Wróblewscy - zamknęli dom dziecka, otworzyli hotel społecznie odpowiedzialny [SYLWETKA]
Najmłodsze dziecko ma siedem lat, najstarsze dziewiętnaście. Jeszcze mieszkają w domu, który mieści się w dzielnicy Orunia - św. Wojciech - Lipce, ale niebawem czeka ich przeprowadzka na Siedlce. Z końcem czerwca br. przy ulicy Malczewskiego zamieszka 14 dzieci, podopiecznych Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej. GIFS prowadzi sześć Domów dla Dzieci, które z różnych powodów nie mogą wychowywać się w domach rodzinnych. Ten, który wybudowano na Siedlcach jest nie tylko najpiękniejszy, ale też najlepiej przystosowany do potrzeb młodych ludzi.
- Dzieci nie mogą się doczekać przeprowadzki, naciskały wiele razy, by tu przyjechać, zobaczyć, co się zmieniło. Zresztą są tu potrzebne, bo pracy jest jeszcze sporo - wyjaśnia Piotr Wróblewski, dyrektor Domów dla Dzieci prowadzonych przez Gdańską Fundację Innowacji Społecznej.
Choć duży, nadal będzie kameralny
Dom składa się z dwóch pięter i piwnicy. Na parterze mieści się kuchnia (na jej tyłach są dwie spiżarnie) połączona z salonem, gdzie czeka już kanapa i dwa stoły z krzesłami. Ta przestrzeń połączy funkcję jadalni z miejscem do wypoczynku - na jednej ze ścian niebawem zawiśnie telewizor. W drugiej części parteru jest też jednoosobowy pokój dostosowany do potrzeb niepełnosprawnego dziecka, łazienka i pralnia. Na tym samym poziomie znalazło się jeszcze przyjazne pomieszczenie, które zapewni intymność spotkań dziecka z odwiedzającym rodzicem. Nieopodal pokoju wizyt jest drugi, mniejszy salon z kanapą i krzesłami.
Na pierwszym i drugim piętrze zaprojektowano pokoje dla dzieci: sześć jednoosobowych i cztery dwuosobowe. Takiej wygody dzieci na Oruni nie miały - mieszkały w pokojach trzy- i czteroosobowych. Na każdym z dwóch pięter znajdują się po dwie łazienki i pokój wychowawcy. Na drugim piętrze jest jeszcze duża garderoba, gdzie przechowywana będzie m.in. zimowa odzież. W drugim skrzydle tego piętra znalazł się również pokój, który chyba najbardziej przypadnie do gustu młodzieży. To pokój gier, zabaw i relaksu.
Dom na Siedlcach powstał dzięki współpracy wielu ludzi i podmiotów. Działkę i środki na budowę przekazało Miasto Gdańsk. Warto wspomnieć, że dom wybudowano w ekologicznej i energooszczędnej technologii.
- Proces budowy od początku do końca trwał sześć miesięcy, natomiast dom budowano z drewnianych, gotowych modułów. Ich połączenie zajęło trzy dni - mówi Aleksandra Krzywosz, prezes Gdańskiej Infrastruktury Społecznej. - To drugi tego typu budynek, który w ostatnim czasie powstał w ramach naszych działań. Przy ulicy Cienistej zbudowaliśmy jeszcze Dom Integracyjno-Rodzinny, jesteśmy właśnie w trakcie jego przekazywania.
ZOBACZ FILM PREZENTUJĄCY NOWY DOM DLA DZIECI
Mury to nie wszystko, sercem domu jest jego wnętrze
Niezmiernie ważnym elementem tej inwestycji było nie tylko wniesienie budynku, ale także jego wyposażenie. Z pomocą przyszła firma Mewo ze Straszyna, która wielokrotnie wspierała już Gdańską Fundacją Innowacji Społecznej. Tym razem na umeblowania pokoi dla dzieci przekazali 15 tys. zł
Ogromne wsparcie okazali członkowie Lions Club Gdańsk - 1, który liczy aktualnie 23 mężczyzn.
- Lions to największa na świecie organizacja charytatywna, niepowiązana ze strukturami rządowymi. Liczy około półtora miliona członków w 207 krajach i zrzesza 640 tysięcy klubów na całym świecie. W Polsce nieco skromniej te liczby wyglądają, jest tylko 55 klubów, sześć w Trójmieście. Naczelną zasadą tej organizacji jest “we serve” czyli “służymy” - mówi Wiesław Gwóźdź, były prezydent Lions Club Gdańsk - 1.
Początki Lions Club Gdańsk - 1 sięgają 1989 roku i jest to drugi tego rodzaju klub, który powstał w Polsce (pierwszy był Poznań). Od kilku lat wspierają podopiecznych Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, m.in. poprzez fundowanie stypendiów dla dzieci.
- Zebranie środków na ten dom było naszym zeszło i tegorocznym celem. Organizowaliśmy zbiórki, dorzucili się też, dosyć bogato, mieszkańcy Gdańska. Zbieraliśmy pieniądze na balach charytatywnych. Wsparły nas też inne trójmiejskie kluby Lions i dostaliśmy grant od centrali w Stanach Zjednoczonych, która była zachwycona tą inicjatywą. Nie wszystkim dają, nam dali i dzięki temu lepiej mogliśmy wyposażyć dom - mówi Piotr Mongird, prezydent Lions Club Gdańsk - 1.
