PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Tajemnica willi Tannenheim

Tajemnica willi Tannenheim
Oliwa, Grunwaldzka 529. To miejsce widoczne jest z głównego oliwskiego traktu, kiedy popatrzy nieco w dal od ulicy. Można odczytać napis „Tannenheim” na ścianie budynku, a z tyłu zobaczyć zagadkowy wizerunek kobiety. Czy to rzeczywiście bogini Flora?
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Willa Tannenheim w Oliwie, widok od strony potoku; 1902
Fot. Zbiory Piotra Leżyńskiego
Napis „Tannenheim” zachował się do dzisiaj; 2023
Fot. Grażyna Niemyjska

Impulsem, by szukać rozwiązania tej zagadki, była wzmianka o małżeństwie Rissów, która znalazła się w artykule Jarosława Wasilewskiego „Brunnshof i Hermannshof” zapomniane majątki Wrzeszcza” („30 Dni” 6/2015). Rissowie przenieśli się w 1898 roku z Wrzeszcza do Oliwy, by tu kontynuować swoją ogrodniczą działalność. Zaciekawiła mnie szczególnie postać Louise, o której nigdy wcześniej nie słyszałam.

Pobieżny przegląd wiadomości na jej temat w Internecie przynosi zaskakujące efekty. Przeglądarka Google odsyła nas do wielu niemieckich ogrodniczych publikacji z końca XIX i początków XX wieku. To czasopisma „Gartenflora”, „Möller's Deutsche Gärtner – Zeitung”, „Rosenzeitung”, a w nich informacje o ogrodniczych dokonaniach małżeństwa Rissów z Hermannshof koło Gdańska. Można odnieść wrażenie, że od lat osiemdziesiątych XIX wieku Rissowie w miarę systematycznie pisywali do czasopism ogrodniczych. Otto Riss dzielił się swoimi kłopotami w prowadzeniu szkółki roślin i drzew ozdobnych: pisał o szkodach spowodowanych przez naturę i ludzi, narzekał na kradzieże sadzonek i wycinanie iglaków. Teksty Louise Riss dotyczyły hodowli kwiatów oraz doświadczeń z zakresu przetwórstwa owoców. Są dość oryginalnie zaprezentowane, np. o sposobie przyrządzania kompotu rabarbarowego pisała wierszem, a na temat zastosowania liści laurowych powstał mini-esej. Poza tym wspominała o uprawie wyjątkowych wysokopiennych gatunków róż czy też o bujnie kwitnących goździkach, wysianych z nasion przez Otto Rissa, który planował wprowadzić je do handlu pod nazwą „Louise Riss”.

Teksty pani Riss nie są typowymi doniesieniami z zakresu ogrodnictwa. To bardziej literackie rozważania z poetyckimi ozdobnikami. Widać erudycję i talent literacki autorki. Pani Riss niczym nie ustępowała małżonkowi w pracy ogrodniczej. Wspólnie sięgali po sukcesy zakładu ogrodniczego „O. Riss” w Hermannshof. Ich nazwisko pojawiało się wśród nagrodzonych i wyróżnionych na targach ogrodniczych. Tak było na wystawie w Dreźnie, Miśni, Królewcu, ale największy sukces odnieśli na gdańskiej wystawie w 1883 roku, uzyskując srebrny medal. Informacja o tym wydarzeniu pojawiła się potem na papierach firmowych ich zakładu, stając się elementem firmowego znaku.

 

Co mówią o Rissach zachowane dokumenty?

