Nie sądzę. Interesującą wskazówkę może stanowić data jego śmierci – 10 grudnia 1733 roku. Nie był to przecież dobry czas na prowadzenie zbożowych interesów. W Polsce wybuchła domowa wojna, spowodowana podwójną elekcją. Kontrkandydatami do korony byli: syn poprzedniego króla Augusta II, Fryderyk August i teść Ludwika XV, Stanisław Leszczyński, który już raz, z woli króla szwedzkiego Karola XII zasiadł na tronie Polski.
Z Ossowskiej zrodzony
Jan Kilarski, w jednym z pierwszych przewodników po Gdańsku, jakie ukazały się po wojnie, „Gdańsk – nasze miasto”, polecał zwiedzającym zwrócić szczególną uwagę na epitafium w kościele św. Mikołaja: „Na filarze bliskim wejścia od strony chóru organowego, kwadratowa, marmurowa tablica z osobliwym nieforemnie rytym napisem, z którego dowiadujemy się, że tu w kościelnym podziemiu spoczywa Józef z Łubna Hercyk »z Ossowskiej zrodzony«, który w roku 1733 »w grobowe zaszedł umbry«”.
Można sądzić, że skromne środki nie pozwoliły na uhonorowanie zmarłego czymś znaczniejszym, inskrypcja ryta jest niewprawną ręką. Być może w późniejszym czasie epitafium straciło obramowanie, na którym znajdował się herb Hercyka – Lubicz, jeden z popularniejszych polskich herbów szlacheckich, występujący także na Pomorzu. Niezachowane obramowanie mogło zawierać, prócz herbu, także elementy zdobnicze, które sugerowałyby na przykład wojenne przewagi nieboszczyka, jego niewątpliwą szlacheckość. Byłyby to wówczas berdysze, szable, tarcze, a nawet armaty.
Inskrypcja, choć krótka, podaje szereg istotnych danych o osobie, której dotyczy. Józef Hercyk był katolikiem, dlatego na miejsce wiecznego spoczynku w protestanckim mieście wybrał kościół dominikanów. Pochodził z Łubna w ziemi połockiej na dzisiejszej Białorusi i podkreślał, że jego matka wywodziła się z rodziny Ossowskich, rodziny zamożnej i znaczącej. Herbarze polskie podają, że Hercykowie byli rodziną niemieckiego i miejskiego pochodzenia, jej przedstawiciele zadomowili się na Wołyniu, Rusi Białej, również w okolicach Połocka. To miasto było starym ruskim ośrodkiem miejskim, podobnie jak Witebsk i Smoleńsk. W połowie XVII wieku województwo połockie zamieszkiwało ponad 185 tysięcy mieszkańców. Jednak po straszliwych wojnach liczba ta zmniejszyła się do niespełna 52 tysięcy. Trudno to sobie wyobrazić: w ciągu niespełna półwiecza zginęło ponad 70 procent ludności.
Księgi grodzkie pińskie podają, że w roku 1758 właścicielem Łubna był Franciszek Hercyk. Ów Franciszek z całą pewnością był kimś bliskim dla naszego Józefa. Może bratem?
W obronie tronu króla Leszczyńskiego
Kiedy poszukiwania oparte są na tak kruchych przesłankach, ważne mogą okazać się wszelkie zbieżności, punkty wspólne, podobieństwa. Jeśli założymy, że nasz bohater trafił do Gdańska w burzliwym czasie bynajmniej nieprzypadkowo, musimy zastanowić się, co mogło go do tego skłonić.
Powróćmy do wydarzeń, które miały miejsce kilkanaście lat wcześniej. W 1721 roku, wskutek bezprecedensowego żądania Augusta II wyrażonego w niezwykle twardej formie, wydalony został z Warszawy ambasador Rosji, Dołgoruki. Powodem tego wydalenia był fakt, że ambasador kazał porwać w stolicy pewnego Ukraińca. Jego porwanie stało się przyczyną międzynarodowego skandalu. Dołgoruki uwięził go w swym pałacu, potem wyprawił do Rosji na dziesięcioletnie więzienie (wyszedł z niego w 1731 roku). Porwanym był Grzegorz Hercyk, zięć Filipa Orłyka, a ten ostatni był bliskim współpracownikiem hetmana Mazepy.