Aby pozyskać grant, Lionsi musieli zebrać kwotę, która odpowiadałaby połowie projektu, czyli 46 tys. zł. Drugie tyle dostali od centrali z USA. Dzięki wielomiesięcznemu zaangażowaniu udało się zebrać więcej, niż pierwotnie planowali, bo aż 130 tys. zł.
Członkowie Lions Club Gdańsk - 1 nawiązali też współpracę z Ikeą. W gdańskim oddziale firmy spotkali się z życzliwością i chęcią pomocy. Ikea zaproponowała rabat na meble, darmowy montaż, sprezentowała dodatki w postaci obrazów, poduch czy dywanów.
- Wszelkie aranżacje pokoi były konsultowane z mieszkańcami domu na ul. Gościnnej, dzieci żyły tym, co będzie w ich pokojach. Ikea pytała, czy to na pewno ten kierunek, czy wybrali odpowiednią kolorystykę, wszystko było omawiane - mówi Piotr Wróblewski.
To dzieci będą miały ostatnie zdanie w kwestii urządzania, aby czuły, że ten dom jest ich - dodaje Marianna Wróblewska.
Oprócz pięknie wyposażonych pokoi, dzieci będą miały do dyspozycji spory teren na zewnątrz. Choć przestrzeń poza domem ogrodu jeszcze nie przypomina, to wkrótce będzie. Na wejściu do domu dzieci posadziły już pierwsze bratki i krzewy. Nawet okoliczne koty zaglądają z ciekawością i wypatrują nowych sąsiadów. Zanim będą wygrzewać się na zielonej trawie, zapewne minie jeszcze trochę czasu.
O wygląd przestrzeni poza domem w pierwszej kolejności zadba Joanna Rayss, która wolontaryjnie wykona projekt tego miejsca. Przez wzgląd na położenie domu, konieczne będzie zaprojektowanie ogrodu deszczowego. Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej nie ma jeszcze pieniędzy na zagospodarowanie terenu zielonego, ale z ich siłą do przyciągania dobrych ludzi, powinno się udać. Chętni do dołożenia takiej pomocowej cegiełki są poszukiwani.
Nie domy dziecka, lecz Domy dla Dzieci. Jak to się zaczęło?
W 2003 roku Piotr Wróblewski został dyrektorem Domu Dziecka, zwanego potocznie “bidulem”, który znajdował się przy ulicy Brzegi (dzisiaj mieści się tam Polsko - Japońska Akademia Technik Komputerowych). Miejsce to nigdy nie cieszyło się dobrą sławą, ponieważ pełne było zaniedbań i przemocy. Pan Piotr postawił sobie cel - dom dziecka trzeba zamknąć i stworzyć domy w których młodzi ludzie będą mieli szansę na prawdziwe dzieciństwo i rozwój. Wróblewski zaprosił więc na wizytację śp. Pawła Adamowicza, który był przerażony zastanymi warunkami.
- Prezydent powiedział, że Miasto Gdańsk stać na to, żeby budować nowe domy, że trzeba iść w tę stronę - wyjaśnia Piotr Wróblewski. - To, co wydarzyło się później, to jego zasługa.
Dom dziecka w którym przebywało 82 dzieci, został zamknięty w 2008 roku. Rok wcześniej powstała Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej, która zaczęła opracowywać plan przenoszenia dzieci. „Dom pod Cyprysami” na Jasieniu był pierwszym miejscem, które na stałe wpisało się w historię przemian w gdańskim systemie opieki nad dzieckiem. Utworzony został jeszcze w strukturach Domu Dziecka w Gdańsku. Pracujący tam zespół zapoczątkował nowe, odmienne od wychowania w warunkach instytucjonalnych, podejście do dziecka i jego potrzeb.
- To nie jest godne, aby dzieci mieszkały instytucjach. Skoro dzieci nie mogą wychować się we własnych domach, muszą wychować się w warunkach przybliżonych do warunków rodziny. Ważne jest nie tylko podejście ludzi, którzy w tym wychowaniu uczestniczą, ale też przestrzeń, która kształtuje przyzwyczajenia, samopoczucie - mówi Marianna Wróblewska, prezes Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej.
Wraz z powstaniem Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej zaczęły pojawiać się domy, które nie były już domami dziecka, lecz Domami dla Dzieci. Ten na Oruni, który lada chwila dzieci opuszczą, niegdyś był budynkiem plebanii należącej do Zgromadzenia Zakonnego Księży Salezjanów.
- Decyzję o wybudowaniu nowego domu podjęto dlatego, że po wielu latach współpracy księża Salezjanie chcieliby odzyskać swoją plebanię i podjąć zaplanowane działania - wyjaśnia Piotr Wróblewski.
Stare przysłowie mówi, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki tej decyzji czternaścioro dzieci zyska nowe, piękne pokoje oraz przestrzenie w których będzie miejsce zarówno na intymność, jak i możliwość spędzenia czasu w grupie. W domach prowadzonych przez GIFS nie ma regulaminów, ale są reguły. Dzieci uczą się tu obowiązków, które zaprocentują w dorosłym życiu - sprzątają, gotują, jedzą razem posiłki. Na domach nie ma szyldów, ale na tym, który wybudowany został na Siedlcach pojawi się tablica pamiątkowa. Przypominać będzie tych, którzy swoim zaangażowaniem i współpracą stworzyli coś wyjątkowego - dom, który jest powodem do radości i uśmiechu dzieci. Dobra energia już w nim krąży.
CZYTAJ: