Monika Chabior pracę na stanowisku zastępcy prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz rozpoczęła 1 grudnia 2020 roku, zastąpiła Piotra Kowalczuka, który po sześciu latach zrezygnował z pełnienia tej funkcji.
Izabela Biała: Lista Pani doświadczeń zawodowych imponuje: wolontariat w Amnesty International; projekty społeczne w Londynie; wielki i mały sport, czyli Euro 2012 i orliki; rozwój sieci domów sąsiedzkich w Gdańsku, dział Projektów Obywatelskich w Europejskim Centrum Solidarności, rewitalizacja społeczna w Pucku… Jak łączą się te doświadczenia w nowej roli zastępcy prezydent Gdańska ds. edukacji i usług społecznych?
Monika Chabior: - Łączą się nieźle, bo rozumiem, co do mnie ludzie mówią (śmiech). Moim zadaniem jest zarządzanie strategiczne, w którym łączenie wątków i przekrojowe spojrzenie jest kluczowe. Myślę, że różnorodność moich doświadczeń będzie mi na tym stanowisku bardzo pomocna i pozwala mi dość łatwo przechodzić z tematu na temat. Działałam w różnych rolach i znam wynikające z nich ograniczenia: byłam wolontariuszką “kserującą”, organizującą i szkolącą; pisałam projekty, zdobywałam fundusze na ich realizację i rozliczałam je; zajmowałam się diagnozowaniem potrzeb.
Nie byłam urzędniczką przez całe życie, ale pracowałam dla urzędów, realizowałam projekty ze środków publicznych, znam więc także zasady zarządzania publicznymi pieniędzmi.
A gdyby wymienić tylko trzy najważniejsze doświadczenia, które ukształtowały zawodowo Monikę Chabior?
- Na pewno ważna była praca przy Euro 2012 w spółce PL.2012 i w Fundacji Rozwoju Kultury Fizycznej (m.in. program Nasz Orlik - red.), która jest fundacją skarbu państwa. To było cenne dla mnie doświadczenie z punktu widzenia zarządzania dużymi projektami i relacji z różnymi interesariuszami, także ze światem polityki.
Kiedy pracuje się w organizacji pozarządowej, aspekt świata polityki nie jest taki istotny. Natomiast zarówno przy Euro jak i przy “Orlikach” bardzo blisko współpracowałam z Ministerstwem Sportu i Turystyki i z podkomisjami sejmowymi. Trening relacji z osobami zajmującymi się polityką i łączenie ich świata ze światem społecznym, który jest moim żywiołem, był dla mnie bardzo ważny. Musiałam dbać o przekaz informacji zrozumiały dla obu stron; tłumaczyć posłom, czy ministrom, czego oczekują społecznicy i odwrotnie - przedstawiać uwarunkowania, na które organizacje pozarządowe muszą zwracać uwagę.
Uznajmy to za jedno doświadczenie. A kolejne z najbardziej wartościowych?
- Wcześniejsza praca w Discovery Children's Centre w Londynie, dokąd wyjechałam w 2004 roku, na krótko przed naszym wejściem do Unii Europejskiej. Trafiłam do Wielkiej Brytanii rządzonej przez laburzystów i Tony`ego Blair`a. Ten kraj zburzył w mojej głowie wiele rzeczy, które należało kulturowo zburzyć, przede wszystkim hierarchiczność, którą wszyscy odziedziczyliśmy po czasach komuny w Polsce. W Londynie zobaczyłam, że relacje mogą być partnerskie, płaskie, międzysektorowe, że można zakasać rękawy i bez względu na swoją funkcję rozmawiać z ludźmi, że każdy ma wiedzę i że nie musimy zachowywać się w jakiś nadęty sposób, by ją zdobyć. Wystarczy dialogować.
Tam też wykluł się we mnie socjolog (ukończyłam socjologię na Uniwersytecie Gdańskim, ale nauczyłam się jej Londynie) i poznałam dwa najważniejsze pojęcia, które później zrobiły w Polsce karierę, a wtedy nie były stosowane. Pierwsze to włączenie społeczne (social inclusion), drugie to spójność społeczna (social cohesion).
Doświadczenie Discovery pokazało mi także, że pracować z ludźmi trzeba całym sobą. Działałam w wielokulturowej dzielnicy, w której mówi się ponoć 150 językami. Pracowałam z dziećmi, nie wszystkie znały angielski, część z nich miała niepełnosprawności, często głębokie. I z każdym musiałam znaleźć wspólny język. To było super ważne doświadczenie - takiego innowacyjnego tygla.
