Czym będzie? W jednej ze swych części elementem supernowoczesnej trasy Słowackiego, w innej wysepką wrzeszczańskich wysokościowców.
Droga wiodąca ku Brętowu (a także Srebrzysku) nie była nigdy zbyt ważna z punktu widzenia układu dróg w okolicach Gdańska. Zasługiwała co najwyżej na
miano skrótu do Brętowa. Jednak powiązana z głównym traktem z Gdańska do Oliwy w samym środku Wrzeszcza, w miejscu, w którym schodziły się promieniście także inne trakty (ten ku Pieckom i Migowu przez Jaśkową Dolinę, a także ten ku Zaspie przez Kuźniczki) przyczyniła się wydatnie do wyodrębnienia wrzeszczańskiego rynku. Jerzy Stankiewicz wskazuje, że pojawiła się na kartach wielkiej historii Gdańska na przełomie XVI i XVII stulecia. Młyny (kuźnice) Brętowa i Strzyży Górnej rozwinęły się znacznie w pierwszej połowie XVII wieku. Posiadłość w Srebrzysku (w rejonie dzisiejszej Słowackiego 70) wyodrębniono w roku 1654 jako grunt gdańskiego złotnika, Piotra von Rennen, którego dzieł (a był jednym z twórców gnieźnieńskiego srebrnego sarkofagu św. Wojciecha) nie trzeba rekomendować. Kilka lat później, na skutek wydarzeń szwedzkiego „potopu” i srogich spustoszeń, jakich dokonali w sąsiedztwie Gdańska Szwedzi, von Rennen pozbył się dworu i „srebrnej” kuźnicy. Ten epizod zaważył jednak na utrwaleniu się tej nazwy po dziś dzień.
Jeżeli więc już wówczas doszło do wyodrębnienia dodatkowego, biegnącego równolegle do południowego brzegu Strzyży traktu, to dla rysujących okolice Gdańska (i Wrzeszcza) kartografów był to fakt bez większego znaczenia. Srebrzysko, Brętowo leżały wszak na krawędzi „gdańskiego” świata, może niezupełnie tam gdzie „pieprz rośnie”, ale tam gdzie najczęściej umieszcza się ozdobniki i uwagi. Dopiero skrupulatny i dokładny pruski kartograf Matthias sporządził plan Wrzeszcza, na którym przyszła Mirchauer-Weg (Partyzantów), zajęła należną jej pozycję, wybiegając pod skosem z południowo-zachodniego narożnika Rynku. I plan ten odkrywał od razu „smutną” prawdę o znaczeniu arterii. Tylko w jej północnej pierzei (ale blisko Rynku) stały dwa dość od siebie oddalone budynki, niekoniecznie mieszkalne. Wszystkie pozostałe parcele, choć w większości ponumerowane, były puste.
Nieznanego autorstwa plan przedmieść Gdańska z początku XIX wieku, dotyczący osad skupionych nad nurtem Strzyży u stóp Oliwskiego Lasu, pokazywał ją jako zupełnie pustą, polną drogę, biegnącą równolegle do rzeczki w bliskości leśnych wzgórz. Jej środkowy odcinek, w rejonie wsi Strzyża Górna (czyli gdzieś na wysokości dzisiejszej Chrzanowskiego/Słowackiego) musiał się przedstawiać szczególnie malowniczo. W tym miejscu leśne wzgórza zbliżały się najbardziej do nurtu rzeczki, która tutaj rozlewała się w rozległy staw, nad którym rozciągał się przylegający do drogi ogród.
Piękniała i potężniała także posiadłość w Srebrzysku. W drugiej połowie XVIII wieku nabył ją obywatel gdański Fabian Ludwik Gorzuchowski, a po nim świeżo osiedlony w Gdańsku angielski kupiec Richard Cowle, któremu w 1807 roku władze francuskie na pewien czas skonfiskowały posiadłość. Stale działał w tym majątku młyn i zakład przemysłowy, dla którego siłą napędową była Strzyża. Ale to była jedna część mająteczku. W tej drugiej – dworsko-parkowej – cieszył oko piękny letni pałacyk, który tuż po napoleońskim epizodzie nabył graf Fabian zu Dohna auf Finkenstein. To jego gościem był inny niemiecki arystokrata, zarazem wybitny romantyczny poeta i pisarz Joseph hrabia von Eichendorf.
