Tę ostatnią cegłę umieścił trzydzieści metrów ponad kościelną posadzką mistrz murarski Henryk Hetzel w ufundowanym przez siebie sklepieniu rozpostartym ponad skrzyżowaniem nawy głównej z transeptami i prezbiterium. Otrzymał za tę pracę odpust zupełny.
Technika i organizacja pracy w dawnych wiekach opornie poddawały się zmianom. Renesansowy plac budowy prawie nie różnił się od średniowiecznego. Stąd o budowie gotyckiego kościoła NMP niemało może nam opowiedzieć człowiek epoki renesansu – Anton Möller (1563-1611), a ściślej – jego obraz, „Odbudowa świątyni przez króla Joasa”, nazywany również krócej „Budową świątyni”. Dzieło przedstawia prace przy wznoszeniu gotyckiej świątyni. Zawisło w gmachu Ratusza Głównomiejskiego, w sali kasy miejskiej. Znalazły się tam jeszcze trzy inne obrazy Möllera, wśród nich „Grosz czynszowy” i „Piotr płacący setera”. Pełniły funkcję dydaktyczną. Miały przekonywać o słuszności płacenia podatków. Z uwagi na charakterystyczny kształt, dopasowany do sklepień przyściennych stropu kasy, czyli lunet, nazywa się je obrazami lunetowymi. „Odbudowa świątyni", którą możemy dziś oglądać w Muzeum Narodowym przy Toruńskiej, ukazuje budowę od podstaw.
|
Budowniczy
Świątynie stawiano kiedyś na osi wschód-zachód. Do świątyni Möllera zaglądamy od strony zachodniej, we wczesnej godzinie popołudniowej, co potwierdza kierunek padającego światła. Zieleń lasu wskazuje na porę letnią. Zresztą, w naszym klimacie jeszcze do niedawna budowano tylko w miesiącach ciepłych, od kwietnia do września. W październiku spotykało się na budowach tylko mierniczych, którzy z polecenia inwestora obmierzali pracę wykonaną w sezonie budowlanym. Jak podaje Marian Arszyński w artykule „Technika i organizacja budownictwa ceglanego w Prusach w końcu XIV i w pierwszej połowie XV wieku”, wykonane „prace murarskie rozliczano na ogół według objętości muru, biorąc za podstawę obliczeń jedną z trzech możliwości: objętość wzniesionego muru wyrażoną w jednostkach miary liniowej (szczególnie często ten system występuje przy rozliczaniu budowy fundamentów), objętość wyrażoną za pomocą modułu cegły lub przeliczoną na ilość wymurowanej cegły”. Zachowana umowa z 1379 roku ustala, że mistrz wznoszący ściany do pełnej wysokości kościoła otrzymywać będzie wynagrodzenie pół szkojca za wymurowanie tysiąca sztuk cegieł. Niemało ścian wznoszono w średniowieczu techniką „opus emplecton”. Znaczyło to, że mistrz murarski stawiał tylko części licowe ściany o grubości po pół cegły każda. Wolną przestrzeń między licami wypełniali gruzem robotnicy opłacani dniówkowe. Podobną techniką wzniesiono jeden z filarów prezbiterium Kościoła Mariackiego, wypełniając jego trzon gruzem. W 1947 roku niewiele brakowało, a filar ten byłby się zawalił wskutek zniszczeń, jakim kościół uległ w marcu 1945 roku.
Kościół Mariacki jest zbudowany na planie nieregularnego krzyża. Długość jego wynosi około 103 metry, szerokość zaś – mierzona w transepcie – około 66 metrów. Ściany, zbudowane z cegły gotyckiej o wymiarach 8 x14 x 30 centymetrów, wznoszą się na wysokość 27 metrów, wykończone są blankowaniami i szczytami. Wysokość zachodniej wieży osiąga około 80 metrów. Grubość murów wynosi 150-180 centymetrów, chociaż są odcinki przekraczające nawet 3 metry. |
Prace wymagające szczególnych umiejętności, jak budowanie sklepień albo szczytów, kontraktowane były na zasadzie umowy o dzieło. Erich Keyser („Die Bauarbeiten an der Danziger Marienkirche zu Danzig” ) przytacza fragment kontraktu z 1485 roku, zawartego między radą miasta a Hansem Brandem, z którego dowiadujemy się, że budowniczemu płacono nie tylko za wzniesienie murów, ale także za prace projektowe. Powołujący się na Keysera Arszyński pisze, iż prócz wynagrodzenia za konkretne roboty murarskie, kontrakty z budowniczymi, którzy nadzorowali całokształt prac, przewidywały dodatkowe świadczenia, jak wolne mieszkanie, ubranie, pastwisko dla bydła itp., oraz dochodowe przywileje, na przykład prawo sprzedawania żywności członkom zespołu roboczego. Kontrakt z 1425 roku powołujący Mikołaja Swedera na budowniczego miejskiego i budowniczego Kościoła Mariackiego w Gdańsku, prócz pensji rocznej w gotówce, mieszkania oraz zapłaty za pracę murarską i kamieniarską, przewidywał również pensję tygodniową, „chyba za kierownictwo na budowie kościoła Mariackiego” – przypuszcza Arszyński. Końcowe uwagi wielu kontraktów zaznaczają, że dokument zostanie rozcięty na dwie części i każda z układających się stron otrzyma jedną z nich. Arszyński pisze o cieślach, że ich organizacja pracy „nie odbiegała zbytnio od organizacji pracy murarzy. Jedyna zaobserwowana różnica polegała na tym, że cieśle podejmowali się niekiedy pracy łącznie z dostawą materiałów, co u murarzy było wręcz zakazane”. I tak, mazowieccy cieśle, najęci do budowy więźby dachowej Kościoła Mariackiego, przywieźli ze sobą cały niezbędny budulec pozyskany w mazowieckich puszczach.
