PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Czy w 1814 roku mogło powstać wolne miasto pod protektoratem Rosji?

Czy w 1814 roku mogło powstać wolne miasto pod protektoratem Rosji?
Zdobycie Gdańska przez wojska rosyjskie w styczniu 1814 roku było jednym z końcowych akordów wojen napoleońskich. Jednak dla miasta ten epizod oznaczał, że nadchodzą nowe czasy, że dobiega kresu rozdział jego dziejów jako mieszczańskiej republiki.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Scena z oblężenia Gdańska przez wojska rosyjskie w 1813 roku; akwaforta J. Fleischmanna wg rysunku M. Voltza
Fot. zbiory PAN Biblioteki Gdańskiej

Rosja od dawna myślała o tym, aby wzmocnić swoje wpływy w mieście. Wizyty Piotra Wielkiego w Gdańsku – długa, bo dwumiesięczna w 1716 i krótka, kilkudniowa, w 1717 roku – wyraźnie na to. Wyrażone wówczas oczekiwania zaniepokoiły gdańskie elity. Czynnikiem wzmacniającym to poczucie była sprzedaż posiadłości przy Długich Ogrodach 74 carskiemu urzędnikowi. W tym czasie była to jedyna w mieście nieruchomość, znajdująca się w rękach osoby nieposiadającej jego obywatelstwa. W „Imperatorskim” albo też „Piotrowym” domu zamieszkał na wiele lat rosyjski rezydent. Podejmowane próby odzyskania pałacyku zakończyły się niepowodzeniem. Petersburg był nieustępliwy, a gdańszczanie musieli zacząć liczyć się z jego zdaniem.

W miarę jak słabła Rzeczpospolita, wojska carskie coraz częściej pojawiały się pod miastem. Nieszczęsna obrona tronu króla Stanisława Leszczyńskiego w 1734 roku i związane z nią straty i koszty przekonały lokalnych notabli, że ośrodek decyzyjny przeniósł się na północ. Tak więc, szukając łaski i poparcia, będą odtąd gdańszczanie spoglądać na Petersburg. Wybiorą się tam, oczekując zrozumienia i wsparcia u carycy Anny Iwanowny Romanow, wcześniej księżnej Kurlandii i Semigalii.

W czasach napoleońskich – w zależności od sytuacji – wojska rosyjskie wchodziły w skład broniącego się garnizonu lub współtworzyły siły oblegające miasto. Pokój w Tylży, który Klemens von Metternich nazwał „największym triumfem polityki francuskiej”, ustalił status miasta, które znalazło się pod rzeczywistym protektoratem Francji. Władzę absolutną sprawował wtedy cesarski gubernator, Jean Rapp, najwierniejszy z wiernych, który realizując wskazania Napoleona, skutecznie podporządkował sobie lokalne władze. Kiedy po kapitulacji dowodzonego przezeń garnizonu wojska rosyjskie wkraczały do miasta, nie było wiadomo, jakie zapadną decyzje i w czyich rękach pozostanie Gdańsk.

 

Wielkie nadzieje

Rozdział „Wolne Miasto” w książce Szymona Askenazego „Gdańsk a Polska” zaczyna się bardzo optymistycznie, od słów: „Wybiła godzina wyzwolenia, gdy Napoleon po pogromie Prus pod Jeną stanął na ziemi polskiej” (bitwy pod Jeną i Auerstedt – 14 października 1806 roku). Kilka dni później cesarz wkroczył do Berlina. Tymczasem w mieście nad Motławą, w oczekiwaniu wojsk nieprzyjacielskich, zamknęło się około trzydziestu tysięcy pruskich i rosyjskich żołnierzy dowodzonych przez feldmarszałka Friedricha Adolfa von Kalckreutha. Sytuacja była trudna, obronę prowadzono jednak z dużym znawstwem żołnierskiego rzemiosła.

Wojskami oblegającymi, których znaczną część stanowili Polacy, kierował marszałek François Joseph Lefebvre, wkrótce książę Gdańska. Ten porywczy Alzatczyk niejednokrotnie stawał na czele swoich oddziałów, prowadząc je do walki w momentach kluczowych. Jego odwaga przysparzała mu sławy, słownictwo wrogów. Nazywany „pyskaczem”, nie był lubiany przez polskich oficerów. Wywodzący się ze szlachty, nie byli przyzwyczajeni do podobnych manier, w dodatku słusznie uważali, że marszałek niewystarczająco podkreślił ich wkład w ostateczne zwycięstwo. Polaków, także rannych, pośpiesznie usunięto z miasta. W tym początkowym okresie napoleońskiego panowania w Gdańsku starano się nie akcentować jego związków z Rzeczpospolitą. Wyraźnie pozostawiano otwartą furtkę dla wszelkich rozwiązań politycznych, wszak wojna jeszcze trwała.

