Po roku 2004, gdy Europa otworzyła granice dla pracowników z Polski, wielu rodaków zdecydowało się na emigrację. Aby poprawić byt rodzinie wyjeżdżały również kobiety w trudnej sytuacji finansowej. Pozostawiały dzieci pod opieką kogoś bliskiego, liczyły na odmianę losu, ale już wkrótce okazało się, jaką cenę muszą zapłacić obie strony za rozłąkę. Stała nieobecność rodziców w domu generowała nowe zjawisko - nauczyciele i psychologowie bili na alarm, pisano o "sieroctwie emigracyjnym".
Zainspirowany socjologicznymi badaniami, ale również obserwacją bliskich osób przeżywających podobne dylematy, dramaturg Radosław Paczocha napisał “Emigrantki". Sztuka powstała ok. około 10 lat temu, ale dopiero teraz zobaczymy ją na scenie prapremierowo.
- Teatr polski nie zajmował się dotąd matkami, które muszą wychowywać dzieci na odległość - mówi Paczocha. - A po 2004 roku wyjechało z Polski milion kobiet! Część z nich oczywiście wróciła. Była to z reguły emigracja zarobkowa, klasy ludowej. Statystycznie, stanowimy wciąż największą armię sprzątająca w Europie, wiemy to dzięki socjologicznym badaniom. Prócz tego, co czwarte dziecko w Polsce ma doświadczenie wielomiesięcznej rozłąki z rodzicem, co dziewiąte - wieloletniej. I nie mówię tu o rozwodach, ale o rodzinach, które tak funkcjonują.
Problem wciąż istnieje, chociaż nie mówi się o nim teraz zbyt często, dlaczego?
- Panika moralna, która pojawiła się kilka lat temu w mediach sprawiła więcej krzywdy, niż korzyści. Zaczęto pisać o “euro-sierotach”, a skutek był taki, że dzieci wyzywano w szkołach. Dyskusję więc ucięto. Teraz mamy pewne programy socjalne i być może sytuacja wygląda nieco lepiej, ale w sztuce mówię też o innych aspektach, które “wygoniły” matki z domu: przemoc, brak socjalnego zaplecza, o ich dylematach: jak dalej być dobrą matką i czy to w ogóle możliwe. Ale też o pokoleniu emigracji zarobkowej, które jest już bliskie emerytury. Często mówimy o skutkach takich decyzji, ale nie zastanawiamy się, dlaczego one musiały tak zrobić.
Autor przyznaje, że podczas realizacji spektaklu męski punkt widzenia na bardzo kobiece dramaty wzbogaciła wrażliwość aktorek oraz reżyserki i psycholożki Elżbiety Depty, dla której tematyka sztuki okazała się też bliska - podczas studiów psychologicznych Depta prowadziła badania wśród emigrantów w Wielkiej Brytanii. Sama również doświadczyła tego problemu.
- Ta rzeczywistość dotyczy nas wszystkich - mówi Depta. - Polki wyjeżdżają na Zachód, do Stanów, a do nas przyjeżdżają kobiety z Ukrainy, Mołdawii, itd. Ten łańcuszek biedy i nierówności ekonomicznych powtarza się. To nie jest tylko socjologia - to są ludzkie opowieści, przeżycia, dramaty. Dla mnie perspektywa kobiet była ważna, bo poznałam takie historie, które łamały życiorysy - i dzieci pozostających w kraju, i wyjeżdżających matek. Kiedy dostałam propozycję wyreżyserowania tej sztuki, wiedziałam, że to jest “mój” temat. Bardzo ważny, aktualny i nieporuszany praktycznie polskim teatrze.
Aktorkami, które wcielają się w role Polek szukających “lepszego życia” w Brukseli są: Katarzyna Figura (Teresa), Małgorzata Brajner (Zosia) i Justyna Bartoszewicz (Monika).