Przez trzy lata (1821-1824) dwór w Srebrzysku był dla niego i jego rodziny letnią siedzibą pod Gdańskiem, miejscem, z którego czynił wypady po okolicy, po wzgórzach i morenowych dolinach. Gdy jeździł do miasta, jego powóz zapewne toczył się po polnym trakcie nad Strzyżą. Zainspirowany pięknymi krajobrazami, w Gdańsku napisał garść wierszy (między innymi pieśni wędrowne, biesiadne) i chyba najbardziej znane swoje opowiadanie, „Z życia nicponia”. Rozdział drugi tej nowelki, której akcja toczy się w austriackim Tyrolu, rozpoczynał się od słów: „Bezpośrednio wzdłuż dworskiego ogrodu biegł gościniec, oddzielony odeń tylko wysokim murem. Był tam wzniesiony całkiem schludny domek strażniczy z czerwonym ceglanym dachem, a za nim mały, różnobarwny ogródek kwiatowy, dobrze widoczny przez wyłom w murze zamkowego ogrodu, przez który rozciągał się widok na najbardziej ocienioną i najskrytszą jego przestrzeń”. Czy zdanie to von Eichendorf wymyślił, spoglądając na przylegający do „naszej” drogi parkowy ogród Strzyży Górnej?
***
Zwykła polna droga zaczęła przeobrażać się - wraz z całym Wrzeszczem – dopiero od połowy XIX wieku. Jeszcze na planie Hildebrandta z 1865 roku zabudowa jest przy niej rzadka, nadal tylko przy północnej pierzei, a całą przestrzeń na południe od niej, aż niemal po Rynek, wypełniała rozległa parcela, własność niejakiego Seiferta. W większości puste jeszcze grunty Martinsów, Gerlachów i Baumów wypełniały „trójkąt” między głównym traktem, Rynkiem i przyszłą Partyzantów, która na tym właśnie planie po raz pierwszy została nazwana Mirchauer-Weg, czyli Mirachowską. Dlaczego Mirachowska? Trakt był przecież skrótem z Wrzeszcza prosto do Brętowa, a biegnąca przez Brętowo szosa (czyli dzisiejsza ulica Słowackiego) zmierzała prosto na Kaszuby. W samym środku Kaszubskiego Pojezierza znajduje się wieś Mirachowo, dziś cokolwiek zapomniana, żyjąca w cieniu takich prężnych osad, jak Chmielno, Sierakowice, czy Sianowo. Ale w czasach staropolskich była to siedziba niegrodowego starostwa, a przez to niemal stołeczny ośrodek środkowej części tego regionu.
Wkrótce do Wrzeszcza zawitały tramwaje i historia tego zakątka uległa wyraźnemu przyspieszeniu. W 1872 roku powstała pierwsza linia konnego tramwaju z Gdańska do Oliwy. Jeden z przystanków wypad! dokładnie na wrzeszczańskim Rynku. Gdy dwa lata później skasowano odcinek z Wrzeszcza do Oliwy, w pobliżu Rynku wybudowano zajezdnię tramwajową, lokalizując ją w początkowym odcinku dzisiejszej ulicy Partyzantów, na wykupionym od Seifertów polu. Zajezdnia służyła aż do lat trzydziestych XX wieku, gdy wzniesiono nowy duży zakład taboru przy dzisiejszej Wita Stwosza. Nawet po likwidacji tramwajowej bocznicy stare warsztaty pozostały w gestii zakładu miejskiej komunikacji, jako jej zaplecze samochodowe (a potem autobusowe).
W ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku od strony południowej pojawiła się niska zabudowa wolnostojących, jednopiętrowych domków, które bardziej przypominały wiejskie chałupy, aniżeli czynszową zabudowę, parę kroków dalej, przy Rynku – już całkiem imponującą i wielkomiejską. Pomiędzy 1890 a 1895 rokiem pojawiły się biegnące ku niej przecznice, dzisiaj noszące miano Matki Polki, de Gaulle’a i Jesionowej. Około 1912 dołączyła do niej urokliwa i willowa dzisiejsza Podleśna, z jednorodzinnymi domkami zbudowanymi specjalnie dla gdańskich urzędników i inteligencji. W pierwszym pięcioleciu XX wieku zabudowano także kwartał między dzisiejszymi ulicami Partyzantów, Słowackiego i Jesionową, w tym również całą północną pierzeję Mirachowskiej. Jeśli dodamy do tego oddaną do użytku w lipcu 1909 roku nową strażnicę zawodowej straży pożarnej przy pobliskiej Sosnowej, a zaraz obok kompleks zakładu oczyszczania miasta pod numerem Mirchauer Weg 36 (znajduje się tam do dziś, choć oczywiście pod innym szyldem: Zakładu Dróg i Zieleni, którego budynek biurowy zachował kształt eleganckiej willi z początku XX wieku), do tego jeszcze gruntowną przebudowę wrzeszczańskiego Rynku w latach 1909-1910, diametralnie odmieniającą jego pierzeję między wylotami Jaśkowej Doliny i Partyzantów, można uznać, że początkowy odcinek Mirachowskiego traktu uzyskał niemal ostateczny kształt.
Spadziste dachy jednotraktowych wolnostojących budynków z poprzedniej epoki stały naprzeciwko zgrabnych eklektycznych kamieniczek, zdobniejszych bliżej rynku (np. domy o numerach 15, 17b), solidnych, prostych, acz nie pozbawionych uroku w części środkowej ulicy (dziś swoiste „zwężenie” tego traktu między kamienicami o numerach 51-57 z północnej i 54-58 z południowej strony ulicy). W wielu miejscach zabudowa wkraczała w głąb podwórzy, dziedzińców, ogrodów. Mirchauer-Weg sięgał np. po ogród na tyłach willi niemieckiego następcy tronu.
Na drugim krańcu traktu, w obrębie dawnej posiadłości Srebrzysko, również powstała zabudowa czynszowa, ale o znacznie niższym standardzie. Ciąg jednopiętrowych kamieniczek i budynków wolnostojących zapełniał obie strony brukowanej kanciastymi kocimi łbami ulicy. Tyle tylko, że nosiła ona miano inne – Brentauer Weg, a więc ulicy Brętowskiej. Na użytek zamieszkującej kwartał robotniczej ludności w sąsiedztwie powstała szkoła elementarna przy dzisiejszej Srebrniki 3. Zakład opieki społecznej (dziś szpital psychiatryczny) zastąpił dawne dworskie zabudowania Srebrzyska. Już w okresie międzywojennym okolicę ożywiło – jeśli tak można powiedzieć – umieszczenie tu centralnego cmentarza komunalnego.
Kształt ostateczny ulica przybrała wraz ze wzniesieniem (pod numerem 7) Nowej Synagogi. Żydzi mieszkali we Wrzeszczu już pod koniec XVII wieku, a pod koniec XVIII dysponowali własną, drewnianą synagogą, na planie Matthiasa umiejscowioną na zapleczu wrzeszczańskiego dworu, a więc gdzieś bliżej dzisiejszej Dmowskiego. Ten budynek zniknął jeszcze w czasie wojen napoleońskich, Żydzi długi czas nie tworzyli we Wrzeszczu większej wspólnoty. Dopiero kiedy powstało drugie Wolne Miasto, napłynęła tu nowa fala ludności żydowskiej, a założone w 1924 roku wrzeszczańskie Stowarzyszenie Synagogalne wystarało się o zgodę, odpowiednią paradę i wzniesienie modlitewnego budynku. Do Mirchauer Weg synagoga stanęła tyłem, gdyż względy religijne nakazały usytuować jej fronton od strony podwórza. Otwarto ją 25 września 1927 roku, a wydarzeniu temu nadano odpowiednią uroczystą oprawę.
