PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Był kiedyś dom Łazarza w Oliwie

Był kiedyś dom Łazarza w Oliwie
Przytułek dla starców nieopodal parku w Oliwie został wpisany na listę zabytków na początku XX wieku, a więc został objęty opieką konserwatorską. Daremnie jednak rozglądać się za nim, bo pół wieku później, czyli w 1963 roku, został rozebrany.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Przytułek, kiedyś bardzo potrzebny, z czasem stał się  zawalidrogą, hamując modernizację najważniejszej arterii komunikacyjnej Trójmiasta. Szpitalik zbudowano około 1660 roku w cysterskiej wówczas Oliwie, blisko zabudowań konwentu, za rządów opata Aleksandra Kęsowskiego (1590-1667). W wigilię Bożego Narodzenia 1666 roku, czyli niespełna rok przed swoją śmiercią, cysterski hierarcha poświęcił to dzieło chrześcijańskiego miłosierdzia i stosownie zaopatrzył, by podopieczni czuli się w nim bezpieczni i nie musieli parać się żebractwem i włóczęgostwem. Sam zobowiązał się dostarczać chleb, a klasztor miał zapewnić obiady i drewno na opał.

Oliwski Lazarushaus, 1932
Oliwski Lazarushaus, 1932
Fot. Zbiory Piotra Popińskiego

W Archiwum Archidiecezji Gdańskiej zachował się XIX-wieczny odpis tego „zaopatrzenia”, zredagowany po łacinie, w którym przytułek występuje pod nazwą Xenodochium, co można tłumaczyć jako schronisko dla biedoty oraz miejsce opieki medycznej. W czasach pruskich nazywano go Armen Hospital czyli – jak wyżej – przytułek albo szpital dla biednych.

Po kasacji klasztoru w 1831 roku nie przeszedł pod zarząd administracji pruskiej, ale pozostał własnością oliwskiej parafii katolickiej, skupionej przy pocysterskim kościele Trójcy Świętej, który w 1926 roku, po erygowaniu diecezji gdańskiej, przejął rolę katedry biskupiej. W latach międzywojennych funkcjonował jako Lazarushaus i Katholische Hospital (dom Łazarza, szpital katolicki), a również jako Lazarett.

To stąd pierwszy gdański biskup Edward O’Rourke wyszedł procesyjnie do kościoła katedralnego, by uroczyście objąć posługę w gdańskiej diecezji. Ówczesny oliwski proboszcz odnotował ten fakt w kronice, zaznaczając, że w Łazarzowym domu (Lazarushaus) biskup przywdział szaty pontyfikalne.

Po wojnie przytułek niezmiennie podlegał parafii katedralnej i przez nowych mieszkańców Oliwy, którzy w większości czuli uzasadnioną niechęć do poniemieckich nazw i wszystkiego co niemieckie, był nazywany szpitalikiem św. Łazarza. Niektórzy wywodzili tę nazwę od obrazu (namalowany na desce), który znajdował się w niegłębokiej wnęce nad głównym wejściem. Byli przekonani, że przedstawiał św. Łazarza, o którym czytamy w Ewangelii, że Jezus wskrzesił go, choć od trzech dni leżał w grobie. Byłoby to istotne nieporozumienie, gdyż przytułki dla biedoty łączono bardziej z imieniem innego Łazarza, o którym Jezus mówi w przypowieści zapisanej w Ewangelii według św. Łukasza (16,19-31). W przypowieści tej Łazarz, za życia żebrak proszący łaski bogacza, po śmierci odbiera nagrodę, gdy bogacz cierpi męki. Ten obraz umieszczony kiedyś we wnęce nie zachował się i nie udało się dotrzeć do nikogo, kto potrafiłby go opisać. Wspomina o nim Franciszek Mamuszka, ale nie podaje szczegółów. W 1946 roku obok przytułku wybudowano pętlę tramwajową, związaną z obsługą utworzonej wtedy linii numer „7” Oliwa-Sopot (zlikwidowana w 1960 roku).

Przytułek był przystosowany dla „sześciu i więcej osób” biednych i bezdomnych lub ciężko chorych. Co najmniej od początków XIX wieku aż do rozbiórki zamieszkiwały go stare, często niedołężne i bardzo ubogie kobiety, nierzadko noszące polskie i kaszubskie nazwiska.

