Powrót do domu po 4 latach
12 grudnia 1981 roku w Stoczni Gdańskiej obradowała Komisja Krajowa „Solidarności”. W kraju napięcie rosło. Konflikt między władzą komunistyczną, a demokratycznym ruchem „Solidarności” był nieunikniony. Generał Wojciech Jaruzelski przygotowywał już od wielu miesięcy stan wojenny. Bogdan Borusewicz pamięta dokładnie, co robił w tamtym czasie. Zdążył się ukryć dzień przed wprowadzeniem stanu wojennego, uciekając z mieszkania po piorunochronie.
- Mieszkałem w Sopocie na ulicy 23 marca, pod samym lasem i ten las dawał mi schronienie. Wtedy też. Sąsiadki czekały na mnie na dole, ale widziałem oczywiście wcześniej, że coś się dzieje. Także podchodziłem bardzo ostrożnie, ale w zasadzie one wciągnęły mnie do domu, mówiąc, że mnie ukryją. Zdecydowałem się wejść, a potem kombinowałam jak tu wyjść, bo nie chciałem siedzieć w zamknięciu. Obawiałem się, że dom będzie pilnowany, że będę miał trudności z wyjściem, że zostanie przeszukany cały dom, nie tylko moje mieszkanie. I udało mi się wyjść. W tym czasie, nieco wcześniej przyszła moja dziewczyna Alina Pienkowska, żeby mnie ostrzec, z Komisji Krajowej przyjechała, ze stoczni. No i sama wpadła tam już w "kocioł", bo bezpieka była i czekała na mnie. Zaczął się długi okres ukrywania się i działania w podziemiu. To były ponad cztery lata. Wtedy rankiem 12 grudnia wyszedłem z domu i wróciłem dopiero po ponad czterech latach, czyli we wrześniu 1986 r. - wspomina gość programu.
Strajk w stoczni
Po rozbiciu przez milicję i wojsko krótkiego strajku w Stoczni Gdańskiej, który wybuchł 14 grudnia w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, Bogdan Borusewicz przedostał się do spacyfikowanego zakładu. Tam wciąż było około 200 osób. Na nowo zorganizował strajk. W każdej chwili spodziewano się jednak ataku. Pierwszy nastąpił nie od strony miasta, czyli Bramy nr 2, ale z innej strony.
- Czołgi włamały się wcześniej, od zupełnie pustej Stoczni Północnej. Pobiegłem tam z grupą kolegów, zorganizowałem ad hoc taką 30 osobową grupę. To jest kawałek drogi, tam jest parę kilometrów. Faktycznie były trzy czołgi. Jeden już przejechał bramę, włamał się, czy też brama została otwarta, z tyłu widać było drugi, a trzeci grzał silnik. Starałem się rozmawiać z tymi czołgistami, którzy wyglądali przez właz czołgowy i byli przerażeni. Zza czołgu wyszedł porucznik, ich dowódca. Zapytałem go, czy będziesz strzelać? On powiedział: „Tak, będę strzelał". To była krótka rozmowa. Odpowiedziałem mu: "Jak to? My jesteśmy bezbronni". On na to: "Tak? Bez broni?" i pokazał na metalowe pręty, które mieliśmy w ręku.
Przy takim dictum, nie było o czym rozmawiać, więc mu tylko odpowiedziałem, żeby nie wjeżdżał czołgami, bo rozkładamy butle acetylenowe i wyleci w powietrze. Oczywiście tylko go nastraszyłem, bo żadnych butli acetylenowych nie rozkładaliśmy, ale czołgi nie wjechały, weszło tylko ZOMO – relacjonuje Bogdan Borusewicz.
Zawodowy rewolucjonista
Bogdan Borusewicz w podziemiu tworzył i kierował strukturami gdańskiej opozycji. Organizował drukarnie i protesty społeczne. Wraz z upływem czasu Służba Bezpieczeństwa aresztowała kolejnych jego współpracowników.
