trzydzieści pięć dni. Magistrat zmuszony został do przyjęcia niezwykle ciężkich warunków. Gdańsk nie tylko musiał - co oczywiste - ukorzyć się przed Augustem III, składając mu przysięgę wierności, ale zobowiązał się również zapłacić Rosji oszałamiającą kwotę dwóch milionów bitych talarów – jeden milion w ramach odszkodowań wojennych za poniesione koszta związane z oblężeniem, drugi jako karę za pomoc w ucieczce Stanisława Leszczyńskiego, gdyby udało się udowodnić, że miasto miało współudział w jej zorganizowaniu. Münnich powołał specjalną komisję, mającą przeprowadzić śledztwo w tej sprawie, gdyż nie ufał ani zapewnieniom Rady, ani oświadczeniu francuskiego ambasadora Antoine’a-Felixa, markiza de Montiego, który ręczył, że przedstawiciele miasta nie mieli z ucieczką nic wspólnego i dowiedzieli się o niej po fakcie. Gdańszczanie usłyszeli również, że – zgodnie z wolą carycy i postanowieniami aktu kapitulacji – delegacja miasta, w skład której mieli wchodzić przedstawiciele wszystkich ordynków (po dwóch z każdego), powinna niezwłocznie wyruszyć do Petersburga, aby tam prosić o przebaczenie za swoją „zdradziecką postawę”. Sprzeciw wobec woli imperatorowej oraz sprzymierzonych z nią Saksonii i Austrii został uznany za poważne przewinienie. Poinformowano również miasto, że dokument przebaczenia, o który zabiegało (tzw. amnestia generalis) oraz uregulowanie wszystkich spornych kwestii między Rosją i Gdańskiem jest zależne od jak najszybszego wywiązania się miasta z przyjętych zobowiązań finansowych.
Magistrat nie miał wyboru, musiał przystać na te żądania, licząc zapewne, że uda się je nieco złagodzić podczas bezpośrednich rozmów z carycą w Petersburgu. Zamierzano prosić o więcej – liczono bowiem na wyjednanie ułaskawienia dla tych zwolenników Leszczyńskiego, którzy podjęli walkę z Rosjanami oraz (całkiem przy okazji) na możliwość odkupienia posesji na Długich Ogrodach (w 1719 roku została sprzedana pełnomocnikowi Piotra I Wielkiego niezgodnie z obowiązującym prawem, które zabraniało nabywania nieruchomości w obrębie miasta przez osoby nieposiadające jego obywatelstwa). Fakt, że carowie posiadali w mieście swoją placówkę, skąd mogli śledzić poczynania cieszącego się ogromną autonomią magistratu, od samego początku było dla gdańskich władz nie na rękę. Rosyjscy władcy nie mieli jednak wątpliwości, że transakcja została przeprowadzona w sposób poprawny. Gdańszczanie zaś byli zbyt słabi, aby przeciwstawić się ich woli.
Aby uczcić wielkie zwycięstwo pod Gdańskiem Wasyl Trediakowski, wykształcony w Moskwie, Paryżu i Holandii nadworny poeta i tłumacz carycy Anny, napisał „Odę triumfalną na kapitulację miasta Gdańska w 1734 roku”. Nie był to utwór w pełni oryginalny, autor – choć wielce zasłużony dla doskonalenia języka rosyjskiego, a zwłaszcza reformy jego wersyfikacji – zdecydował się tym razem naśladować obce wzory. Natchnieniem była dla niego oda Nicolasa Boileau-Despréaux „Na wzięcie miasta Namur”, które to miasto zostało zdobyte przez króla Francji Ludwika XIV w 1692 roku.
„Ach, Gdańsku, ach! Cóż tyś sobie myślał?