Proscenium
Na dalszych planach obrazu Möllera znajdujemy kilkanaście scen oddających atmosferę wielkiej budowy. Na pierwszym planie natomiast, na przedłużeniu ściany dzielącej wewnętrzne nawy, na swego rodzaju proscenium widzimy grupę mężczyzn we wschodnich strojach. Zostali potraktowani przez artystę monumentalnie, prawie na sposób rzeźbiarski. Rozpoznajemy w nich dobrodziejów wznoszonego przybytku, co widać po ich pękatych sakiewkach oraz... mało dostojnych obliczach. Dlaczegóż miałyby być inne? Przecież fundatorzy katedr często wywodzili się spośród największych grzeszników, nierzadko zabójców, rabusiów. W programie ideowym obrazu mężowie ci mają nas przekonywać do płacenia podatków bez względu na to, z jakich źródeł czerpiemy dochody.
Kasa budowy kościoła
Jakkolwiek formalnym inwestorem Kościoła Mariackiego był Zakon Krzyżacki, konwent nie czuł się zobowiązany do wspierania finansowo tego przedsięwzięcia. Według Keysera, wpływy do kasy budowlanej kościoła zasilały subwencje rady miejskiej, ofiary i zapisy testamentowe, czynsze z posiadłości i gruntów kościelnych oraz pieniądze z różnych zbiórek. W latach 1452-1473 zebrano w ten sposób 11 tysięcy grzywien. Dochodziły do tego dary w naturze, jak na przykład cegła, drewno, szkło. Jak podają K. Gruber i E. Keyser („Die Marienkirche zu Danzig”), dużych ilości cegieł dostarczyli gdańscy mieszczanie Vogel i Wylem Wyntervelt oraz rada miasta Tczewa. Niemało materiałów budowlanych pochodziło też z innych darowizn.
Charakterystyczne dla gotyku
Faktem jest, że czteronawowa świątynia Möllera nie może być trzynawowym Kościołem Mariackim. Jest za to bardziej gotycka niż renesansowa. Zauważamy charakterystyczne dla gotyku ostre, profilowane łuki okienne i półkoliste łuki, także profilowane. Również liście akantu, zdobiące wsporniki między arkadami, są wykonane z późnogotycką manierą. Typowe dla gotyku są też ośmioboczne filary z profilowanymi narożnikami. Skoro wspomnieliśmy o filarach, przytoczmy za Arszyńskim, powołującym się na Grubera i Keysera, ciekawostkę związaną z budową Kościoła Mariackiego. Podaje on, iż szósta para zachodnich filarów nawy głównej nie została wzniesiona w normalny sposób, lecz wykuto ją „wprost w murze”, który pozostał po wcześniejszym, bazylikowym, założeniu świątyni.
Möller nie ukazał typowej dla gotyku praktyki stosowania wyburzeń, przepruć i zamurowań przeprowadzanych na bieżąco na budowach. A stosowano je nagminnie, jeśli stwierdzano, że jakieś rozwiązanie, na przykład rozplanowanie drzwi albo okien, powinno być inne.
Czy Möller mógł śledzić w Gdańsku wznoszenie jakiejś monumentalnej budowli? Owszem, mógł, zachodząc choćby na budowę czteronawowej Wielkiej Zbrojowni, którą stawiano w jego czasach. Są badacze odnajdujący podobieństwo Möllierowskiej „świątyni” do gdańskiego Arsenału. Właśnie tam artysta mógł do woli przypatrywać się scenom, które umieścił później na swoim dziele.