Praca przy tworzeniu domów sąsiedzkich w Gdańsku (Gdańska Sieć Partnerstw Lokalnych, projekt URBACT Change!) też była dla mnie bardzo ważna.
Dlaczego?
- Przed powrotem do Polski nie zajmowałam się lokalnością jako taką, a przecież (co potwierdzają badania), każdy z nas ma w sobie tęsknotę za społecznością lokalną, choć w miastach ludzie często równolegle chcą być anonimowi. Balansowanie między tymi sprzecznymi potrzebami, częściej jest wyzwaniem pracy sieciowej w dzielnicach, osiedlach i sąsiedztwach, by lokalna społeczność się rozwinęła (dziś w Gdańsku funkcjonują 22 domy i kluby sąsiedzkie - red.), to było niezwykle istotne doświadczenie.
Mam wrażenie, że najmniej miała Pani dotąd wspólnego z edukacją...
- Zainteresowanie szkolnictwem pojawiło się na początku kariery zawodowej. Byłam szkolną buntowniczką i zastanawiałam się, czy szkoła “chodzi” tak jak powinna. W Amnesty International odnalazłam powiązany temat - prawa ucznia. Jako wolontariuszka prowadziłam szkolenia dla nauczycieli i uczniów, dotyczyły ich wzajemnych relacji i właśnie praw ucznia. Proszę uwierzyć, że ten temat był wówczas mało znany. Działaliśmy nie tylko w Gdańsku, jeździliśmy po całej Polsce. A później weszłam w edukację bardziej socjologicznie i zrobiłam badanie dotyczące konfliktu roli społecznej nauczyciela. Konflikt roli społecznej to zagadnienie, które mówi o tym, że każda rola społeczna wiąże się z różnymi oczekiwaniami. W przypadku nauczyciela - inne oczekiwania mają uczniowie i uczennice, inne - dyrekcja, rodzice, czy wreszcie - sami nauczyciele. Z tych różnic oczekiwań wynika konflikt, który jest źródłem napięcia w pracy nauczyciela i może prowadzić do wypalenia. To badanie bardzo dużo mi dało.
W londyńskim Discovery z kolei prowadziliśmy szkolenia dla nauczycieli na temat edukacji włączającej. Mam więc różne szkolne doświadczenia, ale zarządzanie edukacją to zarządzanie procesem, który jest ograniczony przez zmieniające się regulacje prawne, dlatego szczególnie liczę na współpracę z pracownikami Wydziału Rozwoju Społecznego.
W przededniu mikołajek dowiedzieliśmy się, że Gdańsk został Europejską Stolicą Wolontariatu 2022. To oczywiście splendor dla Miasta i powód do radości, ale co znaczy to wyróżnienie dla przyszłości wolontariatu w naszym mieście?
- Zacznę od definicji słowa Miasto, bo “Miasto dostało nagrodę” w tym przypadku oznacza, że wyróżniono wspólnotę mieszkańców i to jest bardzo ważne, że to nie uznanie dla urzędu lecz dla nas wszystkich.
Kandydowały cztery miasta, a jury postanowiło nagrodzić nasze podejście, naszą współpracę. Uważam, że “supermocą” Gdańska jest dobra organizacja wolontariatu.
W naszym mieście nie tylko cieszymy się, że ktoś jest dobry i chce pomóc, ale potrafimy też zrozumieć, że pomaganie innym wiąże się z pewnym wewnętrznym procesem: “chcę coś zrobić, mam do tego motywację, która później może trochę opaść, potem ktoś mi dziękuje - mam jej wtedy znów więcej, albo przybywa jej, gdy ktoś jeszcze bardziej mnie potrzebuje”.
Dzięki Regionalnemu Centrum Wolontariatu potrafimy zrozumieć tę dynamikę i zrobić tak, by ludzie dobrze się czuli w tym procesie i chcieli w nim wytrwać. Mamy w Gdańsku bardzo wiele osób, które od wielu lat są wolontariuszami, stanowią stałe środowisko, które spotykamy w różnych miejscach.
To wszystko właśnie doceniono - ale co wydarzy się w Gdańsku - stolicy wolontariatu - w 2022 roku?
