Początki
Najprawdopodobniej w 1190 roku wzniesiono w Gdańsku pierwszą świątynię chrześcijańską. Postawiono ją w części podgrodzia zamieszkiwanej przez kupców i rzemieślników. Był to drewniany kościółek pw. św. Mikołaja, w 1227 roku przejęli go dominikanie. Po roku 1227 zbudowano kościół pw. św. Katarzyny, początkowo również drewniany. W XIII-wiecznym Gdańsku stała też kaplica pw. św. Marii Magdaleny, należąca do zakonu pokutnic, mieszkających między kościołem św. Katarzyny a dzisiejszą ulicą Stolarską. Blisko książęcego grodu wznosiła się świątynia pw. Wszystkich Świętych, przebudowana w połowie XIII wieku z drewnianej na ceglaną albo kamienną. Późnoromańskie bazy granitowe, znajdowane na tamtym terenie, mogły należeć do tego kościoła.
Na miejscu obecnego kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny stał w latach 1243-1308 drewniany kościółek pod tym samym wezwaniem. Zbudował go książę Świętopełk prawdopodobnie dla upamiętnienia zmarłej matki. Został zniszczony w 1308 roku przez pożar, który mógł powstać wskutek walk z nękającymi miasto wojskami brandenburskimi lub z Krzyżakami, którzy w listopadzie 1308 roku podstępnie opanowali miasto.
Niedokończona budowa
Prace budowlane przy wznoszeniu gdańskiego kościoła Najświętszej Maryi Panny prowadzono w trzech etapach przez 159 lat, od marca roku 1343 do lipca 1502. Czy jednak w roku 1502 rzeczywiście ukończono budowę tego kościoła? Wydaje się, że ją tylko przerwano. Potwierdza to wykończenie zachodniej wieży dzwonnej, prowizoryczne, nie harmonizujące z lekkością strzelistych wież zdobiących korpusy tej najdostojniejszej gdańskiej świątyni. Mimo owej dysharmonii, dla wielu pokoleń Wieża Mariacka, przykryta tymczasowym dachem, stała się tak samo osobliwie gdańska, jak Dwór Artusa z fontanną Neptuna, Żuraw zbudowany nad bramą ulicy Szerokiej czy Ratusz Głównego Miasta.
Według przypuszczeń, wieżę dzwonną miał zdobić wysoki szczyt, którego modelem, wykonanym w skali 1:10, jest wysmukły sakramentarz (z łac. tabernakulum) z 1482 roku, stojący przy północno-zachodnim filarze prezbiterium. Z takim szczytem wieża przekroczyłaby wysokość, wynoszącą obecnie 82 metry, osiągając około 160 metrów!
Gigant od zarania
159 lat budowy kościoła Mariackiego to wcale niedużo, jeśli uwzględnić ogrom inwestycji, finansowanej wyłącznie przez gdańszczan oraz fakt, że na budowach pracowano kiedyś tylko w miesiącach ciepłych, okołoletnich.
Przypuszczalnie od samego początku planowano, że kościół stanie według modły hanzeatyckiej na planie krzyża łacińskiego. Potwierdzałoby to odkrycie przed ostatnią wojną nieukończonych fundamentów szykowanych pod nawy poprzeczne (tzw. transepty, mające tworzyć ramiona krzyża. Nie ukończoną budowę tych fundamentów rozpoczęto w latach 1343-1361.
Konstrukcja – początkowo dwupiętrowej – wieży dzwonnej, zdolna dźwignąć jeszcze kilka kondygnacji, również sugeruje, że gdańszczanie od samego początku planowali zbudowanie świątyni ogromnej. Przeszkodzili w tym częściowo Krzyżacy, nie godzący się, by jakakolwiek budowla przewyższała ich warownię wzniesioną na miejscu dawnego grodu książąt pomorskich (po grodzie tym nie ma dziś widocznych śladów, przypuszcza się, że zlokalizowany był przy dzisiejszej ulicy Grodzkiej, opodal lodziarni Miś). Drugą, nie mniej ważną przeszkodą, mogły być ujawniające się pustki w kasie budowniczych kościoła.