Pora byś z własnym rozumem się rozmówił
Inaczej przyjdzie na ciebie zguba
Cóżeś uczynił? Pomiarkuj! Pochyl głowę
Skąd wzięła się w tobie taka wielka czelność
Żeś stanął przed Anną nie skłonny do poddania”
Nad rzeką Mojką
Starannie wybrano skład gdańskiej delegacji. W jej gronie znaleźli się doświadczeni przedstawiciele magistratu: rajcowie Johann Wahl i Carl Gottlieb Ehler oraz ławnicy – niejaki Marts (być może chodzi o Jacoba Martensa) i Schendel, a także sekretarz miejski Daniel Elert Jantzen (1698-1756), autor przechowywanego w Bibliotece Gdańskiej PAN „Reces Deputa(tionis) O(rdinum) Civitat(is) Gedanensis ad Sereni(ssimam) Russor(um) Imperatricem Annam Iwanownam”, czyli opisu podróży do dalekiego Petersburga (w wersji niemieckiej „Journal der Reise nach St. Petersburg”). Przyjrzyjmy się nieco bliżej osobom, które tworzyły gdańskie poselstwo.
Daniel Jantzen wywodził się ze znanej w XVIII wieku gdańskiej rodziny, której przedstawiciele służyli miastu jako syndycy, senatorowie, a także wsławili się jako ludzie nauki. On sam był niezwykle ambitny i piął się sukcesywnie po szczeblach urzędniczej kariery.
Delegacji przewodził Johann Wahl, który podczas oblężenia miasta został wyznaczony przez Radę (wraz z rajcą Ehlerem) do uzgadniania poczynań obronnych bezpośrednio z królem Leszczyńskim i jego doradcami. Potem, (wspólnie z rajcą Natanielem Gotfrydem Ferberem) prowadził przez tydzień pertraktacje związane z kapitulacją i podpisał się w imieniu miasta na fatalnym dokumencie. I on awansował w ramach miejskich władz: był ławnikiem, potem został sekretarzem, rajcą, a wreszcie – pod koniec pobytu w Petersburgu, w 1735 roku – został wybrany na jednego z czterech burmistrzów Głównego Miasta i pełnił tę funkcję przez dwadzieścia dwa lata (tj. do śmierci w 1757 roku). Czterokrotnie powierzano mu też zaszczytną godność burgrabiego królewskiego. Przez cztery lata reprezentował więc interesy polskiego monarchy w Gdańsku, a także zatwierdzał w jego imieniu wyroki sądów ławniczych. Wahl nie tylko zajmował się polityką. Był również znany jako miłośnik poezji, sam pisał wiersze po łacinie. Przez pewien czas był protoscholarchą Gimnazjum Akademickiego. Za jego kadencji ta zasłużona placówka obchodziła swoje dwusetlecie.
Podobnie układała się urzędnicza kariera drugiego z wymienionych rajców, którzy wchodzili w skład delegacji. Carl Gottlieb Ehler (urodzony w 1685 roku) studiował w Królewcu, Frankfurcie nad Odrą i Niderlandach (Lejdzie), był utalentowanym matematykiem. Po powrocie do Gdańska od 1711 roku był członkiem Rady Miasta, początkowo jako sekretarz, potem ławnik (od 1722 roku), wreszcie rajca (od 1727 roku) – na burmistrza wybrano go pięć lat po wydarzeniach, które opisujemy, w 1740 roku. W 1708 roku jego siostra Adelgunda Konkordia została żoną Johanna Wahla, więc obu rajców łączyła nie tylko praca – byli szwagrami. Ehler intensywnie uczestniczył też w życiu naukowym miasta i w 1720 roku został współzałożycielem „Societas Litteraria cuius symbolum virtutis et scientiarum incrementa”. Było to najstarsze działające na terenie Rzeczpospolitej towarzystwo naukowe. Jako członek komisji oświatowej wizytował gdańskie szkoły, sprawdzał ich poziom i ustalał potrzeby, na które starał się pozyskiwać odpowiednie środki.