Na podstawie znanych zarządzeń, regulujących funkcjonowanie podobnych szpitali w Gdańsku, możemy przypuszczać, że i tutaj wymagano od podopiecznych bezwzględnego posłuszeństwa, życia zgodnego z nauką katechizmu, częstego uczestniczenia w praktykach religijnych, nieokazywania niezadowolenia z panujących warunków. A występki przykładnie karano. Niewykluczone, że również w Oliwie podopieczne, będące w lepszej kondycji, wykonywały proste prace, jak np. przędzenie, by częściowo pokrywać koszty utrzymania.

Od czasów reformacji gdańskie przytułki były utrzymywane przez zdominowaną przez Niemców protestancką Radę Miejską. Tymczasem oliwski był dziełem na wskroś polskim. Poza opatem Kęsowskim, który wyłożył na niego trzysta florenów, partycypowali w tym dziele inni nasi rodacy, jak burgrabia Radzimski, który ofiarował „bez przymusu” kolejne pięćset florenów, czy Bartłomiej (Bartholomaeus) Proszewic i Wojciech Maksiński (Adalbertus Maxinski), którzy dołożyli po sto florenów. Na jego utrzymanie szły też dochody z klasztornych wsi Skowarcz i Łęgowo (Langenau).

Fundację ulokowano w samym centrum komunikacyjnym Oliwy, przy skrzyżowaniu drogi pomorskiej z odbijającym na zachód berlińskim szlakiem pocztowym (wspomniana Grunwaldzka i Opata Rybińskiego) – w południowozachodnim narożniku tej krzyżówki, czyli po stronie dzisiejszej pętli tramwajowej. Do 1945 roku przytułek miał adres Am Schlossgarten 1, po wojnie zaś – Armii Radzieckiej 1 (dzisiejsza Opata Rybińskiego).

Naprzeciw przytułku, za jezdnią Grunwaldzkiej, przy skrzyżowaniu dróg, opactwo ufundowało w drugiej połowy XVIII wieku stojącą do dzisiaj kapliczkę św. Jana Nepomucena, nazywaną też Kolumną Maryjną z racji umieszczonej w niej dodatkowo figury Matki Boskiej (w niszy poniżej Jana Nepomucena). Kapliczka stanęła, między innymi, na potrzeby gdańskiej kompani pielgrzymkowej, która przechodziła tędy w drodze do Kalwarii Wejherowskiej na uroczystości odpustowe na święto Trójcy Świętej, a od 1685 roku na święto Wniebowstąpienia Pańskiego. Nie wiemy z całą pewnością, od kiedy jej szlak prowadził przez Oliwę. Od kiedy jednak zaczęła tędy chodzić, właśnie tu wypadała jej pierwsza stacja z modlitwą i kazaniem. Po 1807 roku, kiedy klasztor reformatów na Chełmie (Stolzenberg), z którego ruszała ta pielgrzymka, uległ zniszczeniu, zaczynała ona (i tak jest do dzisiaj) pątnicze marsze spod cysterskiego kościoła, który obecnie pełni funkcję katedry arcybiskupiej. Opat Kęsowski miał ponoć niemałą zasługę przy budowie wejherowskiej kalwarii, delegował bowiem geometrę, by pojechał do Jerozolimy i wymierzył odległości między stacjami Drogi Krzyżowej, co potem z pożytkiem wykorzystano przy wytyczaniu wejherowskich „dróżek do Nieba”.

***

Jak przytułek wyglądał krótko przed rozbiórką, możemy się dowiedzieć z inwentaryzacji przeprowadzonych w latach 1959-1961 przez gdański oddział Pracowni Konserwacji Zabytków. Zachowały się teczki z fotografiami, planami i opisem tekstowym, dostępne w oddziale Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Gdańsku. Nie dowiemy się jednak, jak wyglądał w chwili powstania, gdyż w 1742 roku, pod rządami opata Jacka Rybińskiego, przeszedł gruntowną modernizację. Później już do samego końca, czyli do roku 1963, w zasadzie nic się tu nie zmieniło i dlatego – i to jest fascynujące – powojenna dokumentacja odpowiada niemal dokładnie stanowi z 1742 roku.