- Byłem zawodowym rewolucjonistą – mówi o sobie wicemarszałek Senatu. - Wiedziałem już po roku, że walka będzie dość długa, ale uznałem, że jeżeli wziąłem na siebie taki obowiązek, to będę walczył do końca, dopóki mnie nie złapią i nie aresztują. Taki miałem obowiązek także w stosunku do innych. Inni tego ode mnie oczekiwali. Jak się ukrywałem, to mówili mi: "Nie masz jedzenia, damy ci jedzenie. Spodnie ci spadają, damy ci spodnie, buty się zniszczyły, damy nowe buty, tylko dalej działaj", więc dopóki miałem takie wsparcie, dopóty działałem. Oczywiście takie działanie może być efektywne tylko wtedy, kiedy ma się społeczeństwo za sobą, a społeczeństwo mimo, że było coraz bardziej zmęczone, mimo, że represje były coraz szersze i dotkliwsze, chciało, żebym działał, organizował i sprzeciwiał się temu, co w Polsce się stało.
Okrągły Stół
Nasz gość przyznaje, że nie był zwolennikiem obrad Okrągłego Stołu. Odmówił udziału w negocjacjach. Uważał, że „Solidarność” w 1988 r. była zbyt słaba. Pokazał to ograniczony zasięg strajków z maja i sierpnia. Jednak po czasie zmienił zdanie na temat Okrągłego Stołu.
- Oceniam go jako ważny element i jako nasze zwycięstwo, bo jednak Polska przeszła na drogę demokratyzacji, po prostu jesteśmy zupełnie w innym miejscu. Jesteśmy innym krajem, więc po kilku latach oceniałem to pozytywnie. Inaczej niż niektórzy, którzy brali udział w Okrągłym Stole, a teraz mówią, że to „zdrada Okrągłego Stołu”, sądząc, że ludzie nie pamiętają, że brali udział w tym Okrągłym Stole i także jeszcze Magdalence, bo Magdalenka była główną rzeczą. Wałęsa akurat mnie na Magdalenkę nie zaprosił, bo uważał, że chyba jestem za bardzo radykalny, ale miałem informację od Lecha Kaczyńskiego, który brał udział w Magdalence i który informował mnie dokładnie, co tam się działo – mówi Bogdan Borusewicz.
Tożsamość gdańszczan
Gość programu nie ukrywa, że nie lubi celebrowania klęsk i tragedii. Uważa jednak, że sukces Sierpnia' 80 zbudował tożsamość gdańszczan, którzy po wojnie osiedlili się tu, przybywając z różnych stron Polski.
- Sierpień'80 sprawił, że mieszkańcy Gdańska nabyli własną tożsamość – mówi Bogdan Borusewicz. - Grudzień'70 był klęską, to znaczy trzeba było pamiętać, ale pozytywnie trudno było do niego nawiązywać, podobnie wprowadzenie stanu wojennego. Wszyscy mówią "uroczystości na 40-lecie stanu wojennego", ale ja jestem jakoś niechętny do tego słowa „uroczystości”. To jednak była tragedia, atak na własne społeczeństwo, bo tak to trzeba zrekapitulować. A Sierpień był olbrzymim zwycięstwem, olbrzymim ruchem i w Sierpniu my tutaj, mieszkańcy Gdańska nabyliśmy własną tożsamość. Moja rodzina była z Wilna i mama mówiła, że najbardziej miękki piaseczek jest w Wilii. Jak mówiłem: "Mamo, w morzu jest miękki piasek", odpowiadała: "Nie, nie, nie. Dopiero w Wilii naprawdę zobaczysz, jaki tam jest miękki piasek". Ci ludzie, którzy przyjechali tutaj, byli związani i odnosili się do swoich miejsc urodzenia i wychowania. Po Sierpniu widziałem, jak to się zmienia, dlatego, że po czuliśmy się dumni.
Zobacz całą rozmowę