Jeśli chodzi o Louise, dostępna jest pełna dokumentacja: akt chrztu, ślubu, dokumenty związane z narodzinami dzieci oraz akt zgonu i jeszcze wzmianki w księgach adresowych. Z zapisu w akcie ślubu dowiadujemy się, że Johanna Louise Schönnagel urodziła się w 1849 roku w Pruszczu Gdańskim (Praust) w katolickiej rodzinie kupca Johanna i Johanny Louise z domu Klebb. Małżeństwo miało już córkę Marię Elisabeth (1845-1864) i opłakiwało śmierć Antonii, która zmarła krótko po narodzinach w 1847 roku. Zawodowe interesy spowodowały przeprowadzkę rodziny z Pruszcza do Gdańska. Tutaj zmarł ojciec, a wdowa zajęła się prowadzeniem sklepu z tkaninami i pasmanterią. W księdze adresowej z 1876 roku jest informacja, że w sklepie pracowała też córka Louise. Nic nie wiemy o edukacji panny Louise, ale znając jej późniejsze publikacje można przypuszczać, że była oczytana, wrażliwa, uzdolniona artystycznie i zauroczona przyrodą.

Być może to ostatnie zamiłowanie, jak również coraz bardziej podeszły wiek matki spowodowały, że kobiety kupiły urokliwy majątek Hermannshof w pobliżu Johannisberg (Góra Jana, dziś zwana Sobótką) i przeniosły się do Wrzeszcza. Miejsce było wyjątkowo piękne i z ciekawą historią. W. F. Zernecke, autor przewodnika „Cały Gdańsk za 20 srebrnych groszy” z 1843 roku, tak opisuje Hermannshof, mając na uwadze dokonania poprzedniego właściciela, kupca Katscha: „Zajazd na południe od Wrzeszcza, w niewielkim oddaleniu od tego przedmieścia. Obecny właściciel (...) wyremontował całkowicie opustoszały budynek, odbudował ujęcia źródeł i fontanny, prowadzi teraz dochodową sprzedaż wody źródlanej (...). W tylnej części tej posesji, u stóp Sobótki, rosną wspaniałe stare drzewa i stoją ławki. Widoki są również wspaniałe”.

Był jeszcze jeden powód tej przeprowadzki. W pobliskim Heiligenbrunn (Święta Studzienka) mieszkał i pracował w ogrodnictwie Carl Otto Riss, narzeczony Louise. Z aktu ślubu wiemy, że był synem robotnika Johanna Rissa i Marianne z domu Diering. Był cztery lata starszy od Louise i zajmował się ogrodnictwem. 28 czerwca 1879 roku młodzi zawarli związek małżeński. Świadkami na ślubie byli Carl Kirchner, kupiec oraz Gustav Mayerheim, malarz ze znanej gdańskiej rodziny. Czy może to oznaczać, że Louise obracała się w środowisku artystycznym, a może sama podejmowała próby malarskie?

Młodzi przystąpili do modernizacji zajazdu i adaptacji zabudowań na potrzeby firmy ogrodniczej, którą zamierzali prowadzić. Zachowała się liczna korespondencja z policją budowlaną dotycząca przeróbek, dodatkowych kominów do ogrzewania pomieszczeń gospodarczych i szklarni. Część pokoi wynajmowano, ale ich stan techniczny wymuszał częste naprawy, których domagali się lokatorzy, pisząc skargi do policji budowlanej.

Zarządzanie takim majątkiem i firmą ogrodniczą nie było wolne od trosk i problemów. Tym bardziej, że rodzina powiększała się i na świat przychodziły dzieci: Paul Leo (1881-1971), Helene Elisabeth (1883-?), Elisabeth Louise (1886-1886), Elisabeth Louise (1887-?), Johannes Max (1891-?). Pani Riss zajmowała się więc nie tylko domem i wychowywaniem dzieci. Towarzyszyła mężowi w pracach ogrodniczych, jeździła z nim na wystawy, gdzie niejednokrotnie prezentowała również swoje osiągnięcia: początkowo przetwory owocowe, wina, a potem to, co stało się jej życiową pasją – bukiety kwiatowe. Bo pod koniec XIX wieku Louise Riss stała się jedną z bardziej znanych niemieckich florystek!

