- Nie myślę o wyniku, tylko przede wszystkim o tym, żebyśmy zagrali dobrą siatkówkę, ponieważ w dwóch ostatnich spotkaniach nasza gra nie wyglądała tak, jakbym chciał. Skupiam się więc bardziej na poziomie siatkówki, jaki prezentujemy niż na rezultacie - mówił przed spotkaniem trener Trefla Andrea Anastasi.
Jego podopieczni mieli nie co ułatwione zadanie, bowiem w zespole gospodarzy nie mógł wystąpić mistrz świata Jakub Kochanowski, który dzień wcześniej na treningu nabawił się kontuzji pleców.
Mimo to zdecydowanym faworytem pozostawali siatkarze PGE Skry Bełchatów, którzy z Treflem wygrywali w tym sezonie już dwukrotnie (w PlusLidze i meczu o Superpuchar).
Spotkanie od samego początku było wyrównane, jednak z czasem bełchatowianie zaczęli popełniać błędy. Mylił się nawet Mariusz Wlazły. Inna sprawa, że świetnie grał Ruben Schott, który perfekcyjnie atakował i nie gorzej blokował. Gdańszczanie w pierwszym secie prowadzili już 19:14. Przy stanie 21:19 trener Anastasi poprosił czas. Dobrze zmotywował swoich zawodników, bo do końca tej partii oddali tylko dwa punkty.
Niezwykle emocjonujący był drugi set, w którym siatkarze obu zespołów zdobyły łącznie prawie 70 punktów! Siatkarze Trefla prowadzili 10:7, potem był remis 10:10, znowu prowadzenie 12:10 i jego oddanie 16:18. Było prawie jak u Alfreda Hitchcocka, filmowego mistrza suspensu - najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie rośnie. Remis 18:18, 23:23. Gdy przy następnej akcji Nicola Mijailović zaserwował w siatkę, Anastasi poprosił o przerwę. Po powrocie na boisko piłka trafiła do Schotta, który zaatakował z lewej strony. Gospodarze się cieszyli, gdański szkoleniowiec zażądał wideo weryfikacji. Miał rację: piłka po ataku Niemca wyleciała na aut, ale po palcach rywala. 24:24.
Co było potem?
Piotr Nowakowski blokował, ale piłka poszła poza boisko. Wlazły zagrywał w aut. 25:25.
Muzaj z linii serwisu poza boisko, Artur Szalpuk lekko zagrywał, piłka trafia do Schotta, który zdobył punkt po bloku w aut. 26:26.
Karol Kłos w aut, gospodarze chcieli wideo powtórki. Weryfikacja pokazała, że punkt dla Trefla. 27:26. Piłka setowa dla gdańszczan. Schott serwuje... aut. 27:27.
Kłos szczęśliwie po siatce i piłka spadła pół metra na polu Trefla. 27:28. Mijailović atakował z lewej strony po świetnym rozegraniu Marcina Janusza. 28:28.
Milad Ebadipour w PGE Skrze i Muzaj w Treflu. 29:29.
Ebadipour atakował skutecznie. I jeszcze raz Irańczyk, tym razem z linii zagrywki - w siatkę, 30:30.
Zawodnicy Skry wpadli w siatkę przy bloku. 31:30. Mijailović nie trafił w boisku przy zagrywce 31:31.
Muzaj potężnie z prawej strony 32:31. Przemysław Niemiec lekko zaserwował, ale piłka wyleciała za boczną linię. 32:32.
Nowakowski zatrzymany na siatce. 32:33. Jeszcze raz Nowakowski, tym razem wbił piłkę na trzeci metr 33:33.
Szalpuk zdobył punkt na 33:34. Schott zaatakował, tym razem za boczną linię. 33:35.
Był remis 1:1.
Trzeci set najbardziej jednostronny z przewagą siatkarzy PGE Skry. Gdańszczanie przegrywali 11:15, skończyli wynikiem 19:25.
Wielkie emocje były jeszcze w czwartej odsłonie, choć w pewnym momencie wydawało się, że jest już po meczu. Było już 14:19, ale chłopcy Anastasiego zaczęli gonić. Po bloku Nowakowskiego na Wlazłym tracili tylko jeden punkt - 18:19. O czas poprosił trener bełchatowian Roberto Piazza. 21:21, Muzaj na 22:21, 23:23, 23:24. Piłka meczowa dla PGE Skry. Wlazły w górze, ale został zatrzymany na potrójnym bloku (w środku z Nowakowskim). 24:24. Kolejne dwa punkty zdobyli jednak gospodarze i to oni cieszyli się ze zwycięstwa za trzy punkty.
Trefl następny mecz w Lidze Mistrzów rozegra 19 grudnia z Berlin Recycling Volleys w Gdańsku.
PGE Skra Bełchatów - Trefl Gdańsk 3:1 (21:25, 35:33, 25:19, 26:24)
PGE Skra: Łomacz, Ebadipour, Fiel, Wlazły, Szalpuk, Kłos, Piechocki (libero) oraz Teppan, Orczyk, Droszyński
Trefl: Janusz, Mijailović, Niemiec, Muzaj, Schott, Nowakowski, Olenderek (libero) oraz Jakubiszak, Hebda