Nie wszystko w jednym
Artysta nie demonstruje wszystkich prac towarzyszących stawianiu późnogotyckiej budowli. Z obrazu nie dowiemy się, jak kładziono fundamenty, w jaki sposób wykonywano sklepienia, jak wznoszono wieże. Möller nie pokazał również etapu rozmierzania na surowym gruncie zarysu przyszłej budowli. Zapewne stosowano do tego jakieś paliki i sznurek albo łańcuch. Rozmierzenie obejmowało zarys całego budynku, co – jak zaznacza Arszyński – w wypadku Kościoła Mariackiego umożliwiło jednoczesne rozpoczęcie budowy z przeciwległych krańców.
|
Taczkarze dowożący kamienie. Pierwszą taczkę pcha więzień skazany na ciężkie roboty, drugą małżonkowie pracujący wspólnie za jedną dniówkę, a na końcu starszy mężczyzna zmęczony pracą i wiekiem. |
|
Pracodawcy i pracobiorcy
Obraz Möllera ukazuje grupę kilkudziesięciu rzemieślników z rzeszą pomocników. Gdański statut murarski z 1388 roku określał, że mistrz mógł trzymać dwóch uczniów i nieograniczoną liczbę czeladników. Na budowie kościoła Mariackiego mistrz murarski stawał do pracy na ogół tylko z jednym własnym czeladnikiem, rzadziej z dwoma. Inwestor zaś (po usunięciu z Gdańska Krzyżaków zastąpiła go Rada Głównego Miasta) osobno zatrudniał pozostałych rzemieślników i robotników, którzy, opłacani systemem dniówkowym, zazwyczaj zarabiali kilkadziesiąt razy mniej od mistrza i jego czeladnika. Ludzie ci zajmowali się pracami służebnymi nie wymagającymi większych kwalifikacji: rozrabiali zaprawę, transportowali materiały budowlane, usuwali gromadzący się gruz. Do podobnych zajęć zatrudniano też więźniów oraz poddanych gdańskich, którzy tutaj odpracowywali szarwark.
Obraz retrospektywny
Przypuszczalnie nieznany autor ideowy obrazu zamierzał pokazać w jednym dziele najważniejsze etapy budowy świątyni. I tak, patrząc od lewej, widzimy prawdopodobnie wczesny etap prac następujący po ułożeniu fundamentów, tzn. wznoszenie muru zewnętrznego nawy północnej. Drugi etap to stawianie filarów. Dalej następuje budowa łuków łączących ściany nawy centralnej, pogłębienie podziemi i układanie dźwigarów pod posadzkę, która wkrótce zasłoni piwnice. Prace te, już wykonane lub właśnie wykonywane, widzimy w ujętej perspektywicznie nawie centralnej. Wreszcie etap czwarty – przesklepienie, pokrycie dachem, ułożenie posadzki i oszklenie okien. Sklepienia piwniczne obciążano bezpośrednio po zbudowaniu ziemią lub piaskiem, by zapewnić im dobre warunki statyczne. Po napełnieniu ziemią pokrywano je od góry polepą, na którą kładziono posadzkę. Kościół Mariacki w zasadzie jest pozbawiony podziemi, posiadają je tylko niektóre kaplice boczne. Wysokich sklepień mariackich niczym nie wypełniano, co można zauważyć przy okazji wspinaczki na platformę widokową wielkiej wieży.
Arszyński wspomina też o tymczasowym dachu Kościoła Mariackiego, „którego użytkowanie, sądząc ze wzmianek o impregnowaniu smołą i uszczelnianiu pakułami, przewidziane było na dłuższy czas”. Inaczej niż dzisiaj pracowali średniowieczni dekarze. Po prowizorycznym zawieszeniu dachówek „na sucho” czekali na odpowiednią pogodę, by w czasie umacniania dachówek na zaprawę zapewnić im najlepsze warunki wiązania, a dachowi maksymalną szczelność. Obie czynności opłacano oddzielnie. „Wykonawca zobowiązywał się usuwać bezpłatnie wszystkie usterki, jakie by mogły pojawić się w ciągu czterdziestu lat od ukończenia pracy”, dodaje Arszyński. Dachy wież często kryto ołowiem. Płytki ołowiane bielono cyną albo patynowano zieloną farbą. Ołowiane pokrycie miała wieża Kościoła Mariackiego.
|
|
Podstawowa zasada – solidność
Na budowie filara zajmującego lewy skraj obrazu widzimy w użyciu dwie poziomnice. Nie są dzisiejszymi wasserwagami. To drewniane konstrukcje w kształcie odwróconej litery T. Każda ma podwieszony pion murarski. Budowniczy tego filara dopiero co ułożył warstwę cegieł. Jego towarzysz bada ją poziomnicą. Widzimy tylko dłoń tego mężczyzny. Chyba wszystko jest w porządku, bo murarz spokojnie pracuje dalej. Mężczyzna zwrócony do nas plecami sprawdza nachylenie swojej warstwy cegieł. Jest o kilka poziomów niższa od warstwy sąsiada. Bada uważnie. Nie wolno dopuścić do żadnych uchybień. Po przekroczeniu bezpiecznych proporcji filar może runąć. W Kościele Mariackim raz runął. Zwalił przy okazji kawał ściany południowego transeptu i zburzył Izbę Radnych. Wydarzyło się to w 1497 roku, u schyłku budowy świątyni.