 

Od pasmanterii do florystyki, czyli pasje Louise Riss

Louise Riss żyła w mieszczańskim zamożnym świecie, gdzie miejscem kobiety był dom, kuchnia i kościół, ale coraz częściej doceniano też kobiecą duchowość. Wczesna śmierć ojca postawiła ją za ladą sklepu, co pokazało jej korzyści, jakie może odnieść kobieta pracująca zawodowo. Ekonomiczna samodzielność i kontakty towarzyskie były nagrodą za wyjście z domu. Louise zapragnęła pokazać kobietom, zwłaszcza z wyższych sfer, że można zająć się dziedziną, która jest im wyjątkowo bliska, bo łączy naturę i sztukę, czyli florystyką. Zawód ten stawał się wtedy coraz bardziej pożądany i dobrze opłacany.

Zaledwie kilka lat po ślubie wydała książkę, która była efektem jej pracy, doświadczeń ogrodniczych i samokształcenia, aby – jak to podkreśliła we wstępie – inne kobiety zachęcić do zajęcia się tym rzemiosłem. Zdaniem Louise Riss kobiety mają naturalne predyspozycje, by zajmować się pielęgnacją kwiatów czy ogrodnictwem. Kobiety – ukochane dzieci bogini Flory – czują tę sztukę, która raduje oczy i serce, upiększa nasz dom i wyposaża ludzi w dodatkowe wrażenia estetyczne a poza tym jest wartościowym źródłem dochodów. Florystyka w tamtym czasie rozwijała się i ewoluowała – od mechanicznego układania bukietów do artystycznego rzemiosła inspirowanego sztuką.

Książka Louise Riss pod tytułem „Die Blumenbindekunst”, wydana w Berlinie w 1893 roku, liczy 276 stron i zamieszczono w niej 157 ilustracji. Zawiera wiele informacji i wskazań ogrodniczych, więc mogła służyć jako poradnik dla osób rozpoczynających pracę w tym kierunku. Są tu wiadomości o kwiatach i dodatkach do kwiatów, o narzędziach użytecznych w tej pracy. Mamy propozycje wielorakich bukietów i stroików na każdą okazję: urodzinowe, ślubne, dla chorych, pogrzebowe, podróżne, świąteczne, które mogą być przygotowane w różnych formach: układy kwietne na sztalugach, lustrach, lirach i harfach, rogi obfitości, dekoracje stołów, pokoi, bramy powitalne. Ciekawa sugestia dotyczy bukietów podróżnych, dawanych na pożegnanie osobie odjeżdżającej – powinien mieć tasiemki do podwieszania na wieszakach, haczykach czy guzikach w wagonie, tak, aby osoba obdarowana mogła go podziwiać, i nie musiała trzymać w ręku czy wciskać między bagaże.

Końcowy rozdział, dodany w ostatniej chwili, dotyczy japońskiej sztuki kompozycji kwiatowych, czyli ikebany. Tutaj Louise Riss była powściągliwa w ocenie i raczej opowiadała się za niemieckim stylem we florystyce, choć ceniła oszczędność formy i specyfikę ikebany. W głównym tekście mamy wiele nawiązań do sztuki europejskiej – do niemieckich autorów literatury pięknej i malarstwa. Wymiar edukacyjny i estetyczny mają przepiękne ilustracje. Wykonane są przez kilku autorów/autorek, jeśli sądzić po inicjałach. Niewykluczone, że część prac wykonano w kolorze.

W rozdziale o ikebanie Louise wspomina, że z powodu choroby prawie przez rok była wyłączona z życia zawodowego. To jedna z niewielu prywatnych informacji zawartych w książce. W innym osobistym wtrąceniu dodaje, że jest samoukiem, a wiedzę florystyczną zdobyła dzięki doświadczeniu zawodowemu, czytaniu literatury i uczestnictwu w wystawach ogrodniczych.

Osiągnięcia Louise Riss zostały w Niemczech zauważone i pojawiły się pozytywne recenzje. A po wielu, wielu latach, w 2000 roku, w Kassel ukazała się praca naukowa Anke Schekahn „Spurensuche 1700-1933: Frauen in der Disziplingeschichte der Freiraum- und andschaftsplanung” („O kobietach w urbanistyce i planowaniu krajobrazu”). W pracy tej znalazło się przywolanie postaci Louise Riss i jej ogrodniczej działalności.

