Dzieło czołowej polskiej reżyserki Mai Kleczewskiej na podstawie dramatu Adama Mickiewicza „Dziady” z aktorami Frankowskiego Teatru Dramatycznego ma dyskurs antyrosyjski i jasny, nieodwołalny przekaz dla tych, którzy wciąż szukają „charoszych russkich”.
Reżyserka odtwarza scenę zeszłorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes, kiedy zakrwawiona Ukrainka wywołała moralny dyskomfort wśród obecnych celebrytów, a niektórzy z nich tylko powiedzieli ze zdziwieniem „To nie jest nasza wojna. Jestem pacyfistą”.
Maja Kleczewska jest przekonana, że Ukraińcy bronią całej Europy. Odpowiada im swoją pracą: „To jest wasza wojna. I wygramy ją wszyscy razem! Bo Ukraińcy bronią każdego z nas”.
- Moim zdaniem te polsko-ukraińskie »Dziady« są uniwersalne, bo dotyczą fundamentalnego doświadczenia człowieka, którego wolność jest naruszana. I to jest doświadczenie nie tylko Polski czy Ukrainy, czy Mickiewicza, to może być doświadczenie każdego - mówi Maja Kleczewska.
W tej odważnej interpretacji polskiej klasyki ukraińscy wojskowi z Azowstalu, którzy zostali schwytani przez Rosjan, przemawiają do sumienia widzów.
Pomysł wystawienia „Dziadów" w Ukrainie, właśnie teraz, w czasie wojny z Rosją, nie jest przypadkowy.
Reżyserka uważa, że w polskiej literaturze nie ma drugiego tak antyrosyjskiego dzieła dramatycznego i w tym sensie może ono stanowić wspólną podstawę porozumienia między oboma krajami. W dramacie „Dziady” pojawia się język rosyjski i aria Leńskiego z poematu Puszkina „Eugeniusz Oniegin”, a ta technika ma jasne zadanie – zaznaczyć naszych wspólnych wrogów.