Przy głównej drodze wiodącej wzdłuż linii dawnych zachodnich fortyfikacji Gdańska stoi niewielki, ale bardzo harmonijny w swojej bryle kościół, schowany nieco w cieniu ogromnego gmachu Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia. To Kościół św. Elżbiety, element kompleksu szpitala i przytułku dawnej "Gildii Nędzarzy", a potem fundacji szpitalnej św. Elżbiety.
Kiedy w Gdańsku zapanowała reformacja, a kościoły katolickie przechodziły na własność poszczególnych wspólnot protestanckich, również Kościół św. Elżbiety stał się świątynią nowego wyznania. Pozostając własnością szpitalnej fundacji był w XVI w. miejscem gdzie odbywały się nabożeństwa dla kalwińskich Szkotów i Niderlandczyków, którzy jako najemni żołnierze służyli w wojskach gdańskich.
Po pięciu wiekach w tym samym kościele, od połowy XIX w. służącym pruskim żołnierzom jako kościół garnizonowy, odbywały się nabożeństwa dla żołnierzy alianckich sił okupacyjnych, stacjonujących w Gdańsku pomiędzy zakończeniem I wojny światowej, a utworzeniem Wolnego Miasta Gdańska.
Węgierskim śladem obecnym w wystroju Kościoła św. Elżbiety jest kopia epitafium barona Adama Vay de Vaya. Baron zmarł w Gdańsku w trakcie wizyty księcia Franciszka Rakoczego, występującego incognito jako "hrabia Sáros". Oryginalne epitafium wraz z prochami Węgra przewiezione zostały około 1900 r. do ojczyzny.
Z Kościołem św. Elżbiety i sąsiadującym z nim Kościołem św. Józefa wiąże się historia o wydarzeniu, które uznać trzeba za przejaw ekumenizmu i dowód na tolerancję dla kulturowej odmienności jaka obecna była w dawnym Gdańsku. Kiedy bowiem w 1678 r. doszło do zamieszek i splądrowania przez tłum klasztoru karmelitów i Kościoła św. Józefa, mnisi szukali schronienia w kalwińskim Kościele św. Elżbiety, gdzie bez wahania im go udzielono. Pamiątką tego wydarzenia i dowodem wdzięczności za bezinteresowną i międzywyznaniową pomoc okazaną karmelitom, było odtąd bicie w dzwony u św. Józefa za każdym razem kiedy umierał kaznodzieja kalwiński z Kościoła św. Elżbiety.