Nowa Synagoga, w przeciwieństwie do pozostałych gdańskich bóżnic, przetrwała czasy hitlerowskie i po wojennej przerwie funkcjonowała jeszcze do 1951 roku. Potem przejęły ją władze państwowe i przez następne półwiecze służyła średniej szkole muzycznej. W 1999 roku ponownie przyjęła w swe mury żydowską salę modłów, a po kolejnych kilku latach (2007/2008) szkoła wyprowadziła się ostatecznie do nowego lokum (też przy Partyzantów pod numerem 21A), gdzie muzyków umieszczono w pięknej willi, w której wcześniej mieściła się Poradnia Rentgenologiczna Wojewódzkiego Szpitala Przeciwgruźliczego.
***
Wojna obeszła się z naszą ulicą stosunkowo łaskawie. Można oczywiście wyliczyć miejsca, w których po 1945 roku trzeba było na nowo odtwarzać zabudowę. Zwłaszcza okolice rynku, następnie budynki w sąsiedztwie synagogi, (przed i za nią w ciągu północnej pierzei), budynki opodal willi kronprinza wymagały budowy od podstaw. Ucierpiały wspomniane zakłady komunalne. Ale poza tym ulica, której od samego początku powojennej historii miasta nadano „wojenne” miano Partyzantów (i to łącznie z osobną niegdyś Brentauer-Weg), nie zmieniła swojego charakteru – rezerwuaru starej miejskiej, niszczejącej przez lata zaniedbań zabudowy.
Wiele się działo w samym centrum Wrzeszcza, tam gdzie Partyzantów stykała się z aleją Grunwaldzką. W 1970 roku powstał „dolarowiec”, pierwszy wrzeszczański wysokościowiec, a zaraz potem supersam PSS Społem, którego jedno z wejść/wyjść znalazło się przy ulicy Partyzantów. Na wysokości dawnej tramwajowej, a potem autobusowej zajezdni ulokowano centralny przystanek dla wszystkich linii autobusowych odjeżdżających w stronę Brętowa i Firogi. Przez dziesięciolecia autobusy dojeżdżały ciasną i wąską ulicą Partyzantów aż do Obywatelskiej i dopiero wtedy skręcały w ulicę Słowackiego. Na początku lat osiemdziesiątych została już tylko jedna linia – „116”, zmierzająca niezmiennie do Nowca. W końcu i ta – u progu wielkich przemian dotykających tego rejonu, a związanych z okresem transformacji ustrojowej (czyli tuż po 1992) – została „zdjęta” z ciągu ulicy.
Byłoby oczywiście daleko posuniętym fałszem i nietaktem głosić, że za „komuny” na Partyzantów nic, ale to zupełnie nic się nie działo. Niezabudowany w wielu miejscach, malowniczo nad meandrami Strzyży położony teren był wymarzonym miejscem mieszkaniowych lokalizacji. Bokiem do ulicy, ale tuż przy jej jezdni, stanęły – zaliczone do równoległej ulicy Batorego – bloki Lokatorsko-Własnościowej Spółdzielni Mieszkaniowej „Wrzeszcz” (tzw. osiedle Batorego). W początku lat sześćdziesiątych XX wieku wybudowano czteropiętrowe bloki nad Strzyżą, opatrzone numerami Partyzantów 91-101 oraz 103-109 (te ostatnie zostały pięknie zmodernizowane w latach dziewięćdziesiątych). Po przeciwległej stronie ulicy ulokowały się kolejne zakłady o charakterze komunalnym, między innymi Zakład Transportu Samochodowego (pod numerem 70), Miejski Zakład Dróg i Mostów (numer 72 – dziś w znacznej części pod tym numerem mieści się biuro Transprojektu Gdańskiego), Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej (dziś filia Urzędu Miejskiego pod numerem 74), wreszcie zakład usług pogrzebowych (obecnie pod nazwą „Zieleń” Sp. z.o.o pod numerem 76).