Trzeba przypomnieć, że w burzliwych latach 1644-1709 Mazepa przewodził Lewobrzeżnej Ukrainie i – podobnie jak Stanisław Leszczyński – był związany z wojowniczym królem szwedzkim Karolem XII, inspiratorem północnej wojny. W 1708 roku hetman wzniecił powstanie antyrosyjskie, a kiedy wojska szwedzkie poniosły klęskę pod Połtawą, zbiegł do Turcji. Po jego śmierci buławę przejął właśnie Filip Orłyk, a w jego najbliższym otoczeniu znajdowali się Hercykowie, którzy też przebywali na obczyźnie.
Wydaje się wysoce prawdopodobne, że kiedy 12 września 1733 roku Stanisław Leszczyński w atmosferze jedności szlachty został obwołany ponownie królem Polski, wśród jego zwolenników mógł znaleźć się szlachcic, którego rodzina od dawna należała do tego samego obozu politycznego, czyli Józef Hercyk z Łubna. Orłyk wspierał jak mógł dawnego towarzysza broni. Jednak i tym razem Stanisław Leszczyński nie miał szczęścia. Jego konkurent Fryderyk August, koronowany jako August III, popierany był przez ościenne mocarstwa i – korzystając z pomocy obcych wojsk – zmuszał stronników Leszczyńskiego do opuszczania kolejnych ziem.
2 października 1733 roku nieszczęsny król przybył do Gdańska w towarzystwie wiernych sobie panów. Byli wśród nich senatorowie Teodor Potocki, Stanisław Poniatowski, August Czartoryski, podskarbi koronny Franciszek Maksymilian Ossoliński i francuski poseł de Monti. Towarzyszyło mu też kilkuset zwolenników. Czy wśród nich nie mógł się znaleźć Józef Hercyk? Gdańsk był dla nich ostatnim punktem oparcia. Przed nieuniknioną klęską mogła króla uratować jedynie natychmiastowa i silna pomoc Francji.
Gdańsk przychylnie powitał uciekiniera. Liczono, a podtrzymywał gdańszczan w tych nadziejach de Monti, że pomoc nadejdzie niebawem, a wśród interweniujących znajdzie się z pewnością Dania i Prusy. Miasto pospiesznie prowadziło zaciągi głównie szwedzkich żołnierzy i naprawiało fortyfikacje. Otrzymało też transport francuskiej broni. Gdańska miały bronić oddziały miejskie oraz gwardia koronna przybyła z Leszczyńskim.
Józef Hercyk zmarł zanim rozpoczęło się oblężenie, 10 grudnia 1733 roku, a więc, jak można przypuszczać, wkrótce po przybyciu do miasta. Nie dane mu było uczestniczyć w jego cierpieniach i upokorzeniu.
Epilog
A oblężenie rozpoczęło się na dobre w lutym 1734 roku. Było jednym z najcięższych w historii miasta. Stworzono ogromną dwudziestotysięczną armię (Gdańsk liczył wtedy 40 tysięcy mieszkańców!) i powierzono jej dowództwo generałowi Janowi Wilhelmowi von Viettinghofowi. Zjednoczone siły wojsk oblężniczych, ponad 40 tysięcy Rosjan i Sasów, prowadził marszałek Burchard Münnich. Walki były niezwykle krwawe, dość powiedzieć, że w czasie jednego z ataków w okolicach Grodziska zginęło cztery tysiące Rosjan.
Od miasta domagano się kapitulacji i wydania Leszczyńskiego. Kiedy Rada odmówiła spełnienia tych żądań, pod Gdańsk podciągnięto ciężkie działa oblężnicze. Ich ostrzał wyrządzał straszliwie spustoszenia. Dopiero po klęsce odsieczy francuskiej, dowodzonej przez dzielnego markiza de Plelo, stracono wszelkie nadzieje. Gdańszczanie rozpoczęli rokowania.
27 czerwca 1734 roku Stanisław Leszczyński wymknął się z miasta w chłopskim przebraniu. Na dworze w Królewcu za cenę terytorialnych ustępstw starał się skłonić do wojny króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I. Na szczęście bezskutecznie.
Gdańsk poddał się 9 lipca. Skutki trwającego 145 dni oblężenia były katastrofalne: spowodowało uszkodzenie lub zburzenie 1800 domów, straty szacowano na 6 milionów talarów; zginęło 4500 żołnierzy broniących miasta i 1500 cywili. Były to straty absolutnie niepotrzebne. W uznaniu zasług Stanisław Leszczyński przesłał miastu z Francji niezwykły prezent – zegar kominkowy! Można uznać, że był to jeden z najdroższych zegarów na świecie.
Waldemar Borzestowski
Pierwodruk: „30 Dni” 6/2004