Zaopatrzeni w obszerne instrukcje i odpowiednie pełnomocnictwa delegaci wyruszyli z Gdańska pod koniec sierpnia 1734 roku. Letnia pora roku była dogodna dla podróży. Wybrano najwygodniejszą i najbezpieczniejszą z dróg – przez Królewiec, Kłajpedę, Rygę, Dorpad (obecnie Tartu w Estonii) i Narwę. We wszystkich tych miastach gdańszczanie przyjmowani byli serdecznie. W Rydze magistrat miasta nie tylko udzielił im gościny, ale przy pożegnaniu obdarował najprzedniejszymi trunkami: szampanem i burgundem. Delegaci spokojnie dotarli do Petersburga 17 września 1734 roku. Zakwaterowano ich na przedmieściach stolicy, w miejscu z pewnością dla nich wyjątkowo przyjaznym, bo w osadzie, którą nazywano potocznie niemiecką – nad rzeką Mojką. Od czasów Piotra Wielkiego osiedliło się tu wielu przybyszy z zachodu, głównie Holendrów, Anglików i Niemców. Zazwyczaj byli to wysokiej klasy rzemieślnicy, specjaliści z rozmaitych dziedzin, których car-reformator starał się sprowadzić do swojej nowo budowanej stolicy. Dzielnica, wzorowana na słynnej Niemieckiej Słobodzie spod Moskwy, pierwszej tego typu osadzie w Rosji, stale rozrastała się i piękniała.
Rajca Wahl i towarzyszący mu delegaci zatrzymali się w domu należącym do angielskiego kupca Gardnera. Przedstawiciele tej rodziny zasłużyli się dla nowej ojczyzny przede wszystkim jako energiczni przedsiębiorcy. W 1766 roku Gardnerowie otworzyła pod Moskwą drugą (po petersburskiej, która powstała w 1744 roku) manufakturę porcelany, do dziś nazywaną ich imieniem. Obie produkowały wyroby najwyższej klasy, nie tylko na potrzeby dworu carskiego, ale również rosyjskich arystokratów i szlachty. Korzystając z wszelkich wygód, wystawnie podejmowani przez gospodarza, gdańszczanie oczekiwali na przewidzianą audiencję. Jako wytrawni negocjatorzy wykorzystywali ten czas jak mogli najlepiej. Podczas licznych spotkań i rozmów starali się poznać rosyjskie realia, wniknąć w miejscowy świat i pozyskać nowych przyjaciół. Szukali dojścia do wpływowych dostojników, gdyż od ich przychylności w dużym stopniu zależało powodzenie misji.
Na salonach, faworyt i caryca
Mijały kolejne dni, a ze strony imperatorowej nie nadchodziło oczekiwane zaproszenie. Gdańszczanie nie tracili jednak nadziei na rychłe załatwienie swoich spraw i powrót do domu. Mieli poczucie, że wszystko idzie po ich myśli – w stosunkowo krótkim czasie udało im się dotrzeć na salony faworyta carycy.
Hrabia Ernst Jan Biron, bo o nim mowa (a właściwie Ernest Jan Bühren, 1690-1772), należał wówczas do najbardziej wpływowych osób w Petersburgu. Ten inflancki szlachcic zawdzięczał swoją oszałamiająca karierę właśnie carycy Annie Iwanownie Romanow, córce cara Iwana V Aleksiejewicza, która do 1730 roku jako księżna dzierżyła władzę nad Kurlandią i Semigalią (księstwo położone było na terenie dzisiejszej południowo-zachodniej Łotwy). Z pewnością nie myślała o wyniesieniu na tron Romanowych, nikt zresztą początkowo nie brał jej pod uwagę w podobnych spekulacjach, gdyż znajdowała się poza właściwą kolejnością dziedziczenia. Koronę pozyskała dzięki poparciu kilku magnackich rodzin, które sądziły, że będzie marionetką w ich rękach, ale się przeliczyły. Za plecami księżnej stał energiczny i bezwzględny doradca, który w krótkim czasie poddał swojej kontroli nie tylko centralną administrację cywilną cesarstwa, ale również wojsko. Bühren obsadzał kluczowe stanowiska krajanami z Inflant, prowadził rządy twardą ręką i nie wahał się posługiwać terrorem. Bogacił się w sposób nieprawdopodobny także dzięki nadużyciom, a obrastając w piórka przybrał herb i nazwisko francuskich książąt Bironów. W 1733 roku to właśnie on przekonał carycę, by zaangażowała się w sprawy sukcesji w Polsce po stronie syna zmarłego Augusta II Mocnego. Biron był więc osobą jak najbardziej kompetentną, aby przeprowadzić wstępną rozmowę z krnąbrnymi gdańszczanami.