Ostatnia cegła
Wiadomo, że mistrz murarski Henryk Hetzl o godzinie 4. po południu, w 28 dniu lipca, roku 1502 był u Najświętszej Maryi Panny. Znajdował się wysoko, około trzydziestu metrów ponad kościelną posadzką, gdzie kładł ostatnią cegłę sklepienia, które sam ufundował. Było to gwiaździste sklepienie żebrowane, rozpięte nad skrzyżowaniem nawy głównej z transeptami i prezbiterium, później wielokrotnie fotografowane. Do ukończenia pozostało mu ostatnie żebro i właśnie je kończył. Czy był tego świadom, że wykonuje ostatnią pracę murarską na budowie mariackiej świątyni? Czy wiedział, że wszystkie późniejsze roboty będą miały już tylko charakter rozbudowy, przebudowy albo reperacji kościoła?
Wieża, dzwony i co jeszcze?
Najbardziej wyróżniającym się elementem gdańskiej panoramy jest na pewno masywna Wieża Mariacka z charakterystycznym dachem o załamanych połaciach. Ze wszystkich stron opięto ją wysokimi przyporami na sposób flamandzki. Drugiej takiej nad Bałtykiem nie znajdziesz. Zbudowana na słabonośnym gruncie, mocno filtrowanym przez podskórne wody, stosem dziesiątków tysięcy cegieł pnie się do wysokości 77 metrów, mierząc zaś po kalenicę dachu – 82 metry. Widać ją już spod Pruszcza, z Helu. Jej mury są grube na dobre 3 metry.
Uwzględniając, że jedna cegła gotycka waży nawet do 7 kilogramów, można by zapytać o siłę nacisku wieży na grunt, o jej fundamenty. Za nieco wykrętną z konieczności odpowiedź niech posłuży stwierdzenie, iż właśnie mija pół tysiąca lat, jak wieża dzielnie sobie stoi i jakoś się nie przewraca. Co zaś tyczy fundamentu, to legł na dębowej palisadzie, a jego szalunek uszczelniono powszechnie stosowanym i niezawodnie izolującym nawozem zwierzęcym.
Nie jest to jednak budowla niezniszczalna, doskonała. W latach międzywojennych na całej wysokości otoczono ją rusztowaniem. Nie bez powodu. W wielu miejscach mury popękały. Najgroźniejsza szczelina powstała w południowo-zachodnim narożniku. Była tak szeroka, że mógł do niej wejść kilkunastoletni pomocnik murarski, co jest uwiecznione na fotografii. Jeszcze dzisiaj bystrym okiem łatwo wypatrzyć ceglane plomby założone w tamtych latach na wszystkich pęknięciach. Od wewnątrz wszystkie szczeliny zalano betonem.
Przypuszcza się, że uszkodzenia muru mogły być skutkiem wibracji powodowanych kołysaniem dzwonów. Było ich siedem. Każdy służył czemu innemu. Najstarszy „Osanna”, odlany w 1373 roku, dzwonił na trwogę. „Apostolicą” z 1383 roku dzwoniono w święta apostołów. „Sybilla”, z końca XIV wieku, dzwoniła podczas uroczystości pogrzebowych. „Dominicalis”, z 1423 roku, był dzwonem niedzielnym. „Gratia Dei”, z 1445 roku, nazywany też dzwonem modlitewnym, rozbrzmiewał trzy razy dziennie na Anioł Pański – wiadomo, iż ważył 130 cetnarów (ponad 8 ton), a rozkołysać go musiało dwunastu mężczyzn. „Ferialis” był dzwonem dni powszednich. Najwyżej wisiał najmniejszy dzwon, ufundowany przez mieszkańców ulicy Długiej w 1462 roku – „Die lange Glock”. Kiedyś kołysali dzwonami niewidomi dzwonnicy. Mieli na wieży swoje pomieszczenie. To oni sygnalizowali, kiedy należy otwierać albo zamykać bramy oraz rozpoczynać lub kończyć pracę w porcie i w mieście. Dzisiaj w Wieży Mariackiej wiszą tylko dwa dzwony, oba odlane po wojnie i poruszane są siłą motorów elektrycznych.
Z wieży rozciągał się szeroki widok nie tylko na całe miasto z wszystkimi bramami, ale też na znaczny obszar Żuław, ujście Wisły, Zatokę, cysterską Oliwę i wzgórza Wysoczyzny Gdańskiej. Strażnicy strzegli stamtąd bezpieczeństwa miasta. Dla nich również wydzielono osobne pomieszczenie z piecem. W latach panowania Krzyżaków, około roku 1363, urządzono w wieży... przytułek dla ubogich – reclinatorium pauperum. Pomysł okazał się jednak zbyt daleko idący, a mieszkańcy hałaśliwi, tak, że po krótkim czasie przytułek zlikwidowano.
