Centrum Testowe COVID-19 drive-thru przy Stadionie Energa Gdańsk już działa
Zakres świadczeń stomatologicznych realizowanych w gabinecie w ramach ogólnej opieki podstawowej, chirurgii stomatologicznej, stomatologii dziecięcej i stomatologii zachowawczej powinien być ograniczony do wykonywania procedur niezbędnych w przypadku wykonywania pilnej interwencji, tj. występowania bólu, procesów zapalnych i ropnych, urazów, torbieli oraz stanów z wysokim ryzykiem wystąpienia powikłań u pacjentów.
Z zacytowanego powyżej fragmentu rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia (z dnia 23 marca 2020 roku) wynika, że wizyty dentystyczne są dostępne wyłącznie dla pacjentów, którzy potrzebują pilnej pomocy lekarskiej. Taką pomoc oferuje m.in. lekarz stomatolog Beata Pasoń, która od 10 lat prowadzi w Gdańsku prywatną praktykę dentystyczną. W związku z epidemią gabinet lekarki był zamknięty między 16 a 29 marca. W poniedziałek, 30 marca, dr Pasoń przyjęła pierwszego “pacjenta bólowego.” Mogła to zrobić, ponieważ odpowiednio się do tego przygotowała.
- Decyzja o tym, czy lekarz będzie pracował w czasie koronawirusa, zależy wyłącznie od niego. Zdarza się, że pacjenci do mnie dzwonią i się krępują, bo nie wiedzą, czy zadzwonić powinni - wyjaśnia lekarka. - Do swojego dentysty w kryzysowej sytuacji zadzwonić trzeba. Jeśli nie pracuje, odeśle do kogoś innego. Musimy pomagać drugiemu człowiekowi, gdy odczuwa ból. Ja nie umiem odmówić pacjentowi, którego leczę od lat, a większość moich pacjentów, to właśnie takie osoby. Jednak część lekarzy to osoby starsze, część nie zdążyła zdobyć odpowiednich środków ochrony osobistej. Ja zadziałałam bardzo szybko, zamówiłam kombinezony wcześniej, bo takie wytyczne były we Włoszech czy Chinach. Natomiast teraz, zamówienie kombinezonu graniczy z cudem.
Przed epidemią dr Pasoń odbierała od swoich pacjentów od kilku do kilkunastu telefonów dziennie. Teraz telefon dzwoni w ciągu dnia raz albo wcale. Stomatolożka pracowała do tej pory z asystentką. Obecność w gabinecie drugiej osoby jest nieoceniona, ale w czasie epidemii, dentystka pracuje sama, bo tak jest bezpieczniej.
- Czasami jest tak, że mam pięciu pacjentów dziennie, innego dnia jest jeden pacjent i też go przyjmę. Są też dni, że nie pracuję wcale, ale żadnemu mojemu pacjentowi, który jest w potrzebie, nie odmawiam. Nie zdarzyło mi się, żeby któryś z pacjentów zadzwonił i chciał się umówić na przykład na przegląd. Pacjenci najpierw próbują rozwiązać problem środkami przeciwbólowymi, a jeśli sobie nie radzą, przychodzą na wizytę.
Nowa rzeczywistość, nowe zasady
Wizyta u dentysty w dobie koronawirusa odbywa się na bardzo restrykcyjnych zasadach. Zanim pacjent wejdzie do gabinetu musi odkazić ręce i pozwolić na zmierzenie sobie temperatury. Dentystka również sprawdza swoją temperaturę zanim wyjdzie z domu do pracy.
Następnie pacjent okazuje dowód osobisty i wypełnia oświadczenie o stanie zdrowia, czyli deklaruje brak niepokojących objawów, takich jak: gorączka, kaszel, katar, duszności, trudności w oddychaniu i ból gardła. Potwierdza też brak kontaktu z osobą/osobami zakażonymi COVID-19. Wszystkie podane informacje pacjent sygnuje swoim nazwiskiem.
Po wykonaniu tych czynności lekarz stomatolog może zaprosić pacjenta na fotel, ale pod warunkiem, że sam ubrany jest w kombinezon lub chirurgiczny fartuch z czepkiem.
- Zamówiłam sto kombinezonów, co wystarczy na stu pacjentów. W zestaw ochrony osobistej wchodzi nie tylko kombinezon, ale też ochraniacze na buty, maska FFP2, maseczka chirurgiczna, gogle, przyłbica i w moim przypadku, bo tak czuję się bezpieczniej, dwie pary rękawiczek - dodaje Beata Pasoń.
Jak mówi lekarka, kombinezony, które zamówiła są w rozmiarze XL, dlatego nie ograniczają ruchów, ale jest w nich gorąco. Na początku ubieranie nie było łatwe, ale praktyka czyni mistrza, dlatego dzisiaj dr Pasoń kombinezon ochronny zakłada szybko i bez problemu.
Po zakończonej pracy i wyjściu pacjenta, lekarka kombinezon musi ostrożnie zdjąć, wywijając go na lewą stronę, aby maksymalnie ograniczyć rozprzestrzenianie się bakterii. Następnie zakłada jednorazowy fartuch, w którym dezynfekuje wszystkie pomieszczenia.
- Na jednego pacjenta przeznaczam teraz godzinę i kwadrans. Pacjent siedzi na fotelu średnio 30 minut, by jednak móc przyjąć kolejnego, muszę odkazić wszystko: podłogę, poczekalnię, toaletę - mówi Beata Pasoń.
Ceny rosną
Za wizytę w gabinecie dentystycznym, w czasie epidemii, zapłacimy więcej. Ma to związek z koniecznością zakupu przez lekarza niezbędnych środków ochrony osobistej, w tym nie tylko kombinezonu, ale też masek czy środków odkażających. W przypadku praktyki pani Beaty, pacjenci muszą się liczyć z wydatkiem o 80 złotych większym, niż przed epidemią.
- Wzrost cen spowodowany jest tym, że ceny materiałów wzrosły wielokrotnie. Niektóre rzeczy poszły do góry o siedemset, osiemset procent. Są to na przykład środki do dezynfekcji, ale też rękawiczki czy maseczki. Każdy gabinet sam wylicza, jakie poniósł dodatkowe koszty, bo w różnych okresach, te ceny były inne. Trzeba pamiętać, że materiałów o których mowa, zawsze w gabinecie szło bardzo dużo. To nie jest tak, że nagle zaczęliśmy dezynfekować. Robiliśmy to wcześniej, ale materiały były dużo tańsze. Powierzchnie typu podłoga, meble, parapety, dezynfekowało się nie częściej niż raz dziennie, a teraz należy to robić po każdym pacjencie.
Beata Pasoń choć znowu chodzi do pracy, jest pełna obaw. Dotyczą one nie tylko zdrowia.
- Z racji naszego zawodu i tego, że mamy bliski kontakt z pacjentem, zawsze mieliśmy do czynienia z wirusami HCV [od red.: wirus zapalenia wątroby typu C], HIV czy grypy. Jeżeli bym bardzo się bała, to nie mogłabym nigdy pracować w tym zawodzie. Zawsze z tyłu głowy jest lęk, ale staram się chronić i robić swoje. Martwię się, bo nie wiem, czy uda się utrzymać gabinet. Czekamy na lepsze czasy.
Ponad 70 tysięcy maseczek trafiło do szpitali i placówek opiekuńczych. Uszyli je wolontariusze