Zaproszono ich do Peterhofu, położonej niedaleko stolicy letniej rezydencji carów. Do spotkania doszło 25 września 1734 roku w tak zwanym maneżu, czyli w ujeżdżalni przy Ogrodzie Letnim. Biron, którego majątek porównywano z carskim, słynął z ekscentrycznych zabaw, zamiłowania do polowań i hodowli wyjątkowej klasy koni. Uwielbiał olśniewać przepychem i z pewnością nie był łatwym partnerem do rozmów. Przyzwyczajony do posłuchu, świadom swojej wysokiej pozycji, nie zamierzał wysłuchiwać próśb gdańszczan. Był łaskawy, lecz stanowczy. Życzliwie poradził nieco skonfundowanym jego postawą delegatom, aby zamiast się trapić, podziwiali piękno pałacu (zbudowany w latach 1714-1721, według projektu Jeana Baptiste'a Leblonda). Carski faworyt osobiście oprowadzał gości po parkowych alejach do fontanny z Neptunem, która upamiętniała zakończenie wojny trzydziestoletniej i do Wielkiej Kaskady, którą wystawiono w 1724 roku z okazji zwycięstwa nad Szwecją.
Pełna napięcia gościna trwała dwa dni. Okazała się wszakże owocna: wyznaczono wreszcie datę audiencji u carycy na 29 września 1734 roku. Delegaci zostali przyjęci w uroczysty sposób. Anna Iwanowna stała przy swoim wysokim złotym tronie zwieńczonym dwugłowym orłem, otaczali ją dworzanie i dostojnicy. Caryca w zasadzie nie interesowała się polityką, zajmowała się głównie dworskim życiem i wszystkim, co się z tym wiązało. Miała pełne zaufanie do wszechwładnego faworyta, który dzierżył realne rządy jako ten, który stał na czele Tajnej Kancelarii i trzyosobowego Carskiego Gabinetu. Anna z uwagą wysłuchała pełnego skruchy przemówienia Johanna Wahla. Jednak nie uznała za właściwe, aby w tym momencie udzielić przybyłym jakiejkolwiek odpowiedzi. Dała zebranym znak, że audiencję uznaje za skończoną. Wszyscy rozeszli się. Następnego dnia „Wiadomości Sankt-Petersburga” (pod różnymi tytułami gazeta ta wychodziła od 1702 roku) doniosły, że „Jej Imperatorska Wysokość raczyła łaskawie przyjąć delegację Gdańska”.
Milion w kieszeni
„Wróciły więc dawne, syte czasy
Dzięki żołnierzom carycy Anny
Stało się tak, że znakiem zwycięstwa
Był Gdańsk u jej stóp pochylony!”
W oczekiwaniu na postanowienia carycy gdańszczanie poznawali stolicę imperium. Składali wizyty dostojnikom rosyjskim, obcym przedstawicielom dyplomatycznym, bywali na dworze, ale również w admiralicji. Swoje zainteresowania kierowali nie tylko w stronę urzędników i dostojników. Odwiedzili też słynną już wówczas petersburską Akademię Nauk.