 

Przeprowadzka do Oliwy i budowa willi Tannenheim

Czy wydanie książki odmieniło losy Rissów? Raczej nie. Małżeństwo nadal prowadziło swoją firmę, jeździło na wystawy ogrodnicze, zabiegało o klientów. Jednak około 1897 roku podjęli decyzję o przeprowadzce z Wrzeszcza, który dynamicznie przekształcał się w wielkomiejską dzielnicę, do Oliwy. Rolnicze grunty parcelowano i sprzedawano pod zabudowę i taki los spotkał ich majątek Hermannshof. Rissowie kupili działkę w Oliwie, między Szosą Pomorską a linią kolei, tuż przy stawie należącym do rodziny Czachowskich i rozpoczęli budowę nowego domu.

Wybrali piękną okolicę, a projekt willi był zapewne zgodny z panującymi wówczas trendami w budownictwie i zdobnictwie. Być może pani Riss też miała coś do powiedzenia, zwłaszcza na temat zdobienia domu. Na szczycie narożnej wieży willi umieszczono chorągiewkę ze wskazaniem daty budowy, a więc 1898. Niestety, chorągiewka nie zachowała się do naszych czasów. Willę usytuowano w głębi działki, pośród rozległego terenu przeznaczonego na ogród, w którym stanął też dom dla ogrodnika. Jak większość ówczesnej zabudowy w Oliwie, willę wzniesiono w stylu eklektycznym, łącząc elementy z różnych stylów historycznych. Mamy tu wątki neorenesansowe, rokokowe i secesyjne. Główna bryła budynku osadzona jest na planie kwadratu z narożną wieżyczką, dwukondygnacyjna, z wejściem od strony wschodniej. Wiele lat później kolejny właściciel dobuduje rotundę od strony południowej, która pełnić będzie rolę ogrodu zimowego.

Rissowie zdecydowali się na ogród zewnętrzny w duchu kompozycji secesyjnych, z wpływami japońskiej sztuki ogrodowej. Obok szumiącego Potoku Oliwskiego pojawiły się przed willą niewielkie pagórki (widoczne są do dzisiaj), a także liczne kamienie, które miały kojarzyć się z górami. Swobodnie rozmieszczone drzewa zestawiono grupami. Posadzono jodły, żywotniki. I pewnie było tak, jak to ujął Andrzej Bursa w wierszu „Ogród Luizy”:

„W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy

Którego nieistnienie zabija jak topór

Zawieszony na tęczy pod gwarancją wizji

Rozżarza się w olśnienie purpurowych kopuł

W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy”.

Od strony wschodniej, obok domu ogrodnika, znajdowała się szkółka drzew iglastych prowadzona przez Rissów.

 

Flora, florystka, czyli Louise we własnej osobie

Przy wejściu do domu, na wschodniej ceglanej ścianie willi w płytkiej wnęce w murze, nieznany malarz umieścił interesujące malowidło. Przedstawia ono pełnopostaciowy obraz stojącej bokiem kobiety, która w prawej ręce trzyma sekator gotowy do pracy, a lewą podtrzymuje różę, która za moment zostanie ścięta. Krzak róży pnie się z donicy w górę i łączy z rośliną wyrastającą z drugiej doniczki. O dziwo, jest to hortensja, ale jej kwiaty widzimy tylko na dole. Czyżby była to róża zaszczepiona na hortensji? Banalna czynność ogrodniczki jest pełna wdzięku. Kobieta ma na głowie kapelusz w tym samym kolorze co suknia, dodatkowo ozdobiony złotą różą. Długa suknia opada do ziemi. Jest dopasowana w talii, uwydatnionej szerokim niebieskim pasem materiału. Dla wygody suknię podciągnięto z przodu, odsłaniając halkę i nogi w niebieskich pończochach oraz czarne buty, w typie czółenek z paskiem.

