Większość z nich była katolikami z dziada pradziada, więc reformator z Wittenbergi nie był kimś, kogo należałoby honorować pomnikiem w największej miejskiej świątyni, w dodatku pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, której wyjątkowej świętości nie uznawał.
Autorem posągu był znany i ceniony w swoich czasach rzeźbiarz Rudolf Siemering (urodzony w 1835 w Królewcu – zmarły 1905 w Berlinie), od 1858 roku związany ściśle z Akademią Berlińską. Artysta specjalizował się w wielkich pomnikach postaci historycznych, kilka jego dzieł można w dalszym ciągu oglądać, wiele zostało zniszczonych podczas ostatniej wojny. W 2007 roku w Berlinie odremontowano wspólny pomnik Haydna, Mozarta i Beethovena jego autorstwa, w Filadelfii wciąż oszałamia wykonany z niebywałym rozmachem konny posąg Jerzego Waszyngtona z 1882 roku. Na zamku w Malborku nadal są prezentowane inne jego dzieła – cudem ocalałe cztery figury przedstawiające mistrzów zakonu krzyżackiego: Hermanna von Salzę, Siegfrida von Feuchtwangena, Winnricha von Kniprode oraz Albrechta von Hohenzollerna-Ansbacha. Chętnie robią tutaj zdjęcia odwiedzający to miejsce turyści. Figury mistrzów z czterech stron otaczały kiedyś postument, na którym ustawiono posąg umundurowanego Fryderyka II Wielkiego (odsłonięty w 1877 roku nie przetrwał do dziś).
W 1883 roku z berlińskiej pracowni Siemeringa wyszedł wspomniany już gdański posąg Marcina Lutra. Rzeźbiarz wykonał wtedy dwie identyczne, odlane z jednej formy figury. Jedna znalazła się w Gdańsk (w Kościele Mariackim), druga w Eisleben, miasteczku tak ważnym dla wszystkich protestantów. Tu urodził się i zmarł wielki reformator. Oba posągi ustawiono w tym samym roku, co wiązało się z okrągłą, czterechsetną rocznicą urodzin Marcina Lutra. Uroczyste odsłonięcie w Kościele Mariackim odbyło się 10 listopada 1883 roku w obecności przedstawicieli władz miasta oraz nauczycieli i uczniów wszystkich szkół ewangelickich. Dzień wcześniej w kościele odbył się uroczysty koncert z udziałem ponad trzystu wykonawców.
Odziany w długą szatę z renesansowym biretem na głowie, posągowy Marcin Luter wysoko unosił nos i z piedestału odważnie spoglądał w przyszłość. Ten nos – oznaka silnego charakteru – stał się pewnego dnia obiektem ataku rozbrykanej dzieciarni. We „Wspomnieniach gdańskiego bówki” Brunon Zwarra opisuje sytuację, w której doszło do jego uszkodzenia: „Dowiedziałem się potem od kolegi Nikodema Szymańskiego, że zrobili to chłopcy, których najął kościelny do odkurzania ławek. Chłopcy ci założyli się pewnego dnia o to, który z nich trafi z procy w głowę tego posągu. Jeden z nich niechcący odbił nos z tego monumentu, więc przestraszeni chłopcy hurmem z kościoła uciekli, rezygnując nawet z zarobionych kilkudziesięciu fenigów. Kościelnego to chyba bardzo zdziwiło, lecz nie wiadomo, czy doszedł przyczyny tej nagłej ucieczki zawsze łasych na pieniądze chłopaków”.
Kiedy w ostatnich miesiącach wojny starano się zabezpieczyć szczególnie cenne dzieła sztuki z Kościoła Mariackiego i po spakowaniu w drewniane skrzynie wywożono je poza Gdańsk, pomnik Lutra pozostał w świątyni, która wiosną 1945 roku została wydana na pastwę bomb i płomieni. Ocalał, ale okazało się, że niepotrzebnie. Dla nowych mieszkańców był raczej symbolem niemieckiego nacjonalizmu, a nie reformacji. Podobno ktoś nałożył na posągową głowę hełm, a na trzymanej przez postać księdze napisał „Mein Kampf". Niechciany pomnik usunięto podczas odgruzowywania świątyni w 1946 roku i prawdopodobnie trafił do huty jako złom.
Inaczej potoczyły się losy drugiego „egzemplarza” pomnika w Saksonii-Anhalt. Posąg stoi do dzisiaj na głównym rynku miasta, nazywanego oficjalnie Lutherstad Eisleben. (WB)
Pierwodruk: „30 Dni” 5/2011