Walther Domansky (1860-1936), pastor i literat, publikował w prasie i zbiorach książkowych opowiadania religijne i liczne szkice o dawnym Gdańsku i jego mieszkańcach. Nietłumaczony dotąd na język polski szkic poświęcony Johannesowi Falkowi pochodzi ze zbioru „Alte Danziger Lebensbeschreibungen”, wydanego w Gdańsku w 1923 roku.
Było to około 1780 roku zimową porą. Dzień chylił się ku końcowi, ale na zewnątrz panował jeszcze półmrok, bo właśnie dopiero co zapalono latarnie, oferujące wówczas słabe oświetlenie. Na przedprożu pewnej kamienicy przy Fischertor (teraz Melzergasse) [Słodowników] stał jakiś nędznie odziany chłopiec. Tuż przed nosem trzymał książkę i czytał tak długo, aż ręce zgrabiały mu z zimna, jak sam się wyraził. W domu należało oszczędzać światło, a potajemne czytanie karano razami. Chłopiec ten był jednym z naszych najbardziej znanych krajanów, „Johannesem znad Bałtyku”, jak zwykł był nazywać siebie samego jako pisarz.
Johann Daniel Falk, bo tak w rzeczywistości się nazywał, urodził się – według wykazu księgi metrykalnej chrztów kościoła św. Piotra – dwudziestego szóstego (a nie dwudziestego ósmego) października 1768 roku w Gdańsku „na Lastadii, naprzeciwko stoczni”. Jego ojciec był zacnym perukarzem, a Johannes od najmłodszych lat musiał pomagać w interesie, chociażby w charakterze doręczyciela świeżo utrefionych peruk dla uczonych i wielce poważanych osobistości miejskich, co Chodowiecki przedstawił na pewnym urokliwym obrazku w swej „Podróży artysty” (1773) [właściwy tytuł to „Die Reise von Berlin nach Danzig”]. Matka Falka nazywała się Constantia Chalion [inne wersje jej nazwiska to: Chailloux, Chaillou], zaś jej pochodzący z Genewy ojciec znał francuski „tak płynnie, jak z nut”, tak więc przynajmniej pod tym względem mógł „mieć baczenie” na swego wnuka.
A to dlatego, że nasz Johannes Falk chciał koniecznie studiować. I choć ojciec Lambert z klasztoru dominikanów, u których chłopiec muzykował co niedzielę podczas wielkiej mszy „na drugich skrzypcach” wraz z „mennonistą” (menonitą) w „Błękitnej Dłoni” przy kościelnym cmentarzu św. Piotra uważali, iż Johannes nadawał się na uczonego, to jednak ojciec nie „dał temu posłuchu”. Tak więc musiało się wydarzyć nieszczęście, w wyniku którego młodzieniec mógł buszować do woli wśród książek. W 1778 roku w „gorącym miesiącu żniwnym” [w oryg. „Austmonat” – dial. „hausten/austen” – żniwować] Johannes osunął się z wózka z wiśniami na koło, łamiąc sobie nogę. Musiał zatem leżeć – mógł więc czytać, ile tylko chciał. Jednak skoro tylko wydobrzał, wróciła stara śpiewka: odebrano mu książki. Myślał już nawet o ucieczce – ciągnęło go w daleki świat, do Batawii! [metonimiczne określenie dalekich krajów] – ale nauczyciel angielskiego Drommert wraz z pastorem z kościoła św. Piotra tak długo naprzykrzali się staremu Falkowi, aż w końcu Johannes mógł rozpocząć naukę w szkole parafialnej przy kościele św. Piotra. Jakiż był on tam sumienny! Wieczorami pił kawę a nogi wkładał do zimnej wody, byleby tylko nie przysypiać. Było to bardzo lekkomyślne zachowanie względem własnego zdrowia, jednak w nauce robił duże postępy. W 1784 roku poszedł do drugiej klasy gimnazjum akademickiego, w którym dzielnie bronił swej skóry przed pychą patrycjuszowskich synów. […]
Swoje dzieciństwo Falk opisał nad wyraz atrakcyjnie i czarująco w „Jugendgeschichte des Johannes von der Ostsee”, znajomości której wymagać należy od każdego gdańszczanina.