Rajca Ehler, żywo interesujący się rozwojem nauki, nawiązywał kontakty z pracującymi tu uczonymi. Poznał wówczas pochodzącego ze Szwajcarii matematyka Leonharda Eulera, profesora Akademii Petersburskiej, zajmującego się geometrią i algebrą, a zwłaszcza rachunkiem różniczkowym (pasjonowały się nim najtęższe głowy na wszystkich liczących się europejskich uniwersytetach), całkami, trygonometrią. Przyjaźń ze Szwajcarem, który niemal całe życie poświęcił Rosji i zmarł w mieście nad Newą w 1783 roku, utrzymywała się przez lata, czego dowodem jest zachowana korespondencja (1735-1742). Ehler był swego rodzaju pośrednikiem między geniuszem z Petersburga i gdańskim profesorem matematyki Heinrichem Kühnem. Obaj matematycy interesowali się, między innymi, zagadnieniem tzw. mostów królewieckich. Miało ono pozornie zabawne brzmienie, a związane było z pewnym konkretem topograficznym: jest rozwidlająca się rzeka, dwie wyspy i siedem mostów, i pytanie – czy można przejść po kolei przez wszystkie mosty w taki sposób, by przekroczyć je tylko raz i wrócić do punktu wyjścia. Rozważanie tego pytania doprowadziło Szwajcara do stworzenia (w 1736 roku) tzw. teorii grafów lub, jak kto woli, wierzchołków.
Gdańszczanie zwiedzili również petersburskie stocznie oraz wielkie zakłady metalowe, rozlokowane w pobliżu miasta. Audiencja u carycy stała się swego rodzaju przepustką – byli zapraszani na pałacowe uroczystości, co stanowiło niewątpliwe wyróżnienie i pozwalało im docierać do nowych, wpływowych osób. Życzliwość okazywał przybyszom arcybiskup Nowogrodu, wybitny polityk, uczony, a także pisarz i utalentowany kaznodzieja Teofan Prokopowicz (właściwie Jeleazar Prokopowicz, 1681-1736). Piotr I zwrócił uwagę na wygłaszane przez niego kazania i zaprosił do Petersburga. Teofan stał się jednym z najbliższych współpracowników cara, jemu przypadł zaszczyt wygłoszenia mowy nad jego grobem. Choć ubrany w szaty duchowne, był przede wszystkim wybitnym humanistą, uważanym za teoretyka oświeconego absolutyzmu. Z łatwością posługiwał się kilkoma językami. Gdańszczanie nie tylko gościli u niego na obiadach, ten dostojnik dostarczał im również żywności i napojów. Z właściwą sobie skrupulatnością i - być może - aby uniknąć posądzenia o przyjmowanie łapówek, sporządzili dokładny spis otrzymanych podarunków.
Kiedy nadszedł Nowy Rok, przedstawiciele Gdańska zostali zaproszeni na uroczysty obiad w Pałacu Zimowym. W tym czasie istniały w Petersburgu trzy pałace zimowe – pierwszy, tzw. Dom Zimowy, zbudowany został dla cara Piotra I w 1711 roku na brzegu Zimowego Kanału, a drugi stał na miejscu obecnego Ermitażu (wzniesiony w latach 1716-1719). Można jednak przypuszczać, że goście zostali zaproszeni do nowo wybudowanego (przez architekta B. F. Rastrelli) trzeciego Pałacu Zimowego, do tego, którego fasada skierowana jest na Newę. W tamtym czasie większość podobnych uroczystości właśnie tu miała miejsce. W sali audiencyjnej Johannowi Wahlowi i Carlowi Ehlertowi przyznano honorowe miejsca. Ale do wiosny gdańszczanie musieli się ćwiczyć w cierpliwości. Nad Newą nikt nie zamierzał się śpieszyć. A zima była długa i obfitowała w przyjęcia i bale.