Tymczasem w Warszawie na wieść o zdobyciu miasta wybuchła wielka radość, spontanicznie oświetlano ulice i domy, inicjowano nabożeństwa dziękczynne. Po spotkaniu Napoleona z Aleksandrem I w Tylży zapadł wyrok (traktat francusko-rosyjski podpisany 7 lipca 1807 roku, francusko-pruski dwa dni później), nie był on tak korzystny jak oczekiwano. Prusy Królewskie i Gdańsk pozostały poza utworzonym z części ziem zaboru pruskiego Księstwem Warszawskim. Samo miasto znalazło się nominalnie pod protektoratem Prus i Saksonii, jednak faktycznie pozostawało pod władzą samego Napoleona, który traktował je jako przyczółek do przyszłych działań Francji w tym regionie Europy. Na jego obszarze stacjonował garnizon podporządkowany francuskiemu gubernatorowi. Został nim Jean Rapp, którego Napoleon traktował jako człowieka do zadań specjalnych. Był to dzielny żołnierz i sprawny organizator. Jego zadaniem było maksymalne wykorzystanie miejscowych zasobów, podporządkowanie wszystkiego wojskowym celom.

Sześcioletni okres jego panowania doprowadził miasto do straszliwego zubożenia. Blokada kontynentalna odcięła Gdańsk od zamorskich odbiorców, Prusy Królewskie – będące wtedy częścią Królestwa Prus – utrudniały dostęp do głównych dostawców z Polski. Zamierał handel, upadło wiele rodzin kupieckich, rzemieślnicy i ludność najemna tracili pracę. W latach 1807-1814 populacja Gdańska zmniejszyła się z przeszło 80 do 64 tysięcy mieszkańców.

Cesarz Napoleon dwa razy przybył do miasta. O ile pierwsza jego wizyta, w czerwcu 1807 roku, nosiła znamiona triumfu, miała zamanifestować wielkie zwycięstwo, którym – jak głoszono – było zdobycie Gdańska, o tyle druga, 7 czerwca 1812 roku, miała charakter roboczy. Cesarz sprawdzał dokładnie przygotowanie miasta do zadań, które miały się niebawem rozpocząć. Gdańsk stanowił istotny punkt w systemie wsparcia logistycznego dla wielkiej, wojennej wyprawy przeciw Rosji.

 

Dylematy

Rapp, który towarzyszył cesarzowi aż do Moskwy, powrócił nad Motławę w grudniu 1812 roku. Choć kilkakrotnie ranny podczas ostatniej kampanii i z odmrożeniem twarzy, energicznie zabrał się do przygotowań na odparcie wroga. Ten jednak zwlekał, w sztabie rosyjskim zastanawiano się, jakie podjąć kroki. Spektakularna klęska Francuzów zdawała się otwierać drogę do spektakularnego triumfu. Czy jednak byłby on dla Rosji równie korzystny, jak pokój zawarty w tym właśnie momencie z pokonanym, lecz wciąż mobilnym Napoleonem? Podczas dwustronnych rokowań można by postawić twarde warunki, domagać się nie tylko Księstwa Warszawskiego, ale również Prus Książęcych, zajmowanych w tym momencie przez żołnierzy rosyjskich.

Perspektywa była kusząca i w części nawiązywała do rozwiązań, które caryca Elżbieta Romanowa (panowała w latach 1741-1762) zamierzała wprowadzić po porażkach Fryderyka Wielkiego. Wśród doradców Aleksandra zastanawiano się nad miejscem Prus w Europie, kształtem terytorialnym, jaki przybierze to państwo w przyszłości. W tej sprawie nie było jednego zdania, zwycięski Michaił Iłłarionowicz Goleniszczew Kutuzow przekonywał, że armię należy zatrzymać na linii Wisły i porozumieć się z cesarzem Francuzów. Jego zdaniem dalsze prowadzenie wojny stanowiłoby działanie korzystne jedynie „dla króla Prus” („pour le roi de Prusse”). Popierał go kanclerz Nikołaj Piotrowicz Rumiancew i liczni przedstawiciele generalicji. Nie zależało im na całkowitym zniszczeniu Napoleona i wyeliminowaniu go z gry, temu być może, a nie własnym talentom strategicznym cesarz Francuzów zawdzięczał wydobycie się z potrzasku pod Berezyną. Pruski feldmarszałek Hermann von Boyen, pod koniec 1812 roku prowadzący rozmowy z carem, zauważył, że rosyjscy wojskowi, w zamian za istotne ustępstwa ze strony Francji, byli gotowi „oddać pozostałą Europę Napoleonowi lub bodaj diabłu samemu”.

Podążając za uciekającymi spod Moskwy Francuzami, Rosjanie zajmowali kolejne pruskie miasta, w grudniu 1812 roku generał Filippo (Filip) Paulucci (1779-1849), piastujący z carskiego nadania stanowisko gubernatora Inflant, zagarnął pruski Memel (Kłajpedę). W styczniu 1813 roku generałowie Aleksander Iwanowicz Czernyszew (1786-1857) i Fiodor Wasyliewicz Rydygier (Friedrich Alexander von Rüdiger, 1783-1856) wkroczyli do Królewca, ustanawiając tam nową rosyjską administrację. Można przypuszczać, że podobnie zamierzano postąpić z Gdańskiem.

