Czy coś zapowiadało tak dobry efekt końcowy? Niekoniecznie. Wprawdzie samo dzieło należy do zjawiska zwanego evergreenem - napisana w 1816 roku przez Gioacchino Rossiniego opera jest uznawana za jedną z najwybitniejszych i do dziś najczęściej wystawianych na świecie - lecz nie gwarantuje to automatycznie sukcesu. Wręcz przeciwnie: znany i popularny utwór oznacza piekło porównań, bo tyle wspaniałych inscenizacji, tyle wybitnych kreacji muzycznych już za nami. Wypaść można blado, ale premiera w Operze Bałtyckiej była naprawdę udana.
To przede wszystkim zasługa pewnie poprowadzonej orkiestry przez maestro José Maria Florêncio, który narzucił dobre, szybkie tempo udowadniając, jak bardzo energetyczne może być to dzieło. Interesujące w spektaklu są też rozwiązania reżyserskie.
Jako libretto do “Cyrulika sewilskiego” Rossini wykorzystał, popularną ówcześnie, sztukę teatralną Pierre'a Beaumarchais’a z 1775 roku pod tym samym tytułem. “Cyrulik” to opera buffa czerpiąca z tradycji commedia dell’arte, więc postaci reprezentują schematyczne komiczne typy. Reżyser Paweł Szkotak, by nas nie znużyć, postanowił zamienić XVIII koncept na współczesne realia i głównym bohaterom przypisał nowe osobowości, a ciekawa scenografia i kostiumy Anny Chadaj uzupełniły takie odczytanie. Poza tymi zmianami, reżyser pozostał wierny oryginałowi i nie zastosował żadnych skrótów - ani w treści, ani w partyturze.
Miejsce akcji przeniesiono z XVIII-wiecznej Sewilli do amerykańskiego stanu Nowy Meksyk, a właścicielem posiadłości otoczonej wysokim murem nie jest stary doktor Bartolo, który chce poślubić młodziutką Rozynę (Edyta Piasecka), swoją podopieczną, żeby zagarnąć jej ciało i majątek, lecz najpotężniejszy polityk świata - Donald Trump (Dariusz Machej). Krocząca przed nim sława seksisty i męskiego szowinisty nie pozostawia wątpliwości co do charakteru Bartolo. Pod oknem Rozyny nie cierpi z miłości arystokrata Almavivo (Dawid Kwieciński), a raczej bogaty biznesmen w stroju kowbojskim. Być może właściciel naftowych szybów?
Zamiast Figara - cyrulika, czyli fryzjera i poety mamy chłopaka w dresowych spodniach, koszuli od Versace i ze złotym łańcuchem na szyi (Łukasz Motkowicz) - to raczej obrotny narkotykowy dealer, który ma ochotę zarobić na zakochanym Almavivo. Tylko don Basilio, niedoszły świadek na ślubie Bartolo z Rozyną, pozostaje przekupnym nauczycielem muzyki (Piotr Nowacki).
Najtrudniej chyba przepisać było do współczesności postać Rozyny, bo pomimo zapewnień reżysera o niemalże feministycznej wymowie dzieła, emocjonalna panienka, która wprawdzie sprytnie wyprowadza w pole zaborczego Bartolo, ale daje się też omotać jego marnej intrydze, sama wpychając się w ręce starego zazdrośnika, nie przekonuje do swojej niezależności, lecz irytuje naiwnością.
Niezwykle sugestywną rolę wykreował w przedstawieniu Dariusz Machej w roli Bartolo. To nie tylko muzyczna perełka, ale też aktorski popis. Jest w prowadzeniu tej postaci wiele przerysowań i rubasznych żartów, ale Machej w brawurowy sposób - i głosem, i gestem - broni tej konwencji. Dobrze radzą sobie również z aktorskimi wyzwaniami pozostali soliści - przekonujący jest Łukasz Motkowicz i - porywająca głosowo - Edyta Piasecka. Po pierwszej arii zyskuje też na swobodzie Dawid Kwieciński. W ogóle spektakl zyskuje w miarę rozwoju akcji, jakby stremowani nieco na początku muzycy rozsmakowywali się w rolach w miarę upływu czasu.
Kilka rozwiązań reżyserskich zdecydowanie balansuje na granicy dobrego smaku. Scena z rozwieszaną męską bielizną, golenie nóg Rozyny, biegający w za krótkim szlafroczku Bartolo czy wystawione w oknach, na sprzedaż, jak w amsterdamskiej dzielnicy Czerwonych Latarni, dziewczyny z nocnego klubu budzą raczej uśmiech zażenowania, ale pamiętajmy, że to jednak jest opera buffo, a Trump nie słynie z subtelności.
Reżyser zdecydowanie chce nas olśnić - może nie pojawiają się tu konie, ale są mechaniczne - w pierwszych minutach dzieła wjeżdża na scenę prawdziwy stylowy cadillac.
Ale najważniejsza tego wieczoru jest przecież muzyka, a tej Rossini w żadnym razie nie skąpi, szczodrze dzieląc się z nami swoim talentem. Arie z “Cyrulika” to jedne z najpiękniejszych i najbardziej popularnych na świecie, szczególnie te z pierwszego aktu, jak choćby aria Rozyny "Una voce poco fa". Wspaniale wypada też finał pierwszego aktu, gdy chór i soliści wspólnie śpiewają kolejne powtórzenia - tworząc na zmianę zgiełk i uspokojenie.
Trzeba też wspomnieć o męskim chórze, który doskonale sprawdza się zarówno w partiach wokalnych (występ Mariachi na początku pierwszego aktu) i radzi sobie też w pantomimicznych zadaniach.
Zresztą, wiele z muzycznych tematów tej opery znamy doskonale, nawet jeśli nie wiemy skąd pochodzą. Dźwięki uwertury pojawiają się w reklamach, a aria “Largo al Facotum” od lat bawi nas w „Króliku Bugsie” czy w bajce „Tom i Jerry”.
Paweł Szkotak zapewniał przed premierą, że opera może być dla każdego: - Nie ma się co bać. To może być świetna rozrywka - przekonywał i moim zdaniem obietnicy dotrzymał.
Jeśli jeszcze nigdy nie byłeś czytelniku w operze, bo paraliżuje cię sama myśl o powadze tego miejsca, doborze eleganckiej garderoby i udźwignięciu solowych vibrato - zachęcam - spróbuj, ten spektakl jest dla ciebie.
Już od dawna etykieta nie wymaga od pań sylwestrowych kreacji, a od panów - smokingu (choć nie zabrania). Wystarczy coś klasycznego i dobry nastrój, a wspaniałe muzyczne zalety tego dzieła zdecydowanie wynagrodzą wszystkim niewygody uciskającej pod szyją muszki czy za wysokich pantofelków.
Premiera odbyła się 16 listopada 2018 roku. Kolejne spektakle - 24 i 25 listopada 2018. Ceny biletów: 50-90 zł.
Edyta Piasecka w parii Rozyny