Spacery, dzięki którym wojenni uchodźcy poczuli się znowu zwykłymi turystami, jak każdy z nas

Czego potrzeba dziś osobom, które uciekły od terroru wojny na Ukrainie? Na pewno normalności, a przynajmniej jej namiastki. Taki był więc cel spacerów po naszym mieście zorganizowanych w ramach akcji "Ukraina poznaje Gdańsk" przez Fundację Gdańską. Z propozycji skorzystało ponad 250 osób, głównie Ukrainek z dziećmi.
24.08.2022
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Ponad ćwierć tysiąca uchodźców z Ukrainy wzięło udział w spacerach po śródmieściu Gdańska
Ponad ćwierć tysiąca uchodźców z Ukrainy wzięło udział w spacerach po śródmieściu Gdańska
Fot. FB Gdańsk Pomaga

Uchodźcom potrzeba tak samo chleba, jak międzyludzkich relacji

Tysiące osób uciekających przed wojną na Ukrainie znalazło schronienie w naszym mieście. Fundacja Gdańska była tą, która od pierwszych dni organizowała dla nich - przy olbrzymim wsparciu mieszkańców - konkretną pomoc. Jednak poza dachem nad głową i posiłkiem, potrzebna okazała się także integracja ukraińskiej społeczności, możliwość poznania i utrzymywania kontaktów z rodakami. To się udało m.in. dzięki nietypowym miejskim spacerom.

Dzień Niepodległości Ukrainy w Gdańsku

12 spacerów po Gdańsku dla Ukraińców

Spotkania organizowane były w piątkowe popołudnia, pomiędzy 13 maja a12 sierpnia. W sumie odbyło się 12 spacerów. Rozpoczynały się zazwyczaj w wyznaczonej kawiarni w śródmieściu. Najpierw była kawa bądź herbata, i ciastko, wstępne omówienie trasy wędrówki, a później rozpoczynał się spacer tematyczny. Trasa, a także tematyka, każdego spaceru była inna.

Zainteresowani musieli wcześniej zgłosić chęć udziału w wydarzeniu za pomocą formularza dostępnego w internecie. Jednorazowo mogło w nim uczestniczyć maksymalnie 30 osób. Byli tacy, którzy regularnie uczestniczyli w wędrówkach, a byli i tacy, którzy zdecydowali się na obecność raz lub dwa. Z oferty skorzystały przede wszystkim kobiety, część z nich przychodziła z dziećmi.

- Te spacery miały służyć kilku celom. Jednym z nich było, oczywiście, poznanie Gdańska i jego historii. Ale bardzo ważne było też to, by ta ukraińska społeczność spotkała się ze sobą, poznała. W naszym mieście jest przecież wiele Ukrainek, ale i Ukraińców, którzy przyjechali tutaj sami. Chodziło więc też o to, by takie osoby poznały innych, będących w podobnej sytuacji, by było im raźniej - by miały z kim swobodnie porozmawiać, podzielić się swoimi troskami, odreagować, spędzić wspólnie czas - tłumaczy Magda Śmigielska z Fundacji Gdańskiej, która organizowała spacery.

Ukraińska flaga w prezencie. Zastępczyni prezydenta Pokrovska u prezydent Gdańska

Ukrainka oprowadzała Ukrainki

W rolę przewodniczki po mieście wcieliła się Olga Ruda, która jest Ukrainką. Od czterech lat mieszka w Polsce, w tym od dwóch - w Gdańsku. Biegle posługuje się językiem polskim. Zawodowo współpracuje z Fundacją Gdańską, a także pracuje w firmie, która zajmuje się organizacją różnego rodzaju eventów i koncertów. Nie jest profesjonalną przewodniczką turystyczną. W tę rolę weszła z potrzeby serca. Pytana o spacery dedykowane rodakom podkreśla, że osoby, które przyjechały do naszego miasta z Ukrainy, nie zrobiły tego z własnej woli. Zmusiła je do tego wojna.

- Dlatego tutaj mogą czuć się samotne, nie mieć z kim porozmawiać. Oczywiście, dostały tutaj schronienie, jedzenie. To jest ważne, ale to wciąż sprawia, że czują się przede wszystkim uchodźcami. Dlatego chcieliśmy zrobić dla nich coś, co sprawiłoby, że znowu poczułyby się po prostu ludźmi, zaznały normalności, i przypomniały sobie, na przykład, jak to jest być turystą, być na wycieczce i poznawać nowe miejsca - tłumaczy pani Olga.

Każdy spacer rozpoczynano od spotkania w kawiarni, gdzie w niezobowiązującej atmosferze można było się poznać i swobodnie porozmawiać
Każdy spacer rozpoczynano od spotkania w kawiarni, gdzie w niezobowiązującej atmosferze można było się poznać i swobodnie porozmawiać
Fot. FB Gdańsk Pomaga

Spacery namiastką normalności w nienormalnych czasach

Olga Ruda podkreśla, że spacery miały stać się przestrzenią, w której uchodźcy będą się dobrze czuć, będą mieli z kim porozmawiać, a przy okazji wezmą udział w ciekawej wycieczce.

- Pomysł był taki, by spacery przypominały te, na które chodzimy z przyjaciółmi, którzy chcą nam pokazać fajne, ciekawe miejsca w ich mieście. Tak na luzie. To miała być opowieść o mieście widzianym oczami człowieka, który w nim mieszka. Ja kocham Gdańsk i chciałam tym ludziom pokazać, że są w mieście idealnym na spędzenie tego trudnego dla nich czasu, że mogą się tu dobrze czuć do momentu, kiedy zdecydują się wrócić do domu, na Ukrainę - zaznacza pani Olga.