 

Decyzje personalne

Trudno wyobrazić sobie cenniejszą wskazówkę, dotyczącą postępowania wobec Gdańska, od tej, jaką znajdziemy w zaleceniu Kutuzowa, przekazanym generałowi Piotrowi Christianowiczowi Wittgensteinowi (1769-1843), który dowodził armią rosyjską w Prusach Wschodnich. Zgodnie z jego życzeniem, w oblężeniu miasta miały uczestniczyć wyłącznie wojska rosyjskie. One miały je zająć i być może pozostawić podobnie „wolnym”, jakim było dotychczas, tyle że pod protektoratem cara. W styczniu 1813 roku dostrzeżono pod Gdańskiem Rosjan, lotnymi oddziałami dońskich kozaków dowodził ich ataman, generał hrabia Matwiej Iwanowicz Płatow (1753-1818). Miasto zostało osaczone, niebawem wielkie masy wojsk rosyjskich, niczym potężny walec, przetoczyły się na zachód. Gdańsk związał część tych sił, bo taką przypisano mu rolę.

W lutym pod miasto przybył Wittgenstein, a dowództwo nad siłami oblegającymi Gdańsk przejął generał porucznik Fiodor Fiodorowicz Lewis (Friedrich von Löwis, 1767-1824). Jego przodkowie, wywodzący się ze Szkocji, służyli w armii szwedzkiej i wraz z nią dotarli na ziemie rosyjskie. Ojciec Friedricha, Reinhold, był już rosyjskim generałem, on sam zaś uczestniczył w wielu wojnach, które w tym czasie prowadziło imperium Romanowów. Wielokrotnie odznaczany, przeniesiony do rezerwy, na wezwanie cara Aleksandra powrócił do służby w 1812 roku w momencie zagrożenia ojczyzny. Działania Lewisa w obronie Rygi wzbudziły szacunek dowództwa i przyniosły kolejny order – Świętego Jerzego III klasy. Ukoronowaniem wojennych zaszczytów była przyznana mu złota szabla honorowa z brylantami. Tego typu nagroda była wręczana wysokiej rangi dowódcom za szczególne dokonania.

Podobne wyróżnienie, a więc podarunek w postaci paradnej broni – w tym wypadku ze specjalnym grawerunkiem „za Gdańsk” – stanie się też udziałem księcia Aleksandra Wirtemberskiego (1771-1833), brata pierwszego króla Wirtembergii Fryderyka I oraz wuja cara. W kwietniu 1813 roku książę przejął komendę nad znacznie wzmocnionym ponad trzydziestotysięcznym korpusem. Skierowanie do tego zadania osoby tak bliskiej cesarskiego dworu nie nastąpiło bez ważnej przyczyny. Tak wysoka osobista ranga dowódcy miała podkreślać znaczenie, jakie przypisywano oblężeniu Gdańska.

 

Oblężenie

Działania, w tym przetasowania personalne wśród Rosjan, wzbudzały zrozumiały niepokój Fryderyka Wilhelma III. Król Prus uznał, że należy wzmocnić obecność pruskich oddziałów i umiejętnie podkreślać ich znaczenie w walkach o Gdańsk. Jako wsparcie sił rosyjskich pojawiła się pod miastem dywizja landwerzystów, dowodzona przez słynącego z brawurowej odwagi (odznaczony orderem Pour le Mérite oraz Krzyżem Żelaznym) majora hrabiego Ludwiga Moritza Achatiusa zu Dohna-Schlobitten (1776-1814). Wirtemberski uważnie i momentami dość krytycznie przyglądał się poczynaniom swoich nadgorliwych pruskich podkomendnych.

„Gromada inwalidów” – tak Szymon Askenazy określił zamknięty w Gdańsku X korpus Wielkiej Armii. Była to zbieranina Francuzów, Bawarczyków, Westfalczyków, Holendrów, Hiszpanów, Włochów, a nawet Afrykanów, z których Rapp starał się stworzyć skonsolidowaną, skupioną na wytrwaniu grupę. Być może wierzył w ostateczne zwycięstwo Napoleona, któremu zawdzięczał swoją karierę, z pewnością pozostawał wierny danemu mu słowu. Nieprzypadkowo na jego pomniku wyryto sentencję, którą powtarzał swoim żołnierzom: „Moje słowo honoru jest święte”.

Z ponad trzydziestu tysięcy ludzi pozostających pod jego dowództwem, tylko trzynaście-czternaście tysięcy zdolnych było do walki. Polacy pod komendą generała brygady Michała Radziwiłła stanowili ważną część tej grupy. Rapp zabiegał o nich, manifestował swoją sympatię poprzez ubiór, często bowiem pojawiał się na szańcach w polskim mundurze. Francuski gubernator dobrze wiedział, jak wielką rolę odgrywa propaganda. Kiedy w czerwcu 1813 roku w oblężonym mieście przystąpiono do mycia chodników, rozgłaszano, że jest to przygotowanie na przyjazd cesarza.