Ołtarz główny
Pierwszy ołtarz główny stanął w prezbiterium 2 sierpnia 1476 roku. Był bogato rzeźbiony i hojnie złocony. Nawiązywał – rzecz jasna – do Najświętszej Maryi Panny. Mimo że jego realizacja zmusiła gdańszczan do ogromnych wydatków, bez żalu zdemontowali go w 1516 roku w związku z budową... nowego ołtarza. Stary przekazali kościołowi w Wocławach, gdzie wzbudzał wielki podziw. Spłonął tam w 1729 roku.
Nowy ołtarz w Mariackim powstał w latach 1510-1517. Kosztował gdańszczan zawrotną sumę 13 550 grzywien. Jedna grzywna była równa 185 gramom srebra. Większość pieniędzy zebrano ze sprzedaży odpustów. Podobno zachował się list odpustowy, wydany w maju 1516 roku przez papieża Leona X, a wystosowany na prośbę Jana Scultetusa, proboszcza mariackiego. Ołtarz nawiązuje do Koronacji Najświętszej Maryi Panny.
To rzeźbiarsko-malarskie arcydzieło zostało wykonane w Gdańsku przez mistrza Michała z Augsburga i jego warsztat. Gdańszczanie, olśnieni niezwykłym przesłaniem ewangelicznym i poziomem artystycznym ołtarza, przyjęli w 1518 roku mistrza z Augsburga do ekskluzywnego Bractwa św. Rajnolda. Rzeźbiona scena Koronacji, tworzona przez ponadnaturalnie wielkie postaci Chrystusa, Maryi i Boga Ojca, jest umieszczona w złoconej i bogato zdobionej wnęce szafy ołtarzowej o wymiarach 489 na 390 centymetrów. Szafę zamykają trzy pary skrzydeł. Skrzydła wewnętrzne są obustronnie rzeźbione. Ich rewersy zawierają łącznie dziesięć kwater ze scenami z życia Maryi i Jezusa. Awersy zdobiły 144 figury świętych i ojców Kościoła. W tej liczbie było czterdzieści rzeźb srebrnych. Przetopiono je na pieniądze w 1577 roku podczas oblężenia Gdańska przez wojska Stefana Batorego. Malowane skrzydła są wzorowane na grafikach Dürera, który podobno był nauczycielem mistrza Michała. Malowidła odwrocia ołtarza wykonał w 1539 roku mistrz Marten. On również namalował rewers podstawy szafy ołtarzowej – predelli. Na jej awersie umieszczono w 1870 roku płaskorzeźbę Juliusza Wendlera, przedstawiającą złożenie Chrystusa do grobu.
Mocno uduchowiony, ale i chyba porywczy twórca mariackiego ołtarza NMP, mistrz Michał, włączył się w latach dwudziestych XVI stulecia do zainspirowanej protestem Lutra reformy Kościoła. W 1526 roku, po stłumieniu protestanckiego tumultu, został wygnany z miasta i pozbawiony gdańskiego obywatelstwa. Ujął się za nim król Zygmunt Stary oraz... kilku rozmiłowanych w sztuce hierarchów Kościoła. Po roku mistrz powrócił do Gdańska, ale co robił – historia milczy. Jego ołtarz, początkowo entuzjastycznie podziwiany, szybko popadł w zapomnienie. Przerabiano go i zniekształcano. Oczyszczony w latach trzydziestych XX wieku ze szpetnych przeróbek i odnowiony, przetrwał wojnę ukryty w Kadynach.
Ostrołuki z kamienia i cegły
Chociaż ostrołuk znany był już budowniczym romańskim, dopiero architekci gotyccy w pełni go poznali i wykorzystali. Odkryli, że dzięki uzyskiwanemu przezeń specyficznemu rozkładowi sił, umożliwia wznoszenie szerokich naw o niezwykle wysokich sklepieniach, wspierających się już nie na przysłaniających światło ciężkich romańskich murach, ale smukłych i strzelistych filarach. Ponieważ średniowieczni muratorzy kochali światło, pragnęli wprowadzić go jak najwięcej do swoich budowli. Redukowali mury do najniezbędniejszych filarów wynoszących sklepienia najwyżej, jak tylko możliwe. Okna odtąd zajmowały całe wnęki przęseł gotyckich kościołów. Znakomicie rozwinęła się sztuka witraży.
W średniowieczu zbudowano bodaj wszystkie znane katedry francuskie. Najczęściej stosowanym materiałem budowlanym był kamień. Wyczarowywano z niego najfantastyczniejsze budowle, z przepychem zdobione rzeźbami. Ponieważ ówcześni architekci nie znali rysunku technicznego ani obliczeń konstrukcyjnych, ich dzieła, stawiane „na nosa”, często zawalały się jeszcze przed ukończeniem. Było tak ze słynną budową kościoła w Beauvais we Francji, gdzie sklepienia i wieże wydźwignięto poza granice możliwości. Katastrofy takie traktowano w zasadzie jako normalne. Drogą prób i błędów, cierpliwie dochodzono do konstrukcji doskonałej, czyli takiej, która nie runęła. Największe francuskie katedry wzniesione są właśnie z wykorzystaniem tej wiedzy. Są tak wielkie, jak tylko mogą być, ze względu na ściśliwość kamienia. Gdyby były większe, budulec uległby skruszeniu. Inaczej niż dzisiejsze, gmachy gotyckie stoją właśnie dzięki ściskaniu i dzięki temu, czy to kamień czy cegła, właściwie nie potrzebują zaprawy.
Wypadek przy pracy?
To dzieło miało zachwycać ogromem, pięknem i perfekcyjnym wykonaniem. Tymczasem dość łatwo dostrzec co najmniej dwie poważne niekonsekwencje lub błędy, powstałe w trakcie budowy. Otóż budujący nawę północną Hans Brand, by nie wejść ze swoją ścianą w okno transeptu, skrzywił ją na ostatnich metrach i w ten karkołomny sposób okno wyminął. Mistrz Hetzel natomiast, budujący przeciwległą nawę, nie skopiował skrzywienia Branda. Natarł swoją ścianą prosto w okno południowego transeptu, tak, iż traci ono swą okazałość. Podobnie też nie udało się postawić świątyni dokładnie na planie krzyża, na przeszkodzie stanęła bowiem... plebania. Nie wiadomo, czy okazała się zbyt ważna dla budowniczych, czy też były inne przyczyny. Dość, że jedno z ramion krzyża nie jest dostatecznie rozwinięte.
Chrzcielnica i spady od Świętego Jana
Stojąca przy wejściu do nawy głównej chrzcielnica jest tworem powstałym z tego, co zachowało się z mariackiego oryginału oraz ocalałych resztek chrzcielnicy z kościoła pw. św. Jana. Od św. Jana przeniesiono też między innymi ambonę i organy. Ośmioboczny cokół chrzcielnicy figury z brązu i bramka są oryginalne i pochodzą z Kościoła Mariackiego. Pierwotne baptysterium mariackie oddane zostało 16 listopada 1557 roku. Wszystkie elementy brązowe chrzcielnicy odlano w Utrechcie. Niewiele brakowało, a wcale by stamtąd nie przypłynęły. Wiozący je statek doznał poważnej awarii sztormując we mgle na wysokości Półwyspu Helskiego. Ładunek przesunął się, a okręt podczas przechyłu nabrał wody.
Hiperprzybytek
Mało gdzie modlono się, jak w Gdańsku u Najświętszej Maryi Panny. Bo i były odpowiednie warunki! Poza ołtarzem głównym, znajdowało się tam 31 kaplic bocznych oraz dodatkowo 17 przyfilarowych ołtarzy utrzymywanych przez korporacje rzemieślnicze, cechy, bractwa i rody, w których posiadaniu pozostawały czasem nawet do XVIII stulecia. Do dzisiaj zachowały się tylko dwa przyfilarowe ołtarze. Stoją w korpusie zachodnim świątyni. Na jednym z nich umieszczono przytłaczającą, kamienną figurę św. Antoniego.
Do reformacji Lutra ten istny kombinat duchowy obsługiwało prawie 120 kapelanów, ośmiu wikarych i proboszcz. Na utrzymanie kapelanów i kaplic organizacje i rody przeznaczały sporo pokaźnych zapisów. Najwcześniej sprawowano mszę św. w należącej do rodu Ferberów kaplicy pw. św. Baltazara. Latem rozpoczynano o czwartej rano, a zimą o piątej. Bywało i tak, że w jednym czasie odprawiano liturgię przy prawie wszystkich ołtarzach.
Największa nekropolia
Bazylika Mariacka jest największą w Polsce nekropolią urządzoną w murach kościoła. Ma najbogatszy zespół mieszczańskich płyt nagrobnych.