Przy trzecim filarze, licząc od lewej, mamy może jedyną okazję poznać tajemnicę stawiania filarów. No, rąbek tajemnicy. Jeden z murarzy buduje dziwny słupek z profilowanych cegieł kształtówek. To jeden z ośmiu narożników filara. Czyżby trzon filara wpasowywano we wcześniej ustawiane narożniki? Wygląda, że tak. Cegły kształtówki różnią się od prostych cegieł konstrukcyjnych wymyślną formą. Pewną ich ilość dostarczały cegielnie, pracujące, jak ogół „budowlańców”, od kwietnia do września, pozostałe, stosownie do potrzeb, odkuwali na placu budowy mistrzowie murarscy i ich czeladnicy.
Wyprawiano i malowano
Przy drugim filarze murarz koryguje kształt cegły charakterystycznym lekkim młotkiem. Towarzysz pracujący naprzeciw posługuje się listwą, którą rozgarnia na cegłach świeżą zaprawę. Obok siedzi tynkarz. Dzban z wodą bardzo się przydaje. Zużywano jej niemało do płukania narzędzi i rąk, zwilżania cegieł i zaprawy, czasem do popicia. Tynkarz zaciera ścianę filaru. Oprócz filarów, tynkowano również sklepienia, które, jak podaje Arszyński, pociągano cienką powłoką zaprawy, którą zacierano tylko kielnią. „Powierzchnie ścian nie pokrywane tynkiem wyprawiane były podbiałą wapienną, barwioną na ogół czerwienią żelazową lub rzadziej innymi barwnikami” – pisze Arszyński. „Pozostawienie lica w stanie zupełnie surowym należało do rzadkości (...) Na podbiale na ogół malowano pozorną siatkę spoin, nie pokrywającą się z rzeczywistym układem cegieł w licu. (...) Ze wzmianek źródłowych wynika, że wyprawiano i malowano ściany zewnętrzne kościoła Mariackiego, pracę taką miał wykonać mistrz Steffen”.
Gdański akcent
Na prawo od trzeciego filara, na dosyć odległym planie, Möller ukazał typowe dla swojej epoki budynki przemysłowe. Wiele wskazuje, że umieścił w nich „jerozolimską” cegielnię z suszarnią, a może i piec do wypalania wapna. Dwiema taczkami wiezione są stamtąd cegły. Wiemy, że Möller, znakomity „malarz gdański”, uwieczniał na swoich obrazach niemało gdańskich budowli. Był autorem kilku graficznie opracowanych panoram Gdańska. Znał dobrze nadmotławskie zakątki. Można przypuszczać, że za wzór do namalowania postawionej z pruskiego muru „cegielni jerozolimskiej” posłużyła mu jedna z gdańskich cegielni. Bardzo możliwe, że artysta pozostawił nam jedyny wizerunek takiego warsztatu pracującego w Gdańsku na przełomie XVI i XVII wieku.
Królewskim okiem
Wielka budowa jest jak nienasycona bestia. Jej pokarmem są kamienie oraz tysiące cegieł obłożone zaprawą, ponadto tony drewna i hektolitry wody. To wszystko trzeba „bestii” dostarczyć. W wielu miejscach Möller umieszcza tragarzy, którzy krzątają się po budowie jak kelnerzy po restauracji. Jedni dostarczają gęste buły zaprawy murarskiej. Donoszą ją z dołu umieszczonego w podziemiu południowej nawy świątyni. Przez okno centralnej nawy widzimy taczkarzy, którzy śpieszą jak na wyścigi z dostarczaniem kamieni. Niewidoczni na obrazie ceglarze od kwietnia do września formują i „wypiekają” na potrzeby budowy proste cegły konstrukcyjne, kształtówki oraz tysiące dachówek. Nawet szacunkowo trudno zliczyć, ile cennego materiału zużyto do wzniesienia świątyni. Król Joas pilnie przygląda się pracom. Wszystko musi grać jak w zegarku. Kasie budowlanej nie ma prawa zagrozić dziura budżetowa.
Na pewno nie udało się nam dokładnie obejrzeć całej krzątaniny, jaka mogła mieć miejsce na budowie kościoła Najświętszej Maryi Panny. Jednak dzięki Möllerowi, a ściślej jego obrazowi, który jest bodaj jedynym gdańskim dziełem, oddającym tak dokładnie plac budowy, nasza ciekawość została trochę zaspokojona.
Tadeusz T. Głuszko
Pierwodruk: „30 Dni” 9/2001