Książę Aleksander Wirtemberski i gubernator Jean Rapp
Fot. Muzeum Wojska Polskiego (‘Gdańsk napoleoński’) i Internet

Postawa Polaków, około sześciu tysięcy żołnierzy, mogła przesądzić o wyniku starcia. Warto przypomnieć, że masowa dezercja Polaków z wojska pruskiego była jednym z istotnych czynników, które doprowadziły do kapitulacji feldmarszałka Friedricha Adolfa von Kalkreutha w 1807 roku. Mając tego świadomość, rosyjski sztab przygotował odezwę, w której bliżej niesprecyzowani mieszkańcy Warszawy, zaklinając się „na świętość wiary i świętość ojczyzny”, zachęcali braci „w polu zostających” do porzucenia „bezbożnego Napoleona” i oddania się pod opiekę „pokrewnego krwią, językiem i sąsiedztwem (…) wielkiego rosyjskiego narodu” i „wielkiego Cesarza, wspaniałego Aleksandra”. Ulotkę rozrzucili na przedpolu Kozacy. Wszystko to, oczywiście za zgodą wszechmocnego w mieście Jeana Rappa, opisano skrupulatnie w „Danziger Zeitung”. Żołnierze polscy złożyli uroczystą przysięgę wierności, powołując się na „miłość Ojczyzny i wdzięczność Napoleonowi”. Zredagowano odpowiedź, w której przypominano wszelkie krzywdy, których Rzeczpospolita doznała od Rosji, w tym rzeź praską, dokonaną przez odziały marszałka Aleksandra Suworowa w listopadzie 1794 roku. Pismo wręczone Rappowi podpisali „generałowie i oberoficerowie, podoficerowie i szeregowcy”. Wielu z nich rozstało się z życiem w ciągu kilku kolejnych miesięcy oblężenia.

 

Kapitulacja

Zainicjowane w ostatnią noc października 1813 roku ostrzeliwanie Gdańska racami kongrewskimi i spowodowane tym pożary, straszliwy głód, dziesiątkujący ludność miasta tyfus oraz wieści o klęsce pod Lipskiem spowodowały, że Rapp zdecydował się na podjęcie rokowań. 29 listopada 1813 roku podpisano kapitulację na warunkach określanych mianem zaszczytnych lub honorowych. Francuzi i ci Polacy, którzy wyrażą taką chęć, mogli wstąpić na powrót w szeregi Wielkiej Armii, ale przez rok nie wolno im było walczyć przeciw sprzymierzonym. Wszyscy inni żołnierze mieli wrócić do swoich ojczyzn. Car Aleksander odmówił jednak ratyfikacji tych postanowień. W jego opinii, postępowaniem nieodpowiedzialnym byłoby zezwolenie na przejście żołnierzy francuskich z garnizonu gdańskiego poprzez wyzwolone już i sojusznicze państwa niemieckie. Można przypuszczać, że część z nich w najbliższym czasie zasiliłaby odradzającą się w szybkim tempie armię Napoleona.

Sytuacja była kłopotliwa dla księcia Wirtemberskiego, który wyraził zgodę na poprzednie warunki, zwłaszcza że Francuzi zdecydowali się już przekazać część umocnień (w tym twierdzę w Wisłoujściu i wyspę Ostrów), a także ośmiuset rosyjskich i pruskich jeńców. Dowódcy rosyjscy obawiali się, że Rapp, jeśli dowie się o odrzuceniu ratyfikacji układu, może podjąć jakieś dokuczliwe akcje. Rosjanie mieli świadomość, że byłoby to dla wszystkich, także dla ludności cywilnej, katastrofalne rozwiązanie. W dodatku oblegający miasto cierpieli z powodu mrozów i braku aprowizacji, a transporty butów, uprzęży, płócien poszewkowych, trafiające do żołnierzy, nie rozwiązywały problemów. Brakowało ciepłej odzieży, były kłopoty z dostawą jedzenia dla ludzi i koni. Pierwsi cierpieli głód, konie padały.

22 grudnia 1813 roku, po naradach, przygotowano pismo do Rappa. Książę Wirtemberski informował w nim, że zrywa dotychczasowe ustalenia i nie odbierze w zaplanowanym terminie, tj. 24 grudnia, kluczy do miasta. Gotów był zwrócić przekazane mu dotąd umocnienia, prócz twierdzy w Wisłoujściu. Domagał się również zwolnienia ze służby pozostających częścią garnizonu żołnierzy niemieckich, co było logiczne, ponieważ władcy państw, pod których sztandarami służyli podczas ostatnich miesięcy, zmienili front i stali się na nowo sojusznikami oblegających. Tego rodzaju sytuacje miały już miejsce – 13 grudnia Gdańsk opuściło czterystu Sasów i Wirtemberczyków. Rosjanie zauważyli, że byli dobrze ubrani i uzbrojeni. 22 grudnia z miasta wywieziono również grupę stu pięćdziesięciu rannych Francuzów. I tu oficerowie rosyjscy okazali się spostrzegawczy, wśród kalekich dostrzegli sporą grupę symulantów. Podejrzewali, że w grę wchodziły łapówki.

24 grudnia, z okazji urodzin cara (Aleksander urodził się 23 grudnia), zorganizowano paradę, odbyło się nabożeństwo. List przekazał Rappowi kapitan Aleksander Michajłowicz Gedeonow z pułku kazańskich dragonów, człowiek, który w trakcie oblężenia Gdańska, podczas śmiałego wypadu, omal nie pochwycił francuskiego gubernatora. Został wówczas ciężko poturbowany. Francuz odpowiedział jeszcze tego samego dnia w sposób gwałtowny, wyrzucał rosyjskiemu dowódcy wiarołomstwo i zaznaczył, że zamierza stosować się do poprzednich ustaleń, które jego zdaniem w dalszym ciągu obowiązują. Jednocześnie wojska francuskie opuszczały kolejne umocnienia.

