• Start
  • Wiadomości
  • Uciekły z oblężonego Mariupola. Jak minął im rok w Gdańsku?

Uciekły z oblężonego Mariupola. Jak przyjął je Gdańsk? Jak żyją w naszym mieście?

Luba i Marina, pod koniec marca ubiegłego roku, uciekły z oblężonego przez wojsko rosyjskie Mariupola. Po traumatycznej podróży trafiły do Gdańska. Nie znały języka, nie wyjeżdżały wcześniej z kraju, ale od pół roku już pracują. I chociaż są bezpieczne i szczęśliwe, tęsknią do swojego kraju i bliskich pozostawionych w Ukrainie. - Wojna nas nauczyła szukać szczęścia w prostych rzeczach. Każdą porę roku odczuwam teraz tak, jakbym widziała ją po raz pierwszy - mówi Ukrainka.
24.02.2023
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
2022-03-30_luba_marina_002_949x633-min[1].JPG
Luba i Marina mieszkają już w Gdańsku od końca marca. Są tu szczęśliwe, ale tęsknią do swojej ojczyzny
fot. Grzegorz Mehring/gdansk.pl

Mieszkanka Mariupola uciekła przed wojną do Gdańska: - Strach było zostać, strach wyjechać

Marina Yurczenko pracuje od września 2022 r. w Muzeum Gdańska. Jest opiekunką ekspozycji i kasjerką w Ratuszu Głównego Miasta, jak jej mama Luba w Muzeum Morskim. 

- Potrzebowałam takiej pracy, żeby nie myśleć za dużo. Kiedy mam dni w kasie, muszę jeszcze trochę rozmawiać w języku, którego się wciąż uczę, ale gdy jestem opiekunką sali - przez sześć godzin tylko chodzę.

2022-08-29-czytanie-maeiupol-001_949x633-min.JPG
Marina Yurczenko: - Na początku było bardzo ciężko. Nie wiedziałyśmy, co będzie z Ukrainą, z naszym miastem… Potem poszłam do pracy, miałam głowę zajętą i mniej miejsca na myśli o wojnie
fot. Grzegorz Mehring/gdansk.pl

Za miesiąc minie rok, od kiedy kobiety zamieszkały w Gdańsku po ucieczce z otoczonego przez Rosjan Mariupola. Spędziły tam 20 dni bez prądy i wody, z pociskami wroga świszczącymi nad głową. Chociaż początkowo nie sądziły, że będzie aż tak źle. Wojna, inwazja - takie słowa brzmią abstrakcyjne w czasach pokoju.

- W Mariupolu długo nie wierzono, że to może być coś poważnego - mówi Marina. 

Więc nie robiły zapasów, ani nie zamierzały wyjeżdżać. Kochały swoje miasto, które - nastawione na młodych - prężnie się rozwijało. Zielone, nad Morzem Azowskim, miało szerokie bulwary, XVIII-wieczną starówkę, trzy uczelnie wyższe i tytuł ukraińskiego miasta kultury 2021. Luba była księgową w Azowstalu, Marina studiowała kulturoznawstwo i współpracowała z kolegami w Gdańsku nad projektem Centrum Kultury, które miało powstać w Mariupolu. 

Postanowiły uciekać, gdy jedna z rakiet trafiła w dom sąsiada. Żegnała ich babcia i pies. Tata też został w Ukrainie. Droga przez atakowaną Ukrainę do Polski była jak zły sen.

W ogóle nie spałam - wspominała Luba, gdy rozmawiałyśmy już w Gdańsku. - Bałam się, że kiedy zasnę obudzi mnie wybuch. Modliłam się, tylko w Bogu była nadzieja.

Poznaj niezwykłe losy Ukraińców mieszkających w Gdańsku i ich starania o pracę

Zdjęcie WhatsApp 2023-02-23 o 19.23.32-min
Babcia Mariny wciąż mieszka w Mariupolu. Czeka na wnuczkę i córkę
fot. mat. prywatne

Luba i Marina przeżyły 20 dni w bombardowanym Mariupolu

Rok niepokoju

Jak minął im ten rok w Polsce?

- Różnie - mówi dziewczyna. - Na początku było bardzo ciężko - wzdycha. - Nie wiedziałyśmy, co będzie z Ukrainą, z naszym miastem… Potem poszłam do pracy, miałam głowę zajętą i mniej miejsca na myśli o wojnie. A teraz już wiem, że zwyciężymy - tylko trzeba poczekać. I ta myśl daje siłę do życia, ale znów ciężko jest czekać.

