Victoriaschule, fundacyjna szkoła dla dziewcząt, 1 września 1939 roku stała się miejscem, które dla wielu mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska (Polaków, ale także mieszkających tu obywateli innych narodowości) było początkiem drogi do piekła - miejscem kaźni, katowania, śmierci, czy też ostatnim przystankiem przed obozem koncentracyjnym Stutthof.
Od kilkunastu lat w rocznicę wybuchu II wojny światowej, przed wejściem do dawnej Victoriaschule przy ul. Kładki, tuż obok tablicy upamiętniającej rozgrywające się tu wydarzenia sprzed 81 lat, organizowana jest wspólna modlitwa i wspomnienia męczeństwa naszych przedwojennych rodaków.
„Wojna jest słodka dla tych, którzy nigdy nie wojowali" - Gdańsk pamięta o Janie Ożdżyńskim
- Przez pierwsze dwa tygodnie września 1939 roku przez to tymczasowe więzienie przewinęło się prawie trzy tysiące osób. Część z nich, zwłaszcza dotyczyło to Polaków gdańskich, straciła tu życie - przypomina Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska, które wraz z Miastem Gdańsk organizuje coroczne spotkania przy Victoriaschule. - Od kilkunastu lat przypominamy to miejsce jako jeden z ważnych punktów martyrologii Polaków gdańskich. Są z nami zawsze przedstawiciele Polonii gdańskiej, co roku jest ich coraz mniej, a także przedstawiciele rodzin gdańskich Polaków.
W imieniu prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz głos zabrał jej zastępca Piotr Grzelak:
“Jak co roku stajemy 1 września o godzinie 10 przed dawną szkołą dla dziewcząt Victoriaschule, by wspomnieć bohaterskich Polaków, którzy stracili życie i przeszli piekło w tym przejściowym obozie dla jeńców cywilnych.
Wspominamy pierwszą śmiertelną ofiarę Victoriaschule - Romana Ogryczaka, działacza gminy polskiej oraz wszystkich innych tu katowanych, którzy niezależnie od pochodzenia i wyznania przeszli straszną gehennę. Wspominamy tysiące więzionych, a wśród nich Antoniego Lendziona - posła Volkstagu i prezesa Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, aresztowanego z dwoma synami; Wiesława Arleta - urzędnika Komisariatu RP w Gdańsku; księży - (szczególnie mi bliskiego) Bronisława Komorowskiego, Franciszka Rogaczewskiego, Mariana Góreckiego, Alfonsa Muzalewskiego, Władysława Szymańskiego i pracownika Polskich Kolei Państwowych - Leona Droszyńskiego.
To tylko kilka nazwisk osób spośród wielu więzionych tu podczas dwóch pierwszych tygodni września 1939 roku, wśród nich wspominam również swoich pradziadków.
Pamiętamy o nich jako o ofiarach Niemców. Pozostają jednak w naszej pamięci również poprzez zasługi dla polskiej społeczności. Przed 1 września 1939 roku byli bowiem w Gdańsku, na Pomorzu, niezwykle czynnymi, twórczymi ludźmi, zaangażowanymi w sprawy społeczne, zawodowe, a Gdańsk był dla nich domem.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to historia coraz odleglejsza, z każdym rokiem jakby mniej realna. Nadal jednak poraża swoją wymową, bo to jest opowieść o ludziach, którzy mieszkali w jednym mieście. Jest to opowieść o sąsiadach, którzy nierzadko wychowywali się na jednym podwórku...
Do tej pory w moim domu żywe są relacje rodzinne - dziadka Alfreda, późniejszego żołnierza Polskich Sił Zbrojnych i jego siostry cioci Marysi - młodych Polaków, którym przyszło hartować patriotyzm nie na terenie Rzeczpospolitej, ale tu w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsku.
Wspomnienia te, razem utkane w historię, świadczą o wieloletnim procesie. Najpierw były - wydawać by się mogło niewinne - wyzwiska rówieśników z podwórka, które stopniowo odzierały z godności, następnie dochodziło do coraz większej walki z przejawami polskości, której kulminacją było wyrzucenie w Wigilię 1938 roku moich pradziadków z całą rodziną z domu rodzinnego za wywieszenie polskiej flagi w oknie. A na koniec - wszyscy wiemy, nastała brutalna przemoc.
To opowieść o stopniowo brunatniejącym mieście, o sączonej kropla po kropli nienawiści adresowanej do drugiego człowieka, mieszkającego tuż obok. Czym ten proces się skończył - wiemy z kart historii.
Niemieccy sąsiedzi w mundurach policji i SS katowali tu swych polskich sąsiadów rozpoczynając pierwszy etap największego konfliktu XX wieku. Ten kataklizm zaczynał się równolegle w różnych miejscach Gdańska: od szturmu na Westerplatte i Pocztę Polską, po wywlekanie z wrzaskiem Polaków z domów we Wrzeszczu, Nowym Porcie i innych dzielnicach. Listy proskrypcyjne zostały przygotowane przez zwykłych ludzi.
Ten czerwony gmach obok którego stoimy, jest świadkiem hitlerowskiego bestialstwa i uniwersalnym symbolem tego, czym kończy się pozwolenie na pełzające zło w życiu społecznym.
Polscy mieszkańcy Gdańska doświadczyli tego w szczególny sposób. My, ich potomkowie, jesteśmy szczególnie zobowiązani by przypomnieć o ich wyjątkowym, bo codziennym, heroizmie. Heroizmie Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku. Mamy wobec nich szczególne zobowiązanie - przeciwstawiania się choćby najdrobniejszym przejawom nienawiści wobec drugiego człowieka”.
ZOBACZ FILMOWĄ RELACJĘ Z UROCZYSTOŚCI POD VICTORIASCHULE W GDAŃSKU
Prezydent Gdańska na uroczystościach na Westerplatte. W roli gospodarza - szef MON