Książę Wirtemberski starał się wyjaśnić sytuację, swoim zaś żołnierzom polecił zachować: „ostrożność i gotowość”. Trwały rozmowy, do rezydencji Rappa wysyłano kolejnych generałów. Najpierw był to Włoch w służbie rosyjskiej, Osip Ignatiewicz Manfredi (Joseph Ignatius August 1778-1816). Skierowany pod Gdańsk we wrześniu 1813 roku jako dowódca oddziałów inżynieryjnych mógł najlepiej naświetlić zagrożenia, do których prowadzić może nieprzyjęcie kapitulacji na nowych warunkach. Potem wyruszyli pochodzący z generalskiej rodziny Michaił Michajłowicz Borozdin (1767-1837) oraz arystokrata z dziada pradziada, Ivan Aleksandrowicz Weljaminow (1771-1837), który dowodząc piechotą podczas oblężenia miasta został ciężko ranny postrzałem w pierś.

Ranga obu wysłanników była wysoka i Rapp z pewnością miał tego świadomość. Dobór osób dowodzi wielkich umiejętności, którymi wykazała się podczas prowadzenia negocjacji strona rosyjska. Tracono jednak cierpliwość, upór francuskiego gubernatora narażał wszystkich na niepotrzebne cierpienia i straty. Na końcu, 28 grudnia 1813 roku, użyto argumentu ad personam – poinformowano Rappa, że działania niebawem zostaną wznowione, on po nieuniknionej kapitulacji trafi na Syberię, a jego majątek zostanie skonfiskowany. Ten rodzaj nacisku okazał się skuteczny, 29 grudnia nowy układ został podpisany.

Załogę twierdzy potraktowano w różny sposób w zależności od nacji – wzięci do niewoli Francuzi wyruszyli pod eskortą, wraz ze swoim dowódcą, w głąb Rosji, Polacy mogli powrócić do domu. Ten dowód łaskawości miał znaczenie propagandowe. 30 grudnia 1813 roku (choć we wspomnieniach jednego z rosyjskich dowódców Dmitrija Wołkońskiego jest to 1 stycznia 1814 roku) trzy tysiące polskich żołnierzy pod dowództwem dwustu trzydziestu oficerów opuściło miasto przez Bramę Oliwską. W związku z tym wydarzeniem nie zaplanowano jednak żadnej specjalnej ceremonii. Ta odbyła się 2 stycznia 1814 roku o godzinie dziesiątej, kiedy z miasta wychodzili prowadzeni przez Rappa Francuzi. Uszykowane w pobliżu Hagelsbergu rosyjskie oddziały, prezentując broń, z szacunkiem przyglądały się swoim przeciwnikom. Obrońcy miasta w takt muzyki wojskowej i bijących werbli przedefilowali przed księciem Wirtemberskim. Swoją broń składali zaraz za miastem, na wzgórzu obok cmentarza Rosjan, którzy polegli oblegając miasto w 1734 roku, żołnierzy feldmarszałka Münnicha. Z pewnością wybór miejsca nie był przypadkowy, zadbano, by miało to wymowę symboliczną.

Car Aleksander starał się pozyskać Polaków walczących po stronie Napoleona, wysoko cenił ich bitność i oddanie, stąd decyzja, aby potraktować ich ulgowo, rozbroić i zwolnić. W 1812 roku tysiące polskich żołnierzy i oficerów służyło również, choć to fakt mniej znany, w rosyjskiej armii. Podczas wojny określanej przez stronę rosyjską mianem „ojczyźnianej” wsławiły się szczególnie polskie pułki ułanów: wołyński, litewski i polski. Rekrutowały się one z ludności zachodnich guberni Rosji, która dystansowała się wyraźnie od prób jej pozyskania przez władze Księstwa Warszawskiego.

3 stycznia 1814 roku Rosjanie oficjalnie wkroczyli do miasta, mieli w nim stacjonować ponad miesiąc. Witani byli wieńcami i mowami okolicznościowymi, pomimo zimnej pory ulice pełne były ludzi, także okna. Wszyscy chcieli ujrzeć zwycięzców. Jeden z rosyjskich generałów zanotował: „Cały lud wykrzykiwał imię naszego władcy i okazywał radość”. Podniosły nastrój wzmocniła palba armatnia. Rosjanie uczestniczyli w nabożeństwie dziękczynnym, prawdopodobnie w Kościele Mariackim, dla części z nich było to pierwsze zetknięcie z obrządkiem protestanckim. Około godziny osiemnastej książę Wirtemberski znalazł się w swojej rezydencji. W mieście, gdzie wielu cierpiało niedostatek, przygotowano wystawny obiad. Wieczorem ulice zostały rozświetlone, a w teatrze wystawiono sztukę „Łaskawość Tytusa”. Autor cytowanych wspomnień, którego przedstawię za chwilę, zamknął dzień notatką: „Jestem u szczytu przemęczenia i wyziębienia, w tym samym mundurze i na koniu od bardzo dawna. Nasze zwycięstwo w tym było wyjątkowe, ponieważ od czasów Piotra Wielkiego Rosjanie nie przeprowadzali regularnego oblężenia”.