Był to budynek parterowy, choć skromny, to wyraźnie w stylu barokowym; wzniesiony na planie prostokąta o wymiarach 18 na 12 metrów, regularny (z wyraźną osią symetrii na linii północ-południe), niepodpiwniczony i nakryty czterospadowym wysokim dachem. Zorientowany został dłuższym bokiem do dzisiejszej ulicy Opata Rybińskiego i od tej strony zbudowano przedsionek z głównym wejściem. Drugie wejście prowadziło od zachodu, a więc od strony dzisiejszej pętli tramwajowej. Dach okrywała falista dachówka holenderka, przedsionek obłożono płaską karpiówką. Mury były otynkowane, a ich jedyną ozdobą był gzyms, okalający budowlę poniżej dachu, oraz wysoki cokół. Dodatkową ozdobą, którą pominęły inwentaryzacje, był wspomniany barokowy obraz nad drzwiami przedsionka, który usunięto zapewne przed rozpoczęciem prac dokumentacyjnych. W opustoszałej i zamurowanej wnęce po obrazie znajdowała się kamienna tabliczka z datą 1742, wykonaną w barokowej manierze.

Do budynku przylegał od południa, czyli od strony Gdańska, ogród zbliżony wielkością do powierzchni domu, otoczony wysokim i grubym murem z niszami po wewnętrznej stronie, w których mogły znajdować się stacje Drogi Krzyżowej. Koronę muru osłaniała dachówka holenderka, a wchodziło się tam bramką od strony dzisiejszej pętli.

 
Fot. Zbigniew Kosycarz / Archiwum KFP

Po wojnie ogród bardzo zdziczał, ale wcześniej rosły w nim drzewa owocowe i był doglądany. Niewykluczone, że zajmowała się tym Agnes Kaufmann, która w księgach adresowych z przełomu lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku była odnotowywana jako Gärtnerei (ogrodniczka) oraz Geschäftsinhaberin, czyli właścicielka „interesu”. Chodziło o kwiaciarnię w budynku pod numerem Schlossgarten 1a, należącym również do Kościoła. Przytułkiem zarządzała przez pewien czas Rosalie Glomke, figurująca w księgach jako Hospitaliterinnen (pielęgniarka, siostra miłosierdzia).

Zewnętrzne mury budynku miały ponad pół metra grubości, ale i ściany wewnętrzne były masywne (przeciętnie ponad trzydzieści centymetrów). W budynku urządzono osiem pokoi mieszkalnych z osobnymi wejściami z korytarza oraz kaplicę na osi przedsionka. Wszystkie pomieszczenia mieszkalne i niemieszkalne parteru miały sklepienia krzyżowe. W pokojach mieszkalnych położono drewniane podłogi, natomiast kaplicę wyłożono płytami ceramicznymi, a w korytarzu wylano cementową posadzkę.

Drzwi zewnętrzne (jednoskrzydłowe) składały się z dwóch części – górnej i dolnej, które można było otwierać niezależnie od siebie. Były wzmocnione ćwiekami i zaopatrzone w kołatkę. Natomiast drzwi prowadzące z przedsionka do korytarza, które przed dobudową przedsionka były drzwiami zewnętrznymi, miały ozdobne okucia i stary barokowy zamek oraz malutkie zamykane okienko, tzw. judasza. Kaplicę oddzielały od korytarza czterodzielne drzwi z polami górnymi wypełnionymi ażurową ukośną kratownicą (w XX wieku dodano półkoliste zwieńczenie z falistych listew). Drzwi do pokoi były proste – płycinowe lub obite dyktą.

Pierwotnie pokoje ogrzewano kominkami. Podczas inwentaryzacji odnaleziono tylko ślady po nich, a w izbach stały piece kaflowe z dołączonymi żeliwnymi piecykami (tzw. kozy), zaopatrzone w fajerki, na których mieszkające tu kobiety mogły przyrządzać gorące posiłki.

***

Wojna oszczędziła to miejsce. Na przytułek spadł tylko jeden pocisk, który zostawił niegroźne spękania we wschodniej części. W ocenie PKZ zabytek był w dobrym stanie i wymagał zaledwie niedużego remontu. Miłośnicy „starożytności” zachwycali się jego autentyzmem. Jedynej większej zmiany dokonano we wnętrzu przedsionka, gdzie urządzono ubikację.

