Każdego roku, 1 września, pod gmachem Victoriaschule gromadzą się osoby, związane z wydarzeniami sprzed 75 lat. W modlitwie i milczeniu, składają hołd bohaterom, przetrzymywanym i torturowanym w piwnicach, sali gimnastycznej oraz salach lekcyjnych. Podczas tegorocznych uroczystości, wśród zgormadzonych gości znajdują się m.in.: Gabriela Danielewicz, dr Halina Imielińska oraz Łucja Świechocka.
Dr Halina Imielińska Do Gdańska przyjechała wraz z matką i siostrą w 1930 roku. – Mój ojciec, Jan Lipiński przyjechał do Gdańska wcześniej, do pracy w Urzędzie Celnym i Straży Granicznej – mówi Halina Imielińska. Ojciec pani Haliny został aresztowany za swoją działalność na rzecz Polski. Był jednym z pierwszych, jeszcze przed rozpoczęciem wojny. W więzieniu przetrzymywany od czerwca 1939 roku, wymieniony na niemieckiego szpiega, w sierpniu 1939 roku. – Po wyjściu z więzienia, chciał walczyć dalej, ale to nie było możliwe. Był wycieńczony, pobity – mówi Imielińska. Przed wojną Halina Imielińska chodziła do szkoły powszechnej, na ulicy Wałowej. Później do Gimnazjum Polskiego im. Józefa Piłsudzkiego, z którego w 1939 roku musiała uciekać. – Już kilka miesięcy przed wojną w Gdańsku czuło się niepokój i grozę – wspomina Imielińska. Wraz z siostrą wyjechały do Gdyni, później na Wileńszczyznę. Do Gdańska wróciła na studia na Akademii Medycznej. Obecnie na emeryturze, nadal stara się utrzymywać kontakt z innymi absolwentami Gimnazjum Polskiego.
Gabriela Danielewicz – Tatuś jeszcze zdążył się ogolić, żołnierz wyraził na to zgodę – mówi pani Gabriela. – Kawy już nie pozwolił wypić, pogonił na zewnątrz – dodaje. Pan Stanisław Danielewicz nie był rdzennym gdańszczaninem, pochodził z Wielkopolski. Był pracownikiem Komisariatu Generalnego Rzeczpospolitej Polskiej. Około 6 rano, hitlerowcy zabrali go z domu i zawlekli pod Victoriaschule. Przed budynkiem rozpoczęły się tortury, wyszydzanie i bicie. Aresztowanym zabierano wszelkie posiadane przedmioty i niszczono dowody osobiste. – Tacie zabrali wieczne pióro i zegarek – dodaje pani Gabriela. Po 7 dniach, Stanisław Danielewicz został internowany na Litwę, gdzie go wypuścili. Mama Pani Gabrieli wyjechała z kolei do Nowego Sącza, zanim jeszcze wybuchła wojna. – Komisarz Generalny radził, aby wyekspediować rodziny – mówi Danielewicz. – To była bardzo szybka decyzja, Mama zabrała ze sobą jedną walizkę – dodaje. – Dzięki tej decyzji, zachowaliśmy życie – podsumowuje. Stanisław Danielewicz postanowił odnaleźć rodzinę. Jego niebezpieczna podróż trwała ponad 2 miesiące. Ostatecznie dostał się do Nowego Sącza. – Niemcy namawiali go, aby podpisał Volkslistę, ale Tata cały czas powtarzał, że jest Polakiem – mówi. – Do Gdańska powrócił z pierwszą grupą operacyjną – kontynuuje. – Dom był zniszczony, rzeczy wyrzucone, książki spalone – podsumowuje. Gdy wybuchła wojna, pani Gabriela miała zaledwie 4 miesiące. Dorastanie w kontekście wojennych wydarzeń, wpłynęło na jej zainteresowanie dziejami Polonii gdańskiej. Napisała ponad 20 książek, próbując ocalić od zapomnienia to, o czym nowe pokolenie już nie pamięta.