 

Co dalej?

Kapitulacja miasta wywołała w Berlinie niepokój o jego dalsze losy. Mówiło się o gdańskich senatorach, którzy starają się pozyskać wpływowych dowódców rosyjskich dla idei utrzymania statusu miasta jako wolnego. Również decyzje Rosjan, dotyczące likwidacji części powstałych w czasie oblężenia fortyfikacji, budziły podejrzenia. Król Fryderyk Wilhelm III starał się przeciwdziałać tworzeniu nowej rzeczywistości przez fakty dokonane, działając w podobny sposób. Mianował generała Friedricha von Massenbacha gubernatorem, a wspomnianego Dohnę, teraz już pułkownika, komendantem miasta.

Cóż z tego, skoro Wirtemberski nie zamierzał się z tym liczyć, uważał, że klucze do miasta przekazały carowi Aleksandrowi jego władze. Głosił też, że „sprawa Gdańska jest nierozdzielnie związana ze sprawą Polski”. Jeszcze 31 grudnia 1813 roku odprawiono do carskiej kwatery specjalnego posłańca, a był nim generał Aleksander Aleksandrowicz Żerebcow, znamienity mason i osoba bliska rodziny cesarskiej. Wiózł ze sobą listy i szczególne trofeum, które miało pokazać sojusznikom siłę Rosji – ofiarowane jej władcy klucze do ważnego miasta. Wirtemberski oznajmił tym samym, że bez wyraźnych rozkazów cara nie zamierza respektować pruskich wysłanników. Gubernatorem Gdańska został doświadczony dowódca, generał porucznik Dmitrij Michajłowicz Wołkoński (1770-1835), komendantem generał Wasilij Siergiejewicz Rachmanow (1764-1816).

Wołkoński cieszył się pełnym zaufaniem księcia Wirtemberskiego. Za swoją postawę na polu walki oraz skuteczność w zarządzaniu otrzymał order Świętego Jerzego III klasy. Można się domyślać, że decyzja o jego nominacji na gubernatora całego obszaru Wolnego Miasta (z 19 grudnia) nikogo nie zdziwiła. Pozostawił po sobie niezwykle ciekawy i dotąd nieprzetłumaczony na język polski „Dziennik 1812-1814”, z którego czerpałem obficie, przygotowując tę opowieść. Jest on pełen istotnych informacji, dotyczących oblężenia Gdańska, życia codziennego stacjonującej tu rosyjskiej kadry oficerskiej. Swoje obserwacje i przemyślenia zapisywał na bieżąco, co stanowi niewątpliwy walor tego dokumentu i czyni go jednym z istotnych źródeł dotyczących opisywanych wydarzeń. Rachmanow natomiast, weteran wielu bitew, mający też w swoim życiorysie epizod sprawowania funkcji komendanta Uleåborg (obecnie Oulu w Finlandii), uczestniczył w zdobyciu Elbląga, a potem oblężeniu Gdańska. Za oddane wówczas usługi został nominowany na stopień generała porucznika.

Do czasu zapadnięcia wiążących postanowień rosyjscy wojskowi nie zamierzali dopuszczać Prusaków do zarządzania miastem. Pruskim oddziałom posiłkowym zezwolono na zajęcie jednej z mniej istotnych fortyfikacji. Wszystko to stało się powodem wielu sporów kompetencyjnych, pojawiły się odezwy do mieszkańców, podpisane przez mieniącego się komendantem hrabiego Dohnę. Część gdańszczan zrywała je, manifestując swoją niechęć do podległości królowi Prus. Takie reakcje mogły być spowodowane oczekiwaniem, że uda się zachować choćby tylko częściową niezależność i powrócić do starych, dobrych czasów. Postępowanie księcia Wirtemberskiego mogło podsycać te nastroje, bowiem podczas burzliwego spotkania rosyjski dowódca zagroził generałowi Massenbachowi, że jeśli tego typu akcja powtórzy się, on bez żadnych skrupułów umieści Dohnę w więzieniu.

Krnąbrny pruski pułkownik niebawem rozstał się z życiem, wypijając przez pomyłkę środek stosowany do sporządzania kompresów, a Massenbach regularnie posyłał do Berlina raporty, wytykając nowym rosyjskim zarządcom liczne zaniedbania. Wołkoński, który języka niemieckiego nie znał, postrzegał swoją sytuację jako wysoce niekomfortową, jego współpraca z urzędnikami miejskimi nie układała się dobrze. Rosjanin podróżował po mieście, widział spalone kwartały i te, które wyglądały tak, jakby oblężenia w ogóle nie było, wizytował fortyfikacje, odwiedzał szpitale i magazyny pozostawione przez armię francuską. Sprawdzał wydolność piekarni, a w chwilach wolnych uczestniczył w życiu towarzyskim, między innymi licznych balach, koncertach, tańcach i sannach, zdarzały się maskarady i fajerwerki.

