Gdzie uciekniesz, aby zacząć od nowa?
Pewne decyzje wymagają czasu. Wiktoria bez słowa wyjaśnienia zostawiła męża, spakowała walizkę i pojechała w miejsce, które miało jej pomóc poskładać wszystko na nowo.
Idealne byłyby pewnie Indie lub Toskania. Ona wybrała Chorwację.
Czy podróż do Dubrownika, który zapamiętała dzięki szczęśliwym wakacjom sprzed lat, może być czymś więcej, niż tylko pogonią za wspomnieniami?
Pod gorącym chorwackim słońcem przecinają się losy trzech niezwykłych kobiet – Wiktorii, Jasnej i Sandry. Wszystkie szukają swojej drogi, azylu, który pozwoli im poczuć się bezpiecznie. Lekcja, jaką wspólnie przerabiają, nie jest prosta – nie da się wziąć czyjegoś przepisu na życie.
Zwycięstwa i porażki, marzenia i złudzenia oraz przeszłość i teraźniejszość splatają się w subtelną opowieść o uczuciach i ważnych decyzjach.
Izabela Sowa pokazuje w niej, że zawsze warto stanąć do walki o szczęście, nawet jeśli nasz świat legł w gruzach.
Fragmenty książki:
Dojechała do Šibenika zbyt późno, żeby rozejrzeć się za przyjemniejszym noclegiem. Zresztą po piętnastu godzinach jazdy nie miała siły się rozglądać. Marzyła tylko o gorącym prysznicu i czystej pościeli. Co było jej dane w pakiecie z trzema piętrowymi łóżkami upchniętymi na kilku metrach kwadratowych. Kiedy stanęła w progu pokoju, od razu pomyślała o Andrzeli. Ta umiałaby opisać, jak się czuje. „Więźniarka – rzuciłaby na początek, ciężko wzdychając. – Więźniarka, niewinnie skazana.
Jak większość ludzi i wszystkie zwierzęta, no, może poza kleszczami. Więźniarka pozbawiona prawa łaski i, co gorsza, osobistego dekoratora wnętrz. Tragedia!” Ale Andrzela może dramatyzować. Nawet musi; inaczej byłaby zwyczajnym Andrzejem, pomyślała Wiktoria, stawiając torbę przy brudnawej ścianie.
________________________________
– I kogo chcesz oszukać?
Od kwadransa krążyła wąskimi uliczkami Dubrownika. Kołując między autami, zrozumiała, dlaczego w mieście rządzą smarty. Oraz vespy, hałaśliwe niczym dmuchawa do liści, ale łatwe do zaparkowania. A ona wzięła krowiastą grand vitarę Bastka! Bo lepiej się sprawdza na górskich drogach, podobno.
Na górskich? I kogo chcesz oszukać, sarknęła, robiąc trzecie kółko. Wzięłaś ulubiony wóz Bastka, bo…
– … stał przed blokiem – rzuciła, uświadamiając sobie, że znowu ściemnia. – No dobra, chciałam mu dopiec. Dokopać tak, żeby bardziej poczuł. A teraz mam za swoje!
Wreszcie udało jej się zaparkować na styk, jakieś dwieście metrów od bramy przy Pile. Z pomocą uczynnego żulika znalazła parkometr, wykupiła parę godzinnych biletów po dziesięć kuna i stromymi schodkami zbiegła do Starego Miasta. Byli tu z rodzicami dwa razy, ale Wiktoria zapamiętała jedynie główny deptak, Stradun. Wyfroterowany tysiącami stóp tak, że lśnił niczym tafla lodowiska. Ostrożnie postawiła kilka kroków i nagle przystanęła oszołomiona. Nieraz była zauroczona zwiedzanym ryneczkiem. W niejednym chciałaby zamieszkać, ale dubrownickie Stare Miasto budziło zgoła inne odczucia. Nazywać je uroczym… równie dobrze mogłaby określić Imigrant Song przyjemną
melodyjką.
– Powala – przyznała po chwili – ale żeby mieszkać tu na stałe, przebijać się codziennie przez stada turystów…
___________________________________
A jeśli wcale nie chce? Przywyknąć też nie, choć zdaniem babci Stasi to najlepsze wyjście bez konieczności wychodzenia z domu. Można oczywiście nie przywykać i nie wychodzić, dodawała teatralnym szeptem, rzucając wymowne spojrzenie na męża. Ale co to za życie! Ciągle narzekać na te same pierdoły. Życie, odburkiwał dziadek, sięgając po ulubioną fajkę. Pewnego dnia przestał narzekać, a nazajutrz nie żył. Po pogrzebie babcia zupełnie się zapadła. „Miał swoje lata” – usiłowały pocieszać ją córki. „Przecież sama mówiłaś, że do wszystkiego można przywyknąć” – wykrzyczała kiedyś najmłodsza, Grażyna. „Ale nie do wszystkiego warto” – mruknęła babcia, odwracając się
plecami do rodziny. Nie warto, powtórzyła Wiktoria. Zresztą skoro już wyrwała się z domu i dotarła aż tutaj, mogłaby… po prostu posiedzieć w słońcu. Z butelką chłodnego piwa w dłoni. Vinko wspominał wczoraj o przyjemnym ogródku niedaleko żwirowej plaży. Jakieś trzysta metrów w lewo, może więcej.
Izabela Sowa – choć obecnie mieszka w Krakowie, jej miastem wciąż pozostaje Stalowa Wola, gdzie się urodziła. Sympatię czytelników zdobyła tzw. serią owocową
(Smak świeżych malin, Cierpkość wiśni, Herbatniki z jagodami), a potem ugruntowała ją kolejnymi powieściami, m.in. Ścianka działowa, Podróż poślubna, Agrafka i Części
intymne. Jest też autorką Blagierki i Blanki –powieści dla młodzieży.
Jest zadeklarowaną wegetarianką, wielbicielką budynków w stylu art déco i pływania w zimnej wodzie (choć podobno kąpana była w gorącej). Lubi mylić imiona, jogę, zimę i truskawki; kocha kino. Nie lubi arogancji, cwaniactwa i ciepłej wódki oraz spóźniania się, choć nie zawsze jej się to udaje.