- To zależy od nas. Może chcemy zwiększyć zaangażowanie wolontariuszy w sektorze socjalnym? A może zwiększyć wolontariat grupowy, czy sąsiedzki? Liczę na to, że w pierwszych miesiącach przyszłego roku odbywać się będą międzysektorowe spotkania, podczas których ustalimy sobie priorytety, a w drugiej połowie roku już zaczniemy organizować to, co wydarzy się w 2022 roku - “coś”, dzięki czemu wzmocnimy siebie, ale także zainspirujemy innych. W wielu miejscach w Polsce czerpią z nas inspirację, ale chciałabym, żeby inni byli w stanie pewne rzeczy łatwo wdrożyć, żebyśmy jako stolica wolontariatu pokazali, w jaki sposób inne samorządy w partnerstwie z organizacjami pozarządowymi, na bazie zaufania, mogą u siebie rozwijać wolontariat.
Brała Pani udział w pracach nad stworzeniem Modelu Integracji Imigrantów i Imigrantek, zna więc Pani ten dokument od “zarania”. Trwa również wdrażanie Modelu Równego Traktowania. Jak widzi Pani ich przyszłość? Jakie przeszkody stoją na drodze przekształcenia planów w nich zapisany w rzeczywistość?
- Tak, oba modele są już wdrażane, oczywiście każdy w innym zakresie. Pierwszy był Model Integracji Imigrantów, więc prace przy nim są bardziej zaawansowane. Ma on mniejszy zakres, niż Model Równego Traktowania, ponieważ dotyczy mniejszej liczby osób, a wyzwania są łatwiejsze do doprecyzowania. W zakresie Modelu na Rzecz Równego Traktowania priorytetem na pierwszy okres wdrażana była i jest edukacja, uświadamianie wyzwań i zrozumienie sytuacji osób, którymi zajmuje się model. Jeśli wszystkie będą dobrze działać, będziemy mogli szybko odpowiadać na pojawiające się wyzwania.
Jakie?
- Podam dwa aktualne przykłady. Do Gdańska już teraz napływają Białorusini, którzy potrzebują wsparcia uciekając przed sytuacją polityczną w swojej ojczyźnie. Odbywają się spotkania w urzędzie na ten temat i jesteśmy w stanie przygotować plan wsparcia dla tych rodzin na bazie tego, co już mamy w Gdańsku wypracowane. Czasem mamy braki, na przykład kadrowe dotyczące nauki języka polskiego dla obcokrajowców, ale to sformułowanie wsparcia dla konkretnej grupy białoruskiej jest i tak o wiele prostsze, niż wymyślanie całego modelu. W przyszłym miesiącu będziemy mogli już coś konkretnego ogłosić - dobrze działająca polityka właśnie w ten sposób się objawia.
Drugi przykład to pracownicy rekrutowani z zagranicy do naszego miasta przez prywatne firmy. Taki pracownik to zupełnie inny typ osoby potrzebującej, nie wymaga wsparcia socjalnego, ale bez wątpienia w ramach Modelu możemy stworzyć dobry klimat dla rozwoju biznesu dzięki temu, że podzielimy się naszymi doświadczeniami we wspieraniu nowych mieszkańców i ich rodzin, co będzie mogła wdrożyć firma - choćby we współpracy ze szkołami.
A Model Równego Traktowania?
- To bardzo skomplikowana i ambitna polityka, która wymaga patrzenia na kolejne rekomendacje, łączenia ich (agregowania) i sprawdzania, w jaki sposób możemy rozwiązać całe zespoły wyzwań (rekomendacji) dla tego Modelu. Przykładem jest nasza praca nad Centrum Edukacji Włączającej, które mamy nadzieję, będzie odpowiedzią na wiele różnych rekomendacji związanych uczniami z niepełnosprawnościami i ich rodzinami. Równolegle wraz z partnerami społecznymi realizujemy kolejne rekomendacje. Jedną z nich jest utworzenie Centrum Informacji i Koordynacji w zakresie Dyskryminacji i Przemocy w ramach miejskiego systemu zarządzania interwencją kryzysową. Zapewnienie interwencji kryzysowej we wszystkie dni tygodnia, przez całą dobę, wobec wszystkich grup wskazanych w przesłankach Modelu – czyli Gdańskie Centrum Równego Traktowania.
Podczas czatu z mieszkańcami, w którym uczestniczyła Pani razem z prezydent Aleksandrą Dulkiewicz w pierwszym dniu swojej pracy w urzędzie, wspomniała Pani o swojej menadżerskiej pasji i dodała: “ Nie mogę się doczekać, gdy wszyscy zobaczą, że i dzięki mnie coś się tu dzieje”. Ale zaraz przypomniała Pani także, że wchodzi funkcjonujący od lat wielu lat zespół WRS...