Wiele zdaje się wskazywać, że na wizerunku bogini Flory, umieszczonym na ścianie willi, sportretowano Louise Riss
Fot. Grażyna Niemyjska

Kobieta jest szczupłej budowy, ma długie brązowe włosy sięgające bioder. Wielkie oczy, zgrabny mały nos i bardzo charakterystyczną, wysuniętą dolną szczękę. To właśnie ta charakterystyczna cecha pozwala sądzić, że nie jest to standardowe przedstawienie bogini Flory, ale konkretnej kobiety obdarzonej taką urodą. A jaka kobieta mogłaby być uwieczniona na ścianie tego domu, jeśli nie żona właściciela, co więcej zajmująca się komponowaniem bukietów? Zwykło się przyjmować, że jest to wizerunek bogini Flory przedstawionej na tle swego kwiatowego królestwa. Ale czy przyszłoby komuś na myśl malować boginię z tak charakterystycznie wysuniętą szczęką? Przecież taki typ urody daleko odbiega od kanonu boskiego piękna.

Dlaczego Rissowie zdecydowali się na taki krok, aby postaci we wnęce nadać rysy twarzy Louise i tym sposobem uwiecznić ją na murze domu? Oczywiście, sugerując, że jest to wizerunek pani Riss, pozostajemy w obszarze spekulacji, gdyż nie mamy dostępu do żadnej fotografii oliwskiej florystki. Nie znamy też prywatnej korespondencji, która mogłaby rzucać światło na relacje między małżonkami. Pewne jest, że łączyło ich partnerstwo w działalności ogrodniczej. Louise miała coraz większe problemy zdrowotne, o których napomknęła w książce z 1883 roku. Może potrzeba zatrzymania w kadrze postaci kobiety oddającej się ukochanemu zajęciu miała też funkcje terapeutyczne? Realistyczne przedstawienie, a przy okazji pełne gracji pochylenie sylwetki i delikatność w sposobie trzymania ścinanego kwiatu, przykuwa uwagę. W świetle wschodzącego słońca złota narzutka na sukni i długie kasztanowe włosy nabierają wyjątkowego blasku i skupiają uwagę na przedstawionej postaci.

 

Życie w willi Tannenheim

Piękny Jodłowy Zakątek w Oliwie tętnił życiem. W willi rozbrzmiewał gwar dziecięcych głosów. Czy dochodziło do towarzyskich spotkań między Rissami i ich najbliższymi sąsiadami? Naprzeciw willi Tannenheim, po drugiej stronie Szosy Pomorskiej (Grunwaldzka) mieszkała rodzina Czachowskich, właścicieli stawu i młynów w pobliżu. Tuż obok rozpoczęła się budowa Lipowego Domu. Trudno wyobrazić sobie, aby państwo Rissowie nie spotykali się z inspektorem ogrodu królewskiego Erichem Wocke. Ogrodnik był pasjonatem roślin alpejskich i w tym czasie pracował nad realizacją projektu alpinarium w Parku Oliwskim.

Jednak odnoszę wrażenie, że w Oliwie życie Rissów płynęło w wolniejszym tempie, również to zawodowe. Ukazało się zaledwie kilka anonsów w prasie dotyczących nowej szkółki roślin iglastych, kilka reklam w „Olivaer Nachrichten” i cisza. Może już wtedy choroba Louise kładła się cieniem na życiu rodziny. W lutym 1910 roku w „Olivaer Nachrichten” opublikowany został anons – informacja o pogrzebie Louise. Wzmianka o jej śmierci ukazała się też w ogólnoniemieckiej gazecie ogrodniczej.

To musiał być wstrząs dla Otto Rissa. Zamieścił tylko wzruszające podziękowanie za obecność na pogrzebie i za liczne kwiaty, które pokryły grób. Kilka miesięcy później w prasie pojawiła się informacja o wystawieniu willi Tannenheim na licytację i o jej sprzedaży. Przeszła na własność Arno Meyera, późniejszego konsula austriackiego i była w rękach tej rodziny aż do czasów II wojny światowej.

Jakie inne tajemnice skrywać może willa Tannenheim? Nie wiemy, co działo się tutaj podczas wojny. Czy rodzina Stefana Eleka, która mieszkała tu po 1945 roku, natrafiła na jakieś pamiątki po pierwszych właścicielach?