12 maja 1735 roku delegatów zaprosił do swojej rezydencji, która mieściła się w kompleksie carskim, feldmarszałek Münnich, zwycięzca spod Gdańska. Po wystawnym obiedzie pokazał im bogatą kolekcję oryginalnej chińskiej porcelany oraz słynną Bursztynową Komnatę, która ozdabiała jedną z sal Pałacu Zimowego (od 1755 roku w Carskim Siole). Zaprojektował ją gdański rzeźbiarz i architekt Andreas Schüter, a stanowiła oryginalny dar króla Prus Fryderyka Wilhelma I dla zwycięzcy spod Połtawy.
Pożegnalna audiencja odbyła się kilka dni później, 27 maja (wedle kalendarza juliańskiego 16 maja). Caryca przekazała delegatom miasta swoją wolę, od której nie było już odwołania. Anna ogłosiła, że w zamian za zapłacenie wojennych kontrybucji w wysokości jednego miliona talarów, udzieli miastu amnestii. Łaskawie darowała gdańszczanom drugi milion, który miał stanowić karę za to, że pomogli w ucieczce królowi Leszczyńskiemu z oblężonego miasta, ale nie zamierzała odstępować parceli zakupionej niegdyś przez Piotra. Ostateczne gwarancje zawarte zostały w stosownym dokumencie (diploma amnestiae) wydanym dopiero po uiszczeniu całej należnej sumy, czyli po blisko dwóch latach. Wydany 29 kwietnia 1736 roku dokument potwierdza wszystkie wcześniejsze ustalenia, uznaje dotychczasowe przywileje Gdańska, w tym także wolność wyznawania protestanckiej konfesji. Tę samą datę nosi pokwitowanie odbioru kwoty 1 miliona „Reichs-Thaler-Albertus”, podpisane przez carycę Annę Iwanowną.
Delegaci jeszcze przez pewien czas pozostawali w stolicy Rosji, między innymi po to, aby pożegnać się ze wszystkimi, z którymi wypadało się pożegnać, podziękować za gościnę i licznie przygotowane rozrywki. Wyjechali z miasta nad Newą 3 czerwca i wrócili do Gdańska 29 czerwca 1735 roku. W Petersburgu spędzili ponad osiem miesięcy. Obliczono, że Gdańsk, w wyniku poparcia dla króla Leszczyńskiego, oddał Rosji ogółem 3 miliony 800 tysięcy florenów. Samym tylko generałom rosyjskim wręczono w charakterze podarunków kwotę 240 tysięcy florenów (30 tysięcy dukatów). Zapłata tak ogromnych kontrybucji stanowiła brzemienne w skutkach obciążenie dla wyczerpanego długim oblężeniem i zniszczonego miasta. Rada wystosowywała apele do wielu państw europejskich, między innymi do króla Szwecji, aby popierali zabiegi Gdańska o złagodzenie warunków płatności. Oczywiście, na próżno. Nikt nie miał w tym żadnego interesu.
Waldemar i Nataniel Borzestowscy
Fragmenty „Ody triumfalnej na kapitulację miasta Gdańska w 1734 roku” Wasyla Trediakowskiego w tłumaczeniu Natalii Müller
Wykorzystani m.in:
„Bolszaja Sowietskaja Encykłopedia”, t. 16. Moskwa 1974;
Andrusiewicz Andrzej, „Carowie i cesarze Rosji. Szkice biograficzne”, Warszawa 2001;
Cieślak Edmund, „W obronie tronu króla Stanisława Leszczyńskiego”, Gdańsk 1986;
Róziewicz Jerzy, „Polsko-rosyjskie powiązania naukowe (1725-1918)”, Wrocław 1984;
Serczyk Władysław A., „Kultura rosyjska XVIII wieku”, Ossolineum, 1984.
Pierwodruk: „30 Dni” 1/2011