- Nie weszłam w zespół mi nieznany. Mówię tu zarówno o pani prezydent i jej zastępcach, jaki o Wydziale Rozwoju Społecznego, bo z nim wcześniej współpracowałam. To nie jest tak, że zostałam dobrana jako ktoś, kto przyjdzie zrobić rewolucję. Przyszłam jako ktoś, kto był w już ‘w okolicy”, rozumie, jak to działa i generalnie się z tym zgadza.
Co do zasady, wchodzę z zaufaniem do zespołu. Rozumiem, że podejmowane w nim decyzje wynikają z analiz i z logiki, a ja chcę dobrze poznać ten mechanizm. Zarządzamy zarówno procesami, jak i projektami. Procesy się toczą, wynikają z regulacji prawnych i mają swój harmonogram, w który muszę się włączyć.
Naturalną cechą świata biurokracji jest tworzenie „silosów” i myślenie kategorią swojej części. Natomiast Wydział Rozwoju Społecznego powstał jako połączenie spraw społecznych, edukacyjnych i zdrowotnych, i został intencjonalnie skonstruowany właśnie tak, by te “silosy” przecinać. Moją rolą jest przekrojowe łączenie różnych wątków i tematów. Mieszkańcy z kolei nie chcą słyszeć o wielu różnych projektach, chcą wiedzieć konkretnie - co jest dla mnie możliwe: osoby starszej, rodzica, ucznia itd.
Pewne zadania muszą być szybko domknięte, bo wiem, że długo na nie czekamy i marzymy by zostały wdrożone, ale pewne przynosi nam rzeczywistość, jak np. hasło szkoła po pandemii i jak w ogóle odrobić jej skutki? Teraz trzeba się nad tym przekrojowym (bo dotyczącym także m.in. obszaru zdrowia psychicznego i obszaru czasu wolnego) tematem zastanowić. I tu widzę moją rolę jako osoby, która zaprosi do stołu odpowiednią grupę interesariuszy, którzy będą chcieli się nad tym zastanowić.
Póki co aktualne jest niestety jeszcze życie w pandemii. Co w związku z tym dzieje się, czy też wydarzy się jeszcze w podległych Pani obszarach?
- Pierwszym, niezwiązanym ze mną, zagadnieniem było dostarczenie sprzętu komputerowego ludziom, którzy tego potrzebują. Dość dobrze nam to poszło, także dzięki temu, że mieliśmy wcześniej dobrze wyposażone sale informatyczne w szkołach.
Muszę przyznać, że rzeczą na którą zwróciłam uwagę od razu, była pewna nierówność w dostępie do zajęć pozalekcyjnych. Pozostały dostępne w szkołach, natomiast zamknięte zostały (na podstawie ustawy) placówki wsparcia dziennego dla dzieci będących pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Szczęśliwie udało się od 1 grudnia, dzięki Gdańskiemu Zespołowi Schronisk i Sportu Szkolnego, uruchomić zajęcia pozalekcyjne także dla tej grupy. Bardzo się martwiłam tą sytuacją, ponieważ dzieciom potrzebny jest rozwój psychofizyczny. Uczeń siedzący dziesięć godzin przy komputerze, bez sportu i kontaktu z rówieśnikami nie przyswaja wiedzy skutecznie, to niemożliwe.
Starsi uczniowie, po 16 roku życia, jakoś sobie jeszcze radzą, naturalnie szukają towarzystwa rówieśników i chodzą na spacery, widać ich na mieście. Natomiast te młodsze dzieci, zwłaszcza z rodzin w trudniejszej sytuacji, takiej możliwości nie mają.
Zaraz będzie długa przerwa świąteczna i zastanawiamy się, co dalej zrobić z tym tematem… Trzeba się też zająć dziećmi z doświadczeniem migracyjnym, dla nich integracja jest jeszcze trudniejsza, niż w normalnych okolicznościach. Zwłaszcza te dzieci, które przyjeżdżają teraz, nie mają na nią szansy.
Cieszę się, że działa Gdański Ośrodek Pomocy Psychologicznej dla Dzieci i Młodzieży i że jest też dostępne wsparcie online dla nauczycieli dotyczące dbania o siebie w sytuacji ciągłego podłączenia do internetu. Jestem bardzo zmartwiona obecną sytuacją w szkołach i mam nadzieję, że nauczyciele i uczniowie odpoczną choć trochę podczas ferii - ich kręgosłupy, wzrok i głowy.