Gdzie i kiedy po numer PESEL dla uchodźców z Ukrainy? Nowy adres. Україномовна версія

Ważne było też to, by spotkania miały miłą, przyjacielską atmosferę. To przyniosło efekty. W trakcie już ostatnich spacerów, kiedy część osób zdążyła całkiem dobrze poznać się ze sobą, coraz więcej ze sobą rozmawiano - spacerowiczki były siebie nawzajem ciekawe i chętnie rozmawiały o codzienności.

Ukrainki nie chciały rozmawiać o wojennych traumach

Podczas gdańskich spacerów tematu wojny nikt nie chciał podejmować. Jak zwraca uwagę pani Olga, te spotkania stały się dla nich bowiem przestrzenią, w której choć przez chwilę nie musiały czuć się uchodźczyniami.

- To był taki moment, kiedy uczestniczki uczestnicy mogli być zwyczajnymi turystami. A rozmawiano między sobą po prostu o życiu. Jak to na wycieczkach bywa, ich uczestnicy zadawali mi sporo pytań dotyczących obyczajów i kultury oraz codziennego życia Polaków, gdańszczan. W związku z tym, że na spacerach było wiele matek z dziećmi, to pytały m.in. o żłobki i przedszkola oraz szkoły w Gdańsku, o to, co się tutaj robi na rozpoczęcie i na zakończenie roku szkolnego, porównywały to z obyczajami na Ukrainie. Pytały też o pracę, ale i o to, jak dojechać do innych miast, np. do Malborka. Oczywiście, było też sporo pytań o polskie potrawy, ale też o tutejszą kulturę i święta, m.in. o to jak Polacy obchodzą Wigilię - wylicza pani Olga.

Spacery dla uchodźców wojennych z Ukrainy organizowano od połowy maja do połowy sierpnia
Spacery dla uchodźców wojennych z Ukrainy organizowano od połowy maja do połowy sierpnia
Fot. FB Gdańsk Pomaga

Robert Makłowicz uczy 50-latkę języka polskiego

Na każdy spacer przychodziła pewna 50-kilkuletnia kobieta. Jak zauważa pani Olga, początkowo nie wyróżniała się ona specjalnie wśród innych wyglądem czy ubiorem.

- Na pierwszych spotkaniach było widać, że jest przygaszona, "złamana" tym, co się wydarzyło w jej rodzinnych stronach. Jednak ze spaceru na spacer stawała się coraz piękniejsza, bardziej otwarta. W końcu, na ostatni spacer, przyszła wystrojona - założyła piękną bluzkę i świetną mini spódnicę. Miała makijaż i korale. Widać było, że czuła się znowu piękną, prawdziwą kobietą. Za każdym razem po spacerze podchodziła do mnie i dziękowała za te spotkania. Mówiła, że dzięki nim, i mnie, poczuła, że życie wcale się nie skończyło, że można od nowa zacząć żyć. Dzięki nim nabrała po prostu ochoty na życie - zaczęła więc wypytywać o koncerty w Trójmieście, o to gdzie warto się wybrać i gdzie kupić bilety, ale też o to, co warto zwiedzić poza Gdańskiem - wspomina pani Olga. - Pytała też, gdzie zaglądać, na jakie kanały w internecie, i nie tylko, by nauczyć się języka polskiego. Zaproponowałam jej, by oglądała m.in. programy Roberta Makłowicza, który posługuje się przecież piękną polszczyzną. Tak zrobiła, a teraz... kocha Makłowicza i uczy się języka polskiego. Znalazła też pracę. I o to nam chodziło - by ludzie zaczęli znowu żyć - dodaje.

Na spacerach pojawiali się też i mężczyźni, ale zazwyczaj w wieku senioralnym. Oni także chcieli zaznać normalności i zwyczajnie pobyć "wśród swoich".

Majtki w Dolnej Bramie

Skąd wziął się w ogóle pomysł na spacery dedykowane uchodźcom? Otóż zaczęło się od budynku przy ul. Dolna Brama w Gdańsku, gdzie w pierwszych tygodniach wojny kierowani byli uchodźcy przybywający do naszego miasta. Tam pani Olga pracowała jako wolontariuszka. Była świadkiem wielu ludzkich dramatów.

- Mocno w pamięć zapadła mi sytuacja, w której jednej z kobiet wolontariusze wręczyli nowe majtki. Ona, ze łzami w oczach, podziękowała za to. Pomyślałam wówczas, że to straszne, wręcz okropne. Fantastyczne było to, że Gdańsk pomagał, ale okropne to, co zrobiła ta wojna. Bo to było po prostu poniżające - wojna doprowadziła do sytuacji, w której ktoś jest wdzięczny, ma łzy w oczach za to, że dostaje świeżą bieliznę, bo nie ma własnej - wspomina pani Olga. - My postanowiliśmy dać tym ludziom coś więcej niż bielizna czy żywność, które są oczywiście bardzo ważne. Nie ma chyba jednak nic ważniejszego niż relacje międzyludzkie.

Spacery "Ukraina poznaje Gdańsk" zostały dofinansowane z Funduszy Wyszehradzkich.

TV

Warzywa od rolników przy pętli Łostowice - Świętokrzyska