Ale tego, co się wydarzy z ulicą Partyzantów, zwłaszcza z jej początkowym fragmentem, gdy nastąpią w Polsce burzliwe przemiany gospodarki rynkowej, nikt tak do końca nie przewidywał. A więc, najpierw z łóżek polowych i „szczękowych” stoisk pionierów wolnego, nieskrępowanego handlu podniosły się całkiem zgrabne i regularnie posadowione względem siebie parterowe pawilony „Manhattanu”, a obok – w budynkach dawnej zajezdni – umieszczono drugą część nowego wrzeszczańskiego centrum handlowego (między innymi hala „Sukces”). Gdański „Manhattan” stanął dokładnie u zbiegu Grunwaldzkiej i Partyzantów i skupił uwagę licznych klientów. Później zabytkowy, samotny jak palec (i do tego momentu niezbyt ładnie się prezentujący) budynek z czerwonej cegły, opatrzony numerem Partyzantów 6, zamienił się w nowoczesną „fastfoodową” restaurację Mc Donald’s (1994). W tym samym czasie do użytku oddany został pawilon pod numerem 40, który w gazetach okrzyknięto jako przykład „socrealizmu w kapitalizmie”, ganiąc jego cokolwiek dziwaczny wygląd. Wkrótce zniknęły też walące się rudery na rogu ulicy Sosnowej i Partyzantów (numery 28 i 30). Tę pierwszą rozebrano w 1994 roku, druga sama spłonęła – w 1997.
W tym samym 1997 roku zaczęto przebąkiwać o zamierzonej przebudowie wzniesionego wysiłkiem kilkuset kupców „Manhattanu” pawilonowego w nowy „Manhattan” – wielopiętrowy, ze szklą i stali. Budowa nowego centrum handlowo-usługowego ruszyła ostatecznie w lipcu 2001 roku. A potem zniknął stary, biegnący pod skosem wlot ulicy Partyzantów do Grunwaldzkiej i wybudowano dwa nowe odcinki tej ulicy – jeden prostopadły do Grunwaldzkiej, drugi za nowym budynkiem centrum, wychodzący na Jaśkową Dolinę. Centrum oddano do użytku w marcu 2004 roku. W 2008 roku, pod numerem Partyzantów 72, a więc bliżej Srebrzyska, powstał kompleks mieszkalny „Zabytkowa” (na rogu ulicy o tej właśnie nazwie).
Najnowszy rozdział historii ulicy Partyzantów zostanie napisany na naszych oczach. W listopadzie 2009 ruszyła (acz bardzo powoli i nie bez towarzyszących jej kontrowersji i sporów) budowa „Quttro Towers”, czterech bliźniaczych, szesnastopiętrowych wieżowców, które dołączą do stojącego dotąd w pojedynkę „Olimpu”. Z punktu widzenia inwestycyjnego ich lokalizacja jest idealna: wyposażone we własne centrum handlowo-usługowe w parterze i podziemny parking, zostaną zbudowane w miejscu dawnej zajezdni, na placu po zlikwidowanej już hali „Sukces”, a więc w samym środku Wrzeszcza. Gdy staną, stworzą bardziej prawdziwy gdański „Manhattan”, posadowiony obok galerii handlowej, która do dziś nosi tę dumną – acz przecież nie bez pewnej autoironii nadaną – nazwę.
Na drugim krańcu Partyzantów ruszyły wielkie wyburzenia: znikają kamieniczki opatrzone numerami 108-118, bo pójdzie tędy – od stóp apartamentowców Brętowskiej Bramy – tzw. nowa Słowackiego (dzisiaj aleja Żołnierzy Wyklętych).
Sławomir Kościelak
Pierwodruk: „30 Dni” 6/2009