Szymon Machnowski jest żołnierzem, pracuje jako kontroler ruchu lotniczego w 43. Bazie Lotnictwa Morskiego w Gdyni. W 2018 roku jego serdeczny kolega Sławek Szumicki, również żołnierz, doznał rozległego udaru mózgu. Mężczyzna ma problemy z mówieniem, czytaniem, pisaniem, chodzeniem. By wrócić do zdrowia, wymaga wieloletniej i kosztownej rehabilitacji.
- Rozmawiałam z Szymonem przez komunikator, rozmawialiśmy o życiu, potrzebach, opowiadałam jak wygląda życie z osobą niepełnosprawną - mówi Aleksandra Szumicka, żona Sławka Szumickiego. - Szymon powiedział: “no to płynę”. Zatkało mnie, aż się popłakałam, nie chciało mi się wierzyć, że to się uda, że ktoś tak bardzo będzie chciał się poświęcić. Minęły trzy tygodnie, a Szymon swój plan wcielił w życie.
Szymon Machnowski pokonał kajakiem trasę liczącą tysiąc kilometrów, prowadziła od źródeł Wisły aż do Wisłoujścia w Gdańsku. Początkowo podzielił ją na 25 dni, planował płynąć ok. 40 km dziennie, ale warunki pogodowe były trudne. Kajakarz szczęśliwie dopłynął do celu w 27 dniu wyprawy.
"Parę razy chciałem się poddać"
W piątek, 26 marca o godz. 13-tej kajakarz pojawił się na Motławie. Na wysokości Żurawia czekał na niego m.in. pan Sławek z żoną.
- Szymon nie wie, że tu będziemy, to niespodzianka - powiedziała Aleksandra Szumicka.
Gdy Szymon Machnowski dobił do nabrzeża, pierwsze słowa powitania skierował do kolegi dla którego zorganizował ten wyjątkowy wyczyn. Po powitaniu i uściskach, był czas na refleksję i krótkie podsumowanie wyprawy.
- Boże, jaki jestem zmęczony - powiedział z uśmiechem Szymon Machnowski. - Decyzja o wypłynięciu była impulsem, zobaczyłem, że Ola zbiera pieniądze na leczenie Sławka i wtedy podjąłem tę decyzję. To była bardzo ciężka wyprawa, Wisła jest niespływalna zimą. Wcześniej dokonał tego Marek Kamiński, ja jestem drugi. To był morderczy spływ, wiele razy było bardzo źle i stresująco, parę razy chciałem się poddać. Na wysokości Modlina miałem poważny kryzys fizyczno - psychiczny, ale motywował mnie cel, który nam przyświeca. Robimy to dla Sławka, fantastycznego człowieka, którego poznałem w 2009 roku.
Jak przyznaje Szymon Machnowski, Wisła dała mu w kość. Silne wiatry, burze śnieżne, były dużym wyzwaniem. Pozytywnie zaskoczyli kajakarza ludzie, którzy w trakcie postojów nie tylko dodawali otuchy, ale też zapraszali na nocleg czy przynosili posiłki.
- Z początku bałem się ludzi, nawet wziąłem ze sobą gaz pieprzowy, ale nie był mi potrzebny - mówi kajakarz. - Ludzie byli przesympatyczni. Gdy widzieli flagę informującą o tym, że robię to dla Sławka, byli przecudowni. Przynosili talerze ciepłej zupy, bardzo dziękuję wszystkim, których spotkałem podczas tego spływu.
W trakcie spływu Szymon Machnowski raz stanął na wagę. Gdy dotarł do okolic Warszawy, był pięć kilogramów lżejszy.
- Nie wiem, ile teraz ważę, ale czuję, że siadłem fizycznie, muszę odpocząć - przyznał pan Szymon.
Zbiórka nadal trwa
Sławek Szumicki ma szansę stopniowo wracać do zdrowia dzięki rehabilitacji. Ośrodek Norman w Koszalinie organizuje turnusy w trakcie których rehabilitowane są osoby po ciężkich udarach. Ten ośrodek jako jeden z niewielu w Polsce daje szansę na uzyskanie doskonałych postępów w powrocie do sprawności. W przypadku pana Sławka mowa o pięcioletniej rehabilitacji. Koszt czterotygodniowego turnusu to 13 tys. 700 zł.
W internecie nadal trwa zbiórka na leczenia pana Sławka. Udało się już zebrać ponad 29 tys. zł (red. - dane na 26 marca).
- W przypadku osoby niepełnosprawnej, która wymaga trudnej i kilkuletniej rehabilitacji, każda złotówka jest ważna - mówi Aleksandra Szumicka.
Na Facebook’u dostępna jest relacja z zimowego spływu Szymona Machnowskiego, gdzie można zobaczyć, jak mężczyzna radził sobie na poszczególnych etapach podróży.