Od XIV wieku zaprzestano grzebania wybitniejszych mieszczan na przykościelnym cmentarzu, udostępniając im krypty pod bocznymi kaplicami oraz nawy. Zmarłych grzebano w nawach na głębokości 3-4 metrów. Często w kilku warstwach. Większość kaplic i krypt posiadały korporacje, cechy i bractwa. Najbardziej liczący się w mieście cech kupców miał swoją kryptę pod kaplicą św. Marii Magdaleny. Były też krypty prywatne, należące do fundatorów kościoła, między innymi krypta pod kaplicą św. Baltazara długo pozostawała w posiadaniu rodu Ferberów.
O zmarłych i miejscu złożenia ciał przypominały epitafia umieszczone na ścianach i filarach świątyni. Miały formę rzeźb, płaskorzeźb oraz malowideł. Nierzadko z wyszukanym obramowaniem. Do wrażliwej wyobraźni najmocniej chyba przemawia epitafium Konstantyna Ferbera. Widzimy tam przerażone dziecko spadające głową w dół. Podobno ta scena ma przypominać o cudownym wybawieniu od śmierci małego Konstantyna Ferbera.
Pierwszymi pochowanymi w kościele byli gdańscy burmistrzowie – Konrad Letzkau i Arnold Hecht, podstępnie zamordowani przez Krzyżaków w poniedziałek po Niedzieli Palmowej 1411 roku za sprzyjanie polityce Władysława Jagiełły. Pogrzebano ich przed kaplicą św. Jadwigi. Miejsce pochówku przyłożono kamienną płytą z łacińską inskrypcją.
Od XVII wieku fundowano płyty grobowe dla całych rodzin. Częstą praktyką było odsprzedawanie płyt np. po wygaśnięciu rodu. Wówczas dodawano nowe inskrypcje albo płytę przekuwano. Data umieszczona na płycie najczęściej nie oznaczała roku śmierci, ale czas jej ufundowania. Do typowych zdobień nagrobnych płyt, poza inskrypcjami i numerami katalogowymi, należały kartusze, herby i obramienia. Od czasów napoleońskich pochówków w kościele w zasadzie zaprzestano. Spośród istniejących tutaj kiedyś ponad pięciuset płyt nagrobnych, zachowało się kilkaset. Nie wszystkie jednak zajmują dawne miejsca. W latach pięćdziesiątych XX wieku, podczas przekładania posadzki, pogruchotanej w 1945 roku przez walące się stropy, popełniono trochę mimowolnych zmian.
Szlachetni majstrowie i prości bracia mniejsi od Najświętszej Maryi Panny
Statut murarski z 1388 roku głosił, że mistrz mógł trzymać dwóch uczniów i nieograniczoną liczbę czeladników. Ilu tych ostatnich pracowało na murach kościoła NMP, trudno dociec. Jedno jest pewne – ważną choć niedocenianą rolę pełnili wśród nich tragarze, którzy roznosili cegły. To fakt, że posługiwano się już bloczkami, ale windowano tym sposobem głównie elementy rusztowania i zaprawę. Cegły natomiast były wnoszone przede wszystkim na plecach.
Gdańsk zawsze wierny
Reformacja w Gdańsku szybko zadomowiła się i okrzepła. Pierwsze nabożeństwo protestanckie odprawiono w kościele NMP już w 1529 roku. Zaraz też ujawniła się nowa większość wyznaniowa. Katolikom pozostawiono jedną świątynię, kościół pw. św. Mikołaja. Jeszcze do niedzieli 2 listopada 1572 roku katolickiemu proboszczowi pozwalano odprawiać mszę św. przy głównym ołtarzu. Jednak już tydzień później na prawie czterysta lat mury świątyni mariackiej zostały dla kultu katolickiego zamknięte.
Godność proboszczów mariackich oficjalnie nadal pełnili duchowni katoliccy, nominowani na ten urząd przez królów polskich. Stale rezydowali w plebani sąsiadującej z kościołem, zaś patronat królewski nad Kościołem Mariackim, który wygasł dopiero po rozbiorach, przez długie lata uniemożliwiał protestantom usuwanie z kościoła katolickich ołtarzy oraz innych „papieskich” dzieł sztuki. Mimo to, zaradny protestancki zarząd stopniowo uprzątał katolickie pozostałości, między innymi wielkodusznie ofiarował Zygmuntowi III Wazie przechowywane w predelli ołtarza głównego liczne relikwie.
