• Start
  • Wiadomości
  • Spełnione marzenie o domu. Jak Gdańsk pomaga usamodzielnić się potrzebującym

Spełnione marzenie o domu. Jak Gdańsk pomaga usamodzielnić się potrzebującym

Dzięki programowi mieszkań wspomaganych, skierowanemu do usamodzielniających się wychowanków placówek opiekuńczo - wychowawczych, który prowadzi Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej wraz z Miastem, Natalia z dziećmi i mężem zamieszkała we własnym mieszkaniu
04.04.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Jeśli Natalia udowodni, że dba o mienie, które zostało jej przydzielone, GFIS po dwóch latach wycofa się z umowy i dziewczyna stanie pełnoprawnym najemcą lokalu

Natalia ma 20 lat, długie blond włosy i nienaganną figurę. Mijając ją na ulicy trudno byłoby się domyślić, że jest mamą dwójki dzieci. Od 4 miesięcy mieszka na Dolnym Mieście. Dwupokojowe mieszkanie otrzymała dzięki programowi mieszkań wspomaganych. To program, który powstał dzięki Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej i skierowany jest do usamodzielniających się wychowanków placówek opiekuńczo - wychowawczych. Natalia do nich należy. I jak przyznaje, jej życie na nowo zaczyna się teraz, bo ma w końcu to, czego kiedyś bardzo jej brakowało. To dwa najważniejsze filary: rodzina i mieszkanie.

- Czekałam na mieszkanie komunalne 4 lata - mówi Natalia. - Kiedy zadzwonił do mnie Piotr Wróblewski [z GFIS - od red.] z zaproszeniem na rozmowę i dowiedziałam się, że dostanę lokal w ramach programu mieszkań wspomaganych, pomyślałam, że to sen. Poczułam, że dostałam szansę, że zostałam doceniona. Pomyślałam wtedy, że warto było się starać, że nie zostawiono mnie samej sobie. Wspaniałe uczucie i wielka radość.

Mieszkanie, które dostała Natalia należy do miasta. Choć Natalia fizycznie się nim opiekuje, płaci rachunki, zadbała o wyposażenie, to Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej zawarła z miastem umowę najmu. Jeśli Natalia udowodni, że dba o mienie, które zostało jej przydzielone, GFIS po dwóch latach wycofa się z umowy i dziewczyna stanie pełnoprawnym najemcą lokalu.

Trudniejszy start

Natalii rodzice nadużywali alkoholu. Gdy miała 8 lat po raz pierwszy, razem z siostrą, trafiły do rodziny zastępczej. Dwa miesiące, które tam spędziła, to najgorsze wspomnienie z przeszłości. Czas poniżania, bicia, zamykania w ciemnym pokoju. Rodzice zaczęli się starać. Poszli na terapię. Nie wytrzymali próby. Ograniczono im prawa rodzicielskie. Dziewczynki trafiły do domu dla dzieci w Łęgowie pod Pruszczem Gdańskim. Natalia miała wtedy 12 lat.

- Początki były bardzo trudne - wspomina Natalia. - Nie chciałam się pogodzić z tą sytuacją. Nie rozumiałam, dlaczego nas zabierają. Dlatego, że rodzice piją? Wiedziałam, że nas kochają, dbali o nas, nigdy nie chodziłyśmy brudne czy głodne. Było we mnie bardzo dużo gniewu. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego mnie to spotkało.

- Czekałam na mieszkanie komunalne 4 lata - mówi Natalia. - Kiedy zadzwonił do mnie Piotr Wróblewski [z GFIS - od red.] pomyślałam, że to sen. Poczułam, że dostałam szansę, że warto było się starać

Gniew Natalii znalazł ujście w buncie. Dziewczyna uciekała z placówki, była butna i nastawiona przeciwko światu. Otrzeźwienie przyszło po dwóch latach, gdy zbliżyła się do jednej z wychowawczyń. To ciocia Teresa dostrzegła w niej potencjał, odbudowała poczucie własnej wartości. To ona pytała, jak minął dzień w szkole, pisała sms-y na dobranoc, malowała Natalii paznokcie, gdy dziewczyna szykowała się na pierwszą randkę z Tomkiem - dzisiaj ojcem jej dzieci i mężem.

- Do dzisiaj mamy kontakt z ciocią Tereską - mówi Natalia. - W domu w Łęgowie spędziłam trzy lata, po czym zamknięto placówkę. Przeżyłam to, ponieważ bardzo zżyłam się z ludźmi, którzy tam mieszkali i pracowali. To był bardzo dobry czas w moim życiu. Przeniesiono nas na Trakt św. Wojciecha, do domu podlegającemu Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej. Tam spędziłam niecały rok. W sąsiednim domu był pożar, zniszczeniu uległ także nasz dom, dlatego przenieśliśmy się do kolejnej placówki w Kiełpinie.

Skok na głęboką wodę, czyli wejście w dorosłość

W Kiełpinie Natalia nie przebywała długo. Gdy miała 17 lat urodziła synka. Była w drugiej klasie technikum. Wychowawcy domu w którym mieszkała pomagali jej w opiece nad dzieckiem, ale wiadomo było, że młoda mama nie może zostać w placówce. Natalia i Tomek wzięli ślub i jak mówi, skoczyli na głęboką wodę, czyli w dorosłe życie.

- Bywały momenty, że trochę topiłam się w tej głębokiej wodzie - wspomina Natalia. - Prowadzenie domu, gotowanie, odwożenie dziecka do żłobka, dzienna szkoła… Było naprawdę ciężko. Po trzech latach urodziła się Blanka, dzisiaj ma 10 miesięcy. Nadal jest trudno, jestem przemęczona, ale widzę, że jeśli człowiek bardzo się stara i czegoś chce, to da się wszystko poukładać. Skończyłam dzienne technikum, w czerwcu kończę policealną szkołę, szykuję się do podjęcia pierwszej pracy.

Gdy pytam Natalię, czy ma żal do rodziców o przeszłość, odpowiada zaskakująco dojrzale.

- Kiedyś było we mnie dużo żalu, często wypominałam to mamie - mówi Natalia. - Dzisiaj myślę, że może lepiej, że tak się stało, bo czas w domu dla dzieci, był dobrym czasem. Nie wiem, gdzie byłabym dzisiaj, gdybym została z rodzicami. Tata zmarł 6 lat temu, mama odwiedza mnie, stara się pomagać. Nadal jednak pije, więc to mówi chyba wszystko.

Mówi się, że im bardziej chcemy różnić się od rodziców, tym bardziej się do nich upodabniamy. Historia Natalii pokazuje, że wcale tak być nie musi. Trudne początki i złe doświadczenia, choć to zapewne niełatwe, można przekuć w siłę. Potrzeba do tego chęci, determinacji i otwartych oczu, które rozpoznają w przyjaznych ludziach aniołów stróżów.

TV

Jarmark Bożonarodzeniowy otwarty!