Scena walk podczas oblężenia Gdańska w 1813 roku; rycina J. B. Reville’a
Fot. Muzeum Wojska Polskiego (‘Gdańsk napoleoński’)

Rosyjskie miasto

„Wzywając Boga o pomoc, rozpoczęliśmy rok bez zwykłej wesołości. Byłem na kolacji z Księciem [Wirtemberskim, uwaga autora], w mieście była maskarada, ale się na nią nie wybraliśmy” – napisał 13 stycznia 1814 roku (to był rosyjski Nowy Rok) Dmitrij Wołkoński. Przez cały styczeń Rosjanie sprawowali pełną kontrolę nad Gdańskiem. Wielu zastanawiało się wówczas, czy armia carska zamierza stąd odejść, w niepewności pozostawała także rosyjska kadra dowódcza. Z łatwością można było sobie wyobrazić, że triumfujący Aleksander zdecyduje się przejąć protektorat nad miastem. Tego typu rozwiązanie mogło znajdować wśród gdańszczan zwolenników.

Wieczorem 17 stycznia 1814 roku do Gdańska przybyła cesarzowa Elżbieta Aleksiejewna, zmierzała do wód, chciała też odwiedzić ojczyste strony (z urodzenia była bowiem badeńską księżniczką Ludwiką Marią Augustą). Gdzieś w przepastnych magazynach odnaleziono triumfalne bramy, były iluminacje i kwiaty rzucone na drogę, dwadzieścia cztery dziewczęta stanowiły orszak imperatorowej. Towarzyszyło jej wielu dworzan, między innymi księżna Anna Michajłowna Prozorowska, Daria Aleksandrovna Walujewa, politycy: książę Dmitrij Władymirowicz Golicyn oraz Aleksander Lwowicz Naryszkin. Wizyta była krótka, następnego ranka Elżbieta Aleksiejewna pojechała dalej. Mając to wydarzenie świeżo zapisane w pamięci, rosyjski garnizon postanowił uświetnić niebawem urodziny żony Aleksandra. Z Hagelsbergu kanonada wybiła sto jeden wystrzałów, a zorganizowaną paradę wojskową określono mianem wielkiej.

Tego rodzaju manifestacje nie mogły ujść uwagi Berlina. Strona pruska miała świadomość rosnących wpływów rosyjskich w mieście. Kwestię gdańską podnosiła już podczas pierwszych rokowań na początku 1813 roku. Żądała jasnych deklaracji, ale ich nie otrzymała. Co charakterystyczne, do rosyjsko-pruskiego traktatu sojuszniczego z 28 lutego 1813 roku (wrocławsko-kaliskiego) nie wprowadzono zapisu, dotyczącego przyszłości miasta, co mogło stanowić zły prognostyk.

Car długo uchylał się od zajęcia jasnego stanowiska. Miał świadomość przewagi, jednak jego pozycja słabła z tygodnia na tydzień. Jeszcze pod koniec 1813 roku, po bitwie pod Lipskiem, dyplomaci rosyjscy wskazywali na możliwość pozostawienia Gdańska na statusie wolnego miasta. Było już jednak za późno. Odrzucono sugestię Kutuzowa, by zatrzymać się na linii Wisły, a zwycięski pochód wojsk rosyjskich na zachód, powodował, że Europa zaczęła się niepokoić. Wzrost potęgi Rosji nikogo tutaj nie cieszył. Paradoksalnie dyplomaci rosyjscy tym bardziej tracili pole manewru im bliżej Paryża znajdowali się carscy żołnierze. Prusy zyskały niebawem kluczowego dla swych racji sojusznika – Anglię. Robert Stewart Lord Castlereagh, minister spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa i zwolennik stworzenia w Europie – w imię wspólnego dobra – systemu bezpieczeństwa opartego na swoistym balansie między głównymi graczami, dostrzegał zagrożenie ze strony Rosji. Nie zamierzał wpierać nadmiernego rozrostu imperium i jednoznacznie opowiedział się za przyznaniem Gdańska Prusom.

Przygotowana przez Wirtemberskiego wiadomość o kapitulacji francuskiego garnizonu w Gdańsku, wraz z raportem o sytuacji w mieście i prośbą o podjęcie decyzji w sprawie dalszych jego losów, dotarła do Aleksandra w Bazylei. Nic nie wiemy o dylematach cara, czy miał takowe, czy – co bardziej prawdopodobne – pożegnał się już nieco wcześniej z myślą o zagarnięciu miasta. Połączone z Rosją unią personalną Królestwo Polskie, które niebawem miało powstać na bazie Księstwa Warszawskiego, pozbawione zostało dostępu do morza. Zerwana została więź miasta z jego naturalnym zapleczem, co nie wyszło na dobre żadnej ze stron.