A po feriach?
- Mamy plan, żeby na początku przyszłego roku zebrać dane od interesariuszy ze szkół i przedszkoli, włączając w to także rodziców i uczniów, i zorganizować w marcu konferencję “Szkoła po pandemii”. Mówimy ciągle o podłączeniu do komputera z jednoczesnym odłączeniem od ludzi, kosztach zdrowotnych i psychologicznych pandemii, ale również pewnych rzeczy nauczyliśmy się w tym czasie. Warto się temu przyjrzeć, zastanowić się, co z nami zostanie.
Od początku podkreśla Pani, że priorytetową grupą są teraz seniorzy, że trzeba dbać o to, by nie pozostawali sami mimo izolacji. Jest akcja Gdańsk Pomaga, są działania MOPR, są inne, oddolne inicjatywy - czy rzeczywiście wszyscy gdańscy seniorzy potrzebujący pomocy, mogą na nią liczyć?
- Ja tego oczekuję i pewnie my wszyscy także. Gdańsk Pomaga to naprawdę dobrze pomyślana akcja, z którą z jednej strony można skontaktować się centralnie, a z drugiej strony jest rozproszona w dzielnicach, przez co pomoc szybko dociera poprzez wolontariuszy.
Dobrze byłoby, by wszyscy potrzebujący wsparcia, chcieli z niego korzystać. Pytanie, czy na pewno dobrze o tym informujemy, czy docieramy z ofertą pomocy wszędzie, gdzie jej potrzeba? Będziemy o tym rozmawiać.
Mamy też w Gdańsku długofalowy projekt teleopieki w dzielnicach. Niesie za sobą dobre doświadczenia, nie tylko dotyczące kryzysu zdrowotnego osoby starszej - zasłabnięcia czy spadku formy, ale też aktywnych działań ze strony opiekunów, którzy trzy razy w tygodniu dzwonią i pytają swoich podopiecznych, jak się czują.
Uważam, że jest bardzo dużo do zrobienia w obszarze wsparcia sąsiedzkiego seniorów i seniorek w dzielnicach zamieszkałych przez starsze osoby. Często są one swoimi najbliższymi sąsiadami, ale z jakiś powodów nie są w stanie kontaktować się ze sobą, MOPR już się temu przyglądał i ja również chciałabym się tym zająć.
Niezwykle istotne jest wsparcie opiekunów i opiekunek. W Gdańsku jest bardzo wiele osób, które pracują jako opiekunowie osób starszych, opiekują się nimi także członkowie rodzin. Trzeba uruchomić dla nich wsparcie społeczne i edukacyjne. Bardzo ważna jest też opieka psychogeriatryczna, mamy wiele tematów tabu dotyczących zdrowia psychicznego osób starszych i diagnostyki w tym obszarze.
Mam pewne plany, nie chcę ich jeszcze anonsować. Proszę dać mi trochę czasu - mam za sobą zaledwie osiem dni pracy.
Wracam na koniec do dnia, gdy ogłoszono Pani nominację na stanowisko zastępcy prezydent Gdańska. Mam wrażenie, że radość anonsowali szczególnie przedstawiciele trzeciego sektora, który od lat włącza się w Gdańsku w realizację zadań samorządowych. Czy teraz ngo`sy będą mogły liczyć na jeszcze większe zaangażowanie w realizację tych zadań?
- To normalne w polskim porządku prawnym, że samorządy zlecają swoje zadania organizacjom. To się toczy i będzie się toczyć nadal. Mamy w Gdańsku różne organizacje i nie wszystkie chcą realizować zadania dla gminy. Inne tworzą społeczeństwo obywatelskie dlatego, że chcą się ze sobą spotykać, robić rzeczy dla nich wspólnie przyjemne. To też jest bardzo ważny “klej społeczny”. Jeszcze inne zajmują się refleksją nad stanem społeczeństwa i oczekują dialogu.
Będziemy rozwijać to, co w Gdańsku robimy już teraz, bo zasady są dobre. Myślę, że tym czego oczekują ode mnie również organizacje pozarządowe, jest “ujawnienie” mojej czujności, sposobu komunikowania się i wsłuchiwania się w innych. I do tej współpracy partnerskiej się zobowiązuję. Rozumiem konflikty społeczne, ale zawsze dążę do dialogu i harmonizowania. Myślę, że ten sposób komunikacji, który ma na celu pokazywanie różnych perspektyw i wspólne poszukiwanie rozwiązań, to właśnie mój styl.