Owocem tego konfliktu jest zupełnie wyjątkowa pośród gdańskich świątyń, barokowa kaplica pw. Świętego Ducha, znana jako Kaplica Królewska, powstała przy znaczącej pomocy króla Jana III Sobieskiego. Jej bryła bardziej przypomina kamieniczki niż obiekt sakralny. Konsekrowano ją jako świątynię katolicką w 1685 roku, bez nadawania temu wydarzeniu rozgłosu, w atmosferze niemal konspiracji. Po 1945 roku tak prowadzono odbudowę otoczenia kaplicy, by z daleka było widać to filigranowe cudo przycupnięte pod masywną bryłą mariackiej świątyni. Jeśli dobrze przyjrzeć się ulicy Grobla I, widać, że linia kamienic delikatnie skręca, właśnie po to, by kaplica była lepiej widoczna z oddali.
Gorsety i kolorowe odsłony
Sklepienie kościoła podtrzymują 22 filary ośmioboczne oraz 4 filary o profilu stylizowanego krzyża greckiego – te ostatnie występują na skrzyżowaniu naw. Wszystkie zbudowano z cegieł. Po wojnie pięć z nich wzmocniono żelbetowym gorsetem. Było to wymuszone pękaniem trzonów filarów i groźbą runięcia nie tylko ich samych, ale i części sklepień. Na ogół budowano filary z litej cegły – jak np. wzmocniony gorsetem trzon północno-zachodniego filara w prezbiterium. Sąsiedni filar południowy (również opasany gorsetem) budowniczowie średniowieczni wypełnili gruzem. Bardzo to obniżyło koszty, ale i osłabiło konstrukcję.
Tak jak ściany, wszystkie filary są pobielone, dlatego niewprawnym okiem trudno dostrzec gorsety. Dla wzmocnienia konstrukcji wszystkie filary spięte są obecnie (dobrze widocznymi) stalowymi naciągami. Rozkład sił w sklepieniu gotyckim dąży bowiem nieustannie do rozparcia konstrukcji na boki. Naciągi wspomagają pracę przypór, podpierających kościół ze wszystkich stron. Inaczej, niż np. u św. Katarzyny, przypory Mariackiego wpuszczone są do środka kościoła. To rozwiązanie nowocześniejsze i bardziej zaawansowane technologicznie, świadczące o jakości myśli technicznej budowniczych. Ubocznym produktem takiego rozwiązania są liczne wnęki, wykorzystane jako kaplice, których granice wyznaczają właśnie przypory.
Na ścianach i filarach w kilku miejscach odsłaniają się resztki dawnych fresków – gotyckich i późniejszych. Jeden z ciekawszych to malowidło z około 1500 roku, umieszczone na zachodniej ścianie północnego transeptu, prawie naprzeciw odtworzonego zegara astronomicznego, przedstawiające legendę o św. Jerzym. Podczas prac zabezpieczających stwierdzono istnienie pod nim drugiego fresku o identycznej treści. Obrazy rozwarstwiono, umieszczając fresk zewnętrzny na zastępczym podłożu. Obydwa malowidła są eksponowane razem z grupą rzeźb przedstawiającą św. Jerzego walczącego ze smokiem. Ciekawe gotyckie freski odsłonięto niedawno w kaplicach św. Jadwigi i św. Jakuba.
Okna
Światło dzienne napełniające nawy Kościoła Mariackiego jest prawie równe postrzeganemu na zewnątrz świątyni. Wynika to stąd, że przedostaje się tam aż 37 wielkimi oknami o wymiarach około 4,5 na 18 metrów. Największe okno, „przeprute” w ścianie wschodniej, nie ma sobie równych w całym Gdańsku. Jego szerokość wynosi 6,7 metra, a wysokość – 19,5 metra. Zajmuje powierzchnię 130 metrów kwadratowych. Wszystkie okna ozdobione są XIX-wiecznymi neogotyckimi maswerkami. Pionowo dzielą je tzw. laskowania, czyli listwy z odcinków kamienia lub cegieł.
Częstym motywem dekoracyjnym maswerków są liście koniczyny i rybie pęcherze. Niegdyś były przeszklone barwnymi witrażami. Zużyto na nie około 2 i pół tysiąca metrów kwadratowych szyb. Wpadające do kościoła światło migotało paletą kolorów.
Tadeusz T. Głuszko
Pierwodruk” „30 Dni” 7/1999