Po wojnie opiekę nad przytułkiem sprawował proboszcz katedralnej parafii, ksiądz Leon Kossak-Główczewski, wspomagany przez siostry elżbietanki z ulicy Opackiej, które świadczyły bezpośrednią pomoc mieszkającym tu czterem kobietom. Jedną z podopiecznych była bardzo leciwa panna Agnes Makurath, wymieniana w księgach adresowych co najmniej od 1937 roku. Pozostałe panie to dwie Polki, o nazwiskach Łojewska i Müller, oraz bardzo inteligentna i towarzyska Niemka, panna Hebel, przykuta chorobą do łóżka, którą bodaj codziennie ktoś odwiedzał z dobrym słowem i smaczną przekąską.

Dużą pomoc świadczyło mieszkankom przytułku małżeństwo polskich gdańszczan, Augustyn i Maria Schulta. Pan Augustyn był przed wojną urzędnikiem gdańskiej Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych; po wojnie wrócił z rodziną do Gdańska i zamieszkał w Oliwie. Jako pracownik kolei mógł dzielić się tym, czego wówczas niejednokrotnie brakowało, choćby z powodu złej dystrybucji, czyli opałem na zimę. Gdy była nagląca potrzeba, dostarczał drewno opałowe, które pozyskiwał ze zużytych podkładów kolejowych, oraz węgiel, którego miał w nadmiarze dzięki deputatom, z jakich korzystali pracownicy kolei.

Już przed wojną w kaplicy zaprzestano odprawiania nabożeństw i nic nie wiadomo, żeby zmieniło się to po wojnie, choć nie można tego wykluczyć. Bardziej sprawne podopieczne chodziły podczas wojny na mszę świętą do katedry. Natomiast po wojnie mieszkanki były w takiej kondycji, że nie mogły sobie na to pozwolić. Można powiedzieć, że syn Schultów, Wacław, starał się im to w pewien sposób zrekompensować. Na wielkim magnetofonie szpulowym nagrywał mszę świętą odprawianą w katedrze, a następnie odtwarzał w szpitaliku. Aparaturę ustawiał w korytarzu, by dźwięk docierał do wszystkich pokoi.

***

Kaplica miała barokowe wyposażenie. Stanowił je ołtarz z drewnianą nastawą z 1743 roku, w której znajdowała się płaskorzeźba ukrzyżowanego Jezusa ze św. Bernardem (to jeden z dodatkowych patronów cysterskiego kościoła). Otoczona była rzeźbionymi liśćmi akantu, girlandami owocowymi i wstęgami, były też figury dwóch świętych. Powyżej umieszczono figurkę wniebowziętej Maryi (również dodatkowa patronka katedry).

Kaplica z ołtarzem św. Bernarda; ok. 1961
Kaplica z ołtarzem św. Bernarda; ok. 1961
Fot. Zbiory oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Gdańsku

W kaplicy wisiały też dwa duże obrazy z XVII i XVIII wieku. Jeden przedstawiał patronującą cysterskiej świątyni Trójcę Świętą, a namalowany był na desce przez Hermana Hana (1574-1628), uznanego malarza działającego w Gdańsku i na Pomorzu. Był to obraz dwustronny, z „Imieniem Boga adorowanym przez anioły” na odwrociu. Skoro miał dekorację dwustronną, mógł służyć w procesjach jako feretron. Drugi był malowany na płótnie i przedstawiał świętych Joachima i Annę, rodziców Matki Boskiej. Był też kaptur późnobarokowej jedwabnej kapy z wyszytą sceną koronacji Najświętszej Panny Maryi oraz kilka obrazów mniejszej wartości. Do wyposażenia należały również dwa rzędy prostych jednoosobowych ławek z klęcznikami, bodaj po pięć pod każdą z bocznych ścian.