Marina to urodzona optymistka, często wybucha śmiechem w rozmowie, ale nawet ona mierząc się z trudnymi doświadczeniami, przeliczyła się z siłami. Praca w Muzeum nie była jej pierwszym zajęciem w Polsce. Gdy tylko zainstalowała się w Gdańsku, chciała działać od razu. Zgłosiła się do zbierania relacji ukraińskich uchodźców, przeprowadzała wywiady.

- Zaczęłam to robić na adrenalinie - przyznaje, gdy pytam czy to nie zbyt obciążające dla młodej uchodźczyni. - Czułam, że robię coś dla mojego kraju, coś ważnego. Ale potem nastąpił kryzys, nie mogłam już dalej. Trafiłam do psycholog, która wytłumaczyła mi, jak sobą kierować i nie brać wszystkiego do siebie. Pomogła, ale czasami wciąż jest mi trudno, bo chociaż historie ludzi są różne, to każda z nich jest dla mnie powrotem do Mariupola, do moich doświadczeń. 

2022-08-29-czytanie-maeiupol-034_949x633-min.JPG
W sierpniu 2022 roku na inaugurację nowego sezonu, w Teatrze w Blokowisku zrealizowano czytanie performatywne pt. "...moja śmierć to kwestia czasu…". Były to opowieści ludzi z Mariupola zebrane przez Marinę
fot. Grzegorz Mehring/gdansk.pl

Nowe rytuały

Nowe miejsce, to nowe rytuały. Zdane na siebie kobiety mają teraz dużo czasu na rozmowy, spacery i… oglądanie Netflixa. Na przekór trudnym doświadczeniom, Marina ceni ten czas.

- Zbliżyłyśmy się z mamą do siebie. Mieszkamy teraz przy parku Reagana, więc gdy mamy wspólny wolny dzień i ładną pogodę, to idziemy na spacer - mówi dziewczyna. - Czasem po pracy chodzimy też na kawę, posiedzieć i porozmawiać. Mariupolu nie spędzałyśmy tyle czasu razem. Zawsze byłyśmy blisko, ale miałyśmy różne grafiki, spory dom, więc czasem nie widywałyśmy się nawet przez dwa dni. Teraz mamy jeden pokój - znów śmieje się Marina. - Poznałyśmy Julię i Mariję, mamę i córkę. Są z Mariupola, ale nie znałyśmy się wcześniej. Do Gdańska być może przyjedzie też moja koleżanka, którą znam od 14 roku życia.

2022-03-30_luba_marina_006_949x633-min.JPG
Marina i mama zbliżyły się do siebie podczas ostatniego roku jeszcze bardziej. Gdy mają wolny czas, spędzają go m.in. na spacerach
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Powraca nadzieja, nie mija tęsknota

Marina jest pełna wdzięczności do wszystkich, których tu poznała, i którzy im pomogli. Muszę obiecać, że napiszę, jak przyjęła je pod swój dach Katarzyna Andrulonis z GAKu, a potem kolega Katarzyny - Paweł Kubiak odstąpił mieszkanie ciotki za niewielką opłatę. 

-To dla nas bardzo ważne, chcemy im bardzo podziękować. Gdańsk jest pięknym miastem, jesteśmy bardzo wdzięczne Polsce i Gdańskowi, ale bardzo chcemy wracać. Jeśli nawet nie do Mariupola, to do Ukrainy. Tęsknimy, to przecież nasz kraj.

W Mariupolu zostawiły niewielu znajomych. Ci o proukraińskich poglądach, a tych była większość, wyjechali z miasta. W dawnym domu Mariny i Luby w centrum, mieszka jedynie babcia, która wciąż opiekuje się ogrodem i psem Korą.

- Dom nie został zniszczony, mamy kontakt z babcią, która mówi teraz więcej o piesku niż o osobie. Opowiada, że piesek dobrze je, dobrze śpi i że ma dobry humor! - [śmiech]

- Wojna nas nauczyła szukać szczęścia nawet w prostych rzeczach - Marina nagle poważnieje. - Nie wiem dlaczego tak zareagowała moja psychika, ale nawet to, że jesteśmy tu u siebie z mamą, to już jest dla nas szczęście. Naprawdę, pamiętam że jesienią jadąc do pracy tramwajem, patrzyłam przez okno z zachwytem. Śnieg też był jakiś inny. Każdą porę roku odczuwam teraz tak, jakbym widziała ją po raz pierwszy w życiu. 

TV

Mniej bruku - więcej drzew!