- Dla mnie, jako reżyserki, praca z takimi aktorkami to duże wyzwanie, ale też ogromna wartość - tłumaczy Elżbieta Depta. - Wszystkie trzy są wielkimi osobowościami, ale też bardzo empatycznymi osobami, które potrafiły spojrzeć na swoje postaci ze zrozumieniem, co było konieczne, gdyż bardzo łatwo o ich ocenę. Takie kobiety były zresztą w Polsce stygmatyzowane, współczuto dzieciom, nie pytano o przyczyny podjętych decyzji. Teraz, gdy postaci zostały obronione, widz może zadawać pytania: dlaczego to się wydarzyło, czy system nie zadziałał, czy mogły zdecydować inaczej… Do dziś sytuacja wielu kobiet niewiele się zmieniła. Być może 500+ trochę poprawiło ich warunki ekonomiczne, ale jeśli chodzi o przemoc domową czy alkoholizm - systemowo nie jest lepiej, a patriarchalny system sprawia, że to one muszą się wciąż poświęcać, podejmować dramatyczne decyzje. Kobieta może liczyć tylko na siebie, zresztą nie tylko w Polsce. Teraz jest czas kobiet, więc czas, aby opowiedzieć te historie z naszej perspektywy.
Bohaterki sztuki różnią się wiekiem, życiowym doświadczeniem i emigracyjnym stażem. Do decyzji o wyjeździe doprowadziły je też odmienne okoliczności i różnie radzą sobie z problemem. Artystki jednak przyznają, że chociaż punktem wyjścia dla sztuki były socjologiczne zapisy, udało się w spektaklu zbudować uniwersalną opowieść o kobiecym losie.
- W mojej głowie to opowiadanie i nasze trzy charaktery składają się na pewien wspólny portret Kobiety: zaskakujący, różnorodny, pełen niedomówień - zastanawia się Katarzyna Figura (Teresa). - Moja bohaterka jest z nich najstarsza. Do decyzji o wyjeździe z Polski doprowadziły ją dramatyczne okoliczności. Przed tragedią ratuje ją nastoletnia córka “wypychając” wręcz matkę do Belgii. Teresa jednak wpada “z deszczu pod rynnę”. Mieszka tu od 20 lat, jest poniżana. Pytanie: dlaczego się temu poddaje, dlaczego w tym tkwi? Tajemnica ujawnia się na końcu. Wraz z reżyserką i partnerkami pogłębiłam bardzo tę postać, by była jeszcze bardziej dotkliwa. Wydawałoby się, że człowiek nie może pewnych rzeczy znieść, a ona idzie dalej. Uważam, że “Emigrantki” to bardzo ciekawa i mocna rzecz. Szczególnie teraz, gdy mówimy o miejscu i sile kobiet, nasze “Emigrantki” są ważnym głosem w tej dyskusji.
Małgorzata Brajner gra Zosię: - Zośka jest ze wsi, pochodzi z rodziny wielodzietnej, musiała sobie radzić w życiu i ma takie atrybuty, które niesie twarde wychowanie. Ale najfajniejsze jest dotknięcie dramatu i poczucie emocji, które mogą generować się w tej kobiecie. Ona wyjeżdża z kraju ze względu na fatalną sytuację ekonomiczną. Zostawia piątkę dzieci, najmłodsza córka ma wtedy 10 miesięcy. Ma świadomość, że koszty tej decyzji będą dla dzieci ogromne i nie potrafi się łatwo rozgrzeszyć. Wysyła te buty, ciuchy, ale mówi: “dobra matka powinna być w domu”. To dla niej bardzo trudne. Myślała, że wyjeżdża na rok, została 13 i nie ma widoków na powrót.
Czy to jest świat bez mężczyzn?