Obraz na desce „Trójca Święta” Hermanna Hana z kaplicy szpitalika; obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku
Obraz na desce „Trójca Święta” Hermanna Hana z kaplicy szpitalika; obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku
Fot. Zbiory Muzeum Narodowego Gdańsk

***

O losie szpitalika przesądziła – podjęta pod koniec lat pięćdziesiątych – decyzja o modernizacji głównej arterii drogowej Trójmiasta, która stanowiła północny odcinek ówczesnej drogi państwowej numer 1, łączącej Warszawę przez Trójmiasto z północno-zachodnią Polską. Była ona na wielu odcinkach, między innymi na wysokości oliwskiego przytułku, zbyt wąska dla rozwijającego się transportu samochodowego. W planach zakładano, że obok istniejącej jezdni wybudowana zostanie druga – ruch z Gdańska w kierunku Gdyni poprowadzony zostanie starą drogą, a w przeciwnym kierunku odbywać się będzie po nowo wybudowanej jezdni. W ten sposób samochody będą mogły jeździć kilkoma pasami ruchu. Ale utworzenie tej nowej jezdni było możliwe dopiero po usunięciu szpitalika.

W obronie zabytku stanął miejski konserwator, Ryszard Massalski, wspierany przez naukowców z Politechniki Gdańskiej oraz zarząd Gdańskiego Oddziału PTTK z Franciszkiem Mamuszką na czele. Proponowano pozostawić szpitalik na wyspie drogowej w kształcie cygara, wydzielonej między obu jezdniami (taki pomysł zrealizowano we Wrzeszczu, by ocalić kilka kamienic). Rozważano też rozwiązanie stosowane między innymi w Warszawie, czyli odcięcie budynku od gruntu i przesunięcie na inne miejsce, w tym przypadku w kierunku pętli tramwajowej.

Pierwszy rozwiązanie uratowałoby szpitalik, ale wymuszało częściowe okrojenie Parku Oliwskiego od strony ulicy Grunwaldzkiej, gdzie należałoby wydzielić (obok obu jezdni) miejsce na tory tramwajowe w kierunku Jelitkowa, które miały biec poza drogą samochodową. Uległaby wtedy częściowemu zniszczeniu jedna z największych atrakcji parku, za jaką uznawano tzw. oś widokową o nazwie „Droga do wieczności”. Była to długa perspektywa „wyrzeźbiona” jeszcze za cysterskich czasów między szpalerami wysokich lip, których korony przycinano równo, w taki sposób, że tworzyły niemal gładkie ściany. Pomiędzy rzędami tak uformowanych drzew umieszczono bardzo długi staw. Stojąc pośrodku szpaleru i patrząc w kierunku morza, odnosiło się wrażenie, że woda stawu zlewa się z wodami Bałtyku.

Nie chcąc zatem niszczyć takiej atrakcji, obrońcy przytułku skłaniali się ku drugiemu rozwiązaniu, czyli przesunięciu budynku. Proponowali też likwidację pętli tramwajowej, która – jak uzasadniano – wobec rozpoczętej wówczas budowy osiedla Przymorze (kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców) z czasem stanie się zbędna jako przystanek końcowy, bo linię trzeba będzie przedłużyć, by obsługiwała nowe osiedle i tam zakończyć pętlą. Brano również pod uwagę przesunięcie zabytku na teren samego parku.

Franciszek Mamuszka próbował poruszyć sumienia ówczesnych decydentów, przytaczając na łamach „Jantarowych Szlaków” wydarzenia z początku XX wieku. Szpitalik był wtedy zagrożony rozbiórką, gdyż oliwski proboszcz chciał w ten sposób pozyskać cegłę. W reakcji na te plany konserwator gdański podjął interwencję u władz berlińskich, które nakazały wciągnięcie przytułku na listę chronionych zabytków. Mamuszka uderzał też w tony patriotyczne, wskazując, że fundatorem był opat wielce zasłużony dla Polski i cieszący się zaufaniem naszych królów. Sprawa oparła się o Ministerstwo Kultury i Sztuki i stamtąd oczekiwano ostatecznego rozstrzygnięcia.

Lobby obrońców oliwskiego zabytku nie było jednak zbyt silne, na co wskazuje lakoniczna notatka w „Głosie Wybrzeża” z 14 lutego 1963 roku: „Ruszyła budowa drugiej jezdni drogi państwowej nr 1 przez Oliwę. Padły już nawet pierwsze fragmenty murów starego szpitalika, o który ciągnęły się przewlekłe spory”. Do notatki dołączono zdjęcie Zbigniewa Kosycarza ze szpitalikiem i długim wykopem od strony splantowanego ogrodu.