W roku 1791 Falk mógł wreszcie rozpocząć studia na uniwersytecie w Halle. Jednak początkowo, ten marzący o dalekich podróżach młodzieniec, bardzo tęsknił za domem. Zrezygnowawszy z teologii, zaczął studiować starą i nową literaturę. Nie były to jednak studia zorientowane na zarobek, został bowiem niezależnym pisarzem, dorabiającym dzięki korepetycjom. Z ową „lekkomyślnością” dobrała się w parę jeszcze jedna, w ramach której Falk, nie posiadając żadnych stałych dochodów, poślubił siedemnastoletnią Caroline Rosenfeld, z którą przeniósł się w 1798 roku do Weimaru. A jednak stał się kimś ważnym, o kim się pamięta, podczas gdy niezliczone mrowie „sprawujących urzędy i godności” dawno już popadło w zapomnienie.
Z jego licznych dzieł (wymieniliśmy już opublikowaną w 1805 roku opowieść o dzieciństwie, zatem przypomnijmy jeszcze jego „utwory wybrane” z 1819 roku, jak również znaną książkę o Goethem [J. Falk, „Goethe aus näherm persönlichen Umgange dargestellt”, Leipzig 1832]) tylko kilka zachowało do dziś swą doniosłość. Za to jego pieśni, „O du fröhliche, o du selige, gnadenbringende Weihnachtszeit” [utwór Falka jest jedną z najpopularniejszych pieśni bożonarodzeniowych w niemieckojęzycznym kręgu kulturowym] oraz „Nach dem Sturme fahren wir sicher durch die Wellen” [utwór ten opatruje się czasem tytułem „Schifferlied” czyli „Pieśń szyprów”], śpiewa się do dziś, nie pamiętając przy tym o ich twórcy.
Przyczyn przemijającego znaczenia wielu z jego pism upatrywać należy w tym, że Falk zajmował się głównie twórczością satyryczną. Jednak, jak pisze Wolfgang Menzel, „jeszcze nigdy satyryk nie wyłuskał spośród cierni tak szlachetnych owoców”.
W latach późniejszych Falk poświęcił się całkowicie dziełom miłości bliźniego. W trudnych czasach poprzedzających wojny wyzwoleńcze, jak również w ich trakcie, tak się zasłużył w roli „odgromnika” na ziemi weimarskiej (warto przeczytać jego „Kriegsbüchlein” [chodzi o: J. Falk, „Kriegsbüchlein, oder Darstellung der Kriegsdrangsale Weimars in dem Zeitraum von 1806–1813, nach den Schlachten von Jena, Lützen und Leipzig. Aus Actenstücken und Originalbriefen einiger deeutscher Männer an ihre Freunde in England gesammelt”, Weimar 1815], wydaną ponownie w Jenie w roku 1910), że oprócz tytułu radcy legacyjnego przyznano mu drobną pensję roczną, zaś lud nie nazywał go inaczej, jak tylko „dobrotliwy pan radca”. A potem nosił również miano „przyjaciela dzieci”, bo to właśnie on założył „Gesellschaft der Freunde in der Not” [polskie tłumaczenie „Towarzystwo przyjaciół w potrzebie”], to on dosłownie zgarniał z gościńców i zza płotów wiele opuszczonych i zaniedbanych dzieci, po czym karmił je i wychowywał wśród tysięcy problemów i zmartwień na pożytecznych ludzi w swoim weimarskim „Lutherhofie”. Czynił to dzięki rozsyłanym na cały świat listom z prośbą o wsparcie, pracy samych dzieci oraz z dochodów, jakie przynosiła mu własna twórczość. Pełne błogosławieństwa życie Falka zakończyło się 14 lutego 1826 roku, po przebyciu ciężkiej choroby, z którą pokornie się pogodził. Dzieło kontynuowała do 1829 roku jego żona, później przejęło je państwo weimarskie jako „Instytut Falka”.
Córka Rosalie na kartach swego pamiętnika [autor tekstu ma na myśli: Rosalie Falk, „Johannes Falk. Erinnerungsblätter aus Briefen und Tagebüchern”, Weimar 1868] wystawiła swemu ojcu pomnik dziecięcej miłości. W Gdańsku upamiętnia go ulica Falk-Weg [dziś ulica Topolowa].
Walther Domansky
Przełożył Janusz Mosakowski
Przypisy tłumacza
Publikowane: "30 Dni" 3/2018