- Oni są, ale tacy... nienajlepsi - uśmiecha się Brajner. - Mąż mojej postaci pije, nie może na niego liczyć, a w Brukseli jej relacje z mężczyznami okażą się też bolesne. Dla Zosi, która przyjechała do Belgii bez języka i pieniędzy, a religijność wyniosła z domu, ważnym mężczyzną tutaj stanie się ksiądz Zbigniew i społeczność przykościelna, z czego szydzi jej współlokatorka Teresa (grana przez Kasię Figurę). Ale Zosi wiara daje siłę, pomaga przetrwać.
Piekło męskiej przyjaźni w Teatrze Wybrzeże. Premiera “Sztuki” Yasminy Rezy
Spektakl “Emigrantki” jest już drugą w krótkim czasie premierą, którą po kilkumiesięcznym lockdownie, proponuje widzom zespół Teatru Wybrzeże. Tydzień temu obejrzeliśmy “Sztukę” Yasminy Rezy w reż. Adama Orzechowskiego. Po aktorskim koncercie Cezarego Rybińskiego, Roberta Ninkiewicza i Piotra Łukawskiego, na scenie Starej Apteki pojawią się teraz trzy kobiece osobowości. Aktorki przyznają, że nie mogą doczekać się spotkania z publicznością, ale powrót po tak długim zamknięciu, nie jest łatwy.
- Najtrudniejsza była do opanowania ta galopująca wyobraźnia: jak to będzie? - uśmiecha się Małgorzata Brajner. - Spektakl został domknięty technologicznie i technicznie, miał nawet wewnętrzną premierę w grudniu przy zamkniętych drzwiach, więc nie miałam lęku o to, czy pamiętam tekst. Chodziło raczej o emocjonalną gotowość do konfrontacji. Pojawiły się wątpliwości, czy po takim czasie nie wystygłyśmy w temacie, w emocjach, bo ich nie można “odgrzać” w sobie. Trzeba je uruchomić na nowo, żeby zadziałały prawdziwie, więc tak - to jest trudne, ale ja już nie mogę się doczekać, kiedy przyjdą ludzie.
- Dotykają nas uczucia ambiwalentne - przyznaje też Katarzyna Figura i tłumaczy: - W Teatrze Wybrzeże pracujemy bardzo intensywnie. Porównuję wręcz nas aktorów do sportowców. Teatr jest dla nas nieustannym treningiem. Dotyczy to pracy wyobraźni, ale również ciała, wymowy, dykcji. Musiałam znaleźć inne metody, aby utrzymać się w aktorskiej kondycji. W ubiegłym roku kiedy było mniej pracy w teatrze, wzięłam udział w kilku filmach, ale nie ukrywam - musiałam też bardziej wrócić do wnętrza. Do książek, których nie miałam czasu przeczytać wcześniej, do praktyki medytacji, do kontemplacji. Bardzo sobie to cenię i każdego ranka tłumaczę sobie, że trzeba się przystosować, być elastycznym i wyciągać z każdej sytuacji największą wartość.
Prapremiera EMIGRANTEK Radosława Paczochy w reżyserii Elżbiety Depty odbędzie się w najbliższą sobotę, 20 lutego 2021 r., o godzinie 19, w Starej Aptece - scenie Teatru Wybrzeże.
Radosław Paczocha
EMIGRANTKI
Reżyseria: Elżbieta Depta
Scenografia: Agata Andrusyszyn-Chwastek
Światła: Magdalena Gajewska
Muzyka: Maciej Szymborski
Konsultacja choreograficzna: Nicola Egwuatu
Konsultacja wokalna: Anna Domżalska
Projekt plakatu: Monika Starowicz
W spektaklu występują: Małgorzata Brajner (Zosia), Katarzyna Figura (Teresa) i Justyna Bartoszewicz (Monika).
Prapremiera: 20 lutego w Starej Aptece.
Pokaz przedpremierowy: 19 lutego.
Kolejne spektakle: 21, 23, 24 i 25 lutego.
Czas: 1 godzina 30 minut (bez przerw).