 

Dalsze losy rodziny Rissów

Po sprzedaży willi Tannenheim i likwidacji szkółki roślin Otto wraz z dziećmi pozostał w Oliwie. Według ksiąg adresowych często zmieniał wynajmowane mieszkania. Najpierw przy Jahnstrasse 9 (Liczmańskiego), potem przy Am Markt 1 (Stary Rynek Oliwski) w mieszkaniu o dość niskim standardzie, bez łazienki i z ubikacją na korytarzu. Następnie nieco dalej od centrum Oliwy, w domu przy Olivaer Rossengasse 12 (Kwietna), który należał do wdowy po kapitanie Aleksanderze Thoma. Kapitan był w Oliwie znaną postacią. Przez wiele lat działał jako przewodniczący Towarzystwa Upiększania Oliwy i zapewne należał do grupy towarzyskiej, w której obracali się państwo Rissowie.

Ostatnia wzmianka o Otto Rissie pochodzi z książki adresowej z 1925 roku. Miał już wtedy osiemdziesiąt lat i mieszał przy Danziger Strasse 12 (Grunwaldzka 499). Jako zawód podano ogrodnik komercyjny. Zachowały się informacje, że wcześniej pracował na etacie ogrodnika gminnego. Do jego obowiązków należało, między innymi, dbanie o ogród przy ulicy Polanki, między Lyzeum a Kościołem Pojednania. W tym czasie najstarszy syn Rissów Paul Leo był już żonaty i mieszkał w Berlinie. W książce adresowej Berlina podano, że zajmował się architekturą ogrodów, więc był kontynuatorem rodzinnej tradycji. Losy pozostałych dzieci nie są znane. Być może Otto Riss na starość opuścił Oliwę i zamieszkał bliżej syna w Berlinie?

Niestety, nie udało mi się odnaleźć aktu zgonu Otto Rissa. W poszukiwaniach genealogicznych natrafiłam jednak na informację, że żyje jego wnuk, choć nie ujawnia o sobie bardziej szczegółowych informacji. Może w dobie Facebooka i Instagrama uda się do niego dotrzeć?

***

Rodzina Rissów, zajmująca się ogrodnictwem i pracująca na rzecz upiększania otoczenia, pozostawiła po sobie wyjątkowej urody willę w oryginalnym otoczeniu i z unikatową polichromią. Niestety, stan zachowania tych zabytków systematycznie pogarsza się. W willi na parterze od kilku lat nikt nie mieszka i stan pomieszczeń ulega systematycznej degradacji. Polichromia wystawiona na warunki zewnętrzne, bez konserwacji, powoli traci kolory, a farba zaczyna odpadać. Czy będzie to kolejny oryginalny zabytek w stylistyce secesyjnej, tak nielicznie reprezentowanej na terenie Gdańska, skazany na ruinę?

 

Grażyna Niemyjska

 

Wykorzystano m.in.:

Wasilewski, „Brunshof i Hermannshof zapomniane majątki Wrzeszcza”, „30 Dni”, 6/2015;

F. Zernecke, „Cały Gdańsk za dwadzieścia srebrnych groszy”, Gdańsk 2010;

Akta Państwowego Urzędu Policji Budowlanej dla nieruchomości Hermannshof, APG 15/909;

Wybrane roczniki ksiąg adresowych Gdańska i Oliwy z lat 1854-1925;

Wybrane roczniki „Gartenflora”, „Möller's Deutsche Gärtner – Zeitung”, „Rosenzeitung”;

Riss, „Die Blumenbindekunst. Anordnung lebender Blumen zu Sträußen, Kränzen, Korbfüllungen und plastischen Blumenbildern”; Berlin 1893;

https://www.google.pl/books/edition/_/DjYAAAAAYAAJ?hl=de&gbpv=1;

Anke Schekahn, „Spurensuche 1700-1933: Frauen in der Disziplingeschichte der Freiraum- und andschaftsplanung”, Kassel 2000.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 1-2/2023