Aleksander I zdecydował się wycofać. Jego rozkaz dotyczący zwrotu miasta Prusom dotarł nad Motławę na początku lutego 1814 roku. Rosyjscy generałowie wykonali go skrupulatnie. 14 lutego przekazano miasto pod władzę Fryderyka Wilhelma III. Niektórzy Rosjanie, choćby Wołkoński, wyraźnie mieli wątpliwości, czy decyzja była słuszna. Nie skorzystał z zaproszenia na kolację, które wystosował do niego Massenbach. Nie uwierzył do końca w spontaniczność śpiewów na cześć króla pruskiego, które rozległy się w miejskim teatrze. Zanotował w dzienniku: „generalnie tutejsi mieszkańcy są nieszczęśliwi, że zostali oddani Prusakom”. Zima była surowa, bardzo śnieżna, z zamieciami, temperatura dochodziła do minus dwudziestu stopni. 21 lutego, w ostatnich dniach przed Wielkim Postem, w mieszanym towarzystwie i saniami wyruszono do Nowego Portu. Niebawem Wołkoński wraz z innymi rosyjskimi oficerami opuścił Gdańsk. Przed wyjazdem kupił żonie sznur bursztynów.

Dmitrij Wołkoński był siostrzeńcem dziadka pisarza Lwa Tołstoja, Mikołaja Siergiejewicza Wołkońskiego (1753-1821). Nie można wykluczyć, że jego relacja, obok innych rodzinnych wspomnień z wojny ojczyźnianej, miała wpływ na zbudowanie postaci Andrieja Bołkońskiego, jednego z głównych bohaterów powieści „Wojna i pokój”. Tak więc, miasto jeszcze przed wyjazdem Rosjan stało się na powrót częścią Królestwa Prus i miało nim pozostać w wyniku rozstrzygnięć kongresu wiedeńskiego. Pod koniec marca 1814 roku w Gdańsku przestał obowiązywać Kodeks Napoleona.

 

Dyplomacja

Zabiegi części gdańszczan, starających się podczas powojennych negocjacji wypracować możliwie niezależną i najbardziej dla siebie korzystną pozycję, popierał towarzyszący carowi w Paryżu książę Adam Czartoryski. Agitacja wówczas prowadzona dotarła do Londynu i sama w sobie stanowić może temat na kolejny tekst. Ukazujące się w opozycyjnym wobec rządu „Morning Post” apele o to, aby przywrócić „dawną niepodległość wolnego miasta” i oddać je „pod osłonę specjalnej opieki” przyszłego króla polskiego i cara Rosji oraz działania Czartoryskiego na kongresie w Wiedniu okazały się mało skuteczne. Zawarte w maju-czerwcu 1815 roku traktaty przyznawały Prusom nie tylko Gdańsk, ale również Toruń, którego losy przez pewien czas pozostawały kwestią sporu.

Askenazy uważał, że decyzje te podjęto wbrew znacznej części gdańszczan, pod wpływem umiejętnie podsycanych wobec Rosji obaw. Zwycięskie imperium, tworzące z ziem dawnego zaboru pruskiego Królestwo Polskie, traktowano jak kogoś, kto wszedł w progi europejskiego mieszkania, wcisnął nogę między drzwi, przez co uniemożliwia ich zamknięcie. Tak to było postrzegane przez wielu mieszkańców Berlina, Paryża, Londynu czy Wiednia. Historyk stwierdził: „o wszystkim zadecydowały naciski zewnętrzne”. Jak widać dylemat współpracy z Rosją nie jest sprawą nową, a trudności z tym związane towarzyszą nam przynajmniej od XVII wieku, kiedy państwo to po raz pierwszy objawiło swą niekiedy niepokojącą moc i żywotność.

***

Czym mógłby być Gdańsk pod protektoratem carów i w powiązaniu z Królestwem Polskim? Przyglądając się wydarzeniom z bliskiej i odległej przeszłości, często mamy ochotę tworzyć alternatywne wersje historii. Nie ma to wielkiego sensu, ale może stanowić okazję do ciekawych dyskusji. Jedno jest pewne – decyzja, która zapadła na kongresie w Wiedniu, spowodowała, że na trwałe miasto oddzielone zostało od Rzeczpospolitej, nie tylko politycznie, ale również mentalnie. Jeśli istniały jakiekolwiek nadzieje na reaktywowanie dawnych relacji, to umarły właśnie wtedy. Gdańsk stał się typowym miastem niemieckim.

 

Waldemar Borzestowski

 

Wykorzystano:

Andrusiewicz A., „Aleksander I. Wielki gracz, car Rosji – król Polski”, Kraków 2015;

Askenazy Sz., „Gdańsk a Polska”, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1918;

М. И., Богданович, „История войны 1813 года за независимость Германии, по достоверным источникам”, t 1-2, Санкт-Петербург 1863;

История XIX века (Западная Европа и внеевропейские государства), под ред. проф. Лависса и Рамбо, Т. 2: [Эпоха Наполеона I. 1800-1815), Москва 1905;

Nieuważny A., „200 dni Napoleona. Od Pułtuska do Tylży 1806-1807”, Warszawa 2008;

Nieuważny A., „My z Napoleonem”, Wrocław 1999;

Rozenkranz E., „Napoleońskie Wolne Miasto Gdańsk”, Gdańsk 1980;

Д. М. Волконский, „Дневник 1812-1814”;

Zajewski W., „Wolne Miasto Gdańsk pod znakiem Napoleona”, Olsztyn 2005.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 3/2021