
Jest z czego się cieszyć
- To znakomita wiadomość! - mówi prof. Marcin Kaleciński, historyk sztuki z Uniwersytetu Gdańskiego. - Pierwsza rzecz, że jednak kradzież znanych dzieł sztuki nie popłaca, bo prędzej czy później wyjdzie na jaw. Po drugie, dzieła Brueghela (młodszego) są ozdobą każdej muzealnej kolekcji. Wartość rynkowa to rzecz drugorzędna, ale nawet takich małych rozmiarów praca byłaby warta na rynku dzieł sztuki minimum 100 tysięcy euro.
Według prof. Marcina Kalecińskiego z kradzieżą obrazu "Kobieta niosąca żar" związane było zniknięcie jeszcze jednego dzieła z Muzeum Narodowego w Gdańsku - rysunku Antoona van Dycka.
Czytaj także: Co wynika z gdańskich portretów?
Trudne dzieje dzieła
Jak przypomina holenderski De Telegraaf, dzieło Brueghela (młodszego) skradziono z Muzeum Narodowego w Gdańsku. Było to co najmniej 50 lat temu, ale być może wcześniej. Wiadomo jedynie, że w 1974 roku odkryto kradzież, gdy pracownik muzeum niechcący strącił obraz ze ściany i zorientował się, że ma do czynienia z bezczelnie wklejonym w ramę zdjęciem obrazu.
Dzieło wcześniej też miało trudną historię. W 1944 roku w jego posiadanie weszło Muzeum Miejskie w Gdańsku. Rok później Armia Czerwona wywiozła go do Związku Radzieckiego, podobnie jak m.in. “Sąd Ostateczny” Memlinga. Gdański Brueghel powrócił dwanaście lat później, już do polskiego Muzeum Narodowego w Gdańsku - ale nie pobył w nim długo.
Czytaj także: Gdański obraz Poniatowskich. Ostatni polski król dorastał w naszym mieście, jego bracia byli gdańszczanami
Żywcem spalili świadka?
Od 1974 roku peerelowska Milicja Obywatelska prowadziła śledztwo w sprawie kradzieży obrazu Brueghela i rysunku van Dycka (też zamiast oryginału złodzieje podłożyli zdjęcie dzieła). Mieli nawet świadka, celnika Romualda Wernera, który wyznał, że "Kobieta niosąca żar" została przemycona przez złodziei za granicę drogą morską, przez port w Gdyni.
Na krótko przed przesłuchaniem, Romuald Werner został spalony żywcem na jednym z trójmiejskich cmentarzy. Robotnicy na pobliskiej budowie usłyszeli krzyki płonącego człowieka. Próbowano go uratować, ale zmarł wskutek odniesionych oparzeń. Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie śmieci Romualda Wernera, nie dopatrzywszy się tzw. udziału osób trzecich. Było to rzekomo samobójstwo.
- Przypadek? - powiedział retorycznie detektyw Arthur Brand dziennikarzowi De Telegraaf.
Sprawę kradzieży przejęła wówczas komunistyczna Służba Bezpieczeństwa, która ostatecznie umorzyła śledztwo. Są podejrzenia, że funkcjonariusze SB byli zamieszani w zniknięcie obu dzieł sztuki.
W 2008 roku śledztwo wznowione zostało przez polską policję, ale i ono zakończyło się fiaskiem.
Czytaj także: Obraz „Bitwa pod Oliwą” jak nowy, wrócił już do Gdańska. Ocalał z wojennej pożogi

Obraz po prostu wisiał
Wydawało się, że obraz Brueghela (młodszego) został utracony na zawsze. Aż do września ubiegłego roku, kiedy to detektyw rynku dzieł sztuki Arthur Brand - który odzyskał już setki skradzionych dzieł - otrzymał od jednego z holenderskich historyków sztuki cynk na temat “Kobiety niosąca żar".
Obraz znajdował się na wystawie w Muzeum Gouda. Detektyw Brandt zajął się sprawą. Prywatny właściciel malowidła, który pragnie pozostać anonimowy, wyznał, że jego ojciec kupił przed laty tego Brueghela od właściciela jednej z galerii.
Obraz zarekwirowano i umieszczono w bezpiecznym depozycie.
Czytaj także: "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga. W lutym trafi na dwuletnie badania
Nie mogli uwierzyć
Czy to obraz skradziony w Gdańsku? Holendrzy przeprowadzili szeroko zakrojone badania i ekspertyzy - są pewni, że tak.
Sprawę przejął holenderski Wydziału ds. Przestępczości Artystycznej Krajowej Jednostki Policji. Szef tej jednostki, Richard Bronswijk, skontaktował się z Ministerstwem Kultury w Polsce. I - jak podkreśla De Telegraaf - może z całą pewnością stwierdzić, że Brueghel to dzieło skradzione z Gdańska. „W Polsce nie wierzyli w to, co słyszeli. Dzieło zajmuje wysokie miejsce na liście „najbardziej poszukiwanych” skradzionych dzieł sztuki” - powiedział detektyw Arthur Brand.