Zamieńmy klapki na oczach na klatki (choć te pierwsze zostawmy na stopach) i zanurzmy się w świecie slapstickowych sztuczek. 9 lutego w Centrum Filmowym UG czeka nas fascynująca podróż po historii kina niemego, a naszym przewodnikiem będzie miłośnik kina niemego i slapstickowego, autor bloga „Klatki na oczach” Robert Siwczyk.
Pretekstem do spotkania będzie oficjalna kinowa premiera komedii Mike’a Cheslika „Setki bobrów” (2021), będąca udaną próbą wskrzeszenia komedii slapstickowej, która z jednej strony wpisuje się w tradycję wybitnych dzieł twórców takich jak Charlie Chaplin, czy Buster Keaton, a z drugiej z pewnością zadowoli entuzjastów ekscentrycznego kina i tych marzących o powrocie do dzieciństwa, w którym królowały zabawne, krótkie filmy spod znaku „Zwariowanych Melodii”. Setki bobrów (Hundreds of Beavers, 2022), reż. Mike Cheslik, komedia, przygodowy, USA, 108 min.
Teoretycznie można opisać fabułę Setek bobrów – oto znany z zamiłowania do alkoholu producent nalewki jabłkowej traci cały swój dobytek i zostaje zmuszony do polowania na okoliczne bobry, by odbudować swoją karierę. Problem w tym, że to trochę tak, jakby Interstellar opisać jako „film o facecie siedzącym za szafą”. Niby wszystko się zgadza, ale wrażeń z seansu nie oddaje.
Setki bobrów to bowiem (prawdopodobnie jedyna) współczesna próba wskrzeszenia komedii slapstickowej w jej najbardziej odjechanym wydaniu. Logika i prawa fizyki idą w las już podczas otwarcia, a dalej jest tylko lepiej, bo pochodzący z Wisconsin reżyser Mike Cheslik wspina się na wyżyny kreatywności, by rozbawić widza. Efektem jest kompletnie szalona komedia, której bliżej do pełnometrażowego, aktorskiego odcinka Zwariowanych melodii niż do typowych przedstawicieli tego gatunku. Jedno jest pewne: gdyby komuś udało się wskrzesić Bustera Keatona i pokazać mu Setki bobrów, mistrz slapsticku na pewno uroniłby niejedną łzę wzruszenia. [Grzegorz Fortuna, octopusfilmfestival.pl]