***

Zanim do przytułku weszła ekipa rozbiórkowa, jego mieszkanki przeprowadzono do „domu pogodnej starości” w Pucku, gdzie były nadal odwiedzane przez rodzinę Schultów i innych znajomych. Panna Müller zmarła wcześniej. Odchodziła bardzo pogodna, może dlatego, że umierała w „swoim” pokoju i „swoim” łóżku. W ostatnim geście machała ręką w stronę obrazu Matki Boskiej, zapewniając słabnącym głosem: „Zaraz przyjdę, już zaraz przyjdę”.

Co stało się z wyposażeniem kaplicy? Ołtarz św. Bernarda trafił do kościoła ojców karmelitów pod wezwaniem św. Katarzyny. W latach 1994-1995 był konserwowany. Obecnie stoi w kaplicy domowej karmelitańskiego klasztoru. Obraz „Trójca Święta” oraz kaptur kapy z koronacją Najświętszej Panny Maryi znalazły opiekę w Muzeum Narodowym. Nieznany jest los obrazu wydobytego z przedsionka oraz „Joachima i Anny” a także zdemontowanych barokowych drzwi, okuć i zamków.

***

Na pewno modernizacja głównej trójmiejskiej ulicy, która do czasu wybudowania zachodniej obwodnicy pełniła też rolę najważniejszej drogi tranzytowej dla jadących z południa nad morze i na Wybrzeże, była ważnym przedsięwzięciem i nic nie mogło jej powstrzymać. Czy wyburzenie zabytkowego szpitalika było nieuchronne, by tę inwestycję przeprowadzić? Każda próba odpowiedzi na to pytanie nie odda pełnej prawdy.

Kończąc, trzeba zauważyć, że przytrafił się nam być może przykry paradoks. Oliwski przytułek złożono w ofierze, by zachować inny cenny zabytek (również z doby baroku), czyli parkową oś widokową. „Droga do wieczności” stanowiła prawdziwą atrakcję, ale przegapiliśmy „moment”, kiedy na oddalonym o kilka ulic podwórku wyrosły drzewa, które zasłoniły widok na morze. Nie mamy więc ani budynku szpitalika, ani imponującego widoku, który dawał nam złudzenie, że woda ze stawu, nad którym stoimy, łączy się z taflą Zatoki.

 

Tadeusz T. Głuszko

 

Wykorzystano:

„Głos Wybrzeża”, 14 lutego 1963;

Januszajtis Andrzej, „Kościół świętej Katarzyny w Gdańsku”, Gdańsk 1989;

Kilarski Maciej, Mamuszka Franciszek, Stankiewicz Jerzy, „Oliwa: wykaz zabytków wg stanu z grudnia 1956 r.”, Gdańsk 1957;

Kowalski Janusz, „Jeszcze o budowie trasy Gdańsk-Sopot”, „Dziennik Bałtycki”, 19 grudnia 1961;

Kowalski Janusz, „Komunikacja – zabytki sztuki i przyrody”, miesięcznik „Miasto” 1962, nr 4;

„Kronika parafii (katedralnej) w Oliwie (1904-1945)”, wydał i komentarzem opatrzył ks. dr Zygmunt Iwicki, Gdańsk 1999;

Kropidłowski Zdzisław, „Formy opieki nad ubogimi w Gdańsku od XVI do XVIII wieku”, Gdańsk 1992;

Mamuszka Franciszek, „Oliwa. Okruchy z dziejów, zabytki”, Gdańsk 1985;

Mamuszka Franciszek, Stankiewicz Jerzy, „Oliwa. Dzieje i zabytki”, Gdańsk 1959;

Mamuszka Franciszek, „W obronie cennego zabytku”, Biuletyn Turystyczny Wybrzeża Gdańskiego „Jantarowe Szlaki”, Gdańsk 1962, nr 1-2;

Schulta Wacław, relacja ustna z maja 2013 roku;

„Zabytek ustąpił miejsca drodze”, „Wieczór Wybrzeża”, 21 lutego 1963;

Zasoby Archiwum Archidiecezji Gdańskiej;

Zasoby oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Gdańsku.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 1-2/2013